Zagubionych Dusz

Punktacja - Info

* Domów

~*~~*~~*~
120 Pkt. ~~ 105Pkt. ~~ 200Pkt. ~~ 425 Pkt.


Papillonlisse - 0 Pkt.
Bellefeuille - 0 Pkt.
Ombrelune - 0 Pkt.
Héroiqueors - 0 Pkt.

Puchar Domu; 1. Kliknij, 2. Kliknij,

UWAGA

Blog przeniesiony!

Link w poście poniżej!




sobota, 29 listopada 2014

Ombrelune: Od Davida C.d. Adama [do Leslie]

- Eh, un. Chyba powinniśmy już wracać co?
- Nooo... - Powiedział po wypuszczeniu dymu z usta - Bo ma dziewczyna się
zdenerwuję jeszcze bardziej niż teraz... Zgadując, że jest zła że ją zostawiliśmy...
- Eh.. Racja, a i jeszcze Less, yh, unnnm. - Westchnąłem ciężko.
- Ach! Właśnie! - Zawołał i zaraz zmrużył gniewnie oczy - Mogę wiedzieć jakim cudem
Leslie jest twoją 'partnerką' i niby od kiedy?!?!? - Wzburzył się.
Chwilę na niego patrzyłem, jak na idiotę lecz po chwili zmierzyłem go wzrokiem
od stup do głowy ~ Cóż trochę się skrępował ~ A my wszyscy wiem dlaczego..
[Czyli JA I DIABEŁ ~ Bo wy nie macie prawa wiedzieć a jak wiecie to ubije lub upiecze.
~Per Smok]
...Lecz po chwili wybuchłem śmiechem, łapiąc się z brzuch, zgiąłem się w pół. Po chwili
jednak się opanowałem i wyprostowałem a następnie otrzeć łzy które zebrały mi się
w kąciku oczu, które mi napłynęły gdy się śmiałem.
- Un, Aaaaa coooo Diabeeeełku? - Specjalnie przeciągałem literki w pytaniu a na
końcu zacząłem cmokać kręcąc przecząco głową.
- Diabełek zazdrosny, to wściekły Diabełek co nie? - 'Spytałem' ale zaraz znów się
zaśmiałem gdy jego twarz przybrała wyraz jakby ktoś mu przywalił patelnią, a oczy
wyszły mu z orbity. Chyba się jeszcze nie przyczaił... ujć. No cóż na początku
też cały płonąłem z wstydu - Przeszło mi nawet, w pewnym momencie, by znów go
zacząć unikać bo nie wiedziałem jak ja mam mu spojrzeć w oczy.. Ale to równie
szybko nikło, co się pojawiło a mi dało zarombiste okazje do denerwowania i zawstydzania
 go...A także do droczenia się z nim. Chodź to wcale nie daje mi tyle satysfakcji
jakby się mogło zdawać..
- C-coo? J-ja wcale nie...!
- Tak se wmawiaj, un. kochaniutki - Powiedziałem przy czym obijąłem go ramieniem - Ale
nie miej do mnie pretensji Diabełku! A pytałem czy nie chcesz ze mną iść - Zachichotałem
i cały czas obejmując go zacząłem prowadzić diabła do szkoły, un. - No cóż a co do twojej
siostryy - Powiedziałem przyglądając się moim paznokcią, które Naaagle stały się taaaakiee
interesujące.... - Un... To zaprosiłem ją po naszym.. Hym.. Cmoku, cmok? - Powiedziałem
zastanawiając się jak określić ten nasz pocałunek.. eh... - I później ją spotkałem.. No a i nóż
się stało, że ją zaprosiłem... Mam zamiar 'zdobyć' twoją siostrę i będę brnął aż nie zgodzi
się zostać moją dziewczyną... Un, A nóż, widelec, z jednym Brooks'em się nie udało to
może z drugim wyjdzie, jak myślisz? - Powiedziałem uśmiechając się pobłażliwie
gdy znów spojrzał na mnie jak na ufo. I wtedy go puściłem, ponieważ już dotarliśmy do
Wielkiej Sali a ja zaostawiłem go kierując się w stronę jego siostry.
Cóż to chyba normalnie, że w moim towarzystwie ostatnio stał się bardzie... Hym.. Sztywny?
oraz że trzyma mnie na.. Dystans? Cóż i się spiął jak go objąłem.. No ale cóż, nie codziennie
się dowiaduje, że twój najlepszy kumpel, od pierwszego roku oraz osoba z którą dzielisz
Dormitorium od pierwszego roku, kimś kogo zdawałeś się znać lepiej niż inni... I nagle
się okazuje że ten kumpel jest CHYBA, eh.. dobra nie ma co owijać JEST bi i ma na
ciebie chrapkę... Eh, nie ma co, Juhuu...
- Cześć - Powiedziałem przylepiając sobie, swój tradycyjny uśmiech, który jak zawsze
nie dociera do zimnych jak lód oczu. Ale cóż nikt na to nie zwraca nigdy uwagi.. W końcu
on już po prostu ma takie oczy, zimne.. Phi.. Idioci. No może prócz Petta który zna go
lepiej niż własną kieszeń.. - Co chcesz robić? Może potańczyć.. - Spytałem wyciągając
w jej stronę rękę.

< Leslie? >
<oraz diabełku napisz co się później działo jak se poszedłem jak chcesz ;3 >

piątek, 28 listopada 2014

Ombrelune: Od Leslie cd. Davida

Idąc do dormitorium, zastanawiałam się, o co tu do cholery biega. Facet najpierw jeździ z tobą na konikach, potem przed całą szkołą mówi, że mu na tobie nie zależy... ych... na samo wspomnienie palę się ze wstydu... a potem wpadasz na niego na korytarzu, a on z bezczelnym uśmieszkiem zaprasza cię na bal. Co prawda powiedział, że to tylko po to, by wkurzyć Adama, ale jednak mnie pocałował. Jakim trzeba być idiotą?
No dobra... W sumie teoretycznie można ująć, że on mi się... podoba... Ale ja nie potrzebuję łaski. Phi.
- Co tam masz, Leslie? - Od wejścia zaatakowała mnie żądna krwi przyjaciółeczka z pokoju oraz jej koleżaneczki.
- Nic - burknęłam i otworzyłam szafę. Starannie odwiesiłam sukienkę na wieszak. Kiedy się odwróciłam, stanęłam twarzą w twarz z Katie - jedną z moich... hm... niechcianych znajomych.
- Ale brzydka - skrzywiła się z niesmakiem.
- Zupełnie jak twoja morda - oświadczyłam.
Natychmiast umilkła i wróciła na okupowane wcześniej łóżko. Ja położyłam się na drugim.
- Z kim idziesz na bal, Les?
- Nie wasza sprawa - mruknęłam.
- No nie bądź taka! Powiedz!
Puściłam to mimo uszu. Usiłowałam wczytać się w podręcznik od transmutacji i nie skupiać się na tamtych dziewczynach.
- Dajcie spokój, jej nikt nie zaprosił - powiedziała Katie jadowicie.
- Oczywiście, że nie! Kto by ją chciał? - zawtórowała jej przyjaciółka Lily.
- David! David Martines mnie chciał! - krzyknęłam. Ucichły co do jednej.
- Kłamiesz - syknęła wreszcie któraś z nich.
- Kłamię? Idź go spytaj - rzuciłam, nie odrywając wzroku od strony, na której treści właściwie wcale się nie skupiałam, i po raz piąty studiując to samo zdanie.
- Myślisz, że jesteś taka cwana? Mógłby mieć wszystkie dziewczyny z tej szkoły. Zadaje się z Luniaczkami ze swojego roku, na pewno idzie z którąś z nich.
- Niespodzianka. Otóż nie idzie.
Właściwie ich postawa była dość zabawna. Zazdrośnice. Każdej z nich ciekła ślinka, kiedy David przechodził korytarzem. Każda z nich zaprzedałaby duszę diabłu, byle tylko dostać choćby jego przepoconą skarpetę z treningu i zrobić z niej ołtarzyk. Dobrze wiedziały, że mam kontakt ze znajomymi Adama, bo gram z nimi w drużynie. Wiedziały też, że czasem wychodzę, a przynajmniej kiedyś wychodziłam, gdzieś z Martinesem, i że to on był ze mną, kiedy mój czcigodny brat jebnął we mnie Cruciatusem, a także zaniósł mnie do szpitalnego skrzydła.
- W sumie... Ona jest siostrą Adama... - Moja współlokatorka, Sybille, odezwała się z powątpiewaniem.
- No i co? Ja jestem siostrą Pierre'a i jakoś nikt mi z tego powodu nie pobłaża! - żachnęła się Katie.
Spojrzały na nią wszystkie, jakby porównała najnowszy model Błyskawicy do jakiejś starej Komety z dwudziestego wieku. I ja mimowolnie podniosłam oczy znad książki. Z czym ona wyskoczyła?
Pierre jest drugoklasistą z jakże zaszczytnego domu Bellefeuille. Praktycznie się nie odzywa. Całe dnie spędza na siedzeniu z nosem w książkach i jedzeniu, co zresztą po nim widać, zwłaszcza to drugie. A Adam... Och, rzygać mi się chce, jak tego debila, ale trzeba przyznać, że dla większej części szkoły jest kimś absolutnie cudownym. Dziewczyny go kochają, wyznają i bóg wie, co tam jeszcze wyprawiają z nim, czy może bardziej z jego zdjęciami. To dało mi pewien bonus w postaci fejmu zaraz po moim pojawieniu się w Akademii.
- OMG, ale to jest ADAM! - Lily powiedziała to z taką pretensją, jakby Katie obraziła co najmniej jej bóstwo. Widząc morderczy wzrok przyjaciółki, natychmiast umilkła.
- Dobra - westchnęła Marie. - Pożyjemy, zobaczymy. Niech sobie uważa, że idzie z Davidkiem. Na balu się okaże, czy opowiadała bajki.
Powiem szczerze, że taki układ mi odpowiada. Nie chciało mi się marnować czasu na przekonywanie ich do swojej racji. I tak wiedzą lepiej. W piątkowy wieczór szczęki im opadną.
- Ty mi lepiej powiedz, Brooks, z kim idzie twój brat.
- Nie wiem, nie jestem jego matką - warknęłam. - Ale nie martw się, z tego, co wiem, ma jakąś laskę z drugiej klasy. Rayan się nazywa chyba. I jest milion razy ładniejsza od ciebie, więc nie licz, że masz jakąś szansę. Chociaż on jest tak głupi, że wszystko jest możliwe.
- Nie o to mi chodzi - odparła Katie wyraźnie urażona. - Po prostu taka mała Harpia chodzi i opowiada wszystkim, że zaprosił ją już dawno.
- Adam? - prychnęłam. - Kłamie na pewno. Prędzej David zaprosiłby jakąś młodą. On lubi się lansować. Ta blondi trzyma Adama za pysk. Na bank idzie z nią.
- A nie pokłócili się?
Wzruszyłam ramionami.
- Oni się ciągle kłócą, on ją przecież kiedyś zdradził i też wysłał do szpitalnego, tak jak ciebie.
- Serio? - Od dłuższej chwili nie pamiętałam, iż mam udawać, że czytam.
- Nie wiedziałaś? To twój brat!
- Mam go w dupie.

Koniec ;3

poniedziałek, 24 listopada 2014

Ombrelune: Od Adama cd. Vicky [BAL]

- Ona... - wydukałem. Zacząłem się plątać. Im bardziej nie mogłem znaleźć żadnego argumentu, tym bardziej byłem wkurwiony, ale nie na siebie, na Ryu, czy nawet na Davida całującego mnie pośrodku korytarza. Na nią. Na tę pozornie nieszkodliwą dziewczynkę, działającą na mnie bronią, której zwykle to ja używam przeciwko innym. Na tę żmiję. - Nie muszę ci nic tłumaczyć! - wypaliłem.
- Absolutnie - zgodziła się. - Za to ja muszę wytłumaczyć coś tej Rayan.
- Mianowicie co? - wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
- A mianowicie to, że jej chłopak to gej. - Uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Pojebało cię?
Pokręciła przecząco głową.
- Obawiam się, że nie. Więc jak będzie?
- Zniszczę ci życie - warknąłem. - Będziesz miała przesrane do końca szkoły, zobaczysz. Tylko spróbuj powiedzieć coś komukolwiek. Natychmiast pożałujesz. - Wycelowałem w nią pacem. Byłem tak wściekły... Co ta młoda sobie myślała, do cholery?!
- Nie boję się ciebie - wzruszyła ramionami z zuchwałym uśmiechem.
- Zacznij.
Prychnęła.
- Nic nie możesz mi zrobić. To ja mam na ciebie haka, Brooks. Stracisz dziewczynę, stracisz twarz, stracisz wszystko, co masz. Będziesz mnie błagał... - Zawahała się, ale gdy zaczęła ponownie mówić, jej głos znów był pełen szaleństwa i pewności. - Będziesz mnie błagał o bycie twoją dziewczyną.
Patrzyłem, słuchałem i chciało mi się w sumie śmiać. Dawałem się jakiejś małolacie w wieku mojej siostry. Miałem być marionetką, a ona chciała pociągać za sznurki. Niedoczekanie!
- Masz czas do... hym... - Zastanowiła się chwilę, leniwie oglądając paznokcie. Zdawała się całkowicie wyluzowana, jakbym był zdany na jej łaskę i niełaskę. Jeszcze w wakacje bała się choćby na mnie spojrzeć! - Powiedzmy, że masz czas do jutra, do wieczora. Inaczej powiem wszystkim. Każdemu, kogo spotkam na korytarzu.
- Zmykaj - rzuciłem. Posłała mi mordercze spojrzenie.
- Pożałujesz, że nie posłuchałeś.
Odwróciła się na pięcie i szybko odeszła. Szczerze mówiąc, miałem mieszane uczucia. Z jednej strony nic mi nie mogła zrobić. To tylko dzieciak. Ale... Jeżeli Rej się dowie... Jeżeli ktokolwiek się dowie, będę miał przesrane. Ja i David. No tak, jeszcze David... Na pewno nie powiedział mi prawdy po to, by rozniosła się po szkole. To mój kumpel, nie mogę go na to skazać, nawet jeśli sam świetnie to sobie zapewnia.
Odwróciłem się za róg, skąd przyszłem. Tam, gdzie go zostawiłem, nie było po nim śladu. Gdzie on do cholery polazł?! Akurat w tym momencie?!
Pierwsza myśl - nasze dormitorium. Prozaiczna, ale jednak. Jak strzała pobiegłem korytarzem, do sali wejściowej, po schodach do lochów i przed pokój wspólny Luniaków. No tak. Hasło.
- Yyy... David lubi ciastka?
Śmiejcie się, śmiejcie. Odkąd jesteśmy prefektami, często zmieniamy hasła do pokoju, i to na tak bezsensowne i infantylne, że potem sami się z nich śmiejemy. Oczywiście nikomu innemu nie jest do śmiechu, Clarisse raz nas prawie za to pobiła. No i pojawia się problem, kiedy okazuje się, że rzeczonego hasła zapomniałeś.
- Adam to gwiazda? Adam jest piękny? Adam, bóg szkoły? David, bóg szkoły?... Kto kuzynki nie wyrucha, tego Pan Bóg nie wysłucha? Chcę zmienić to hasło!
- Jeśli chcesz zmienić hasło, podaj poprzednie. - Odezwał się głos z wnętrza srebrnej zbroi, która strzegła ukrytego za kamienną ścianą przejścia.
- Jestem prefektem! Żądam zmiany hasła! NATYCHMIAST.
- Zasady - przypomniała zbroja karcąco.
- Guzik mnie obchodzą te zasady - warknąłem, ale na wszelki wypadek wolałem się ze zbroją nie kłócić. Raz, kiedy się obraziła, nie chciała nikogo wypuścić z pokoju.
Usiadłem więc na podłodze oparty o ścianę i czekałem, aż ktoś przyjdzie bądź wyjdzie. Musiałem znaleźć Davida JUŻ! Minuty ciągnęły się niemiłosiernie. Zdawało mi się, że siedzę tu od wieków. Nerwowo wystukiwałem różdżką rytm na kamiennej posadzce. Zacząłem liczyć. Dziesięć taktów, dwadzieścia, pięćdziesiąt, sto... Co, do chuja?! Są takie chwile, w których liczy się każda minuta, chociaż niby wiesz, że przez ten czas nic nie zdąży się wydarzyć, że tak naprawdę zwykle i tak byś zwlekał i zrobił, co masz zrobić, na czas. To była taka chwila. Zdecydowanie.
Nagle, kiedy zacząłem już podejrzewać, że cały zamek wymarł, usłyszałem przybliżające się kroki. Chwilę później zza zakrętu wyłoniła się postać w niebieskim mundurku. Krawat zdradzał przynależność do domu Ombrelune. Zatrzymała się przed ścianą i spojrzała na mnie drwiąco.
- Co, zapomniało się hasełka? - spytała Leslie, plując jadem.
- Nie, usiadłem tu sobie, bo mi się nudzi - warknąłem z ironią. Wzruszyła ramionami.
- Nie chcesz, to nie. Ja w zasadzie nie muszę tam wchodzić, wszystko mam przy sobię. Idę warzyć eliksiry.
- Stój! Czekaj! Powiedz to hasło do cholery!
- Co będę z tego miała? - Skrzyżowała ręce na piersi. Westchnąłem. Znana śpiewka.
- Nic! Musisz zawsze coś dostawać?
- Ty mi nigdy nic nie dałeś - burknęła.
- No jak to nie? No jak nie?! A wtedy... albo może jak... nie, wtedy jeszcze ci zabrałem... No ten... No jak... - Dobra, miała rację. Nigdy w życiu nic jej nie dałem. Wielkie mi co!
- No właśnie. Więc nara.
- LESLIE! Ja muszę natychmiast znaleźć Davida! Wpakował... oboje wpakowaliśmy się w niezłe bagno - tłumaczyłem, wstając z podłogi.
- A to pech!
- Będziemy mieli przesrane. Do końca życia. Wiesz czemu? Bo nie chciałaś podać jebanego hasła.
- Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Idę.
Dziewczyna już obracała się na pięcie, kiedy złapałem ją za nadgarstek.
- Czemu jesteś aż tak zjebaną osobą? Coś cię zaboli, jak podasz to hasło?
- Jestem dla ludzi taka sama, jak oni dla mnie. - Wyrwała się z uścisku.
- Kurwa, zrób to dla Davida! Nawet nie dla mnie, ale dla Davida! On będzie miał przejebane. On nie wytrzyma.
Jakby drgnęła na dźwięk jego imienia, ale odparła sucho:
- Trudno.
Wiedziałem, że ona się nie złamie. Mogłem gadać zdrów. Nic nie wskóram, ani prośbą, ani groźbą. Cóż, krew Brooksów w końcu. Tylko... Zdawało mi się, że miała słabość do Davida. Myślałem, że na niego leci. Żadna mu się nie opiera, a przecież on jeździł z nią konno i w ogóle... Albo moja siostra jest jedną z nielicznych dziewczyn, które grają mu na nosie, albo on zwyczajnie jej coś zrobił. Ta, to prawdopodobne jest.
- Mam eliksiry - powiedziała chłodno.
- HASŁO!
- RAZ W DUPĘ TO NIE PEDAŁ! - ryknęła. Przejście się otworzyło, a ona posłała mi mordercze spojrzenie i odeszła szybkim krokiem.
A ja zacząłem się zastanawiać, czy to ja wymyśliłem to hasło. Jakoś przestało być zabawne. Zastanowiwszy się już dostatecznie, pognałem do naszego dormitorium. Modliłem się, żeby tam był. Wjechałem z buta i stanąłem oko w oko z blondynem, który najwidoczniej zamierzał właśnie wyjść.
- Hej. - Uśmiechnął się. Od czasu niedawnego incydentu wydawał mi się jakby mniej męski...
- Ym... hej. Mamy problem... - No zbaraniałem. Usiłowałem sobie powtarzać, że to ciągle David, i że nic się nie zmienił, więc mój stosunek do niego też nie powinien, ale to nie było proste.
- Un, co jest?
- Victoria nas widziała. W sensie... na korytarzu.
- I co? Un... Wstydzisz się mnie... - Spuścił głowę.
- No daj spokój! Ale wiesz... Ona mówi, że wszystkim powie. Że powie Rosalie. Nie chciałeś, żeby ktoś się dowiedział, nie?
- Un, nie - potwierdził. - Ale co jej odbiło?
- Skrycie marzy o pójściu ze mną na bal - mruknąłem ponuro.
- Zaszantażowała cię? - David rozdziawił usta. - Stary, ona zasługuje na Ombrelune bardziej niż Ell!
- W istocie - przyznałem. - Ale nie o to teraz chodzi.
- Un, ile mamy czasu?
- Do dzisiaj wieczora...
Nagle Davidowi zaświeciły się oczy. Widząc ten przebiegły błysk, dostrzegłem na powrót tego starego Blondaska. Spojrzałem na niego wyczekująco. Czyżby miał plan?
- Słuchaj, un, musimy przetrzymać ją dłużej. Un. Przekonaj ją jakoś. Mam pomysł.

W dzień balu stałem pod drzwiami Wielkiej Sali i czekałem. Na Davida, na Rej... Na kogokolwiek! Cudem namówiłem Vicky na prawie tygodniową zwłokę. Obiecaliśmy jej z Davem niespodziankę na balu. Muszę przyznać, że jego pomysł był ciekawy. Mógł się udać. Pokrywał się z naszymi subiektywnymi planami względem uroczystkości, mianowicie:
- Joł, un, już jesteś? - Przywitał mnie David. Przypierdolę mu za to "un"! Zaczęło mnie wkurwiać po jakimś dwumilionowym razie.
- Jestem. Masz?
Kiwnął głową i wskazał na parcianą torbę trzymaną w dłoni.
- Un... A ty?
Skrzywiłem się na znienawidzone słówko, ale nic nie powiedziałem. Dotknąłem wybrzuszonej kieszeni marynarki, niby od niechcenia.
- Un. One nas zapierdolą - jęknął David. Widziałem jednak, że cieszy się jak głupi.
- Daj spokój... Jeszcze nigdy nie umarłem. A nasze laski są dla nas wyrozumiałe. - Mrugnąłem porozumiewawczo.
- Un. Może i tak. Ale zaręczam ci, Clarisse nas zje. Un. A przed tym pobije i zgwałci.
- Żadna kara - zaśmiałem się, przypominając sobie niedawny sen o Aniołku w stroju diabełka. - Ale nie mów jej tego!
- Żartujesz? Życie jest zbyt... un... piękne.
Postanowiliśmy wejść na salę. Była pięknie ustrojona. W rogu stała olbrzymia choinka - w końcu już jutro wigilia. Wszędzie walały się serpentyny i balony w kolorze srebra i czerwieni. Stoły domów zniknęły, a zamiast nich pojawiły się małe, kilkuosobowe stoliki przykryte obrusami i nakryte uroczystą zastawą. Środek sali przeznaczony był do tańca. Tu i tam krzątały się domowe skrzaty, żaden z nauczycieli natomiast nie był obecnie w zasięgu wzroku. Wybornie.
- Gdzie my to w ogóle schowamy?
- Un... Pod stolik. Patrz, jakie długie obrusy.
- A jak ktoś nam tam usiądzie? Trzeba by se miejsce zaklepać, bo my siadamy dopiero po polonezie...
- Un, za to Ellie i Clary nie mają w tym roku partnerów. - Wyszczerzył się. - Un, słyszałem od swoich źródeł, że Heap chciał zaprosić ten... un... ten Eric z Belle. Biedaczka, mogła zgodziś się choćby na niego.
- Nie możemy dać im tego do pilnowania! Pogrzało?
- One wcale nie muszą wiedzieć, że tego, un, pilnują.
- Czyli my po prostu...
- Tak!
- Genialne!
Tak, David bez wątpienia był genialny. Pozostało tylko poczekać na dziewczyny i usadowić je przy stoliku. Wybraliśmy dosyć duży stolik w kącie sali i ukryliśmy torbę pod nim. Butelki zadzwoniły głośno, jednak nikt tego nie zauważył. Jak gdyby nigdy nic usiedliśmy i wyglądaliśmy przyjaciółek. Obawiałem się, że będą miały ogon jak w zeszłym roku.
Zarówno w środku, jak i w sali wejściowej, zaczęli się już zbierać ludzie. Odnajdywali swoich partnerów i prowadzili się do stolików. Patrzyłem z rozdrażnieniem na tarczę zegarka. Czas uciekał nieubłaganie, a naszych panienek nie było nigdzie widać. Deja vu?
- Adam! - Do sali na czarnych szpilkach wbiegła Rosalie. Wyglądała olśniewająco. Miała na sobie jasną sukienke z czernymi ornamentami. Włosy luźno spięła.


- Moja dupa - uśmiechnąłem się do Davida, po czym przypomniałem sobie o jego... hm... wyznaniu. Nie wyglądał jednak na smutnego. - Ślicznie, kochanie. - Wstałem, by pocałować ją w usta.
- Wiem - odparła. - Ale to nieistotne. Rusz się, zaraz zaczynamy. Na cholerę wy tu w ogóle weszliście?
- Un, zajmujemy wam miejsce. - David wzruszył ramionami.
- Po co? Gorzej niż dzieci! Brykajcie stąd!
Nie mogliśmy się jej długo opierać. W końcu zaczęłaby coś podejrzewać i po ptakach. Na szczęście dojrzałem wśród wchodzącego tłumu różowe, kręcone włosy.
- ELL, TUTAJ! - krzyknąłem. Wkrótce z morza głów wyłoniła się smukła Elliezabeth w długiej, różowej sukience niby utkanej z mgiełki.


Rozejrzała się i, dostrzegłszy nas, szybko podeszła.
- Wy tutaj?
Zagwizdałem.
- Patrz, Smoku, jaka lala. - Wskazałem podbródkiem na przyjaciółkę.
- Adam! Musimy iść. - Rayan posłała mi zdenerwowane spojrzenie. - David, to samo!
- No już, już... Un, Ell, siadaj tu. Specjalnie trzymamy ten stolik od godziny.
- A co on, jakiś lepszy jest?
- Nooo... Duży. Zmieścimy się wszyscy - odparłem.
- Aha. - Ell uniosła brwi.
- Dobra, walić te ich nienormalne pomysły. Trzeba IŚĆ! - Ray stanęła za mną i zaczęła pchać mnie w stronę wyjścia. Słyszałem, że David wstaje i podąża za nami.
- Patrz! To MOJA dupa - rzucił David i wyminął nas.
Podążyłem za nim wzrokiem i zdębiałem. Przez tę całą akcję nie spytałem go, z kim on idzie, a przecież w końcu musiał znaleźć sobie partnerkę. Teraz całował w policzek... Leslie. Leslie! Jak na siebie wyglądała... znośnie. Cała ubrana była na czarno. Miała buty tak wysokie, że wątpiłem, iż umie w nich chodzić. Sam fakt, że ubrała się sama, budził podziw. Zwykle pacykuje ją mamusia.
- Go, go, Power Rangers! - zawołał blondyn, prowadząc do nas moją siostrę. - Zaraz zaczynamy.
- Power-co? - Ryu uniosła brew.
- Nie wiem, un, takie mugolskie powiedzonko. Idźmy!
We czwórkę weszliśmy do przyległej do Wielkiej Sali pustej klasy, gdzie tradycyjnie zebrali się wszyscy prefekci.
- Ombrelune, proszę, proszę. - Craxi uśmiechnął się ironicznie. - Dobrze, że już jesteście. Prawie się nie spóźniliście. Szybko więc dla was powtórzę, zero alkoholu, żadnych rozrób, zaklęć, w dormitoriach o północy. Ustawcie się do poloneza. Raz, raz! Naczelni z przodu!
- Umiesz to tańczyć? - upewniłem się.
- Żartujesz? To ty tu jesteś facet!
- Żartowałem, żartowałem. - Uśmiechnąłem się uspokajająco. Nie żartowałem.
- Od lewej - szepnęła.
Zacząłem od prawej.
Kiedy muzyka ucichła, odetchnąłem z ulgą. Wiem, że Ray zrobiła to samo. W końcu to ona pełniła rolę prowadzącego w naszej parze. Co chwila szeptała mi do ucha kolejne figury bądź ciągnęła mnie za sobą w dół, kiedy trzeba było zrobić wykrok. Niby ten taniec polega tylko na chodzeniu w kółko, ale i tak jest beznadziejnie trudny. Podeszliśmy do stolika. Wreszcie raczyli się tam pojawić Clary i Percy. Clarisse miała na sobie obcisłą, dość wyzywającą, czarną kreację.


- Łaa... Kusisz - Wyszczerzyłem się.
- Dziś nie mam partnera, więc mogę ściągać spojrzenia. - Zrobiła zuchwałą minę. Na jej usta wkradł się delikatny uśmieszek.
- Wow, czyżbyś wreszcie zdecydowała się być dostępna dla facetów?
- Daj spokój - zaśmiał się Percy. - Prędzej ich zabije. To jest czarna wdowa. - Za te słowa otrzymał kuksańca w ramię.
- Diabeł, lecimy? - Smoku posłał mi znaczące spojrzenie.
- Gdzie? - zapytała Leslie wyzywająco. Fakt, że David ją zaprosił, gwarantował jej niestety miejsce przy naszym stoliku.
- Adam, nawet nie podali jeszcze jedzenia. Zostańcie - poprosiła Rosalie tonem typowej partnerki.
W tym czasie David odsunął krzesło mojej siostrze, a ona udawała, że wcale się tym nie jara.
- Zaraz wrócimy - obiecał.
Ignorując protesty oddaliliśmy się w kierunku wyjścia. Czułem, że odprowadza nas czujne spojrzenie Clarisse.
- Un, jak to załatwiłeś? - spytał David, kiedy zbiegaliśmy już po schodach na froncie szkoły, z dala od gapiów i wścibskich.
- Ma się sposoby - uśmiechnąłem się tajemniczo.
Generalnie skołować trawkę to pestka, ale jedynie w czasie wakacji. Podczas pobytu w szkole jest trudniej, aczkolwiek co, ja nie dam rady? Wsiadłem na miotłę i zrobiłem rundkę do Paryża i z powrotem. Myślicie, że ktoś zauważył?
Wyjąłem z kieszeni dwa jointy i jednego podałem Davidowi. Podpalił je za pomocą magii.
- Myślę, że Clarr może coś podejrzewać. Dziwnie się patrzyła. Co jeśli znajdą alko pod stołem?
- Un, nie. Zdecydowanie nie będą szukać. Un, jeśli coś by podejrzewała, to to, że schowaliśmy sobie coś na zewnątrz i właśnie po to wyszliśmy.
Równocześnie wzięliśmy solidnego bucha, potrzymaliśmy dym w płucach i wypuściliśmy.
- Dobre - mruknął David z rozkoszą. Nie palił w końcu od kilku miesięcy.
- Mocne - przyznałem. - Ale na razie palimy tylko po tym jednym. Chociaż godzina całkowitej trzeźwości, bo wszystko spierdolimy.
- Un, no dobra. Która jest?
- Pół do siódmej.

Rosalie? Ell? Clary? Percy? Vicky? Ktokolwiek, kto jest na balu? ^^
Tylko mamy być trzeźwi jeszcze, ja tu jestem od zjaranych historii.

niedziela, 16 listopada 2014

Ombrelune: Od Davida C.d. Leslie

- Nic!
- Tsaaa! Akurat! - Zaśmiałem się ale postanowiłem odpóścić niech se dziewczyna
ma sekrety + Życie mnie nauczyło że pewnych "dziewczyńskich'' sprawach lepiej
nie wiedzieć - Mniejsza, szukałem Cię wszędzie... - Powiedziałem uśmiechjąc się,
 taksując ją wzrokiem. - ... Mała.
- A czemu?... - Po chwili się oburzyła - Nie jestem mała Martines!
- Eh... Znów będziemy przerabiać ten temat? Dla mnie jesteś mała, słońce.
 - Powiedziałem podchodząc do niej i przy "słońce" puknąłem ją lekko w mostek.
- A czy ja ci wiszę na niebie i świece?! Nie! Więc mnie tak nie nazywaj!
Po chwili się uspokoił i spytała - Więc o co chodzi?
- Lubisz wkurzać swojego brata prawda?
- Oczywiście! - Zadarła głowę do góry.
- Ta, ta.. - Żeby nie było nie chodziło o to by go po wkurzać tylko osiągnąć cel..
Którym jest.. - Chciałabyś pójść ze mną na bal?
- Co?! - Zapytała zdezorientowana
- Hym... - Zastanowiłem się chwile, aż w końcu zaświeciła mi się nad głową
żaróweczka.. BINGO! [Nie żebym w nie grał... No może czaaasem..] - Noo wiesz...
Diabeł by się chyba wkurzył widząc siostre z swoim NAJLEPSZYM kumplem...
Wiesz można by się trochę na nim odegrać.. coś poudawać i dobrze się bawić...
Zakończyłem z głupim i lekko złośliwym uśmieszkiem..
- Hym... Eh.. Boże no dobra niech ci już będzie.. - Powiedziała niby od niechcenia
lecz ja już wiem swoje!
"Czyli Plan A wypalił! Pierwszy krok wykonany.. ale sie diabeł zdziwi gdy przyjdę z jego
siostrą! Eee... ups... Byle tylko nie wywalił z tym pocałunkiem.. Ale to jego siostra
której nie lubi co nie? po za tym bi to znaczy że i dziewczyny i chłopaczek"
Myślałem se idą z głupim uśmieszkiem, oczywiście uprzednio żegnając Leslie buziaczkiem
w policzek i w rękę - Trzeba se jakoś radzić skoro ma się uwieźć dziewczynę... siostrę
kumpla.. Chyba nie będzie miał mi za złe i nie będzie mi robił kazań że oszukuje czy
wykorzystuje mu siostrę.. Ale w końcu jak się mówi
"Żeby życie miało smaczek, raz dziewczynkaraz chłopaczek!"
Z takim myśleniem poszedłem do dormitorium. - ,,Jutro będę musiał ją znów zaczepić''

<Leslie? co później zrobiłaś... albo co jutro? :p :D>

piątek, 14 listopada 2014

Héroiqueors: Od Victorii do Adama

Dzwonek. Uff... Powie mi ktoś kto był na tyle genialny aby to wymyślić?! Spakowałam książki i wybiegłam z klasy. Niby za 10 minut jest obiad, ale i tak postanowiłam, że pójdę do dormitorium, żeby odłożyć książki i coś poczytać. Albo nawet pójść spać. Chrzanić obiad, nie jestem głodna. Weszłam do pokoju i rzuciłam torbę na podłogę, a sama padłam na łóżko. Zamknęłam oczy i zasnęłam.
Obudziłam się pół godziny później. Obiad jeszcze trwał. Raczej już nie zasnę, więc uznałam, że pójdę coś zjeść. Zeszłam po schodach. Wszystkie korytarze były opustoszałe. Ale... Usłyszałam głosy. Podeszłam na palcach.
- Diabeł...Co byś zrobił... Gdyby nagle okazało się że... Twój kumpel.. Że on.. Ale chyba...
Bo nie jest pewien.. ale że chyba jest noo bi.. I że chyba, a raczej na pewno mu się
podobasz... - Słuchałam tej wypowiedzi z szeroko otwartymi oczami. Czy to jest...
Wyjrzałam zza ściany. Martiness?! I.. Adam?! No chyba on nie jest... Gejem? Nie... No on jest przecież z Rosalie... Już nie długo, tak swoją drogą... [Vic taki geniusz zła] Wyjrzałam jeszcze raz. Stop stop stop. Czy ja właśnie. Nie no... Kocham geja?! Moim oczom ukazywał się bowiem "piękny" obrazek a mianowicie :Adam. I David. Się. Lizali. Ja pier... Halo. Co to ma być?! Chwile później Adam odsunął się od Davida. Schowałam się za ścianą. Coś do niego mówił, ale nie za dobrze rozumiałam. Chwilę później usłyszałam kroki. Stanęłam prosto i poprawiłam włosy chwilę później zza ściany wyłonił się Adam.
- Victoria? - zapytał zaskoczony - A co ty tu... Znaczy... Nie jesteś na obiedzie?
- Nie jestem głodna - powiedziałam ze słodkim uśmieszkiem- A ty?
- A ja... Już zjadłem - kłamał w żywe oczy.
- Masz taką minę jakbyś przed chwilą całował się z facetem. Coś się stało? - zapytałam, a uśmiech nie znikał z mojej twarzy.
Adam stanął jak wryty.
- Pokłóciłem się z Rosalie - oznajmił ostrożnie.
- Nie udawaj - powiedziałam już z poważną miną - Wszystko widziałam i słyszałam.
- Niby co?! - spojrzał na mnie wrogo.
- Ciebie, Davida i wasze macanko. No nie wiedziałam, że jesteś homo. David to się można domyślić ale... Ty? Myślałam, że wolisz dziewczyny.
[jakie to było złe. Jestem pojebem xd]
- Bo wolę - warknął.
- Nie martw się nic nie powiem - wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu.
Adam trochę się rozluźnił.
- jeśli pójdziesz ze mną na pewien układ - dokończyłam.
- Jaki?
- Nic wielkiego... Poudajesz przez chwilę mojego chłopaka, pójdziesz ze mną na bal... Nic wielkiego, jak powiedziałam.
Spojrzałam na Adama który widocznie zbladł.
- Ale Rosalie...
- Olej ją w końcu - warknęłam - Nie jest ciebie warta. Nie kocha cię ok? Jakby cię kochała to dawno by ci wybaczyła te twoje czary-mary ok?

Adam? Vic taki geniusz złaaaaaa

wtorek, 11 listopada 2014

Ombrelune: Od Davida [+Adam] C.d. Adama

[Tekst pisany na zmiane David-Adam (oddziele każde enterem....)]

Dziewczyny [Clarr, Rosalie and Ell] nie dostańcie zawału jak to przeczytacie!
Oraz nie biorę odpowiedzialności za wasz stan psychiczny po przeczytaniu tego!
A ci którzy nie będę wiedzieć o co chodzi za bardzo z... [z czym to dowiecie się jak
przeczytacie opo.] To wejdźcie tu --> KLIK I przeczytajcie se.. Ym..
,, 35 ''innych'' rzeczy o Davidzie "Per Smoku" Martines. '' W punkcie w formularzu "inne" XD
Pozdro
~ Per [Pani] Smok


- Z kim ty właściwie idziesz na bal? - Zapytał Diabeł, kierując się do naszego pokoju.
- Z nikim, nie mam kogo do pary... A co może chceszz... A może zechciał byś może pójść
ze mną na ten bal, Diabełełełku ? - Zapytałem uśmiechając się lekko, kierując się
w stronę naszego pokoju.

- Ha! Z tobą? Jasne, zawsze, kochanie - wyszczerzyłem się i lekko go szturchnąłem.
- Tak... Kochanie. - Zaśmiał się ze swojego żartu. Bo to był żart... prawda?

- A tak serio pójdziesz ze mną na bal?

