Zagubionych Dusz

Punktacja - Info

* Domów

~*~~*~~*~
120 Pkt. ~~ 105Pkt. ~~ 200Pkt. ~~ 425 Pkt.


Papillonlisse - 0 Pkt.
Bellefeuille - 0 Pkt.
Ombrelune - 0 Pkt.
Héroiqueors - 0 Pkt.

Puchar Domu; 1. Kliknij, 2. Kliknij,

UWAGA

Blog przeniesiony!

Link w poście poniżej!




piątek, 2 stycznia 2015

Ostatni post!

Witam Kochani!
Jak widać po tytule To jest Ostatni post na tym blogu.
Od teraz Akademia będzie przeniesiona - Nie usunę tego bloga
lecz nie będzie się tu już nic dodawać.
Skończyliśmy tu na 3 Roku - wszyscy co wysłali albo wyślą dopiero
mi poprawiony Formularz który znajdziecie na nowym bluogu
będą o rok starsi - nie kontynuujemy tego, 3 roku tylko zaczynamy
od Sierpnia, czyli miesiąc przed rozpoczęciem 4 Roku.
Oczywiście niektórzy będą mieli 3, 2 czy i 1 rok :D
Jakby co nie usunęłam waszych starych postaci i są normalnie w uczniach
jakby ktoś chciał poprawić swój formularz na starym.

Nie przedłużając już Zapraszam do Akademii!


