- Może być - powiedziałem znudzonym głosem i wziąłem kubek, który mi podała. Wypiłem poncz jednym łykiem i odstawiłem szkło na stolik. - Idziemy tańczyć?
- Nie! - niemalże krzyknęła Clarr.
- Aż tak źle? - spytałem z nieudawaną troską.
- Nawet sobie nie wyobrażasz.
- Usiądź - odsunąłem najbliższe krzesło i zaprosiłem ją ruchem ręki. Posłusznie wykonała moje polecenie. - Zdejmij te buty - spojrzałem z politowaniem na jej ogromne, nienadające się dla przeciętnego człowieka szpile, których noszenie pewnie niejedna przypłaciła złamaniem karku.
- Ocipiałeś?! Siedzę sobie w sukni na balu, wokół cała szkoła, a ja mam ściągać buty?! To szczyt złego wychowania - ofuknęła mnie.
- Ok ok - wyciągnąłem ręce w obronnym geście. - Może pójdziemy na zewnątrz? Gorąco tu.
- Podrywasz mnie na gwiazdy? - spytała dziewczyna pobłażliwie, ale wstała i podążyła za mną ku drzwiom Wielkiej Sali.
Zeszliśmy po marmurowych schodach. Śnieg wspaniale błyszczał w blasku księżyca. Akurat była pełnia. Niebo było bezchmurne i gwiazdy świeciły wspaniałym blaskiem.
- Ładnie, nie? - zagaiłem.
- Ładnie - przytaknęła nieco smutnym głosem. Wyczułem, że tak do końca niezbyt dobrze się bawiła, ale nie chciała okazywać tego przy całej szkole. Domyślałem się, że może chodzić o jej brata, ale nie zamierzałem pytać, żeby mi się nie rozpłakała czy coś...
- Wszystko ok? - no masz! Jednak spytałem.
- Raczej - wymusiła nieudolny uśmiech.
- Jakby coś było... Przyjaźnimy się nie?
- Proste - odparła.
- Pewnie... Bo są te Święta i w ogóle... Musisz za nim teraz tęsknić, co? - głupku! Po jakiego grzyba żeś zaczynał ten temat?!
Dziewczyna westchnęła. Oczywiste, że tęskniła. Idiota Adam nie potrafi trzymać języka za zębami.
- Adam... - zaczęła.
- Nie bij! - odskoczyłem jak oparzony. Pokręciła głową.
- Przytulisz?
Kopara mi opadła. Zrobiłem wielkie oczy. Myślałem, że się przesłyszałem. Stała jednak ze spuszczoną głową jak taka kupka nieszczęścia, pomyślałem więc, że chyba nic mi nie zrobi. O ile między falbany nie wetknęła sobie patelni. Zbliżyłem się i delikatnie ją objąłem.
- A co to za amory?!
Wiedziałem, co to za głos. Należał do starego Richa.
- Natychmiast się puśćcie! - na słowo "puśćcie" mimowolnie zachichotałem (ach, te skojarzenia!). - Coś cię bawi, gagatku?!
Woźny nakazał nam iść za sobą. Jak znam życie, zaprowadzi nas do Craxi'ego, a ten nic nam nie zrobi, czyli standardzik.
Przez całą drogę powrotną do gmachu szkoły, nie mogłem opanować rechotu. Jakoś bawiła mnie ta cała sytuacja, słownictwo Richa i to, że przyłapał mnie z Clarr w objęciach.
Weszliśmy do Wielkiej Sali i skierowaliśmy się do stolika, przy którym Craxi żywo konwersował z nauczycielką historii magii. Gdy profesor dostrzegł dwójkę "swoich" w eskorcie woźnego, zmarszczył brwi,
- Coś nie tak, panie Rich? - spytał.
- Tych dwoje młokosów obściskiwało się bezwstydnie na błoniach!
- Adam, przestań rżeć jak pegaz - upomniał mnie Craxi, gdyż cały czas miałem bekę z zaistniałej sytuacji, co więcej nie próbowałem się nawet hamować. - Panie Rich, jestem pewien, że pan przesadza. Pewnie po prostu znalazł się pan w złym miejscu o złej porze. Proszę się uspokoić i dołączyć do zabawy. A wy dwoje - zwrócił się do mnie i mojej partnerki - zmykajcie.
- Chcesz jeszcze zatańczyć? - spytałem dziewczyny.
- Nie... Jeśli nie masz nic przeciwko... Wróciłabym już do dormitorium. Przepraszam - dodała.
- Nie, w porządku! Ja w sumie też już chciałem iść... David upija się tam z Ell i w ogóle... To idziemy? - wykonałem gest, który miał znaczyć, iż proponuję Clarr iść pod rękę. Oplotła swoje ramię wokół mojego i wyszedłszy z sali balowej, zeszliśmy do lochów.
- Dobranoc - odprowadziłem Clarisse aż do drzwi jej dormitorium.
- Dobranoc - odpowiedziała i szybko weszła do pokoju. Cóż miałem robić? Wróciłem do siebie i zacząłem czytać książkę, którą dała mi na gwiazdkę. Czekałem na Davida.
THE END
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz