Zagubionych Dusz

Punktacja - Info

* Domów

~*~~*~~*~
120 Pkt. ~~ 105Pkt. ~~ 200Pkt. ~~ 425 Pkt.


Papillonlisse - 0 Pkt.
Bellefeuille - 0 Pkt.
Ombrelune - 0 Pkt.
Héroiqueors - 0 Pkt.

Puchar Domu; 1. Kliknij, 2. Kliknij,

UWAGA

Blog przeniesiony!

Link w poście poniżej!




środa, 31 grudnia 2014

Ombrelune: Od Adama cd. Ell

- Elly, to jest Dominique. - Wskazałem głową na rudzielca siedzącego przy moim boku. - Powiedzmy, że mam u niej dług.
- Ach, tak? - Przyjaciółka zmierzyła Papilonkę nieżyczliwym spojrzeniem.
- Taak... Jest genialna! Uratowała mnie, bo zemdlałem na błoniach. Bardzo cię boli to kolano? Może tobie też pomoże...
- Nie, dzięki - warknęła.
- Hym... No okej. Jak wolisz...
 - Sama sobie poradzę.
 - Okres masz? - Zdziwiony uniosłem jedną brew.
 - Czemu facet myśli, że jak dziewczyna jest zła albo ma zły humor to ma okres? A może po prostu ma go dosyć, bo jest idiotą? - wybuchnęła.
Wolałem już się nie odzywać. Panowała niezręczna cisza, podczas której pomogłem nowej znajomej wrzucić jej kufer na półkę na bagaż i umocowałem klatkę jej sowy. Korytarze stopniowo się opróżniały. W końcu wszyscy uczniowie wracający do domu na Święta zajęli miejsca w przedziałach i pociąg leniwie ruszył po torach. Za oknami coraz szybciej przemykały budynki wioski, potem już tylko gołe pola i winnice.
- Słuchajcie, to wy tu sobie porozmawiajcie o babskich sprawach, a ja idę... - Byłem już przy drzwiach przedziału.
- Gdzie ty idziesz?! - Ell gwałtownie zerwała się z miejsca.
- Noo... Na patrol oczywiście.
- A gdzie jest David?
- Właśnie idę go szukać - powiedziałem, jakby było to najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. Popatrzyła na mnie podejrzliwie.
- Dobra, idź...
- Dziękuję za pozwolenie - mruknąłem z sarkazmem i opuściłem przedział.
Patrol? Ha! Dobre sobie... Ruszyłem w kierunku zupełnie odwrotnym do wagonu prefektów. Przeszedłem się korytarzem, zaglądając do wszystkich przedziałów przez okienka. Wreszcie dostrzegłem znajomą grupkę. No, panie Orlaku. Dostanie pan za swoje! Teraz już nie zamierzałem mu odpuścić.
- Brooks? Jeszcze ci mało, cioto? - Powitał mnie ten cały Axel, kiedy tylko wszedłem.
- Widocznie tobie, skoro podniosłeś rękę na Ell - warknąłem, podwijając rękawy szaty.
- Oho! Chłopaczek będzie się bił o laskę? Tu już nie ma twojej obrończyni i gwarantuję ci, że będziesz zbierał zęby na drugim końcu pociągu - powiedział i podniósł się z miejsca.
- Przestańcie... - poprosiła jakaś dziewczyna.
- Sam przyszedł po jeszcze - wzruszył ramionami. - Ja tylko chcę go uszczęśliwić.
To mówiąc, szybko uderzył mnie pięścią prosto w nos, aż coś zachrzęściło. Zatoczyłem się do tyłu. Czułem, jak gęsta substancja zalewa mi twarz. Otarłem ją rękawem, głośno oddychając przez usta.
- Jeszcze? - zaśmiał się szyderczo.
Moje oczy zwęziły się w szparki. Miałem w dupie, czy on mnie tu zabije. Nie wyjdę na mięczaka. Nie bez walki.
Rzuciłem się na szerokiego w jakiejś szaleńczej furii. Miejsca w przedziale było ekstremalnie mało, więc popchnięty wylądował na stoliku, przewracając klatkę z jakąś sową, i uderzył głową o ścianę pociągu. Znajomi Axela odskoczyli z miejsc. Dziewczyny zapiszczały ze strachu. Jeden z jego kumpli, chuderlawy okularnik, zaczął iść w moją stronę. Spojrzałem na niego. Ha! Taka ciota? Zamachnął się na mnie, ale bez trudu zrobiłem unik, po czym złapałem go za szmaty i przyparłem do ściany.
- Życie ci miłe? To się nie wtrącaj! - wysapałem i odepchnąłem go.
W samą porę, bo Axel już grzebał się ze stołu. Wyraz jego twarzy przypominał mi rozjuszonego byka, którego ponęciło się czerwoną płachtą. Taki kolor zresztą przybrała jego twarz.
- No chodź, kurwa! Chodź! - Rozłożyłem ramiona. - Wykończ mnie, ale od niej łapy z dala, bo pożałujesz.
- Taki jesteś pewny? - warknął tamten. - Taki pewny?
Podszedł do mnie szybkim krokiem i mocno popchnął. Tym razem jednak jakimś cudem udało mi się utrzymać na nogach. Kucnąłem, umykając przed lecącą pięścią, i sprzedałem mu pchnięcie w brzuch z łokcia. Instynktownie się skulił. Nie do końca wierząc w moje szczęście i jego głupotę, kopnąłem go w pysk z półobrotu. Odleciał do tyłu i grzmotnął potylicą w stolik.
- Wstawaj - szydziłem. Krew zdawała się nieprzerwanie lać z mojego nosa, ale chuj z tym. Prawie nie bolało. - Wstawaj i walcz, cwelu jebany.
- Pchasz się do szpitalnego łóżka - stęknął, ale wyglądał, jakby miał już trochę dosyć.
Dźwignął się i, zbliżywszy, złapał mnie za rękę z zamiarem jej wykręcenia. Siłę w łapie, owszem, miał, ale wystarczył kopniak w krocze, by odskoczył jak oparzony. Posłałem mu ostatnie spojrzenie pełne triumfu i pogardy, i odwróciłem się z zamiarem wyjścia. Nagle poczułem, że plączą mi się nogi. Ten prosiak podstawił mi kosę i nastąpił na moje plecy, przygważdżając mnie do ziemi.
- Żegnaj się z żebrami.
Nogą obrócił mnie na plecy, splunął mi na twarz i nadepnął mocniej. Poczułem, że zaczyna brakować mi tchu. To był koniec. Niby nie mógł mnie zabić. Mowa! Jasne, że nie mógł. Nie mógł być aż tak głupi. Trafiłby za kratki. Z drugiej jednak strony wyglądał na nieźle wkurzonego. Rana na ustach, którą zadałem mu ostatnim razem, powiększyła się za sprawą kopnięcia. Twarz, dłonie i szatę umazane miał krwią. Zresztą ja musiałem wyglądać podobnie.
Nie chciałem dać się tak złamać. Nie jestem przegranym. Brooks nie przegrywa. Brooks się nie daje. A ten ziomek zrobił krzywdę Ell. Ell, która była mi bliższa niż siostra (błagam... Leslie wcale nie jest mi bliska). Co teraz zrobię? Poleżę, poczekam na jego łaskę? Posłucham, jak się ze mnie śmieją te zakazane ryje? Nie... Nigdy!
Szarpnąłem się gwałtownie i prawym łokciem ściąłem go z nóg. Przez moment leżał na mnie całym ciężarem swego ciała. W tamtej chwili przestałem oddychać. Na chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami, jednak opanowałem się. Przeturlałem się. Teraz to ja byłem na nim. Uderzyłem mu z dyńki i zacisnąłem zakrwawioną dłoń na krtani. Przydepnąłem jego nadgarstki. Unieszkodliwiłem go tak, by nie mógł zadać mi ciosu z żadnej strony, a im bardziej się szarpał, tym bardziej go dusiłem.
- Brooks, ty palancie!
Uniosłem głowę i spostrzegłem Davida wbiegającego do przedziału. Z trudem odciągnął mnie od Axela i przyparł do ściany. Ten natychmiast wstał i ruszył w moją stronę. Niezniszczalny, czy co?! Martines wymierzył mu cios w pysk. Orlak nie spodziewał się tego od swego wybawiciela, wobec czego nie zrobił nic, by się obronić. Złapał się za krwawiące usta i oparł o przeciwległą ścianę.
- Spokojnie, stary - powiedział David, rozcierając rękę. - Wystarczy ci. Słaniasz się na nogach.
- Wcale nie - burknąłem. Po chwili, już milszym tonem, dodałem: - Dzięki.
- Nie ma sprawy. Nadal jednak uważam, że jesteś bałwanem.
Razem wyszliśmy z przedziału, odprowadzeni spojrzeniami przez wszystkich zgromadzonych. David ruszył na dalszy obchód, obiecując, że w razie czego mnie nie widział, a ja postanowiłem wrócić do przedziału zajmowanego z Ell.
- Boże, coś ty zrobił?! - Dziewczyna dopadła do mnie, ledwo wszedłem.
- Popchnął cię. Pożałował. Poza tym nie mogłem wyjść na ciotę. Ach! - Uderzyłem się w czoło. - Zapomniałem ci dać prezentu urodzinowego. Już ci go szukam. - Pragnąłem jak najszybciej zmienić niewygodny temat.
- Adam...
- No co?
- Mieć takiego przyjaciela to najpiękniejszy prezent.
Dziewczyna podeszła do mnie blisko, bliziutko i objęła mnie ciasno, brudząc swoje włosy i szatę krwią, która nadal ciekła mi z nosa i nie chciała zaschnąć. Kiedy mnie puściła, spojrzałem w jej przerażone, lecz też wzruszone oczy i przykleiłem swoje usta do jej. Zacisnąłem oczy, czekając, aż dostanę lepa na ryj, ale nic takiego się nie stało. Poczułem, że ona też mnie całuje. Tak przyjemnie całowała. Tak przyjemnie...



Powiedzcie Ell, że ma dokończyć, bo ja się do niej nie odzywam.

wtorek, 30 grudnia 2014

Na prośbę Rainbow :3 ! Pożegnanie :<

Niestety mam dzisiaj dla was smutną wiadomość - odchodzę. Jest mi niezwykle przykro, ale długo się nad tym zastanawiałam i to jest moja decyzja i proszę ją uszanować. Nie, to nie jest żart, a dziś nie jest 1 kwietnia. Od dłuższego czasu wogóle nie udzielam się na blogu. Pamięta ktoś kiedy ostatnio napisałam opowiadanie? Sądzę, że nie. Chciałbym serdecznie podziękować wszystkim, którzy to czytają. Pisanie tego bloga razem z wami było niesamowitą przygodą, podczas której nauczyłam się wielu rzeczy. Będę o was pamiętać i ze łzami w oczach wspominać wszystkie nasze wspólne chwile. Przywiązałam się do was i naprawdę ciężko mi się z wami rozstawać. I przysięgam -kiedy to pisałam, płakałam.
Dziękuję:

Dinoterii - Bez ciebie ten blog wogóle by nie istniał. Mimo, że nie zawsze byłaś obecną na czacie, kiedy już tam byłaś, działy się tam niezwykłe rzeczy. Dziwne i szalone. Zboczone i śmieszne. Nie zapomnę cię Davidzie! Umiesz rozkręcić atmosferę i motywować ludzi. Dziękuję za utworzenie tego bloga i za cały poświęcony mu czas.

Liv - Przy tobie czułam się po prostu dobrze. Byłaś dla mnie jak starsza siostra. Przywiązałam się do ciebie i nie wiem, naprawdę nie wiem, jak ja będę bez ciebie funkcjonować. W ciężkich chwilach dodawałaś mi otuchy i nadziei. Jestem ci niezmiernie wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobilaś. Będę za tobą tęsknić, Zboku! Twoje opowiadania były zawsze świetne. Nieraz doradzałam ci, a ty robilaś to samo dla mnie. Te wszystkie niecne plany, sprawy sercowe, zdjęcia. Czy możesz sobie wyobrazić, że tego już nie będzie?

Ellie - Ty jedna skutecznie potrafiłaś mnie pocieszyć, podczas złych dni. Nie zapomnę rozprawiania o filmach. Te, które mi doradzałaś zawsze były świetne. Nie mogę znaleźć więcej słów, które opisałyby jaka jesteś cudowna. Uwielbiam cię, Haniu! (Gdzie twoje kartony?)

Clarr - Droga Królowo Piekieł... Gdybym cię nie poznała, nie wiem co bym zrobiła. Twoje obrazki i linki zawsze poprawiały mi humor. Bez ciebie na tym blogu byłoby bardzo nudno. Nie zapomnę twojej specyficznej osobowości. Chociaż rzadko pisałas twoje dzieła zawsze przypadły mi do gustu. Mam wielką nadzieję, że gdzieś cię jeszcze spotkam. Pozdrów Bastet!

juda - Twoje opowiadania były doskonałe! Nieraz śmiałam się przy nich, innymrazem bałam się. Nie zapomnę romansu Luke'a z Lili! Wszystkiego dobrego ci życzę, niezależnie od tego jak bardzo będziesz wstrząśnięta moim odejściem (O ile jeszcze tu gdzieś jesteś).

I dziękuję Biance, Vinyl oraz Avalone za to, że po prostu były.

Mam nadzieję, że nie zalujecie, że mnie poznaliście. To tyle z mojej strony. Żegnam wszystkich cieplutko! Trzymajcie się, kochani!


Dopisek;
Trzymaj się kochana :**
~ Per Smok - Dinoteria :<

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Ombrelune: Od Ell cd Adama

Gapiłam się na niego szeroko otwartymi oczami. Adam miał śliwę na oku, rozciętą wargę i ranę pod brwią. Wyglądał jak siedem nieszczęść.
- No wiesz... - starałam się brzmieć obojętnie. Dlaczego ja zawsze wszystkim współczuję?! - Ekhm... Należało ci się.
Odwróciłam się i upiłam łyk piwa karmelowego, jednak za chwilę gwałtownie się odwróciłam.
- Adam, ty krwawisz! - krzyknęłam - Siadaj tu natychmiast!
Poklepałam miejsce obok siebie. Chłopak wykonał polecenie. Wyciągnęłam mokrą chusteczkę i przetarłam ranę.
- Ell, to boli - mruknął, ale dalej siedział spokojnie.
- Przepraszam cię, ale nie znam na razie zaklęć medycznych, znaczy właściwie to znam, ale mogłabym ci jeszcze bardziej otworzyć tą ranę. - powiedziałam skupiona.
Pod koniec wyciągnęłam plaster i zakleiłam mu obie rany.
- O kogo się tak biłeś? - zapytałam, kiedy skończyłam.
- O honor - powiedział w stu procentach poważnie.
Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem. Adam. O honor. Taa.
- Z czego rżysz?! - zapytał nieco urażony - Miałem poważny powód.
- No jasne - powiedziałam szeroko uśmiechnięta - kto zajmie lepszy przedział w pociągu? Adam ty niczego nie bierzesz na poważnie.
Zamyślił się na chwilę. Dopiłam piwo i zerknęłam na zegarek.
- 30 minut do pociągu. Idziemy? - zapytałam.
- No. - mruknął i podniósł się z siedzenia.
Wyszliśmy z baru i ruszyliśmy w stronę peronu. Kiedy szliśmy minęliśmy grupkę młodzieży. Stał tam jeden umięśniony chłopak. Również miał rozciętą wargę. Domyśliłam się kto to jest.
- No, Adaś widzę, że zdobyłeś nowe znajomości - powiedziałam.
- A daj spokój - odparł ze zrezygnowaniem.
- Na pewno dałeś popis - parsknęłam śmiechem.
W tej chwili odwrócił się mięśniak.
- No witam, witam, Brooks - krzyknął z obrzydliwym uśmieszkiem.
Jego "przyjaciółeczki" zachichotały.
- Chcesz, żebym ci poprawił twoją wargę?! - odparł Adam.
Znałam go na tyle długo, że zobaczyłam niepewność w jego oczach.
- Adam - szepnęłam - Ogarnij się, chłopie bo nie zamierzam zbierać twoich flaków z ziemi.
- Spoko - wycedził przez zęby.
- Adam! - wrzasnęłam - Nie rób tego.
- O... - zarechotał chłopak w którym Adam za chwilę miał się bić - Widzę, że masz obrońcę.
- Odsuń się, Ell - warknął Adam. Ślad niepewności w jego oczach zniknął. W jej miejscu pojawiła się złość.
Nie słuchając chłopaka podeszłam do mięśniaka i spiorunowałam go spojrzeniem. Nie miałam najmniejszej ochoty oglądania tego jak bije się z Adamem, który po poprzednim starciu nie doszedł jeszcze do siebie. Nie chciałam być pesymistką ale ten facet go zmiażdży. W chłopaku stojącym przede mną coś zawrzało. Zamachnął się.
- Dziewczyny nie uderzysz - powiedziałam drżącym głosem. Teraz to ja się bałam.
Opuścił rękę. Jednak chwilę po tym popchnął mnie tak mocno, że upadłam na drogę. Uderzyłam kolanem prosto w wystający kamień. Zaczęła cieknąć krew. Podniosłam się i pokuśtykałam prosto przed rechoczącego chłopaka.
- Ty nie masz honoru. Jesteś zwykłą szlamą rozumiesz?! - wrzasnęłam.
Chyba po raz pierwszy wypowiedziałam to słowo (w sensie szlama) i to jeszcze z taką nienawiścią. Teraz się tym jednak nie przejmowałam.
- Adam, chodź idziemy - ignorując bolące kolano chwyciłam chłopaka pod ramię i ruszyłam w stronę peronu. Drogę tam pokonaliśmy w milczeniu. Wzięłam swój kufer i weszłam wściekła do pierwszego wolnego przedziału. Jeszcze nikt nigdy mnie tak nie upokorzył. Nikt. Adam wyczuł moją wściekłość i nie próbował mnie rozśmieszać jak robi to zwykle.
Chwilę później otworzyły się drzwi do przedziału i pojawiła się w nich ruda głowa.
- Cześć Adam! - krzyknęła uśmiechnięta od ucha do ucha. Spojrzała na mnie - A ty to...
- Elliezabeth - powiedziałam sucho mierząc ją najgorszym ze spojrzeń.
- Mogę się przysiąść? - zaśmiała się i nie czekając na odpowiedź wparowała do przedziału.
Akurat tego mi brakowało. Wiecznie uśmiechniętej dziewczynki.
Usiadła obok Adama.


Adam? Ell obrończyni xd

niedziela, 28 grudnia 2014

Ombrelune: Od Adama cd. Ell

[Dla klimatu można włączyć  piosenkę. Najlepiej przeczytać tłumaczenie.]

Wyjebała mnie. No wyjebała! Szczyt szczytów! Za co? Do końca sam nie wiedziałem. Na początku wyglądało, jakby mi współczuła, a później po prostu kazała mi spadać. Była zła? Okej. Nie tylko ona. Ale dobijał mnie fakt, że wszystkie jak jeden mąż zezłościły się o sytuacje, które miały miejsce po pijaku. Ja nie miałem na nie wpływu, tak ciężko pojąć?
Straciłem laskę, straciłem przyjaciół... Kurwa, straciłem wszystko. Znowu. I w sumie powinienem był się przyzwyczaić do takich sytuacji, powinienem olać ich ciepłym moczem i już, ale po totalnej izolatce po... ekhm... incydencie z gówniarą, miałem dosyć samotności. Czy ci wszyscy ludzie są jacyś totalnie jebnięci?!
Wpadłem do dormitorium. David nadal leżał plackiem. Znikome ślady wskazywały na to, że pod moją nieobecność podejmował jakieś próby spakowania dobytku, jednak chyba niezbyt mu to wyszło. Kiedy wszedłem nawet nie podniósł głowy. Wyglądał, jakby czekał na śmierć.
- Pakuj! - wskazałem różdżką na otwarty kufer. Nie drgnęła nawet najmniejsza z moich rzeczy.
Cóż, nie mam ani obowiązku, ani wewnętrznej potrzeby, ani nawet specjalnej ochoty znać tych wszystkich domowych zaklęć. Tym zajmuje się służba, a nie szanujący się czarodziej. Teraz jednak by się przydały. Zrezygnowany zacząłem krążyć po pokoju i wrzucać do kufra rzeczy, które wpadły mi w ręce. W efekcie po niedługiej chwili stworzyłem artystyczny nieład. Nie przypominałem sobie, żeby tego było aż tak dużo, kiedy wyjeżdżałem. W każdym razie na pewno bagaż się zamykał.
- Skończyłeś? - usłyszałem głos zmarnowanego Davida, który dopiero teraz postanowił się odezwać.
- Powiedzmy - mruknąłem, drapiąc się różdżką za uchem.
- To weeź, spakuj też moje...
- Wal się - warknąłem. Byłem do reszty wściekły. Na nich wszystkich.
- Co ci jest? - David był autentycznie zdziwiony.
- A pakuj się sam, leniu jebany! - Chwyciłem pelerynkę od jego mundurka leżącą na moim łóżku i cisnąłem w niego z całej siły. Te wszystkie napięte sytuacje dzisiejszego ranka pozwoliły mi zapomnieć o kacu.
- O chuj ci chodzi?! - David usiadł na łóżku i spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
- Po prostu jesteś jebanym nierobem i tyle!
- Na pewno nie większym od ciebie, księżniczko!
Obrzuciłem go nienawistnym spojrzeniem i, nic nie powiedziawszy, wyszedłem, trzaskając drzwiami. Musiałem tylko nawrócić po kufer.
Super. Tyle czasu do pociągu, a ja nie miałem zupełnie co ze sobą zrobić. Ciągnąc za sobą kufer i trzymając pod pachą wyrywającego się Lucyfera, którego zgarnąłem po drodze, skierowałem się na dwór. Ku mojemu zaskoczeniu, na błoniach było już sporo uczniów. Właściwie zimy na południu Francji są dosyć lekkie, wobec czego chłód nikomu nie przeszkadzał.
- Ha! Wczoraj na balu... Było, oj było! Dobrze, że jednak  przyszedłem! Brooks dał popis.
Moment. Co? On mówił o mnie? Rozejrzałem się i zlokalizowałem nieopodal grupkę Orlaków z mojego roku, może trochę starszych. Od razu się we mnie zagotowało, ale postanowiłem trochę się wstrzymać i posłuchać, co jeszcze na mój temat powiedzą.
- Oj bawili się, bawili! Jak się nie ma mocnej głowy to się powinno kilometr od ponczu przechodzić - parsknął drugi chłopak.
- I tak gówno im zrobią - zauważyła gorzko jakaś wysoka blondynka. - Pupilki Craxiego. Lune specjalnej troski.
- Dziwisz mu się? Pewnie jest mu ich szkoda!
No dobra. Przegięli totalnie. Rzuciłem kufer na ziemię, puściłem kota, który natychmiast gdzieś odbiegł i podszedłem do śmiejącej się grupki.
- Chcesz w zęby? - podszedłem do pierwszego chłopaka. Był dosyć barczysty, jednak nie wyższy niż ja.
- Jak tam kac? - zapytał z bezczelnym uśmiechem.
- Chuj ci do tego?! - warknąłem i pchnąłem go z całej siły.
- O, o! Patrzcie go, jaki chojrak! - szydził, poprawiając zmięty mundurek. - Dobrze radzę, odczep się pókim dobry.
- Ani mi się śni! - krzyknąłem i z całej siły uderzyłem go pięścią w twarz. Zatoczył się i dotknął dłonią wargi. Ciekła z niej krew.
- Zostaw go! - pisnęła jakaś dziewczyna, ale chyba bała się nas rozdzielić.
- Odejdź. - Chłopak odsunął ją swoim wielkim łapskiem i otarł usta. - Niech ma, co chciał.
Bellak podszedł do mnie i pchnął tak mocno, że upadłem. Poczułem, że moja różdżka w kieszeni pękła. Świetnie. Zdołałem przetoczyć się w ostatniej chwili, nim ogromna niczym mała dynia pięść uderzyła w miejsce, gdzie jeszcze przed sekundą znajdował się mój nos. Szybko wstałem. Miałem idealną pozycję, by zaatakować od tyłu, ale kiedy już unosiłem nogę, by sprzedać mu kopa w plecy, blondynka wrzasnęła:
- Axel, uważaj!
Chłopak z kocią zwinnością odwrócił się, pociągnął za moją nogę i znów leżałem. Nie zastanawiając się długo, uderzył mnie prosto w oko. Poczułem cios tak silny, jakby spadł mi na głowę granitowy posążek. Wzrok zaczął mi się mazać, wreszcie przed oczami zrobiło mi się ciemno. Czułem, że w głowie mi się kręci, że spadam. Głosy z zewnątrz zdawały się oddalać. Słyszałem śmiech chłopaka i jego kolegów, wyrzuty jakichś dziewczyn, czyiś krzyk... Wtedy straciłem przytomność.
- Słuchaj, żyjesz?!
Obudził mnie potworny ból i damski zaaferowany głos. Powoli otworzyłem oczy. Nade mną klęczała dziewczyna o włosach tak płomiennie rudych, że zdawały się być czerwone. Jej olbrzymie, zielonkawe oczy patrzyły na mnie z odrobiną strachu.
- O, żyjesz! Ekstra! Zamknij oko.
Poczułem lodowate zimno na bolącej powiece. Przyniosło mi nieopisaną ulgę. Przez chwilę nie czułem praktycznie nic, jednak z chwilą, kiedy nieznajoma zabrała źródło chłodu, ból powrócił.
- Dasz radę usiąść? - zapytała i chwyciła mnie za tors.
- Dam radę - burknąłem. Odtrąciłem ją i podniosłem się do pozycji siedzącej. Ukryłem twarz w dłoniach. Wyczułem opuchliznę w miejscu, w które trafił chłopak. Świetnie.
- Mam śliwę? - jęknąłem, wskazując palcem zranione oko.
- Uhm. Ale powinna zejść za parę dni. Ten bęcwał nieźle ci przydzwonił...
Spojrzałem na nią spode łba. Co za wstyd, dać sobie tak dokopać...
- ...ale ty też nieźle rozciąłeś mu ten zakazany pysk - zreflektowała się szybko.
Dopiero teraz rozejrzałem się. Znajdowałem się nadal w tym samym miejscu na błoniach. Grupki nie było nigdzie widać, na pewno ruszyła już do wioski. Mimo tego uczniów raczej przybyło. Krzątali się między kuframi i walizkami, sprawdzali zamknięcia w klatkach z sowami i żywo dyskutowali, śmiejąc się i składając pierwsze świąteczne życzenia. Zmierzyłem wzrokiem dziewczynę, która mi pomogła. Papilonka. No nieźle.
- Długo leżałem?
- Czy ja wiem - wzruszyła ramionami. - Pociąg odjeżdża za godzinę, więc raczej nic wielkiego się nie stało.
- Kot mi zjebał - mruknąłem, drapiąc się po karku.
- A to nie ten, który leży na twoim kufrze? - wskazała głową na miejsce, gdzie zostawiłem rzeczy. Istotnie na bagażu rozłożył się mój czarny jak smoła kocur. Cóż, przynajmniej to miałem z głowy.
- W istocie. To ja będę mykał.
- Hola, hola! Gdzie pan się tak spieszy, panie ładny? Może trzeba do pielęgniarki...
- Nie trzeba! - wykrzyknąłem i spróbowałem wstać. Niestety zrobiłem to za szybko i odrobinę się zatoczoczyłem. Dziewczyna szybko podbiegła i mnie przytrzymała.
- Nie trzeba? - spytała z ironią, unosząc brwi.
- Nie! Wspaniale, że mi pomogłaś... - Spojrzałem na nią pytająco.
- Dominique - podpowiedziała.
- ...Dominique. Może cię zapamiętam. Także, wspaniale, że pomogłaś, ale muszę spadać.
To mówiąc, chwyciłem kota pod jedną pachę, kufer pod drugą i ruszyłem ścieżką w kierunku Écuelle. Po kilku krokach odwróciłem się i mrugnąłem do niej zaczepnie. Uśmiechnęła się szeroko i oblała rumieńcem.
- Czekaj! A... a ty?! - krzyknęła za mną.
- Co ja?!
- Jak się nazywasz?
- Nie wiesz? Ha! Jestem Adam. Adam Brooks. Zapamiętaj to imię, bo będziesz krzyczała je przez całą dzisiejszą noc. - Wyszczerzyłem rządek białych ząbków i poszedłem dalej.
Po kwadransie stałem już obok Trzech Różdżek. Postanowiłem, że jakieś piwko kremowe przed odjazdem powinno choć odrobinę poprawić ten dzień. Wtłoczyłem się do pubu z moimi manatkami i usiadłem przy wolnym stoliku. Kiedy zamówiłem napój, zorientowałem się, że Lucyfer nawiał. Zajebosko! Rozejrzałem się i spostrzegłem, że kręci się obok nóg jakiejś dziewczyny. Bez wahania podszedłem.
- Mogę kota? - Zdążyłem zapytać, nim zorientowałem się, że to... Ell, której włosy nie mieniły się jak zwykle paletą barw, ale przybrały naturalny kolor ciemnego blondu.
- Jasne, bierz go - prychnęła, po czym podniosła na mnie oczy. Natychmiast stały się wielkie jak galeony. - Co ci się stało? - zapytała, starając się brzmieć jak najbardziej obojętnie.
- Nie będę zwierzać się osobie, która zacznie mnie pocieszać, a za pięć minut postanowi się na mnie obrazić - mruknąłem, krzyżując ręce na piersi.
- Mam powód, żeby być zła - mruknęła. - Nie wygłupiaj się, gadaj.
- Nic wielkiego - wzruszyłem ramionami. - Lałem się.

Ell? :D

sobota, 27 grudnia 2014

Ombrelune: Od Ell cd Adama

- Dlaczego mi nie powiedziałaś?! - zapytał z wyrzutem.
- No jasne. Świetnie by to brzmiało: cześć Adam, byłeś wczoraj upity tak, że nic nie pamiętasz, więc opowieść zacznę od tego jak całowaliśmy się pod pokojem twojej dziewczyny.
- Ell wiesz, że nie o to mi chodzi - mruknął.
Adam był widocznie przybity. Tylko czemu to JA mam wyrzuty sumienia? Może dlatego, że Rosalie jest moja przyjaciółką. Aha, poprawka : Rosalie była moją przyjaciółką. Do tego to nie ja pocałowałam Adama, a co lepsze nawet mu się wyrywałam. To nie on powinien być zły na mnie tylko na ja niego. Zorientowałam się, że obejmuję go i pocieszam, kiedy tak na prawdę powinnam być na niego zła i obrażona. Odskoczyłam jak oparzona.
- Wyjdź - starałam się brzmieć stanowczo.
- Co jest...? - zapytał lekko zdezorientowany.
- Po prostu wyjdź - wycedziłam przez zęby. O tak. Teraz jestem wściekła. - Muszę się spakować.
Chłopak bez słowa wstał i wyszedł.
Ha! Śmieszne. On jest wściekły na mnie, a powinien być mi wdzięczny. Gdyby nie ja musiałby się tłumaczyć przed pierwszaczką z którą prawdopodobnie by się przespał. Gdyby nie ja to paradowałby na swojej imprezie w samych bokserkach (a może nawet bez nich) i gdyby nie ja to chodziły teraz po szkole i słuchał plotek na swój temat.
Zaczęłam się pakować. Za długo o tym wszystkim myślę. Od nowego półrocza poszukam sobie nowych znajomych, bo w tym gronie czekają mnie same kłopoty, poza tym nie mam najmniejszej ochoty tłumaczyć się przed Rosalie, bo nic z wczorajszych wydarzeń nie było moją winą.
Zamknęłam walizkę i wyszłam przed budynek szkoły. Spojrzałam na zegarek. Jeszcze dwie godziny do przyjazdu pociągu. Rozglądnęłam się. Przy drodze do Ecuelle stała grupka uczniów prawdopodobnie z mojego roku. Ruszyłam w ich stronę, ale zaraz się zatrzymałam słysząc urywek ich rozmowy.
- Słyszeliście co się działo po balu? - zapytała rudowłosa.
- Chyba każdy słyszał... Brooks i Martiness zaczęli... - zaczął jakiś chłopak w okularach.
- Nie... Nie o to mi chodzi - przerwała mu dziewczyna - Podobno Heap i Brooks przelizali się pod pokojem Rayan!
- Co? - zaśmiała się blondynka
- Tak, to prawda - do rozmowy włączyła się inna dziewczyna - Podobno mieli romans... No wiecie po tej aferze kiedy Heap spadła z miotły i w ogóle...
Dalej już nie słuchałam. Zaraz zaczną plotkować albo co gorsza mnie zauważą. Szybko zmieniłam włosy na mój naturalny blond, żeby nie rzucać się w oczy. Spojrzałam na zegarek. Godzina i czterdzieści pięć do pociągu. Szybkim krokiem minęłam plotkującą grupkę z nadzieją, ze mnie nie rozpoznali i ruszyłam do Ecuelle. Czasu akurat wystarczy na piwo kremowe. Weszłam do baru i usiadłam przy wolnym stoliku.
- Poproszę jedno piwo kremowe - złożyłam zamówienie. Kelnerka nabazgrała coś w notesie i oddaliła się. Dzwonek przy drzwiach zabrzęczał, co oznaczało, że do baru ktoś wszedł. Odwróciłam głowę. Adam. Cholera, jeszcze tego brakowało.

Adam? Hyh. Tak bardzo dwie osoby na blogu .-.

piątek, 26 grudnia 2014

Ombrelune: Od Adama cd. Ell

- Rosalie?
Uchyliłem drzwi pokoju dziewczyny i wszedłem. Jej łóżko było puste. Nic dziwnego. Za kilka godzin większość uczniów opuszczała szkołę, by zasiąść z rodzinami do wspólnych kolacji, i chyba tylko ja z Davidem nie zerwaliśmy się o świcie, by pakować manatki.
- Ray?!
- Wejdź - usłyszałem słaby głos dochodzący z łazienki. Ledwie zająłem miejsce na jej łóżku, dziewczyna weszła do pokoju.
- Ray, ja cię tak bardzo przepraszam, ja...
- Nie zaczynaj od przeprosin - powiedziała. Usiadła obok mnie i ukryła twarz w dłoniach.
- Ja nie wiedziałem, co robię. Uwierz. Ta małolata...
- Jaka małolata? - Ray gwałtownie uniosła głowę.
- No ta pierwszaczka...
- Jaka pierwszaczka?!
- Yyy... - Zmieszałem się. - Ell powiedziała mi, że cię zraniłem. Że poszedłem do pokoju z jakąś pierwszaczką i no... że się z nią całowałem i ty...
- Całowałeś się? - jęknęła.
- Mówiła, że to widziałaś... To z kim do cholery ja się całowałem?!
- Nie pamiętasz - powiedziała, lecz z jej ust nie brzmiało to jak pytanie, tak jak u Ell. Wyglądało na to, że się tego spodziewała.
- Nie pamiętam. - Kiwnąłem głową na potwierdzenie moich snów. Trudno. Niech wiedzą. Chciałem wreszcie dowiedzieć się, o co chodzi.
- Z nią.
- Co?!
- Z nią - powtórzyła Rosalie głośniej. - Całowałeś się z Elliezabeth!
- O matko... - Teraz to ja ukryłem twarz w dłoniach. Co ja do cholery mam w głowie? Ale dlaczego, u diabła, nie chciała mi powiedzieć prawdy? - Ray, ja naprawdę prze...
- Nie przepraszaj mnie. Już ci mówiłam - powiedziała głosem zupełnie wypranym z uczuć.
- To co mam ci zrobić? Paść na kolana? Kwiaty? Czekoladki?
- Adam... Ja sądzę, że powinniśmy się rozstać.
- CO? - Zbaraniałem. Pierwszy raz w życiu laska rzucała mnie, a nie odwrotnie! Prawda, były kłótnie, ale... - Jeśli chcesz mnie rzucić, rzuć mnie na łóżko!
- Adam, ja mówię serio. Ja wiedziałam od dawna, że wy w końcu będziecie razem. Przestań uciekać przed uczuciem, leć do niej i bądźcie ze sobą.
- Jakim uczuciem?! - żachnąłem się. - Rosalie. Ja chcę z tobą być. Ja...
- Nie. Adam, proszę. Rozstańmy się pokojowo. Tak będzie najlepiej dla wszystkich. Nie chcę konfliktu, ale zrozum... Mam dosyć związku z tobą...
- Źle ci?!
- Nie... Nie o to chodzi. Ale to zaszło za daleko, Adam. Ja wiem, że ty prędzej czy później będziesz z Ell. Ja... ja to czuję. To już jest koniec.
Przez chwilę panowała cisza.
- Dobra - westchnąłem. - Okej. Skoro tego chcesz...
Jeszcze chwilę porozmawialiśmy. Jak kolega z koleżanką. Starałem się udawać, że mam w dupie to zerwanie. Że praktycznie mnie to nie ruszyło. Po tym Rosalie powiedziała, że musi się pakować i grzecznie mnie wyprosiła. Od razu poleciałem do Ell na skargę.
- Zerwaliśmy - oznajmiłem od progu.
- Co? Jak mogłeś ją rzucić?! Ona jest w takim stanie, a ty...
- TO ONA mnie rzuciła - mruknąłem. Ell spojrzała na mnie zdziwiona.
- Chcesz powiedzieć, że ciebie rzuciła dziewczyna? Że CIEBIE PIERWSZEGO rzuciła dziewczyna?!
- Tak! Tak, rzuciła mnie!
Elliezabeth uśmiechnęła się, po czym zaczęła rechotać.
- No co? CO?! - Byłem coraz bardziej podenerwowany całą tą sytuacją. Usiadłem na łóżku (rzeczywiście kocham siadanie na czyichś łóżkach, poza tym w dormitorium nie ma za bardzo miejsca do siedzenia) i wbiłem wzrok w podłogę. Nie dość, że miałem potwornego kaca, to jeszcze to. Po chwili poczułem, jak obok mnie ugina się materac.
- Przepraszam - usłyszałem szept.
- Co?
- Nie powinnam się z tego cieszyć. Ale wiesz, mam uzasadnione powody, by w twoim przypadku wątpić w istnienie czegoś takiego jak uczucia.
- Przecież nic mi nie jest - bąknąłem. W tej samej chwili poczułem, jak mnie obejmuje. Nie odwzajemniłem gestu.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że się całowaliśmy? - zapytałem spokojnie.
- To ty mnie pocałowałeś...
- Dlaczego nie powiedziałaś?!

Ell?
Jutro to przeczytam i będzie wielkie nieogarnianie siebie po alkoholu >.<
Wiem, że prawie same dialogi, wybacz ;x

Ombrelune: Od Ell cd Adama

Adam popatrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Widać było skutki jego wczorajszej imprezy. Oczy miał podkrążone, był blady i strasznie waliło od niego wymiocinami.
- Więc - zaczęłam - musisz wiedzieć, że część uczniów widziała to co robiłeś i po szkole krążą najróżniejsze plotki. Chociażby taka, że całowałeś się z nauczycielką od astronomii...
- Matko - powiedział lekko zniesmaczony - mam nadzieję, że to tylko plotki?
- Tak, raczej tak. Ogólnie mieliśmy cię z Percym na oku - uspokoiłam go - no więc jak wyjdziesz z pokoju to oczekuj różnych dziwnych spojrzeń. Na szczęście, a raczej z tego co wiem, to nikt nie doniósł nauczycielom, bo oni sami trochę wypili.
- Dobra, powiedz mi teraz co zrobiłem... - westchnął.
Na samą myśl tego co Adam wyczyniał wczoraj w nocy dostałam kolejnego napadu śmiechu.
- ELLIEZABETH HEAP! - wkurzył się, ale zaraz potem uspokoił - powiesz mi w końcu? Kto jak kto, ale ja powinienem chyba to wiedzieć...
- No to na początku upiłeś mi kuzynkę, ale szczerze mówiąc to należało jej się. Głupi bachor.
- Jejku, Ell, nie poznaję cię - uniósł brwi wyraźnie rozbawiony.
Ha! Głupia dziewczyna będzie miała nauczkę, bo akurat ją nauczyciele widzieli. Gorzej jak nakabluje na Adama... Ale z drugiej strony to on też powinien dostać nauczkę. Ale po chwili spoważniałam. On skrzywdził Rosalie. I prawdopodobnie tą pierwszaczkę którą chciał przelecieć, i chyba jeszcze kogoś.
- Halo... Ell? Odwieś się! - Adam pomachał mi ręką przed twarzą - żyjesz?
- Ta... Wszystko ok. Więc film urwał ci się prawdopodobnie w momencie kiedy zasalutowałeś Craxiemu. Potem zacząłeś mamrotać coś o jakimś zielsku, którego oczywiście nikt nie brał w tej szkole - spojrzałam na niego znacząco. Spuścił głowę - ALE na szczęście Percy cię odciągnął zanim Craxi zaczął coś podejrzewać... Adam!
- Co? - zapytał. Widać, ze trochę gorzej się poczuł.
- Tam jest kibel. Jak chcesz, to idź sobie rzygnij, bo nie ja będę sprzątała jak nabrudzisz - powiedziałam.
- Nie, spoko. No mów dalej - ponaglił mnie i położył się na łóżku.
- Ależ oczywiście, rozgość się - warknęłam - kawusi, a może życzysz sobie jakieś ciastko czy inne gó...
- Ell!
Och... To ja powinnam być wkurzona. Przychodzi do mnie po nocy, w której zdradził swoją dziewczynę po raz drugi, a co najlepsze znów ze mną. Jeszcze na dodatek nic nie pamięta (swoją drogą to takie zaniki pamięci są bardzo wygodne) i jeszcze jest na mnie wkurzony! Miałam tak wielką ochotę się na niego wydrzeć...
- No dobrze - westchnęłam - więc... Czekaj niech sobie przypomnę... Szukaliśmy cię z Percym... Swoją drogą chyba on jedyny nie był na ciebie zły... Adam jak mi zwymiotujesz na pościel, to cię uduszę.
- Nieważne! - był wyraźnie rozbawiony - Kogo zabiłem?
- No w sumie to nikogo ale prawie zgwałciłeś jakąś pierwszaczkę.
Parsknął śmiechem.
- Adam, to nie jestem śmieszne! Zastaliśmy cię w pokoju z półnagą pierwszoklasistką! - krzyknęłam starając zachować powagę.
- Po co nam przerywaliście?! - udawał wkurzonego - A mogło być tak pięknie...
- Głupi jesteś. A poza tymi incydentami to zorganizowaliście z Dave'm imprezę i zaczęliście robić striptiz ale Percy was zabrał kiedy mieliście ściągać spodnie...
- Co... - ukrył twarz w poduszce.
- A potem... - zaczęłam już poważniej.. Powiedzieć czy nie? - Ym... Idź, przeproś Rosalie, ok?
Podniósł na mnie wzrok...
- Czy my... - pokazał na mnie i na siebie - Coś znowu... No wiesz...
- Nie.. To znaczy całowałeś się z tą pierwszaczką i ona was zobaczyła... No i wiesz. Przykro jej. Pewnie płacze. Adam, bardzo ją skrzywdziłeś. - powiedziałam ostrożnie.
Wstał z łóżka.
- Dzięki, że mi powiedziałaś - powiedział głosem pozbawionym wszelki emocji i wyszedł.

Adam?

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Ombrelune: Od Adama do Ell

- Chodź, zatańczymy!
Chwyciłem Clarisse za rękę i odciągnąłem od stolika. Prawie przewróciła się na obcasach. Posłała mi mordercze spojrzenie i syknęła coś typu "debil", ale bez najmniejszych oporów dała wyciągnąć się na parkiet.
- Adam... - zagadnęła, kiedy zaczęliśmy bujać się w rytm muzyki.
- Ta?
- Co wy z Davidem...
- Co? Co ja z Davidem?! - obruszyłem się. Jeśli Victoria puściła parę z ust, dostanie na Gwiazdkę malowaną trumienkę.
- Co wy z Davidem tacy weseli nagle? - sprostowała, a ja odetchnąłem z ulgą, ganiąc się jednocześnie za tak gwałtowną reakcję. - Tacy byliście zajebani, dwa buraki wielkie, Rosalie przez ciebie ryczała, a teraz "Chodź tańczyć".
- Ray płakała? - Wytrzeszczyłem oczy. - Czemu?
- A jak myślisz? - warknęła. - Myślisz, że przyszła z tobą na bal po to, byś ją zlał, a potem znalazł sobie inną towarzyszkę?
- Ja nie...
Nie dane mi było dokończyć, gdyż dostałem porządnie w pysk. Czułem, jak długie, pomalowane krwistoczerwonym lakierem paznokcie Clary haczą o moją twarz, drapiąc boleśnie skórę.
- Po części za Ray - powiedziała chłodno. - Po wtóre za to, że chleliście.
- My nie...
- Poprawić?
- Ym... nie.
Kiwnęła głową.
- Nie mówiłam nikomu. Możecie się z tego tylko i wyłącznie cieszyć. Dziewczyny nie zauważyły. Jeżeli nie chcecie mieć poważnych problemów, radzę wam poprzestać na tym, co wypiliście do tej pory. I mam nadzieję, że nie wzięliście nic innego. Prawda?
- Oczywiście, że nie - skłamałem. Sekundę później zapytałem siebie, na jakiej właściwie podstawie mamy jej słuchać i co to jest do cholery za polityka, że ona bije mnie po twarzy. - Tak w ogóle dziewczyna nie będzie mi rozkazywać - burknąłem.
- Coś ty powiedział?!
- Dziewczyna-nie będzie-nam-rozkazywać - powtórzyłem stanowczo. - Będziemy robili, co nam się żywnie podoba, i to absolutnie nie jest twoja sprawa.
- Ty... - zamachnęła się, ale przytrzymałem jej nadgarstek. - Co się z tobą w ogóle stało?!
- Nic - odparłem.
- Ała, Adam. To mnie boli! Puść!
Rozluźniłem uścisk dłoni, a ta wyrwała się. Spojrzała na mnie z zacięciem.
- Dobrze - szepnęła. - Dobrze. Już się panom usuwam. Nie będę przeszkadzać.
Odwróciła się na pięcie i odeszła szybkim krokiem w stronę przeciwną do naszego stolika. Ja natomiast poszedłem do niego. Ignorując pytania o Clarisse, wyciągnąłem Davida na zewnątrz. Spaliliśmy powoli kolejne cztery blanty, rozkoszując się ich smakiem. Potem wróciliśmy na salę i niezauważenie opracowaliśmy dużą butelkę likieru o smaku toffi.

- Dejff!
- Sso?
- Nis...
- Hahahahahah! - kumpel zaczął rechotać. Siedzieliśmy przy naszym stoliku, opróżniwszy wszystkie butelki. Rosalie, Ell i Clarr bawiły się gdzieś na parkiecie i nie zaszczyciły nas przez ostatnią godzinę lub dwie, kiedy już wyprowadziły półprzytomną kuzynkę Heap do pokoju. Percy też gdzieś się zmył. Dało nam to swobodę w konsumpcji. Właściwie niewiele z niej pamiętałem. Czułem się, jakby ktoś wziął gumkę do mazania, wdarł mi się do umysłu i wymazał z mojej głowy wspomnienia ostatnich chwil.
Zacząłem bawić się serwetką leżącą na stole. Złożyłem ją dwa razy na pół, zmiąłem w garści i odłożyłem na talerz.
- Patsz! Srbiłem łabęzia!
- Sudowny! - David zaczął klaskać.
- Iziemy do ziewszyn?
- Okej! - Blondyn z trudem wstał z krzesła, zatoczył się i podparł ręką o ścianę. - Niz mi nie jess!
Również wstałem. W głowie kręciło mi się, że ja pierdolę. Oparłem się rękoma o stół.
- Aleale one żesież nam nie potrzebne! Jia mam je w dupje, kurwa maź!
- Jjak ź masz? Koanie, jiak źmaż? - zaczął śpiewać David, wymachując dziko rękami.
- Chujowo - odparłem, podszedłem do niego i uwiesiłem mu się na ramieniu. - To pszez foje źwieanie.
- Ssspadaj!
- Wiesz so? Chyba oźwiadszę się Rosalie. Chsiałbym ją przeruchaś!
- Serio?! To gratuluję! Sto at, sto at niech żyje, żyje naaam!
- Chto?
- Nie wiem...! A ty, a ty jeszcze nie ruchałeź Rosalie?
- Nie... - posmutniałem. - A ty ruchałeź w ogóle jakąś ziewszynę?
- Tagh! Moja Renia mnie nje opuszcza. Wszędzie ze mną chozi! - Spojrzał na swoją prawą dłoń i ją pocałował.
Spojrzałem na grono nauczycielskie. Niektórzy profesorowie zdawali się nas obserwować. Zasalutowałem Craxiemu, który kiwnął nieznacznie głową i wrócił do rozmowy z jakąś profesorką.

- Ic e bjutifo naj, łi lukin fo samfin dam tudu! 'Ej, bejbe, aj fin e łona merhy ju! Isis di luk enju rhais or isis dys densik żus?! 'U kerhs, bejbe, aj fin e łona merhy ju! Aj no dys lite szapel on di bulewo, łi ke goouoouoo! Nołan łyl noouoouoo! O, kaman geerl! 'U kers if łi czres gata paket yyynynyn ouoou, szatso patro andys ołn geerl! Dont sej noł noł nołnoł-noł. Żusej je je jejeje end łyl gołołołoł-oł. Ifju redy laj am redy. Ic e bjutifo naj, łi lukin fo samfin dam tudu! 'Ej, bejbe, aj fin e łona merhy ju! Isis di luk enju rhais or isis dys densik żus?! 'U kerhs, bejbe, aj fin e łona merhy ju! Aj go geting let di szo bell sing lajk UUUUUUU. So łoczyłona duuuuu? Les żus ran gerl! Ifi łejk ap enju łona brek ap das kuuuuul. Nołajłon blejm juuu! It łos faaan geeeeeerl! Dont sej noł noł nołnoł-noł. Żusej je je jejeje end łyl gołołołoł-oł. Ifju redy laj am redy!!!
- Adam?! - Zza drzwi po prawej wyszła zaspana Ell w różowej piżamce. - Czego się drzesz? Środek nocy jest!
- Och, mademoiselle Ellie! Sóż za spotkanie!
Podszedłem do niej najprostszym krokiem, na jaki było mnie stać. Pocałowałem ją w rękę.
- Jesteś kompletnie pijany! - żachnęła się, wycierając dłoń, którą wyrwała z mojego uścisku.
- Jia nie jessstem pjany! - Uniosłem palec wskazujący, by zaznaczyć, że nie kłamię. - To tylko taka impressska bła na balu.
- Ciszej! - zrugała mnie. - Jeżeli przyjdzie tu jakiś nauczyciel, to będziesz miał przesrane! Gdzie David?
Gdzie David... David? Dobre pytanie... Chwilę zajęło mi, nim sobie przypomniałe, gdzie go zgubiłem.
- So śśśe tak o niego martwisz?! Twój ukochany, ta?! Do dor... domi... Do łóżka poszedł, ciota i gej! Gej... A ja w ogóle ci mówiłem, że...
- Adam! Ciii... Cicho. Potem mi opowiesz, chodź do pokoju.
- Aleee so?!
- Nie krzycz. Chodź. - Wyciągnęła ku mnie rękę.
- Elliezabeth! Chtóra to gozina teraz?!
- Trzecia! Do łóżka!
- Aaa... A to ty uroziny masz zisiaj! To wszystkiego najszego! Dużo szczęścia! - Złapałem dziewczynę w uścisku węża boa, po czym przykleiłem usta do jej ust i zacząłem namiętnie całować. Czułem, że mnie odpycha, ale jej nie puściłem. Wiedziałem, że tego chce, tylko jeszcze nie ma o tym pojęcia.
- Adam? - Za plecami usłyszałem dźwięczny głos. - Co ty robisz?
- Rosalie! - Rzuciłem się do dziewczyny. Chciałem ją objąć, ale skutecznie mnie przytrzymała. - So jest koanie? Ja zie koam. Wyjź za mnie!
- Jesteś pijany w cztery dupy - powiedziała głosem zimnym jak grenlandzki lodowiec.
- Bęziesz moją żoną?
- Nie! Co ty... Co ty kurwa właśnie zrobiłeś?! - Zobaczyłem łzę w kąciku jej oka.
- Ray...
- NIE! Nie będę z tobą rozmawiać póki nie wytrzeźwiejesz!
- Rosalie... - Odezwała się skruszona Ell. - Strasznie mi przykro. Ja nie chciałam go całować, serio... On... on się do mnie przykleił... Serio... Zaufaj mi...
- Ja... Ja muszę przemyśleć to wszystko. On jest nachlany, pewnie nawet nie kojarzy, co zrobił, a ty... Zawsze wiedziałam, że coś między wami jest.
- Ray, ja naprawdę...
- Ok, nieważne. Po prostu weźmy go stąd, bo zaraz ktoś przylezie i będą kłopoty.
Ell skinęła głową bez słowa i chwyciła mnie pod ramię. Rosalie złapała drugie. Takiej eskorcie bez oporu pozwoliłem się prowadzić. Chciałem przytulić się do którejkolwiek, jednak mi nie pozwoliły.

Obudziłem się w swoim łóżku, czując pulsujący ból w... praktycznie całej głowie. Chwilę leżałem w bezruchu, po czym rozejrzałem się po pokoju. Davida nie było. W sumie w dupie miałem to, gdzie jest. Czułem się tak zjebany... Nagle coś usłyszałem. Niezbyt miłego bynajmniej. Dźwięki wymiotów dochodzące z łazienki uświadomiły mi, że zaraz się porzygam. Wyskoczyłem z łóżka szybciej, niż mógłbym się o to w obecnym stanie podejrzewać, i dopadłem do kibla.
- Posuń się - zdołałem jęknąć, po czym puściłem pawia do kabiny prysznicowej. Mój odruch wymiotny był tak silny, że miałem wrażenie, że skręcający się żołądek chce pozbyć się sam siebie.
Wymiotowałem dłuższą chwilę, krztusząc się i dławiąc, ramię w ramię z Davidem. Kiedy mdłości trochę zelżały, ochlapałem lodowata wodą całą twarz i wypłukałem usta.
- Stary, matko... Ale było wczoraj...
- Mnie to mówisz? - zapytał Martines zbolałym głosem.
- Ja w sumie... nic nie pamiętam - stwierdziłem z osłupieniem.
- Ja też nie... Kurwa.
- Idziemy do dziewczyn? Może one coś...
- Ja nigdzie nie idę - zaprotestował. - Będę tu leżał aż do śmierci. - To mówiąc, rzucił się z powrotem na łóżko.
Wzruszyłem ramionami i wyszedłem. Błyskawicznie znalazłem się pod drzwiami dormitorium Clarr i Ell. Puknąłem i wszedłem. Laski się pakowały. Kiedy Clarisse mnie spostrzegła, wyszła do łazienki, zadzierając wysoko głowę. Hm. Znowu humorki?
- Adam... - Ell popatrzyła na mnie z bólem.
- Co jest? - zapytałem, udając, że wszystko ze mną w porządku, chociaż czułem się jak wrak.
- Masz czelność pytać?
- No co?! Zapomniałem o twoich urodzinach, ta? Nie, nie zapomniałem! Prezent jest... u mnie w pokoju, wybacz.
- Och, ja wiem, że nie zapomniałeś - mruknęła z pogardą. - Naprawdę zauważyłam, że nie zapomniałeś.
- O co ci chodzi, no?!
- Zaraz, zaraz... Ty... serio nie wiesz? - zdziwiła się.
- Nie wiem! Usiłuję ci to powiedzieć!
- Nie pamiętasz nic z zeszłej nocy?
Zmieszałem się. Nie wiedziały, że piliśmy. To znaczy... nie miały wiedzieć. Faktem jednak było, że nie kojarzyłem, czy miały szansę się o tym dowiedzieć zeszłej nocy.
- Nic, a nic - przyznałem w końcu.
Ell zasłoniła usta. Myślałem, że zaraz się popłacze czy coś, ale ku mojemu zaskoczeniu zauważyłem, że próbuje powstrzymać... śmiech. Wkrótce wydobył się z niej psychopatyczny chichot, który tylko się nasilał. Skonfundowany poczekałem, aż się uspokoi. Nawet, kiedy ukryła twarz w dłoniach, jej oczy zdawały się nadal śmiać.
- No i co? To takie śmieszne jest?
Pokręciła głową gorliwie. Po chwili odsłoniła usta i powiedziała przez prawie stłumiony śmiech:
- Jeżeli nie pamiętasz absolutnie nic, ja chętnie ci przypomnę - oznajmiła uczynnie, a jej mina nie zdradzała niczego dobrego. - Usiądź tutaj - poklepała miejsce  na łóżku obok siebie.

Ell? xD

środa, 3 grudnia 2014

Ombrelune: Od Leslie (i Adama) do Dave'a

Uniosłam wzrok na Davida, który stanął przy mnie w tym samym momencie, kiedy Adam usiadł koło Rayan i ucałował ją w policzek. Przełknęłam kawałek pieczonej gęsi, którą właśnie jadłam i odparłam:
- W sumie możemy. Nie mam zamiaru siedzieć tu z tym kretynem.
Podałam mu dłoń. Ujął ją pewnie, jednak delikatnie. Poprowadził mnie na parkiet, gdzie wirowało zaledwie kilka par. Większość zajęta była jeszcze jedzeniem.
- Dobrze wyglądasz - ocenił, kładąc mi rękę na biodrze. Orkiestra grała właśnie niezbyt szybki, acz rytmiczny kawałek.
- Dziękuję - odparłam i pozwoliłam mu się poprowadzić.
Tańczył rewelacyjnie. Domyśliłam się, że z racji pochodzenia od takich burżujów, miał obowiązek się nauczyć. Adam też miał, a że się nie wywiązał, to już jego problem. Nic dziwnego, że ojciec nie chce się nigdzie z nim pokazywać.
W pewnym momencie, kiedy mnie obracał, dojrzałam siedzące przy jednym ze stolików moje przyjaciółeczki. Każda jedna pożerała wzrokiem nasz taniec. Wyglądały jakby chciały mnie porwać, związać, zakneblować, zostawić gdzieś w lesie i zająć moje miejsce przy Davidzie. I tak właśnie się czuły. Wiedziałam, że tak właśnie się czuły. To dawało mi jeszcze większą satysfakcję z przebywania z nim.
- Jesteś taka delikatna... - powiedział, po czym uniósł mnie, obrócił w powietrzu i postawił z powrotem - ...że lękam się ciebie dotykać.
Poczułam, że złapałam buraka. Zaraz zganiłam sama siebie. Co to jest znowu za nabieranie się na pierwszy lepszy podryw z ust jakiegoś cymbała, w dodatku kumpla mojego brata?!... Ale chociaż przystojnego cymbała...
- Więc nie dotykaj - uśmiechnęłam się złośliwie.
- Nie mogę, un... Nie mogę się oprzeć - opowiedział niskim basem. Boże, sranie w banię...
Kiedy utwór się skończył, wszyscy zeszli z parkietu, wobec czego my również.
- Adam, zatańczymy? - spytała Rayan, zmiąwszy serwetkę, którą uprzednio otarła usta.
- Niee - jęknął. - Później.
- Dobra - mruknęła.
Siedziała obok Elliezabeth, a dalej miejsce dzierżył Percy, który właśnie rzucił jakimś dowcipem, wobec czego odwróciła uwagę od chłopaka. Nie dziwię się jej. Z Adamem nie da się długo wytrzymać. Ba! Nie kojarzę, żeby ktoś wytrzymał z nim choćby minutę.
Na salę weszły desery. Między stolikami zaczęły lawirować domowe skrzaty z tacami, częstując zebranych ciasteczkami, muffinkami, pralinami, tartaletkami, kremem brûlée i milionem innych rodzajów słodyczy. Kiedy jeden z nich podszedł do nas, chwyciłam czekoladkę i wpakowałam całą do ust. Gdy ją rozgryzłam, oczy wyszły mi z orbit. Momentalnie się skrzywiłam. Szybko przełknęłam to, co miałam w ustach.
- Z alko... holem - wysapałam i dopadłam się do szklanki z wodą.
- Z alkoholem?! - Adam i David jak na komendę rzucili się na czekoladę. Napchali usta i talerzyki, po czym zaczęli konsumować z błogim wyrazem twarzy.
- Żałośni jesteście. - Elliezabeth uśmiechnęła się współczująco. - Wielcy dorośli za dychę.
David i Adam wymienili prawie niezauważalne, znaczące spojrzenia. Prawie. Ja jednak widziałam. Coś kombinowali, zdecydowanie. A jeśli mój brat coś kombinował, miałam obowiązek dowiedzieć się, co.
- Proszę, zatańczmy. - Rayan spojrzała na Adama pretensjonalnie. Właśnie zaczynała się wartka piosenka i prawie wszyscy wylegnęli na parkiet.
- Mówiłem ci, później - burknął.
- Chodź, Rosalie. Zatańczymy.
Percy wstał od stołu i wyprowadził dziewczynę na parkiet. Elliezabeth i Clarisse zerknęły na siebie, a potem obydwie spojrzały na Adama nieżyczliwie.
- Jesteś idiotą - skwitowała Elliezabeth.
- O co ci chodzi?! - żachnął się.
Pokręciła głową z niedowierzaniem.
Nagle David trącił Adama, pokazał mu coś ruchem głowy i szepnął do ucha parę słów. Ten skinął głową i popatrzył po zebranych.
- Ja zaraz wracam - oznajmił i po chwili zniknął wśród tańczących par.
- Mam nadzieję, że ten dupek pobiegł przeprosić Ray...

~ perspektywa Adama ~

- Hej, Vicky!
Podszedłem do stolika, przy którym siedziały wystrojone w stylu "pożal się, boże, jaka to nie jestem dorosła" pierwszaczki. Spojrzały na mnie jak na boga, który właśnie na ich oczach zstąpił z nieba czy coś.
- Zatańczysz? - poprosiłem. Kiedy chwyciła moją rękę i wstała, pocałowałem ją w policzek, po czym zabrałem na parkiet.
Victoria była ładna. Cóż, nawet piękna. Coś jednak miała z Ell, mimo że były całkowicie różne. Dlatego też serio nie miałem problemu z dotykaniem jej i całowaniem, a gdy orkiestra zagrała pierwszą wolną piosenkę tego wieczoru, objąłem ją i zaczęliśmy wirować na parkiecie. Nie chciałem zdradzić Ray. Wcale tego nie robiłem. Zależało mi teraz tylko na tym, by chronić kumpla. Chciałem się trochę z nią pobawić, pokręcić przy jej koleżankach i wrócić. Mogłem przecież olać Rosalie i iść z Vic, ale jednak tego nie zrobiłem.
- Miałeś iść ze mną - syknęła mi do ucha. - Nie taka była umowa.
- Tańczysz ze mną? Tańczysz. Całuję cię, dotykam. Nie chciałabyś, żeby tak było zawsze? Nie podoba ci się?
- Może być - mruknęła. - Ale mówiliście, że macie coś specjalnego.
- Oj, mamy - uśmiechnąłem się przebiegle.
- Więc?
- Nie tak od razu. Zobaczysz.
Pobujaliśmy się jeszcze z dziesięć, piętnaście minut, po czym zauważyłem, że dziewczyny wstały od stolika. David nie dał im się wyciągnąć, wobec czego poszły same. No proszę, jakie toto inteligentne! Przyprowadziłem Victorię do blondyna. Zmierzył ją wzrokiem, uśmiechnął się i poklepał miejsce obok siebie.
- I co? - Spojrzała na nas wyczekująco.
Kiwnąłem na Davida. Rozejrzał się, czy nikt nie patrzy. Na sali był taki tłok, że absolutnie nikomu nie rzucaliśmy się w oczy. Wydobył spod obrusa dużą butelkę wódki, odkręcił i szybko wlał do pełna w trzy wysokie szklanki.
- Co wy...?
- Chcesz się ze mną bawić? Baw się po mojemu - wyjaśniłem i uniosłem swój napój. Stuknąłem się z kumplem i za jednym razem wypiłem większą część zawartości.
- Ja nie chcę - jęknęła, upiwszy mikroskopijny łyczek.
- Daj spokój. Ty, taka dojrzała jak na swój wiek, un, taka dorosła? - Do akcji wkroczył David. - Przecież nic ci nie będzie. No z nami się nie napijesz?
- Możemy ci czegoś dolać - zaproponowałem i, nie czekając na jej odpowiedź, ubarwiłem jej wódkę sokiem wiśniowym.
Kiedy każde z nas wypiło swoją szklankę, Vicky położyła się na stole i ukryła twarz w dłoniach. Zastanawiałem się, czy to możliwe, że już ją wzięło - myśmy co najwyżej stali się rozmowniejsi i mniej przybici całym tym balem, a przecież do tego jeszcze jaraliśmy. David w ostatnim momencie spostrzegł zbliżające się do nas Ell i Clarr. Błyskawicznie schował butelkę pod obrus.
- I co, głąby? Dobrze się bawicie, siedząc tu sami? - zapytała Clary, siadając obok blondyna.
- Co ona tu robi? - Ell wyskoczyła z własnym pytaniem, patrząc na Vicky z niechęcią. - Nie mów, że znudziła ci się Rosalie, że zostawisz ją dla tej gówniary. Jesteś AŻ TAK perfidny? - szepnęła mi do ucha, niby nachylając się, żeby coś podnieść.
- Nie, Ray jest za dobra w łóżku - odparłem spokojnie.
Ellie otworzyła oczy ze zdumienia. Postanowiła jednak widocznie zostawić to bez komentarza.
- Młoda, posuń się na drugie krzesło. Chcę usiąść koło Adama.
- So? - Dziewczyna uniosła mętny wzrok na Luniaczkę. - Ja śśśę nie pszesunnę. J-ja go koam. - Nagle jej mina zrobiła się bardziej przytomna. - Będę rzygać - oznajmiła, po czym jej głowa znów opadła na stół.
- Co jej zrobiliście?!
- My? Nic! - odpowiedzieliśmy jak na komendę.
- Pewnie za dużo ponczu - powiedziałem, spoglądając na Vic z niepokojem. Oby się nie wygadała!
- Boże... Co za żałosne dziecko - westchnęła Ellie.
Chwilę jeszcze pogadaliśmy, choć wyraźnie widziałem, że Heap się dąsa. Potem przybiegła zmachana Rosalie i, nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem, wyciągnęła dziewczyny na parkiet. Uśmiechnąłem się szeroko do Davida.
- Na drugą nóżkę?
- Na drugą!
Obydwoje wypiliśmy po drugiej szklance. Ha. Przypomniały mi się mugolskie fi... lmy? Filmy? Tak się nazywają te śmieszne, ruchome jak zdjęcia, tylko szybciej się zmieniające, obrazy w pudełkach, jeden z wynalazków mugoli? Elliezabeth maltretowała mnie takimi w wakacje, a ja miałem przemożną ochotę zaśpiewania jakiejś mugolskiej piosenki.
Chwyciłem ze stojącego na naszym stoliku półmiska dwa liście sałaty i przyłożyłem do spodni. To miała być spódniczka z trawy. Chuj, że spadły na podłogę, bo na niczym się nie trzymały.
- Mahalo nuija ke ali-i waaahine o liliulani oo ka wohikuuuu... Ka PIPO mej oke anułe-nułe na wajhoooluuuu alikeleeeee... E nanananaka ike ało malama mai Hałaji akeła i Kałajiiiii...
- Adam, co ty ćwiczysz? Słychać cię kurwa na całą salę! - Swój szlachetny tyłek zaraz przyturlała Ell, za nią przyleciały Clarisse i Rayan.
- Noo... Śpiewam. Śpiewam po hawajsku - oznajmiłem z dumą. - I tańczę hula, patrzcie! Jeśli masz ochotę dziś na dejwidziny kęs, zjedz mojego kumpla, bo nie znajdziesz lepszych mięs. Od ohydnych stroń. Wtop się w schabu woń. Więc nie czekaj. Do kolejki gooooooooooooooooń. Ugryź krzynkę, jap, jap. Tłustej szynki, jap, jap. Ale prosię, jap, jap, ma cię bracie, w nosie ma CIĘ!!! - zacząłem śpiewać, wywijając dzikie densy.
- Yyy... - Clary uniosła brwi. Reakcja pozostałych dziewczyn była prawie identyczna.
- Co wy ćpacie? - zapytała Ell. Półżartem, to jasne, ale dziewczyny wiedziały, że "kiedyś" paliliśmy trawkę.
- Jezu, nic! Przeszkadzało wam, że się nie bawimy, to się kurwa bawimy! Też źle?
- Ja nie rozumiem tylko jednego - odezwała się Clarisse. - Skąd się wzięła na podłodze ta sałata?
- To jest moja spódniczka z trawy.
Clarisse jebła face palm.
- Nic nie braliśmy, mamo - powiedział David uroczyście, składając na ręce Aniołka wymiętoszoną sałatę.

Dave? xD Daj potem jeszcze do mnie bo muszę zrobić epickie zakończenie balu, w którego skład wchodzi zerwanie z Rej.

P.S. Oryginały utworów Adama :D
https://www.youtube.com/watch?v=YinkbnaBgIk
www.youtube.com/watch?v=UwNYLtwDfiQ

wtorek, 2 grudnia 2014

Ombrelune: Od Clary & Davida

~*~ Perspektywa David'a ~*~

Przechadzałem się właśnie korytarzami. Po kąpieli nie miałem ochoty
wracać do Dormitorium. A tym bardziej siedzieć w pokoju wspólnym
naszego domu. Westchnąłem ciężko zatrzymując się i przecierając oczy
ręką. Dalej byłem zmęczony, poirytowany i sfrustrowany. Poprawiłem
tylko ręcznik na szyi i ruszyłem dalej. Miałem na sobie tylko długie spodnie
od piżamy oraz przewieszony na ramionach ręcznik stopy miałem gołe ale
mi to nie przeszkadzało. Ani chłód bijący od podłogi ani ten zimny wiatr który
otulał moje ramiona i wwiewał mi we mokre jeszcze włosy.
Wsadziłem ręce w kieszenie które znajdowały się w spodniach i wlepiając
wzrok w podłogę, ruszyłem dalej. Szedłem i szedłem, nawet nie zauważyłem
gdy ktoś się ode mnie odbił.
- Przepraszam... - Przeniosłem wzrok na dziewczynę siedzącą na ziemi i spojrzałem
prosto w oczy Clar. Szybko jednak przeniosłem wzrok na ścianę obok.
-... za to że na ciebie wpadłam i za to wcześniej, nie łatwo mówić jest o czymś
co zmieniło czyjeś życie na zawsze...- powiedziała nadal siedząc na zimnej podłodze.
Znów przeniosłem wzrok na Clary. Spojrzałem w jej oczy. Moja twarz nie wyrażała
żadnych emocji a oczy zimnie, niczym skute lodem.Ona zaś ciągle siedziała na ziemi.
Zrobiłem krok w jej stronę i jednym sprawnym ruchem postałem ją na nogi.
I głosem wyprawionym z jakich kol wiek emocji, oschłym i zimnym jak góra lodowa.
Powiedziałem parząc jej w oczy.
- Nie siedzi się na zimnej podłodze. Chyba nie chcesz znów wylądować w SS?.
- nie dziękuje! Gdybym miała znowu znosić biadolenie pielęgniarki, to chyba bym
się powiesiła . Ale tak naprawde.... Przepraszam.
- Rozumiem. - Powiedziałem i odwróciłem się. - Wybaczam. - I ruszyłem
w stronę lochów. - Dobranoc. - I poszedłem. Lecz nie skierowałem się do WP Ombrelune
lecz do Dormitorium Petta, wole na razie unikać... Wszystkich graczy Quiddicka,
którym tak zaszliśmy za skórę z kuzynem.

~*~ Perspektywa Clary ~*~

Ok, to było dziwne, ale najważniejsze że mam już to za sobą.
Nie umiem rozmawiać z ludźmi, a kontakty między ludzkie są moją
piętą achillesową. Gdzie ja miałam pójść? No tak do wierzy astronomicznej!
ale chyba się po przechadzam po błoniach. Chodziłam, chodziłam
i powtarzałam materiał do zajęć dodatkowych z rożnych przedmiotów,
właściwie mam trochę tych zajęć, a na całe szczęście nie muszę sobie
powtarzać na lekcje,(chodź mnie sporo ominęło, przez ten zawszony EPIZOD)
ponieważ ja i tak jestem daleko przed całym moim rocznikiem, chociaż
trochę to smutne, ale prawdziwe. Spojrzałam na zegar już było za piętnaście druga.
- Już jest tak późno!- powiedziałam do siebie na głos.


Koniec

sobota, 29 listopada 2014

Ombrelune: Od Davida C.d. Adama [do Leslie]

- Eh, un. Chyba powinniśmy już wracać co?
- Nooo... - Powiedział po wypuszczeniu dymu z usta - Bo ma dziewczyna się
zdenerwuję jeszcze bardziej niż teraz... Zgadując, że jest zła że ją zostawiliśmy...
- Eh.. Racja, a i jeszcze Less, yh, unnnm. - Westchnąłem ciężko.
- Ach! Właśnie! - Zawołał i zaraz zmrużył gniewnie oczy - Mogę wiedzieć jakim cudem
Leslie jest twoją 'partnerką' i niby od kiedy?!?!? - Wzburzył się.
Chwilę na niego patrzyłem, jak na idiotę lecz po chwili zmierzyłem go wzrokiem
od stup do głowy ~ Cóż trochę się skrępował ~ A my wszyscy wiem dlaczego..
[Czyli JA I DIABEŁ ~ Bo wy nie macie prawa wiedzieć a jak wiecie to ubije lub upiecze.
~Per Smok]
...Lecz po chwili wybuchłem śmiechem, łapiąc się z brzuch, zgiąłem się w pół. Po chwili
jednak się opanowałem i wyprostowałem a następnie otrzeć łzy które zebrały mi się
w kąciku oczu, które mi napłynęły gdy się śmiałem.
- Un, Aaaaa coooo Diabeeeełku? - Specjalnie przeciągałem literki w pytaniu a na
końcu zacząłem cmokać kręcąc przecząco głową.
- Diabełek zazdrosny, to wściekły Diabełek co nie? - 'Spytałem' ale zaraz znów się
zaśmiałem gdy jego twarz przybrała wyraz jakby ktoś mu przywalił patelnią, a oczy
wyszły mu z orbity. Chyba się jeszcze nie przyczaił... ujć. No cóż na początku
też cały płonąłem z wstydu - Przeszło mi nawet, w pewnym momencie, by znów go
zacząć unikać bo nie wiedziałem jak ja mam mu spojrzeć w oczy.. Ale to równie
szybko nikło, co się pojawiło a mi dało zarombiste okazje do denerwowania i zawstydzania
 go...A także do droczenia się z nim. Chodź to wcale nie daje mi tyle satysfakcji
jakby się mogło zdawać..
- C-coo? J-ja wcale nie...!
- Tak se wmawiaj, un. kochaniutki - Powiedziałem przy czym obijąłem go ramieniem - Ale
nie miej do mnie pretensji Diabełku! A pytałem czy nie chcesz ze mną iść - Zachichotałem
i cały czas obejmując go zacząłem prowadzić diabła do szkoły, un. - No cóż a co do twojej
siostryy - Powiedziałem przyglądając się moim paznokcią, które Naaagle stały się taaaakiee
interesujące.... - Un... To zaprosiłem ją po naszym.. Hym.. Cmoku, cmok? - Powiedziałem
zastanawiając się jak określić ten nasz pocałunek.. eh... - I później ją spotkałem.. No a i nóż
się stało, że ją zaprosiłem... Mam zamiar 'zdobyć' twoją siostrę i będę brnął aż nie zgodzi
się zostać moją dziewczyną... Un, A nóż, widelec, z jednym Brooks'em się nie udało to
może z drugim wyjdzie, jak myślisz? - Powiedziałem uśmiechając się pobłażliwie
gdy znów spojrzał na mnie jak na ufo. I wtedy go puściłem, ponieważ już dotarliśmy do
Wielkiej Sali a ja zaostawiłem go kierując się w stronę jego siostry.
Cóż to chyba normalnie, że w moim towarzystwie ostatnio stał się bardzie... Hym.. Sztywny?
oraz że trzyma mnie na.. Dystans? Cóż i się spiął jak go objąłem.. No ale cóż, nie codziennie
się dowiaduje, że twój najlepszy kumpel, od pierwszego roku oraz osoba z którą dzielisz
Dormitorium od pierwszego roku, kimś kogo zdawałeś się znać lepiej niż inni... I nagle
się okazuje że ten kumpel jest CHYBA, eh.. dobra nie ma co owijać JEST bi i ma na
ciebie chrapkę... Eh, nie ma co, Juhuu...
- Cześć - Powiedziałem przylepiając sobie, swój tradycyjny uśmiech, który jak zawsze
nie dociera do zimnych jak lód oczu. Ale cóż nikt na to nie zwraca nigdy uwagi.. W końcu
on już po prostu ma takie oczy, zimne.. Phi.. Idioci. No może prócz Petta który zna go
lepiej niż własną kieszeń.. - Co chcesz robić? Może potańczyć.. - Spytałem wyciągając
w jej stronę rękę.

< Leslie? >
<oraz diabełku napisz co się później działo jak se poszedłem jak chcesz ;3 >

piątek, 28 listopada 2014

Ombrelune: Od Leslie cd. Davida

Idąc do dormitorium, zastanawiałam się, o co tu do cholery biega. Facet najpierw jeździ z tobą na konikach, potem przed całą szkołą mówi, że mu na tobie nie zależy... ych... na samo wspomnienie palę się ze wstydu... a potem wpadasz na niego na korytarzu, a on z bezczelnym uśmieszkiem zaprasza cię na bal. Co prawda powiedział, że to tylko po to, by wkurzyć Adama, ale jednak mnie pocałował. Jakim trzeba być idiotą?
No dobra... W sumie teoretycznie można ująć, że on mi się... podoba... Ale ja nie potrzebuję łaski. Phi.
- Co tam masz, Leslie? - Od wejścia zaatakowała mnie żądna krwi przyjaciółeczka z pokoju oraz jej koleżaneczki.
- Nic - burknęłam i otworzyłam szafę. Starannie odwiesiłam sukienkę na wieszak. Kiedy się odwróciłam, stanęłam twarzą w twarz z Katie - jedną z moich... hm... niechcianych znajomych.
- Ale brzydka - skrzywiła się z niesmakiem.
- Zupełnie jak twoja morda - oświadczyłam.
Natychmiast umilkła i wróciła na okupowane wcześniej łóżko. Ja położyłam się na drugim.
- Z kim idziesz na bal, Les?
- Nie wasza sprawa - mruknęłam.
- No nie bądź taka! Powiedz!
Puściłam to mimo uszu. Usiłowałam wczytać się w podręcznik od transmutacji i nie skupiać się na tamtych dziewczynach.
- Dajcie spokój, jej nikt nie zaprosił - powiedziała Katie jadowicie.
- Oczywiście, że nie! Kto by ją chciał? - zawtórowała jej przyjaciółka Lily.
- David! David Martines mnie chciał! - krzyknęłam. Ucichły co do jednej.
- Kłamiesz - syknęła wreszcie któraś z nich.
- Kłamię? Idź go spytaj - rzuciłam, nie odrywając wzroku od strony, na której treści właściwie wcale się nie skupiałam, i po raz piąty studiując to samo zdanie.
- Myślisz, że jesteś taka cwana? Mógłby mieć wszystkie dziewczyny z tej szkoły. Zadaje się z Luniaczkami ze swojego roku, na pewno idzie z którąś z nich.
- Niespodzianka. Otóż nie idzie.
Właściwie ich postawa była dość zabawna. Zazdrośnice. Każdej z nich ciekła ślinka, kiedy David przechodził korytarzem. Każda z nich zaprzedałaby duszę diabłu, byle tylko dostać choćby jego przepoconą skarpetę z treningu i zrobić z niej ołtarzyk. Dobrze wiedziały, że mam kontakt ze znajomymi Adama, bo gram z nimi w drużynie. Wiedziały też, że czasem wychodzę, a przynajmniej kiedyś wychodziłam, gdzieś z Martinesem, i że to on był ze mną, kiedy mój czcigodny brat jebnął we mnie Cruciatusem, a także zaniósł mnie do szpitalnego skrzydła.
- W sumie... Ona jest siostrą Adama... - Moja współlokatorka, Sybille, odezwała się z powątpiewaniem.
- No i co? Ja jestem siostrą Pierre'a i jakoś nikt mi z tego powodu nie pobłaża! - żachnęła się Katie.
Spojrzały na nią wszystkie, jakby porównała najnowszy model Błyskawicy do jakiejś starej Komety z dwudziestego wieku. I ja mimowolnie podniosłam oczy znad książki. Z czym ona wyskoczyła?
Pierre jest drugoklasistą z jakże zaszczytnego domu Bellefeuille. Praktycznie się nie odzywa. Całe dnie spędza na siedzeniu z nosem w książkach i jedzeniu, co zresztą po nim widać, zwłaszcza to drugie. A Adam... Och, rzygać mi się chce, jak tego debila, ale trzeba przyznać, że dla większej części szkoły jest kimś absolutnie cudownym. Dziewczyny go kochają, wyznają i bóg wie, co tam jeszcze wyprawiają z nim, czy może bardziej z jego zdjęciami. To dało mi pewien bonus w postaci fejmu zaraz po moim pojawieniu się w Akademii.
- OMG, ale to jest ADAM! - Lily powiedziała to z taką pretensją, jakby Katie obraziła co najmniej jej bóstwo. Widząc morderczy wzrok przyjaciółki, natychmiast umilkła.
- Dobra - westchnęła Marie. - Pożyjemy, zobaczymy. Niech sobie uważa, że idzie z Davidkiem. Na balu się okaże, czy opowiadała bajki.
Powiem szczerze, że taki układ mi odpowiada. Nie chciało mi się marnować czasu na przekonywanie ich do swojej racji. I tak wiedzą lepiej. W piątkowy wieczór szczęki im opadną.
- Ty mi lepiej powiedz, Brooks, z kim idzie twój brat.
- Nie wiem, nie jestem jego matką - warknęłam. - Ale nie martw się, z tego, co wiem, ma jakąś laskę z drugiej klasy. Rayan się nazywa chyba. I jest milion razy ładniejsza od ciebie, więc nie licz, że masz jakąś szansę. Chociaż on jest tak głupi, że wszystko jest możliwe.
- Nie o to mi chodzi - odparła Katie wyraźnie urażona. - Po prostu taka mała Harpia chodzi i opowiada wszystkim, że zaprosił ją już dawno.
- Adam? - prychnęłam. - Kłamie na pewno. Prędzej David zaprosiłby jakąś młodą. On lubi się lansować. Ta blondi trzyma Adama za pysk. Na bank idzie z nią.
- A nie pokłócili się?
Wzruszyłam ramionami.
- Oni się ciągle kłócą, on ją przecież kiedyś zdradził i też wysłał do szpitalnego, tak jak ciebie.
- Serio? - Od dłuższej chwili nie pamiętałam, iż mam udawać, że czytam.
- Nie wiedziałaś? To twój brat!
- Mam go w dupie.

Koniec ;3

poniedziałek, 24 listopada 2014

Ombrelune: Od Adama cd. Vicky [BAL]

- Ona... - wydukałem. Zacząłem się plątać. Im bardziej nie mogłem znaleźć żadnego argumentu, tym bardziej byłem wkurwiony, ale nie na siebie, na Ryu, czy nawet na Davida całującego mnie pośrodku korytarza. Na nią. Na tę pozornie nieszkodliwą dziewczynkę, działającą na mnie bronią, której zwykle to ja używam przeciwko innym. Na tę żmiję. - Nie muszę ci nic tłumaczyć! - wypaliłem.
- Absolutnie - zgodziła się. - Za to ja muszę wytłumaczyć coś tej Rayan.
- Mianowicie co? - wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
- A mianowicie to, że jej chłopak to gej. - Uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Pojebało cię?
Pokręciła przecząco głową.
- Obawiam się, że nie. Więc jak będzie?
- Zniszczę ci życie - warknąłem. - Będziesz miała przesrane do końca szkoły, zobaczysz. Tylko spróbuj powiedzieć coś komukolwiek. Natychmiast pożałujesz. - Wycelowałem w nią pacem. Byłem tak wściekły... Co ta młoda sobie myślała, do cholery?!
- Nie boję się ciebie - wzruszyła ramionami z zuchwałym uśmiechem.
- Zacznij.
Prychnęła.
- Nic nie możesz mi zrobić. To ja mam na ciebie haka, Brooks. Stracisz dziewczynę, stracisz twarz, stracisz wszystko, co masz. Będziesz mnie błagał... - Zawahała się, ale gdy zaczęła ponownie mówić, jej głos znów był pełen szaleństwa i pewności. - Będziesz mnie błagał o bycie twoją dziewczyną.
Patrzyłem, słuchałem i chciało mi się w sumie śmiać. Dawałem się jakiejś małolacie w wieku mojej siostry. Miałem być marionetką, a ona chciała pociągać za sznurki. Niedoczekanie!
- Masz czas do... hym... - Zastanowiła się chwilę, leniwie oglądając paznokcie. Zdawała się całkowicie wyluzowana, jakbym był zdany na jej łaskę i niełaskę. Jeszcze w wakacje bała się choćby na mnie spojrzeć! - Powiedzmy, że masz czas do jutra, do wieczora. Inaczej powiem wszystkim. Każdemu, kogo spotkam na korytarzu.
- Zmykaj - rzuciłem. Posłała mi mordercze spojrzenie.
- Pożałujesz, że nie posłuchałeś.
Odwróciła się na pięcie i szybko odeszła. Szczerze mówiąc, miałem mieszane uczucia. Z jednej strony nic mi nie mogła zrobić. To tylko dzieciak. Ale... Jeżeli Rej się dowie... Jeżeli ktokolwiek się dowie, będę miał przesrane. Ja i David. No tak, jeszcze David... Na pewno nie powiedział mi prawdy po to, by rozniosła się po szkole. To mój kumpel, nie mogę go na to skazać, nawet jeśli sam świetnie to sobie zapewnia.
Odwróciłem się za róg, skąd przyszłem. Tam, gdzie go zostawiłem, nie było po nim śladu. Gdzie on do cholery polazł?! Akurat w tym momencie?!
Pierwsza myśl - nasze dormitorium. Prozaiczna, ale jednak. Jak strzała pobiegłem korytarzem, do sali wejściowej, po schodach do lochów i przed pokój wspólny Luniaków. No tak. Hasło.
- Yyy... David lubi ciastka?
Śmiejcie się, śmiejcie. Odkąd jesteśmy prefektami, często zmieniamy hasła do pokoju, i to na tak bezsensowne i infantylne, że potem sami się z nich śmiejemy. Oczywiście nikomu innemu nie jest do śmiechu, Clarisse raz nas prawie za to pobiła. No i pojawia się problem, kiedy okazuje się, że rzeczonego hasła zapomniałeś.
- Adam to gwiazda? Adam jest piękny? Adam, bóg szkoły? David, bóg szkoły?... Kto kuzynki nie wyrucha, tego Pan Bóg nie wysłucha? Chcę zmienić to hasło!
- Jeśli chcesz zmienić hasło, podaj poprzednie. - Odezwał się głos z wnętrza srebrnej zbroi, która strzegła ukrytego za kamienną ścianą przejścia.
- Jestem prefektem! Żądam zmiany hasła! NATYCHMIAST.
- Zasady - przypomniała zbroja karcąco.
- Guzik mnie obchodzą te zasady - warknąłem, ale na wszelki wypadek wolałem się ze zbroją nie kłócić. Raz, kiedy się obraziła, nie chciała nikogo wypuścić z pokoju.
Usiadłem więc na podłodze oparty o ścianę i czekałem, aż ktoś przyjdzie bądź wyjdzie. Musiałem znaleźć Davida JUŻ! Minuty ciągnęły się niemiłosiernie. Zdawało mi się, że siedzę tu od wieków. Nerwowo wystukiwałem różdżką rytm na kamiennej posadzce. Zacząłem liczyć. Dziesięć taktów, dwadzieścia, pięćdziesiąt, sto... Co, do chuja?! Są takie chwile, w których liczy się każda minuta, chociaż niby wiesz, że przez ten czas nic nie zdąży się wydarzyć, że tak naprawdę zwykle i tak byś zwlekał i zrobił, co masz zrobić, na czas. To była taka chwila. Zdecydowanie.
Nagle, kiedy zacząłem już podejrzewać, że cały zamek wymarł, usłyszałem przybliżające się kroki. Chwilę później zza zakrętu wyłoniła się postać w niebieskim mundurku. Krawat zdradzał przynależność do domu Ombrelune. Zatrzymała się przed ścianą i spojrzała na mnie drwiąco.
- Co, zapomniało się hasełka? - spytała Leslie, plując jadem.
- Nie, usiadłem tu sobie, bo mi się nudzi - warknąłem z ironią. Wzruszyła ramionami.
- Nie chcesz, to nie. Ja w zasadzie nie muszę tam wchodzić, wszystko mam przy sobię. Idę warzyć eliksiry.
- Stój! Czekaj! Powiedz to hasło do cholery!
- Co będę z tego miała? - Skrzyżowała ręce na piersi. Westchnąłem. Znana śpiewka.
- Nic! Musisz zawsze coś dostawać?
- Ty mi nigdy nic nie dałeś - burknęła.
- No jak to nie? No jak nie?! A wtedy... albo może jak... nie, wtedy jeszcze ci zabrałem... No ten... No jak... - Dobra, miała rację. Nigdy w życiu nic jej nie dałem. Wielkie mi co!
- No właśnie. Więc nara.
- LESLIE! Ja muszę natychmiast znaleźć Davida! Wpakował... oboje wpakowaliśmy się w niezłe bagno - tłumaczyłem, wstając z podłogi.
- A to pech!
- Będziemy mieli przesrane. Do końca życia. Wiesz czemu? Bo nie chciałaś podać jebanego hasła.
- Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Idę.
Dziewczyna już obracała się na pięcie, kiedy złapałem ją za nadgarstek.
- Czemu jesteś aż tak zjebaną osobą? Coś cię zaboli, jak podasz to hasło?
- Jestem dla ludzi taka sama, jak oni dla mnie. - Wyrwała się z uścisku.
- Kurwa, zrób to dla Davida! Nawet nie dla mnie, ale dla Davida! On będzie miał przejebane. On nie wytrzyma.
Jakby drgnęła na dźwięk jego imienia, ale odparła sucho:
- Trudno.
Wiedziałem, że ona się nie złamie. Mogłem gadać zdrów. Nic nie wskóram, ani prośbą, ani groźbą. Cóż, krew Brooksów w końcu. Tylko... Zdawało mi się, że miała słabość do Davida. Myślałem, że na niego leci. Żadna mu się nie opiera, a przecież on jeździł z nią konno i w ogóle... Albo moja siostra jest jedną z nielicznych dziewczyn, które grają mu na nosie, albo on zwyczajnie jej coś zrobił. Ta, to prawdopodobne jest.
- Mam eliksiry - powiedziała chłodno.
- HASŁO!
- RAZ W DUPĘ TO NIE PEDAŁ! - ryknęła. Przejście się otworzyło, a ona posłała mi mordercze spojrzenie i odeszła szybkim krokiem.
A ja zacząłem się zastanawiać, czy to ja wymyśliłem to hasło. Jakoś przestało być zabawne. Zastanowiwszy się już dostatecznie, pognałem do naszego dormitorium. Modliłem się, żeby tam był. Wjechałem z buta i stanąłem oko w oko z blondynem, który najwidoczniej zamierzał właśnie wyjść.
- Hej. - Uśmiechnął się. Od czasu niedawnego incydentu wydawał mi się jakby mniej męski...
- Ym... hej. Mamy problem... - No zbaraniałem. Usiłowałem sobie powtarzać, że to ciągle David, i że nic się nie zmienił, więc mój stosunek do niego też nie powinien, ale to nie było proste.
- Un, co jest?
- Victoria nas widziała. W sensie... na korytarzu.
- I co? Un... Wstydzisz się mnie... - Spuścił głowę.
- No daj spokój! Ale wiesz... Ona mówi, że wszystkim powie. Że powie Rosalie. Nie chciałeś, żeby ktoś się dowiedział, nie?
- Un, nie - potwierdził. - Ale co jej odbiło?
- Skrycie marzy o pójściu ze mną na bal - mruknąłem ponuro.
- Zaszantażowała cię? - David rozdziawił usta. - Stary, ona zasługuje na Ombrelune bardziej niż Ell!
- W istocie - przyznałem. - Ale nie o to teraz chodzi.
- Un, ile mamy czasu?
- Do dzisiaj wieczora...
Nagle Davidowi zaświeciły się oczy. Widząc ten przebiegły błysk, dostrzegłem na powrót tego starego Blondaska. Spojrzałem na niego wyczekująco. Czyżby miał plan?
- Słuchaj, un, musimy przetrzymać ją dłużej. Un. Przekonaj ją jakoś. Mam pomysł.

W dzień balu stałem pod drzwiami Wielkiej Sali i czekałem. Na Davida, na Rej... Na kogokolwiek! Cudem namówiłem Vicky na prawie tygodniową zwłokę. Obiecaliśmy jej z Davem niespodziankę na balu. Muszę przyznać, że jego pomysł był ciekawy. Mógł się udać. Pokrywał się z naszymi subiektywnymi planami względem uroczystkości, mianowicie:
- Joł, un, już jesteś? - Przywitał mnie David. Przypierdolę mu za to "un"! Zaczęło mnie wkurwiać po jakimś dwumilionowym razie.
- Jestem. Masz?
Kiwnął głową i wskazał na parcianą torbę trzymaną w dłoni.
- Un... A ty?
Skrzywiłem się na znienawidzone słówko, ale nic nie powiedziałem. Dotknąłem wybrzuszonej kieszeni marynarki, niby od niechcenia.
- Un. One nas zapierdolą - jęknął David. Widziałem jednak, że cieszy się jak głupi.
- Daj spokój... Jeszcze nigdy nie umarłem. A nasze laski są dla nas wyrozumiałe. - Mrugnąłem porozumiewawczo.
- Un. Może i tak. Ale zaręczam ci, Clarisse nas zje. Un. A przed tym pobije i zgwałci.
- Żadna kara - zaśmiałem się, przypominając sobie niedawny sen o Aniołku w stroju diabełka. - Ale nie mów jej tego!
- Żartujesz? Życie jest zbyt... un... piękne.
Postanowiliśmy wejść na salę. Była pięknie ustrojona. W rogu stała olbrzymia choinka - w końcu już jutro wigilia. Wszędzie walały się serpentyny i balony w kolorze srebra i czerwieni. Stoły domów zniknęły, a zamiast nich pojawiły się małe, kilkuosobowe stoliki przykryte obrusami i nakryte uroczystą zastawą. Środek sali przeznaczony był do tańca. Tu i tam krzątały się domowe skrzaty, żaden z nauczycieli natomiast nie był obecnie w zasięgu wzroku. Wybornie.
- Gdzie my to w ogóle schowamy?
- Un... Pod stolik. Patrz, jakie długie obrusy.
- A jak ktoś nam tam usiądzie? Trzeba by se miejsce zaklepać, bo my siadamy dopiero po polonezie...
- Un, za to Ellie i Clary nie mają w tym roku partnerów. - Wyszczerzył się. - Un, słyszałem od swoich źródeł, że Heap chciał zaprosić ten... un... ten Eric z Belle. Biedaczka, mogła zgodziś się choćby na niego.
- Nie możemy dać im tego do pilnowania! Pogrzało?
- One wcale nie muszą wiedzieć, że tego, un, pilnują.
- Czyli my po prostu...
- Tak!
- Genialne!
Tak, David bez wątpienia był genialny. Pozostało tylko poczekać na dziewczyny i usadowić je przy stoliku. Wybraliśmy dosyć duży stolik w kącie sali i ukryliśmy torbę pod nim. Butelki zadzwoniły głośno, jednak nikt tego nie zauważył. Jak gdyby nigdy nic usiedliśmy i wyglądaliśmy przyjaciółek. Obawiałem się, że będą miały ogon jak w zeszłym roku.
Zarówno w środku, jak i w sali wejściowej, zaczęli się już zbierać ludzie. Odnajdywali swoich partnerów i prowadzili się do stolików. Patrzyłem z rozdrażnieniem na tarczę zegarka. Czas uciekał nieubłaganie, a naszych panienek nie było nigdzie widać. Deja vu?
- Adam! - Do sali na czarnych szpilkach wbiegła Rosalie. Wyglądała olśniewająco. Miała na sobie jasną sukienke z czernymi ornamentami. Włosy luźno spięła.


- Moja dupa - uśmiechnąłem się do Davida, po czym przypomniałem sobie o jego... hm... wyznaniu. Nie wyglądał jednak na smutnego. - Ślicznie, kochanie. - Wstałem, by pocałować ją w usta.
- Wiem - odparła. - Ale to nieistotne. Rusz się, zaraz zaczynamy. Na cholerę wy tu w ogóle weszliście?
- Un, zajmujemy wam miejsce. - David wzruszył ramionami.
- Po co? Gorzej niż dzieci! Brykajcie stąd!
Nie mogliśmy się jej długo opierać. W końcu zaczęłaby coś podejrzewać i po ptakach. Na szczęście dojrzałem wśród wchodzącego tłumu różowe, kręcone włosy.
- ELL, TUTAJ! - krzyknąłem. Wkrótce z morza głów wyłoniła się smukła Elliezabeth w długiej, różowej sukience niby utkanej z mgiełki.


Rozejrzała się i, dostrzegłszy nas, szybko podeszła.
- Wy tutaj?
Zagwizdałem.
- Patrz, Smoku, jaka lala. - Wskazałem podbródkiem na przyjaciółkę.
- Adam! Musimy iść. - Rayan posłała mi zdenerwowane spojrzenie. - David, to samo!
- No już, już... Un, Ell, siadaj tu. Specjalnie trzymamy ten stolik od godziny.
- A co on, jakiś lepszy jest?
- Nooo... Duży. Zmieścimy się wszyscy - odparłem.
- Aha. - Ell uniosła brwi.
- Dobra, walić te ich nienormalne pomysły. Trzeba IŚĆ! - Ray stanęła za mną i zaczęła pchać mnie w stronę wyjścia. Słyszałem, że David wstaje i podąża za nami.
- Patrz! To MOJA dupa - rzucił David i wyminął nas.
Podążyłem za nim wzrokiem i zdębiałem. Przez tę całą akcję nie spytałem go, z kim on idzie, a przecież w końcu musiał znaleźć sobie partnerkę. Teraz całował w policzek... Leslie. Leslie! Jak na siebie wyglądała... znośnie. Cała ubrana była na czarno. Miała buty tak wysokie, że wątpiłem, iż umie w nich chodzić. Sam fakt, że ubrała się sama, budził podziw. Zwykle pacykuje ją mamusia.
- Go, go, Power Rangers! - zawołał blondyn, prowadząc do nas moją siostrę. - Zaraz zaczynamy.
- Power-co? - Ryu uniosła brew.
- Nie wiem, un, takie mugolskie powiedzonko. Idźmy!
We czwórkę weszliśmy do przyległej do Wielkiej Sali pustej klasy, gdzie tradycyjnie zebrali się wszyscy prefekci.
- Ombrelune, proszę, proszę. - Craxi uśmiechnął się ironicznie. - Dobrze, że już jesteście. Prawie się nie spóźniliście. Szybko więc dla was powtórzę, zero alkoholu, żadnych rozrób, zaklęć, w dormitoriach o północy. Ustawcie się do poloneza. Raz, raz! Naczelni z przodu!
- Umiesz to tańczyć? - upewniłem się.
- Żartujesz? To ty tu jesteś facet!
- Żartowałem, żartowałem. - Uśmiechnąłem się uspokajająco. Nie żartowałem.
- Od lewej - szepnęła.
Zacząłem od prawej.
Kiedy muzyka ucichła, odetchnąłem z ulgą. Wiem, że Ray zrobiła to samo. W końcu to ona pełniła rolę prowadzącego w naszej parze. Co chwila szeptała mi do ucha kolejne figury bądź ciągnęła mnie za sobą w dół, kiedy trzeba było zrobić wykrok. Niby ten taniec polega tylko na chodzeniu w kółko, ale i tak jest beznadziejnie trudny. Podeszliśmy do stolika. Wreszcie raczyli się tam pojawić Clary i Percy. Clarisse miała na sobie obcisłą, dość wyzywającą, czarną kreację.


- Łaa... Kusisz - Wyszczerzyłem się.
- Dziś nie mam partnera, więc mogę ściągać spojrzenia. - Zrobiła zuchwałą minę. Na jej usta wkradł się delikatny uśmieszek.
- Wow, czyżbyś wreszcie zdecydowała się być dostępna dla facetów?
- Daj spokój - zaśmiał się Percy. - Prędzej ich zabije. To jest czarna wdowa. - Za te słowa otrzymał kuksańca w ramię.
- Diabeł, lecimy? - Smoku posłał mi znaczące spojrzenie.
- Gdzie? - zapytała Leslie wyzywająco. Fakt, że David ją zaprosił, gwarantował jej niestety miejsce przy naszym stoliku.
- Adam, nawet nie podali jeszcze jedzenia. Zostańcie - poprosiła Rosalie tonem typowej partnerki.
W tym czasie David odsunął krzesło mojej siostrze, a ona udawała, że wcale się tym nie jara.
- Zaraz wrócimy - obiecał.
Ignorując protesty oddaliliśmy się w kierunku wyjścia. Czułem, że odprowadza nas czujne spojrzenie Clarisse.
- Un, jak to załatwiłeś? - spytał David, kiedy zbiegaliśmy już po schodach na froncie szkoły, z dala od gapiów i wścibskich.
- Ma się sposoby - uśmiechnąłem się tajemniczo.
Generalnie skołować trawkę to pestka, ale jedynie w czasie wakacji. Podczas pobytu w szkole jest trudniej, aczkolwiek co, ja nie dam rady? Wsiadłem na miotłę i zrobiłem rundkę do Paryża i z powrotem. Myślicie, że ktoś zauważył?
Wyjąłem z kieszeni dwa jointy i jednego podałem Davidowi. Podpalił je za pomocą magii.
- Myślę, że Clarr może coś podejrzewać. Dziwnie się patrzyła. Co jeśli znajdą alko pod stołem?
- Un, nie. Zdecydowanie nie będą szukać. Un, jeśli coś by podejrzewała, to to, że schowaliśmy sobie coś na zewnątrz i właśnie po to wyszliśmy.
Równocześnie wzięliśmy solidnego bucha, potrzymaliśmy dym w płucach i wypuściliśmy.
- Dobre - mruknął David z rozkoszą. Nie palił w końcu od kilku miesięcy.
- Mocne - przyznałem. - Ale na razie palimy tylko po tym jednym. Chociaż godzina całkowitej trzeźwości, bo wszystko spierdolimy.
- Un, no dobra. Która jest?
- Pół do siódmej.

Rosalie? Ell? Clary? Percy? Vicky? Ktokolwiek, kto jest na balu? ^^
Tylko mamy być trzeźwi jeszcze, ja tu jestem od zjaranych historii.

niedziela, 16 listopada 2014

Ombrelune: Od Davida C.d. Leslie

- Nic!
- Tsaaa! Akurat! - Zaśmiałem się ale postanowiłem odpóścić niech se dziewczyna
ma sekrety + Życie mnie nauczyło że pewnych "dziewczyńskich'' sprawach lepiej
nie wiedzieć - Mniejsza, szukałem Cię wszędzie... - Powiedziałem uśmiechjąc się,
 taksując ją wzrokiem. - ... Mała.
- A czemu?... - Po chwili się oburzyła - Nie jestem mała Martines!
- Eh... Znów będziemy przerabiać ten temat? Dla mnie jesteś mała, słońce.
 - Powiedziałem podchodząc do niej i przy "słońce" puknąłem ją lekko w mostek.
- A czy ja ci wiszę na niebie i świece?! Nie! Więc mnie tak nie nazywaj!
Po chwili się uspokoił i spytała - Więc o co chodzi?
- Lubisz wkurzać swojego brata prawda?
- Oczywiście! - Zadarła głowę do góry.
- Ta, ta.. - Żeby nie było nie chodziło o to by go po wkurzać tylko osiągnąć cel..
Którym jest.. - Chciałabyś pójść ze mną na bal?
- Co?! - Zapytała zdezorientowana
- Hym... - Zastanowiłem się chwile, aż w końcu zaświeciła mi się nad głową
żaróweczka.. BINGO! [Nie żebym w nie grał... No może czaaasem..] - Noo wiesz...
Diabeł by się chyba wkurzył widząc siostre z swoim NAJLEPSZYM kumplem...
Wiesz można by się trochę na nim odegrać.. coś poudawać i dobrze się bawić...
Zakończyłem z głupim i lekko złośliwym uśmieszkiem..
- Hym... Eh.. Boże no dobra niech ci już będzie.. - Powiedziała niby od niechcenia
lecz ja już wiem swoje!
"Czyli Plan A wypalił! Pierwszy krok wykonany.. ale sie diabeł zdziwi gdy przyjdę z jego
siostrą! Eee... ups... Byle tylko nie wywalił z tym pocałunkiem.. Ale to jego siostra
której nie lubi co nie? po za tym bi to znaczy że i dziewczyny i chłopaczek"
Myślałem se idą z głupim uśmieszkiem, oczywiście uprzednio żegnając Leslie buziaczkiem
w policzek i w rękę - Trzeba se jakoś radzić skoro ma się uwieźć dziewczynę... siostrę
kumpla.. Chyba nie będzie miał mi za złe i nie będzie mi robił kazań że oszukuje czy
wykorzystuje mu siostrę.. Ale w końcu jak się mówi
"Żeby życie miało smaczek, raz dziewczynkaraz chłopaczek!"
Z takim myśleniem poszedłem do dormitorium. - ,,Jutro będę musiał ją znów zaczepić''

<Leslie? co później zrobiłaś... albo co jutro? :p :D>

piątek, 14 listopada 2014

Héroiqueors: Od Victorii do Adama

Dzwonek. Uff... Powie mi ktoś kto był na tyle genialny aby to wymyślić?! Spakowałam książki i wybiegłam z klasy. Niby za 10 minut jest obiad, ale i tak postanowiłam, że pójdę do dormitorium, żeby odłożyć książki i coś poczytać. Albo nawet pójść spać. Chrzanić obiad, nie jestem głodna. Weszłam do pokoju i rzuciłam torbę na podłogę, a sama padłam na łóżko. Zamknęłam oczy i zasnęłam.
Obudziłam się pół godziny później. Obiad jeszcze trwał. Raczej już nie zasnę, więc uznałam, że pójdę coś zjeść. Zeszłam po schodach. Wszystkie korytarze były opustoszałe. Ale... Usłyszałam głosy. Podeszłam na palcach.
- Diabeł...Co byś zrobił... Gdyby nagle okazało się że... Twój kumpel.. Że on.. Ale chyba...
Bo nie jest pewien.. ale że chyba jest noo bi.. I że chyba, a raczej na pewno mu się
podobasz... - Słuchałam tej wypowiedzi z szeroko otwartymi oczami. Czy to jest...
Wyjrzałam zza ściany. Martiness?! I.. Adam?! No chyba on nie jest... Gejem? Nie... No on jest przecież z Rosalie... Już nie długo, tak swoją drogą... [Vic taki geniusz zła] Wyjrzałam jeszcze raz. Stop stop stop. Czy ja właśnie. Nie no... Kocham geja?! Moim oczom ukazywał się bowiem "piękny" obrazek a mianowicie :Adam. I David. Się. Lizali. Ja pier... Halo. Co to ma być?! Chwile później Adam odsunął się od Davida. Schowałam się za ścianą. Coś do niego mówił, ale nie za dobrze rozumiałam. Chwilę później usłyszałam kroki. Stanęłam prosto i poprawiłam włosy chwilę później zza ściany wyłonił się Adam.
- Victoria? - zapytał zaskoczony - A co ty tu... Znaczy... Nie jesteś na obiedzie?
- Nie jestem głodna - powiedziałam ze słodkim uśmieszkiem- A ty?
- A ja... Już zjadłem - kłamał w żywe oczy.
- Masz taką minę jakbyś przed chwilą całował się z facetem. Coś się stało? - zapytałam, a uśmiech nie znikał z mojej twarzy.
Adam stanął jak wryty.
- Pokłóciłem się z Rosalie - oznajmił ostrożnie.
- Nie udawaj - powiedziałam już z poważną miną - Wszystko widziałam i słyszałam.
- Niby co?! - spojrzał na mnie wrogo.
- Ciebie, Davida i wasze macanko. No nie wiedziałam, że jesteś homo. David to się można domyślić ale... Ty? Myślałam, że wolisz dziewczyny.
[jakie to było złe. Jestem pojebem xd]
- Bo wolę - warknął.
- Nie martw się nic nie powiem - wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu.
Adam trochę się rozluźnił.
- jeśli pójdziesz ze mną na pewien układ - dokończyłam.
- Jaki?
- Nic wielkiego... Poudajesz przez chwilę mojego chłopaka, pójdziesz ze mną na bal... Nic wielkiego, jak powiedziałam.
Spojrzałam na Adama który widocznie zbladł.
- Ale Rosalie...
- Olej ją w końcu - warknęłam - Nie jest ciebie warta. Nie kocha cię ok? Jakby cię kochała to dawno by ci wybaczyła te twoje czary-mary ok?

Adam? Vic taki geniusz złaaaaaa

wtorek, 11 listopada 2014

Ombrelune: Od Davida [+Adam] C.d. Adama

[Tekst pisany na zmiane David-Adam (oddziele każde enterem....)]

Dziewczyny [Clarr, Rosalie and Ell] nie dostańcie zawału jak to przeczytacie!
Oraz nie biorę odpowiedzialności za wasz stan psychiczny po przeczytaniu tego!
A ci którzy nie będę wiedzieć o co chodzi za bardzo z... [z czym to dowiecie się jak
przeczytacie opo.] To wejdźcie tu --> KLIK I przeczytajcie se.. Ym..
,, 35 ''innych'' rzeczy o Davidzie "Per Smoku" Martines. '' W punkcie w formularzu "inne" XD
Pozdro
~ Per [Pani] Smok


- Z kim ty właściwie idziesz na bal? - Zapytał Diabeł, kierując się do naszego pokoju.
- Z nikim, nie mam kogo do pary... A co może chceszz... A może zechciał byś może pójść
ze mną na ten bal, Diabełełełku ? - Zapytałem uśmiechając się lekko, kierując się
w stronę naszego pokoju.

- Ha! Z tobą? Jasne, zawsze, kochanie - wyszczerzyłem się i lekko go szturchnąłem.
- Tak... Kochanie. - Zaśmiał się ze swojego żartu. Bo to był żart... prawda?

- A tak serio pójdziesz ze mną na bal?

- Oczywiście, księżniczko! Przecież mówię.
- Ale nie... Pytam serio - położył nacisk na ostatnie słowo tak dobitnie, że zacząłem się go bać. Spojrzałem na niego wielkimi oczami.
- Eee...
Co? Co?! CO?! Czy ja się przesłyszałem? Jestem w ukrytej kamerze i zaraz wyjdzie jakiś łysawy dziennikarz, by poinformować mnie, że wygrałem wycieczkę? Mimowolnie rozejrzałem się po korytarzu. Chyba jednak nie...
- Smoku, co ty...

- Booaaaja ... un... - Zacząłem się jąkać - Co byś zrobił gdyby okazało ssię..
siężeTwójkumpeltoCHYBApedałimusiępodobasz? - Z paniki zacząłem strasznie
szybko mówić i niezrozumiale, że nie miał prawa cokolwiek zrozumieć...
-Ej! Ej! Smoku spokojnie! - Powiedział i złapał mnie za ramię przytrzymując w miejscu.
- O co chodzi? Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko, nie? - Powiedział, a ja
przełknąłem ślinę i powtórzyłem to samo, tyle że cicho, aczkolwiek wyraźnie - Diabeł...
Co byś zrobił... Gdyby nagle okazało się że... Twój kumpel.. Że on.. Ale chyba...
Bo nie jest pewien.. ale że chyba jest noo bi.. I że chyba, a raczej na pewno mu się
podobasz... - Dokończyłem już cicho czekając na... No właśnie na co? Chyba na
porządnego liścia a może i z pięści? Cokolwiek! Byle nie obrzydzenia...

- Yyy... - Zbaraniałem. Zatrzymałem się na środku korytarza i zacząłem wpatrywać się w Davida z lekko rozchylonymi ustami.
- Nie no, sory, zapomnij... - mruknął czerwieniąc się po uszy. Nie mógł znieść mojego wzroku; opuścił głowę.
- Nie, nie, czekaj... - Zacząłem szukać w głowie odpowiednich słów, by mu odpowiedzieć. Nigdy nie wyobrażałem sobie takiej sytuacji, nie byłem na to gotowy. Nigdy bym nie przypuszczał, że on...
- Nie no, serio, nieważne... - Mówił coraz ciszej.
- Nie żartujesz, prawda? - Szepnąłem, sam nie wiem, dlaczego. Po prostu sytuacja wydawała się adekwatna do tego, by szeptać.
Pokręcił przecząco głową.
- Słuchaj, Smoku. - Złapałem go za ramiona. - Ja mam dziewczynę, jasne? I... I naprawdę nie mam problemu z tym, że jesteś... jesteś... że ci się... - Urwałem na chwilę. Kumpel kumplem, ale nie wiedziałem, jak dobierać słowa. Moje męskie usta nie mogły znieść słowa "gej". Ono parzy! - Że możesz coś do mnie... czuć - Przy ostatnim słowie skrzywiłem się mimowolnie. Miałem nadzieję, że tego nie zauważył. - Ale idę z nią... Okej?
Spojrzałem na niego z troską. Kilka sekund później zdałem sobie sprawę, że nigdy nie zachowywałem się w stosunku do żadnej laski tak delikatnie i czule jak do niego.

-Un... Ee.. Ja wiem że masz dziewczynę i spoko.. - Powiedziałem trochę przygaszony...
Eh.. no cóż przynajmniej się mnie nie brzydzi czy cóś... - Eee..mmm.. To ja może
już pójde, un.. - I postanowiłem zrobić najlepszy i najbardziej skuteczny manewr jaki
kiedykolwiek można było wymyślić! Czyli uciecz....eeee, Manewr oddalający się...
W siną dal! Niestety przeszkodził mi w tym ręką Diabeł.
-Eeeee - Zaczął inteligentnie diabeł - Smoku... David..eeem.. Bo wiesz.... - Juhuuu... xP
z Smoka na Davida spadłem zaje... dupnie. - Nie chce żeby było jakichś... Eee spięć..
Wiesz dopiero co się pogodziliśmy... Eh.. Kumple i ten.. - Zaczął gadać, jąkając się
co jakiś czas szukając 'odpowiednich' słów po chwili się zaciąłem i nie słuchałem
co tam gada... Ale wiedziałem jedno.. . Diablo za dużo gada... I przydało by się go...
Uciszyć. Tak zdecydowanie. I takem se myślał i głupi nie wiele myśląc o konsekwencjach
przybliżyłem swoją twarzyczkę do tego Diabła i nie zastanawiając się dużo chwyciłem
rękoma jego ramiona, przybliżając go do siebie, by następnie zatkać mu te usteczka
pocałunkiem by już tyle nie gadał ~ I tak se głupi najlepiej mi było wmawiać ~ Że
to 'tylko' niby dlatego by się w końcu zamknął.

Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia, kiedy zorientowałem się, że moje usta są blisko, bliziutko przy ustach Smoka. Wiecie, co on robił? Wiecie, co robił? On się ze mną lizał! Byłem tak zszokowany, że nawet go nie odepchnąłem. Przyłapałem się nawet na tym, że momentami odwzajemniałem to. Ale tylko kilka razy. W końcu zdecydowanym gestem położyłem mu dłoń na piersi i cofnąłem go.
- Co ty robisz? - zapytałem neutralnie, jakbym pytał o pogodę na jutro.

- Ja... Cóż... Mówiłem ci kiedyś że za dużo gadasz? - Uśmiechnąłem się lekko, w trochę
wymuszony, trochę nie.. sposób. Przygryzłem lekko wargę i odwróciłem się do niego
plecami.. Po czym samoistnie przejechałem opuszkami palców po swoich wargach..
No... cóż.. Jakby nie było, to w pewien sposób był to mój pierwszy pocałunek... Z chłopakiem..
Ale jednak! Co ważniejsze z Diabłem... Kumplem, który ma laskę... [Bez podtekstów!]
Cóż przynajmniej jest przystojny! I ma zajebistą fryzurkę...Czy mówiłem mu kiedyś,
że podoba mi się ten jego trapez na głowie? Cóż, nie wszystko musi wiedzieć..

- Ja muszę... muszę to przemyśleć, do cholery - powiedziałem do jego pleców. Nie odpowiadał, więc kontynuowałem: - Muszę iść... Iść do Rosalie. Tak. Zobaczymy... Zobaczymy się potem w pokoju.
Postałem jeszcze chwilę. Nadal nie usłyszałem odpowiedzi, wyminąłem go więc i ruszyłem w kierunku lochów. Modliłem się, żeby ona była u siebie. Nie wiedziałem, jak dam radę wytrzymać z Davidem w jednym dormitorium, kiedy już... wiem. Z drugiej strony nie wiedziałem, jak spojrzę w twarz Rosalie. Przecież całowałem się z facetem! Nie. Nie... To ON pocałował MNIE. Tak.

Stałem do niego plecami, słuchając i uśmiechając się lekko. Cóż.. Trochę zabolało
jak wspomniał o Rosalie ale cóż wszystkiego mieć nie można... Gdy mnie minął
i ruszył przed siebie miał zamyśloną i chyba był lekko podenerwowany nie wiedząc
co myśleć czy cóś. Gdy był już daleko odwróciłem się i zacząłem kierować w stronę
dormitorium...
- Przynajmniej kilka razy odwzajemnił...  - I z głupim uśmiechem ruszyłem w stronę
pokoju, " Może powinienem dziś też spać u Petta?"...

THE END

Obserwatorzy