^Kliknij 
Dziękuję
~ Per Pani Smok
Dinoteria

środa, 31 grudnia 2014

Ombrelune: Od Adama cd. Ell

- Elly, to jest Dominique. - Wskazałem głową na rudzielca siedzącego przy moim boku. - Powiedzmy, że mam u niej dług.
- Ach, tak? - Przyjaciółka zmierzyła Papilonkę nieżyczliwym spojrzeniem.
- Taak... Jest genialna! Uratowała mnie, bo zemdlałem na błoniach. Bardzo cię boli to kolano? Może tobie też pomoże...
- Nie, dzięki - warknęła.
- Hym... No okej. Jak wolisz...
 - Sama sobie poradzę.
 - Okres masz? - Zdziwiony uniosłem jedną brew.
 - Czemu facet myśli, że jak dziewczyna jest zła albo ma zły humor to ma okres? A może po prostu ma go dosyć, bo jest idiotą? - wybuchnęła.
Wolałem już się nie odzywać. Panowała niezręczna cisza, podczas której pomogłem nowej znajomej wrzucić jej kufer na półkę na bagaż i umocowałem klatkę jej sowy. Korytarze stopniowo się opróżniały. W końcu wszyscy uczniowie wracający do domu na Święta zajęli miejsca w przedziałach i pociąg leniwie ruszył po torach. Za oknami coraz szybciej przemykały budynki wioski, potem już tylko gołe pola i winnice.
- Słuchajcie, to wy tu sobie porozmawiajcie o babskich sprawach, a ja idę... - Byłem już przy drzwiach przedziału.
- Gdzie ty idziesz?! - Ell gwałtownie zerwała się z miejsca.
- Noo... Na patrol oczywiście.
- A gdzie jest David?
- Właśnie idę go szukać - powiedziałem, jakby było to najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. Popatrzyła na mnie podejrzliwie.
- Dobra, idź...
- Dziękuję za pozwolenie - mruknąłem z sarkazmem i opuściłem przedział.
Patrol? Ha! Dobre sobie... Ruszyłem w kierunku zupełnie odwrotnym do wagonu prefektów. Przeszedłem się korytarzem, zaglądając do wszystkich przedziałów przez okienka. Wreszcie dostrzegłem znajomą grupkę. No, panie Orlaku. Dostanie pan za swoje! Teraz już nie zamierzałem mu odpuścić.
- Brooks? Jeszcze ci mało, cioto? - Powitał mnie ten cały Axel, kiedy tylko wszedłem.
- Widocznie tobie, skoro podniosłeś rękę na Ell - warknąłem, podwijając rękawy szaty.
- Oho! Chłopaczek będzie się bił o laskę? Tu już nie ma twojej obrończyni i gwarantuję ci, że będziesz zbierał zęby na drugim końcu pociągu - powiedział i podniósł się z miejsca.
- Przestańcie... - poprosiła jakaś dziewczyna.
- Sam przyszedł po jeszcze - wzruszył ramionami. - Ja tylko chcę go uszczęśliwić.
To mówiąc, szybko uderzył mnie pięścią prosto w nos, aż coś zachrzęściło. Zatoczyłem się do tyłu. Czułem, jak gęsta substancja zalewa mi twarz. Otarłem ją rękawem, głośno oddychając przez usta.
- Jeszcze? - zaśmiał się szyderczo.
Moje oczy zwęziły się w szparki. Miałem w dupie, czy on mnie tu zabije. Nie wyjdę na mięczaka. Nie bez walki.
Rzuciłem się na szerokiego w jakiejś szaleńczej furii. Miejsca w przedziale było ekstremalnie mało, więc popchnięty wylądował na stoliku, przewracając klatkę z jakąś sową, i uderzył głową o ścianę pociągu. Znajomi Axela odskoczyli z miejsc. Dziewczyny zapiszczały ze strachu. Jeden z jego kumpli, chuderlawy okularnik, zaczął iść w moją stronę. Spojrzałem na niego. Ha! Taka ciota? Zamachnął się na mnie, ale bez trudu zrobiłem unik, po czym złapałem go za szmaty i przyparłem do ściany.
- Życie ci miłe? To się nie wtrącaj! - wysapałem i odepchnąłem go.
W samą porę, bo Axel już grzebał się ze stołu. Wyraz jego twarzy przypominał mi rozjuszonego byka, którego ponęciło się czerwoną płachtą. Taki kolor zresztą przybrała jego twarz.
- No chodź, kurwa! Chodź! - Rozłożyłem ramiona. - Wykończ mnie, ale od niej łapy z dala, bo pożałujesz.
- Taki jesteś pewny? - warknął tamten. - Taki pewny?
Podszedł do mnie szybkim krokiem i mocno popchnął. Tym razem jednak jakimś cudem udało mi się utrzymać na nogach. Kucnąłem, umykając przed lecącą pięścią, i sprzedałem mu pchnięcie w brzuch z łokcia. Instynktownie się skulił. Nie do końca wierząc w moje szczęście i jego głupotę, kopnąłem go w pysk z półobrotu. Odleciał do tyłu i grzmotnął potylicą w stolik.
- Wstawaj - szydziłem. Krew zdawała się nieprzerwanie lać z mojego nosa, ale chuj z tym. Prawie nie bolało. - Wstawaj i walcz, cwelu jebany.
- Pchasz się do szpitalnego łóżka - stęknął, ale wyglądał, jakby miał już trochę dosyć.
Dźwignął się i, zbliżywszy, złapał mnie za rękę z zamiarem jej wykręcenia. Siłę w łapie, owszem, miał, ale wystarczył kopniak w krocze, by odskoczył jak oparzony. Posłałem mu ostatnie spojrzenie pełne triumfu i pogardy, i odwróciłem się z zamiarem wyjścia. Nagle poczułem, że plączą mi się nogi. Ten prosiak podstawił mi kosę i nastąpił na moje plecy, przygważdżając mnie do ziemi.
- Żegnaj się z żebrami.
Nogą obrócił mnie na plecy, splunął mi na twarz i nadepnął mocniej. Poczułem, że zaczyna brakować mi tchu. To był koniec. Niby nie mógł mnie zabić. Mowa! Jasne, że nie mógł. Nie mógł być aż tak głupi. Trafiłby za kratki. Z drugiej jednak strony wyglądał na nieźle wkurzonego. Rana na ustach, którą zadałem mu ostatnim razem, powiększyła się za sprawą kopnięcia. Twarz, dłonie i szatę umazane miał krwią. Zresztą ja musiałem wyglądać podobnie.
Nie chciałem dać się tak złamać. Nie jestem przegranym. Brooks nie przegrywa. Brooks się nie daje. A ten ziomek zrobił krzywdę Ell. Ell, która była mi bliższa niż siostra (błagam... Leslie wcale nie jest mi bliska). Co teraz zrobię? Poleżę, poczekam na jego łaskę? Posłucham, jak się ze mnie śmieją te zakazane ryje? Nie... Nigdy!
Szarpnąłem się gwałtownie i prawym łokciem ściąłem go z nóg. Przez moment leżał na mnie całym ciężarem swego ciała. W tamtej chwili przestałem oddychać. Na chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami, jednak opanowałem się. Przeturlałem się. Teraz to ja byłem na nim. Uderzyłem mu z dyńki i zacisnąłem zakrwawioną dłoń na krtani. Przydepnąłem jego nadgarstki. Unieszkodliwiłem go tak, by nie mógł zadać mi ciosu z żadnej strony, a im bardziej się szarpał, tym bardziej go dusiłem.
- Brooks, ty palancie!
Uniosłem głowę i spostrzegłem Davida wbiegającego do przedziału. Z trudem odciągnął mnie od Axela i przyparł do ściany. Ten natychmiast wstał i ruszył w moją stronę. Niezniszczalny, czy co?! Martines wymierzył mu cios w pysk. Orlak nie spodziewał się tego od swego wybawiciela, wobec czego nie zrobił nic, by się obronić. Złapał się za krwawiące usta i oparł o przeciwległą ścianę.
- Spokojnie, stary - powiedział David, rozcierając rękę. - Wystarczy ci. Słaniasz się na nogach.
- Wcale nie - burknąłem. Po chwili, już milszym tonem, dodałem: - Dzięki.
- Nie ma sprawy. Nadal jednak uważam, że jesteś bałwanem.
Razem wyszliśmy z przedziału, odprowadzeni spojrzeniami przez wszystkich zgromadzonych. David ruszył na dalszy obchód, obiecując, że w razie czego mnie nie widział, a ja postanowiłem wrócić do przedziału zajmowanego z Ell.
- Boże, coś ty zrobił?! - Dziewczyna dopadła do mnie, ledwo wszedłem.
- Popchnął cię. Pożałował. Poza tym nie mogłem wyjść na ciotę. Ach! - Uderzyłem się w czoło. - Zapomniałem ci dać prezentu urodzinowego. Już ci go szukam. - Pragnąłem jak najszybciej zmienić niewygodny temat.
- Adam...
- No co?
- Mieć takiego przyjaciela to najpiękniejszy prezent.
Dziewczyna podeszła do mnie blisko, bliziutko i objęła mnie ciasno, brudząc swoje włosy i szatę krwią, która nadal ciekła mi z nosa i nie chciała zaschnąć. Kiedy mnie puściła, spojrzałem w jej przerażone, lecz też wzruszone oczy i przykleiłem swoje usta do jej. Zacisnąłem oczy, czekając, aż dostanę lepa na ryj, ale nic takiego się nie stało. Poczułem, że ona też mnie całuje. Tak przyjemnie całowała. Tak przyjemnie...



Powiedzcie Ell, że ma dokończyć, bo ja się do niej nie odzywam.

wtorek, 30 grudnia 2014

Na prośbę Rainbow :3 ! Pożegnanie :<

Niestety mam dzisiaj dla was smutną wiadomość - odchodzę. Jest mi niezwykle przykro, ale długo się nad tym zastanawiałam i to jest moja decyzja i proszę ją uszanować. Nie, to nie jest żart, a dziś nie jest 1 kwietnia. Od dłuższego czasu wogóle nie udzielam się na blogu. Pamięta ktoś kiedy ostatnio napisałam opowiadanie? Sądzę, że nie. Chciałbym serdecznie podziękować wszystkim, którzy to czytają. Pisanie tego bloga razem z wami było niesamowitą przygodą, podczas której nauczyłam się wielu rzeczy. Będę o was pamiętać i ze łzami w oczach wspominać wszystkie nasze wspólne chwile. Przywiązałam się do was i naprawdę ciężko mi się z wami rozstawać. I przysięgam -kiedy to pisałam, płakałam.
Dziękuję:

Dinoterii - Bez ciebie ten blog wogóle by nie istniał. Mimo, że nie zawsze byłaś obecną na czacie, kiedy już tam byłaś, działy się tam niezwykłe rzeczy. Dziwne i szalone. Zboczone i śmieszne. Nie zapomnę cię Davidzie! Umiesz rozkręcić atmosferę i motywować ludzi. Dziękuję za utworzenie tego bloga i za cały poświęcony mu czas.

Liv - Przy tobie czułam się po prostu dobrze. Byłaś dla mnie jak starsza siostra. Przywiązałam się do ciebie i nie wiem, naprawdę nie wiem, jak ja będę bez ciebie funkcjonować. W ciężkich chwilach dodawałaś mi otuchy i nadziei. Jestem ci niezmiernie wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobilaś. Będę za tobą tęsknić, Zboku! Twoje opowiadania były zawsze świetne. Nieraz doradzałam ci, a ty robilaś to samo dla mnie. Te wszystkie niecne plany, sprawy sercowe, zdjęcia. Czy możesz sobie wyobrazić, że tego już nie będzie?

Ellie - Ty jedna skutecznie potrafiłaś mnie pocieszyć, podczas złych dni. Nie zapomnę rozprawiania o filmach. Te, które mi doradzałaś zawsze były świetne. Nie mogę znaleźć więcej słów, które opisałyby jaka jesteś cudowna. Uwielbiam cię, Haniu! (Gdzie twoje kartony?)

Clarr - Droga Królowo Piekieł... Gdybym cię nie poznała, nie wiem co bym zrobiła. Twoje obrazki i linki zawsze poprawiały mi humor. Bez ciebie na tym blogu byłoby bardzo nudno. Nie zapomnę twojej specyficznej osobowości. Chociaż rzadko pisałas twoje dzieła zawsze przypadły mi do gustu. Mam wielką nadzieję, że gdzieś cię jeszcze spotkam. Pozdrów Bastet!

juda - Twoje opowiadania były doskonałe! Nieraz śmiałam się przy nich, innymrazem bałam się. Nie zapomnę romansu Luke'a z Lili! Wszystkiego dobrego ci życzę, niezależnie od tego jak bardzo będziesz wstrząśnięta moim odejściem (O ile jeszcze tu gdzieś jesteś).

I dziękuję Biance, Vinyl oraz Avalone za to, że po prostu były.

Mam nadzieję, że nie zalujecie, że mnie poznaliście. To tyle z mojej strony. Żegnam wszystkich cieplutko! Trzymajcie się, kochani!


Dopisek;
Trzymaj się kochana :**
~ Per Smok - Dinoteria :<

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Ombrelune: Od Ell cd Adama

Gapiłam się na niego szeroko otwartymi oczami. Adam miał śliwę na oku, rozciętą wargę i ranę pod brwią. Wyglądał jak siedem nieszczęść.
- No wiesz... - starałam się brzmieć obojętnie. Dlaczego ja zawsze wszystkim współczuję?! - Ekhm... Należało ci się.
Odwróciłam się i upiłam łyk piwa karmelowego, jednak za chwilę gwałtownie się odwróciłam.
- Adam, ty krwawisz! - krzyknęłam - Siadaj tu natychmiast!
Poklepałam miejsce obok siebie. Chłopak wykonał polecenie. Wyciągnęłam mokrą chusteczkę i przetarłam ranę.
- Ell, to boli - mruknął, ale dalej siedział spokojnie.
- Przepraszam cię, ale nie znam na razie zaklęć medycznych, znaczy właściwie to znam, ale mogłabym ci jeszcze bardziej otworzyć tą ranę. - powiedziałam skupiona.
Pod koniec wyciągnęłam plaster i zakleiłam mu obie rany.
- O kogo się tak biłeś? - zapytałam, kiedy skończyłam.
- O honor - powiedział w stu procentach poważnie.
Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem. Adam. O honor. Taa.
- Z czego rżysz?! - zapytał nieco urażony - Miałem poważny powód.
- No jasne - powiedziałam szeroko uśmiechnięta - kto zajmie lepszy przedział w pociągu? Adam ty niczego nie bierzesz na poważnie.
Zamyślił się na chwilę. Dopiłam piwo i zerknęłam na zegarek.
- 30 minut do pociągu. Idziemy? - zapytałam.
- No. - mruknął i podniósł się z siedzenia.
Wyszliśmy z baru i ruszyliśmy w stronę peronu. Kiedy szliśmy minęliśmy grupkę młodzieży. Stał tam jeden umięśniony chłopak. Również miał rozciętą wargę. Domyśliłam się kto to jest.
- No, Adaś widzę, że zdobyłeś nowe znajomości - powiedziałam.
- A daj spokój - odparł ze zrezygnowaniem.
- Na pewno dałeś popis - parsknęłam śmiechem.
W tej chwili odwrócił się mięśniak.
- No witam, witam, Brooks - krzyknął z obrzydliwym uśmieszkiem.
Jego "przyjaciółeczki" zachichotały.
- Chcesz, żebym ci poprawił twoją wargę?! - odparł Adam.
Znałam go na tyle długo, że zobaczyłam niepewność w jego oczach.
- Adam - szepnęłam - Ogarnij się, chłopie bo nie zamierzam zbierać twoich flaków z ziemi.
- Spoko - wycedził przez zęby.
- Adam! - wrzasnęłam - Nie rób tego.
- O... - zarechotał chłopak w którym Adam za chwilę miał się bić - Widzę, że masz obrońcę.
- Odsuń się, Ell - warknął Adam. Ślad niepewności w jego oczach zniknął. W jej miejscu pojawiła się złość.
Nie słuchając chłopaka podeszłam do mięśniaka i spiorunowałam go spojrzeniem. Nie miałam najmniejszej ochoty oglądania tego jak bije się z Adamem, który po poprzednim starciu nie doszedł jeszcze do siebie. Nie chciałam być pesymistką ale ten facet go zmiażdży. W chłopaku stojącym przede mną coś zawrzało. Zamachnął się.
- Dziewczyny nie uderzysz - powiedziałam drżącym głosem. Teraz to ja się bałam.
Opuścił rękę. Jednak chwilę po tym popchnął mnie tak mocno, że upadłam na drogę. Uderzyłam kolanem prosto w wystający kamień. Zaczęła cieknąć krew. Podniosłam się i pokuśtykałam prosto przed rechoczącego chłopaka.
- Ty nie masz honoru. Jesteś zwykłą szlamą rozumiesz?! - wrzasnęłam.
Chyba po raz pierwszy wypowiedziałam to słowo (w sensie szlama) i to jeszcze z taką nienawiścią. Teraz się tym jednak nie przejmowałam.
- Adam, chodź idziemy - ignorując bolące kolano chwyciłam chłopaka pod ramię i ruszyłam w stronę peronu. Drogę tam pokonaliśmy w milczeniu. Wzięłam swój kufer i weszłam wściekła do pierwszego wolnego przedziału. Jeszcze nikt nigdy mnie tak nie upokorzył. Nikt. Adam wyczuł moją wściekłość i nie próbował mnie rozśmieszać jak robi to zwykle.
Chwilę później otworzyły się drzwi do przedziału i pojawiła się w nich ruda głowa.
- Cześć Adam! - krzyknęła uśmiechnięta od ucha do ucha. Spojrzała na mnie - A ty to...
- Elliezabeth - powiedziałam sucho mierząc ją najgorszym ze spojrzeń.
- Mogę się przysiąść? - zaśmiała się i nie czekając na odpowiedź wparowała do przedziału.
Akurat tego mi brakowało. Wiecznie uśmiechniętej dziewczynki.
Usiadła obok Adama.


Adam? Ell obrończyni xd

niedziela, 28 grudnia 2014

Ombrelune: Od Adama cd. Ell

[Dla klimatu można włączyć  piosenkę. Najlepiej przeczytać tłumaczenie.]

Wyjebała mnie. No wyjebała! Szczyt szczytów! Za co? Do końca sam nie wiedziałem. Na początku wyglądało, jakby mi współczuła, a później po prostu kazała mi spadać. Była zła? Okej. Nie tylko ona. Ale dobijał mnie fakt, że wszystkie jak jeden mąż zezłościły się o sytuacje, które miały miejsce po pijaku. Ja nie miałem na nie wpływu, tak ciężko pojąć?
Straciłem laskę, straciłem przyjaciół... Kurwa, straciłem wszystko. Znowu. I w sumie powinienem był się przyzwyczaić do takich sytuacji, powinienem olać ich ciepłym moczem i już, ale po totalnej izolatce po... ekhm... incydencie z gówniarą, miałem dosyć samotności. Czy ci wszyscy ludzie są jacyś totalnie jebnięci?!
Wpadłem do dormitorium. David nadal leżał plackiem. Znikome ślady wskazywały na to, że pod moją nieobecność podejmował jakieś próby spakowania dobytku, jednak chyba niezbyt mu to wyszło. Kiedy wszedłem nawet nie podniósł głowy. Wyglądał, jakby czekał na śmierć.
- Pakuj! - wskazałem różdżką na otwarty kufer. Nie drgnęła nawet najmniejsza z moich rzeczy.
Cóż, nie mam ani obowiązku, ani wewnętrznej potrzeby, ani nawet specjalnej ochoty znać tych wszystkich domowych zaklęć. Tym zajmuje się służba, a nie szanujący się czarodziej. Teraz jednak by się przydały. Zrezygnowany zacząłem krążyć po pokoju i wrzucać do kufra rzeczy, które wpadły mi w ręce. W efekcie po niedługiej chwili stworzyłem artystyczny nieład. Nie przypominałem sobie, żeby tego było aż tak dużo, kiedy wyjeżdżałem. W każdym razie na pewno bagaż się zamykał.
- Skończyłeś? - usłyszałem głos zmarnowanego Davida, który dopiero teraz postanowił się odezwać.
- Powiedzmy - mruknąłem, drapiąc się różdżką za uchem.
- To weeź, spakuj też moje...
- Wal się - warknąłem. Byłem do reszty wściekły. Na nich wszystkich.
- Co ci jest? - David był autentycznie zdziwiony.
- A pakuj się sam, leniu jebany! - Chwyciłem pelerynkę od jego mundurka leżącą na moim łóżku i cisnąłem w niego z całej siły. Te wszystkie napięte sytuacje dzisiejszego ranka pozwoliły mi zapomnieć o kacu.
- O chuj ci chodzi?! - David usiadł na łóżku i spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
- Po prostu jesteś jebanym nierobem i tyle!
- Na pewno nie większym od ciebie, księżniczko!
Obrzuciłem go nienawistnym spojrzeniem i, nic nie powiedziawszy, wyszedłem, trzaskając drzwiami. Musiałem tylko nawrócić po kufer.
Super. Tyle czasu do pociągu, a ja nie miałem zupełnie co ze sobą zrobić. Ciągnąc za sobą kufer i trzymając pod pachą wyrywającego się Lucyfera, którego zgarnąłem po drodze, skierowałem się na dwór. Ku mojemu zaskoczeniu, na błoniach było już sporo uczniów. Właściwie zimy na południu Francji są dosyć lekkie, wobec czego chłód nikomu nie przeszkadzał.
- Ha! Wczoraj na balu... Było, oj było! Dobrze, że jednak  przyszedłem! Brooks dał popis.
Moment. Co? On mówił o mnie? Rozejrzałem się i zlokalizowałem nieopodal grupkę Orlaków z mojego roku, może trochę starszych. Od razu się we mnie zagotowało, ale postanowiłem trochę się wstrzymać i posłuchać, co jeszcze na mój temat powiedzą.
- Oj bawili się, bawili! Jak się nie ma mocnej głowy to się powinno kilometr od ponczu przechodzić - parsknął drugi chłopak.
- I tak gówno im zrobią - zauważyła gorzko jakaś wysoka blondynka. - Pupilki Craxiego. Lune specjalnej troski.
- Dziwisz mu się? Pewnie jest mu ich szkoda!
No dobra. Przegięli totalnie. Rzuciłem kufer na ziemię, puściłem kota, który natychmiast gdzieś odbiegł i podszedłem do śmiejącej się grupki.
- Chcesz w zęby? - podszedłem do pierwszego chłopaka. Był dosyć barczysty, jednak nie wyższy niż ja.
- Jak tam kac? - zapytał z bezczelnym uśmiechem.
- Chuj ci do tego?! - warknąłem i pchnąłem go z całej siły.
- O, o! Patrzcie go, jaki chojrak! - szydził, poprawiając zmięty mundurek. - Dobrze radzę, odczep się pókim dobry.
- Ani mi się śni! - krzyknąłem i z całej siły uderzyłem go pięścią w twarz. Zatoczył się i dotknął dłonią wargi. Ciekła z niej krew.
- Zostaw go! - pisnęła jakaś dziewczyna, ale chyba bała się nas rozdzielić.
- Odejdź. - Chłopak odsunął ją swoim wielkim łapskiem i otarł usta. - Niech ma, co chciał.
Bellak podszedł do mnie i pchnął tak mocno, że upadłem. Poczułem, że moja różdżka w kieszeni pękła. Świetnie. Zdołałem przetoczyć się w ostatniej chwili, nim ogromna niczym mała dynia pięść uderzyła w miejsce, gdzie jeszcze przed sekundą znajdował się mój nos. Szybko wstałem. Miałem idealną pozycję, by zaatakować od tyłu, ale kiedy już unosiłem nogę, by sprzedać mu kopa w plecy, blondynka wrzasnęła:
- Axel, uważaj!
Chłopak z kocią zwinnością odwrócił się, pociągnął za moją nogę i znów leżałem. Nie zastanawiając się długo, uderzył mnie prosto w oko. Poczułem cios tak silny, jakby spadł mi na głowę granitowy posążek. Wzrok zaczął mi się mazać, wreszcie przed oczami zrobiło mi się ciemno. Czułem, że w głowie mi się kręci, że spadam. Głosy z zewnątrz zdawały się oddalać. Słyszałem śmiech chłopaka i jego kolegów, wyrzuty jakichś dziewczyn, czyiś krzyk... Wtedy straciłem przytomność.
- Słuchaj, żyjesz?!
Obudził mnie potworny ból i damski zaaferowany głos. Powoli otworzyłem oczy. Nade mną klęczała dziewczyna o włosach tak płomiennie rudych, że zdawały się być czerwone. Jej olbrzymie, zielonkawe oczy patrzyły na mnie z odrobiną strachu.
- O, żyjesz! Ekstra! Zamknij oko.
Poczułem lodowate zimno na bolącej powiece. Przyniosło mi nieopisaną ulgę. Przez chwilę nie czułem praktycznie nic, jednak z chwilą, kiedy nieznajoma zabrała źródło chłodu, ból powrócił.
- Dasz radę usiąść? - zapytała i chwyciła mnie za tors.
- Dam radę - burknąłem. Odtrąciłem ją i podniosłem się do pozycji siedzącej. Ukryłem twarz w dłoniach. Wyczułem opuchliznę w miejscu, w które trafił chłopak. Świetnie.
- Mam śliwę? - jęknąłem, wskazując palcem zranione oko.
- Uhm. Ale powinna zejść za parę dni. Ten bęcwał nieźle ci przydzwonił...
Spojrzałem na nią spode łba. Co za wstyd, dać sobie tak dokopać...
- ...ale ty też nieźle rozciąłeś mu ten zakazany pysk - zreflektowała się szybko.
Dopiero teraz rozejrzałem się. Znajdowałem się nadal w tym samym miejscu na błoniach. Grupki nie było nigdzie widać, na pewno ruszyła już do wioski. Mimo tego uczniów raczej przybyło. Krzątali się między kuframi i walizkami, sprawdzali zamknięcia w klatkach z sowami i żywo dyskutowali, śmiejąc się i składając pierwsze świąteczne życzenia. Zmierzyłem wzrokiem dziewczynę, która mi pomogła. Papilonka. No nieźle.
- Długo leżałem?
- Czy ja wiem - wzruszyła ramionami. - Pociąg odjeżdża za godzinę, więc raczej nic wielkiego się nie stało.
- Kot mi zjebał - mruknąłem, drapiąc się po karku.
- A to nie ten, który leży na twoim kufrze? - wskazała głową na miejsce, gdzie zostawiłem rzeczy. Istotnie na bagażu rozłożył się mój czarny jak smoła kocur. Cóż, przynajmniej to miałem z głowy.
- W istocie. To ja będę mykał.
- Hola, hola! Gdzie pan się tak spieszy, panie ładny? Może trzeba do pielęgniarki...
- Nie trzeba! - wykrzyknąłem i spróbowałem wstać. Niestety zrobiłem to za szybko i odrobinę się zatoczoczyłem. Dziewczyna szybko podbiegła i mnie przytrzymała.
- Nie trzeba? - spytała z ironią, unosząc brwi.
- Nie! Wspaniale, że mi pomogłaś... - Spojrzałem na nią pytająco.
- Dominique - podpowiedziała.
- ...Dominique. Może cię zapamiętam. Także, wspaniale, że pomogłaś, ale muszę spadać.
To mówiąc, chwyciłem kota pod jedną pachę, kufer pod drugą i ruszyłem ścieżką w kierunku Écuelle. Po kilku krokach odwróciłem się i mrugnąłem do niej zaczepnie. Uśmiechnęła się szeroko i oblała rumieńcem.
- Czekaj! A... a ty?! - krzyknęła za mną.
- Co ja?!
- Jak się nazywasz?
- Nie wiesz? Ha! Jestem Adam. Adam Brooks. Zapamiętaj to imię, bo będziesz krzyczała je przez całą dzisiejszą noc. - Wyszczerzyłem rządek białych ząbków i poszedłem dalej.
Po kwadransie stałem już obok Trzech Różdżek. Postanowiłem, że jakieś piwko kremowe przed odjazdem powinno choć odrobinę poprawić ten dzień. Wtłoczyłem się do pubu z moimi manatkami i usiadłem przy wolnym stoliku. Kiedy zamówiłem napój, zorientowałem się, że Lucyfer nawiał. Zajebosko! Rozejrzałem się i spostrzegłem, że kręci się obok nóg jakiejś dziewczyny. Bez wahania podszedłem.
- Mogę kota? - Zdążyłem zapytać, nim zorientowałem się, że to... Ell, której włosy nie mieniły się jak zwykle paletą barw, ale przybrały naturalny kolor ciemnego blondu.
- Jasne, bierz go - prychnęła, po czym podniosła na mnie oczy. Natychmiast stały się wielkie jak galeony. - Co ci się stało? - zapytała, starając się brzmieć jak najbardziej obojętnie.
- Nie będę zwierzać się osobie, która zacznie mnie pocieszać, a za pięć minut postanowi się na mnie obrazić - mruknąłem, krzyżując ręce na piersi.
- Mam powód, żeby być zła - mruknęła. - Nie wygłupiaj się, gadaj.
- Nic wielkiego - wzruszyłem ramionami. - Lałem się.

Ell? :D

sobota, 27 grudnia 2014

Ombrelune: Od Ell cd Adama

- Dlaczego mi nie powiedziałaś?! - zapytał z wyrzutem.
- No jasne. Świetnie by to brzmiało: cześć Adam, byłeś wczoraj upity tak, że nic nie pamiętasz, więc opowieść zacznę od tego jak całowaliśmy się pod pokojem twojej dziewczyny.
- Ell wiesz, że nie o to mi chodzi - mruknął.
Adam był widocznie przybity. Tylko czemu to JA mam wyrzuty sumienia? Może dlatego, że Rosalie jest moja przyjaciółką. Aha, poprawka : Rosalie była moją przyjaciółką. Do tego to nie ja pocałowałam Adama, a co lepsze nawet mu się wyrywałam. To nie on powinien być zły na mnie tylko na ja niego. Zorientowałam się, że obejmuję go i pocieszam, kiedy tak na prawdę powinnam być na niego zła i obrażona. Odskoczyłam jak oparzona.
- Wyjdź - starałam się brzmieć stanowczo.
- Co jest...? - zapytał lekko zdezorientowany.
- Po prostu wyjdź - wycedziłam przez zęby. O tak. Teraz jestem wściekła. - Muszę się spakować.
Chłopak bez słowa wstał i wyszedł.
Ha! Śmieszne. On jest wściekły na mnie, a powinien być mi wdzięczny. Gdyby nie ja musiałby się tłumaczyć przed pierwszaczką z którą prawdopodobnie by się przespał. Gdyby nie ja to paradowałby na swojej imprezie w samych bokserkach (a może nawet bez nich) i gdyby nie ja to chodziły teraz po szkole i słuchał plotek na swój temat.
Zaczęłam się pakować. Za długo o tym wszystkim myślę. Od nowego półrocza poszukam sobie nowych znajomych, bo w tym gronie czekają mnie same kłopoty, poza tym nie mam najmniejszej ochoty tłumaczyć się przed Rosalie, bo nic z wczorajszych wydarzeń nie było moją winą.
Zamknęłam walizkę i wyszłam przed budynek szkoły. Spojrzałam na zegarek. Jeszcze dwie godziny do przyjazdu pociągu. Rozglądnęłam się. Przy drodze do Ecuelle stała grupka uczniów prawdopodobnie z mojego roku. Ruszyłam w ich stronę, ale zaraz się zatrzymałam słysząc urywek ich rozmowy.
- Słyszeliście co się działo po balu? - zapytała rudowłosa.
- Chyba każdy słyszał... Brooks i Martiness zaczęli... - zaczął jakiś chłopak w okularach.
- Nie... Nie o to mi chodzi - przerwała mu dziewczyna - Podobno Heap i Brooks przelizali się pod pokojem Rayan!
- Co? - zaśmiała się blondynka
- Tak, to prawda - do rozmowy włączyła się inna dziewczyna - Podobno mieli romans... No wiecie po tej aferze kiedy Heap spadła z miotły i w ogóle...
Dalej już nie słuchałam. Zaraz zaczną plotkować albo co gorsza mnie zauważą. Szybko zmieniłam włosy na mój naturalny blond, żeby nie rzucać się w oczy. Spojrzałam na zegarek. Godzina i czterdzieści pięć do pociągu. Szybkim krokiem minęłam plotkującą grupkę z nadzieją, ze mnie nie rozpoznali i ruszyłam do Ecuelle. Czasu akurat wystarczy na piwo kremowe. Weszłam do baru i usiadłam przy wolnym stoliku.
- Poproszę jedno piwo kremowe - złożyłam zamówienie. Kelnerka nabazgrała coś w notesie i oddaliła się. Dzwonek przy drzwiach zabrzęczał, co oznaczało, że do baru ktoś wszedł. Odwróciłam głowę. Adam. Cholera, jeszcze tego brakowało.

Adam? Hyh. Tak bardzo dwie osoby na blogu .-.

piątek, 26 grudnia 2014

Ombrelune: Od Adama cd. Ell

- Rosalie?
Uchyliłem drzwi pokoju dziewczyny i wszedłem. Jej łóżko było puste. Nic dziwnego. Za kilka godzin większość uczniów opuszczała szkołę, by zasiąść z rodzinami do wspólnych kolacji, i chyba tylko ja z Davidem nie zerwaliśmy się o świcie, by pakować manatki.
- Ray?!
- Wejdź - usłyszałem słaby głos dochodzący z łazienki. Ledwie zająłem miejsce na jej łóżku, dziewczyna weszła do pokoju.
- Ray, ja cię tak bardzo przepraszam, ja...
- Nie zaczynaj od przeprosin - powiedziała. Usiadła obok mnie i ukryła twarz w dłoniach.
- Ja nie wiedziałem, co robię. Uwierz. Ta małolata...
- Jaka małolata? - Ray gwałtownie uniosła głowę.
- No ta pierwszaczka...
- Jaka pierwszaczka?!
- Yyy... - Zmieszałem się. - Ell powiedziała mi, że cię zraniłem. Że poszedłem do pokoju z jakąś pierwszaczką i no... że się z nią całowałem i ty...
- Całowałeś się? - jęknęła.
- Mówiła, że to widziałaś... To z kim do cholery ja się całowałem?!
- Nie pamiętasz - powiedziała, lecz z jej ust nie brzmiało to jak pytanie, tak jak u Ell. Wyglądało na to, że się tego spodziewała.
- Nie pamiętam. - Kiwnąłem głową na potwierdzenie moich snów. Trudno. Niech wiedzą. Chciałem wreszcie dowiedzieć się, o co chodzi.
- Z nią.
- Co?!
- Z nią - powtórzyła Rosalie głośniej. - Całowałeś się z Elliezabeth!
- O matko... - Teraz to ja ukryłem twarz w dłoniach. Co ja do cholery mam w głowie? Ale dlaczego, u diabła, nie chciała mi powiedzieć prawdy? - Ray, ja naprawdę prze...
- Nie przepraszaj mnie. Już ci mówiłam - powiedziała głosem zupełnie wypranym z uczuć.
- To co mam ci zrobić? Paść na kolana? Kwiaty? Czekoladki?
- Adam... Ja sądzę, że powinniśmy się rozstać.
- CO? - Zbaraniałem. Pierwszy raz w życiu laska rzucała mnie, a nie odwrotnie! Prawda, były kłótnie, ale... - Jeśli chcesz mnie rzucić, rzuć mnie na łóżko!
- Adam, ja mówię serio. Ja wiedziałam od dawna, że wy w końcu będziecie razem. Przestań uciekać przed uczuciem, leć do niej i bądźcie ze sobą.
- Jakim uczuciem?! - żachnąłem się. - Rosalie. Ja chcę z tobą być. Ja...
- Nie. Adam, proszę. Rozstańmy się pokojowo. Tak będzie najlepiej dla wszystkich. Nie chcę konfliktu, ale zrozum... Mam dosyć związku z tobą...
- Źle ci?!
- Nie... Nie o to chodzi. Ale to zaszło za daleko, Adam. Ja wiem, że ty prędzej czy później będziesz z Ell. Ja... ja to czuję. To już jest koniec.
Przez chwilę panowała cisza.
- Dobra - westchnąłem. - Okej. Skoro tego chcesz...
Jeszcze chwilę porozmawialiśmy. Jak kolega z koleżanką. Starałem się udawać, że mam w dupie to zerwanie. Że praktycznie mnie to nie ruszyło. Po tym Rosalie powiedziała, że musi się pakować i grzecznie mnie wyprosiła. Od razu poleciałem do Ell na skargę.
- Zerwaliśmy - oznajmiłem od progu.
- Co? Jak mogłeś ją rzucić?! Ona jest w takim stanie, a ty...
- TO ONA mnie rzuciła - mruknąłem. Ell spojrzała na mnie zdziwiona.
- Chcesz powiedzieć, że ciebie rzuciła dziewczyna? Że CIEBIE PIERWSZEGO rzuciła dziewczyna?!
- Tak! Tak, rzuciła mnie!
Elliezabeth uśmiechnęła się, po czym zaczęła rechotać.
- No co? CO?! - Byłem coraz bardziej podenerwowany całą tą sytuacją. Usiadłem na łóżku (rzeczywiście kocham siadanie na czyichś łóżkach, poza tym w dormitorium nie ma za bardzo miejsca do siedzenia) i wbiłem wzrok w podłogę. Nie dość, że miałem potwornego kaca, to jeszcze to. Po chwili poczułem, jak obok mnie ugina się materac.
- Przepraszam - usłyszałem szept.
- Co?
- Nie powinnam się z tego cieszyć. Ale wiesz, mam uzasadnione powody, by w twoim przypadku wątpić w istnienie czegoś takiego jak uczucia.
- Przecież nic mi nie jest - bąknąłem. W tej samej chwili poczułem, jak mnie obejmuje. Nie odwzajemniłem gestu.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że się całowaliśmy? - zapytałem spokojnie.
- To ty mnie pocałowałeś...
- Dlaczego nie powiedziałaś?!

Ell?
Jutro to przeczytam i będzie wielkie nieogarnianie siebie po alkoholu >.<
Wiem, że prawie same dialogi, wybacz ;x

Obserwatorzy