- Oczywiście, księżniczko! Przecież mówię.
- Ale nie... Pytam serio - położył nacisk na ostatnie słowo tak dobitnie, że zacząłem się go bać. Spojrzałem na niego wielkimi oczami.
- Eee...
Co? Co?! CO?! Czy ja się przesłyszałem? Jestem w ukrytej kamerze i zaraz wyjdzie jakiś łysawy dziennikarz, by poinformować mnie, że wygrałem wycieczkę? Mimowolnie rozejrzałem się po korytarzu. Chyba jednak nie...
- Smoku, co ty...

- Booaaaja ... un... - Zacząłem się jąkać - Co byś zrobił gdyby okazało ssię..
siężeTwójkumpeltoCHYBApedałimusiępodobasz? - Z paniki zacząłem strasznie
szybko mówić i niezrozumiale, że nie miał prawa cokolwiek zrozumieć...
-Ej! Ej! Smoku spokojnie! - Powiedział i złapał mnie za ramię przytrzymując w miejscu.
- O co chodzi? Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko, nie? - Powiedział, a ja
przełknąłem ślinę i powtórzyłem to samo, tyle że cicho, aczkolwiek wyraźnie - Diabeł...
Co byś zrobił... Gdyby nagle okazało się że... Twój kumpel.. Że on.. Ale chyba...
Bo nie jest pewien.. ale że chyba jest noo bi.. I że chyba, a raczej na pewno mu się
podobasz... - Dokończyłem już cicho czekając na... No właśnie na co? Chyba na
porządnego liścia a może i z pięści? Cokolwiek! Byle nie obrzydzenia...

- Yyy... - Zbaraniałem. Zatrzymałem się na środku korytarza i zacząłem wpatrywać się w Davida z lekko rozchylonymi ustami.
- Nie no, sory, zapomnij... - mruknął czerwieniąc się po uszy. Nie mógł znieść mojego wzroku; opuścił głowę.
- Nie, nie, czekaj... - Zacząłem szukać w głowie odpowiednich słów, by mu odpowiedzieć. Nigdy nie wyobrażałem sobie takiej sytuacji, nie byłem na to gotowy. Nigdy bym nie przypuszczał, że on...
- Nie no, serio, nieważne... - Mówił coraz ciszej.
- Nie żartujesz, prawda? - Szepnąłem, sam nie wiem, dlaczego. Po prostu sytuacja wydawała się adekwatna do tego, by szeptać.
Pokręcił przecząco głową.
- Słuchaj, Smoku. - Złapałem go za ramiona. - Ja mam dziewczynę, jasne? I... I naprawdę nie mam problemu z tym, że jesteś... jesteś... że ci się... - Urwałem na chwilę. Kumpel kumplem, ale nie wiedziałem, jak dobierać słowa. Moje męskie usta nie mogły znieść słowa "gej". Ono parzy! - Że możesz coś do mnie... czuć - Przy ostatnim słowie skrzywiłem się mimowolnie. Miałem nadzieję, że tego nie zauważył. - Ale idę z nią... Okej?
Spojrzałem na niego z troską. Kilka sekund później zdałem sobie sprawę, że nigdy nie zachowywałem się w stosunku do żadnej laski tak delikatnie i czule jak do niego.

-Un... Ee.. Ja wiem że masz dziewczynę i spoko.. - Powiedziałem trochę przygaszony...
Eh.. no cóż przynajmniej się mnie nie brzydzi czy cóś... - Eee..mmm.. To ja może
już pójde, un.. - I postanowiłem zrobić najlepszy i najbardziej skuteczny manewr jaki
kiedykolwiek można było wymyślić! Czyli uciecz....eeee, Manewr oddalający się...
W siną dal! Niestety przeszkodził mi w tym ręką Diabeł.
-Eeeee - Zaczął inteligentnie diabeł - Smoku... David..eeem.. Bo wiesz.... - Juhuuu... xP
z Smoka na Davida spadłem zaje... dupnie. - Nie chce żeby było jakichś... Eee spięć..
Wiesz dopiero co się pogodziliśmy... Eh.. Kumple i ten.. - Zaczął gadać, jąkając się
co jakiś czas szukając 'odpowiednich' słów po chwili się zaciąłem i nie słuchałem
co tam gada... Ale wiedziałem jedno.. . Diablo za dużo gada... I przydało by się go...
Uciszyć. Tak zdecydowanie. I takem se myślał i głupi nie wiele myśląc o konsekwencjach
przybliżyłem swoją twarzyczkę do tego Diabła i nie zastanawiając się dużo chwyciłem
rękoma jego ramiona, przybliżając go do siebie, by następnie zatkać mu te usteczka
pocałunkiem by już tyle nie gadał ~ I tak se głupi najlepiej mi było wmawiać ~ Że
to 'tylko' niby dlatego by się w końcu zamknął.

Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia, kiedy zorientowałem się, że moje usta są blisko, bliziutko przy ustach Smoka. Wiecie, co on robił? Wiecie, co robił? On się ze mną lizał! Byłem tak zszokowany, że nawet go nie odepchnąłem. Przyłapałem się nawet na tym, że momentami odwzajemniałem to. Ale tylko kilka razy. W końcu zdecydowanym gestem położyłem mu dłoń na piersi i cofnąłem go.
- Co ty robisz? - zapytałem neutralnie, jakbym pytał o pogodę na jutro.

- Ja... Cóż... Mówiłem ci kiedyś że za dużo gadasz? - Uśmiechnąłem się lekko, w trochę
wymuszony, trochę nie.. sposób. Przygryzłem lekko wargę i odwróciłem się do niego
plecami.. Po czym samoistnie przejechałem opuszkami palców po swoich wargach..
No... cóż.. Jakby nie było, to w pewien sposób był to mój pierwszy pocałunek... Z chłopakiem..
Ale jednak! Co ważniejsze z Diabłem... Kumplem, który ma laskę... [Bez podtekstów!]
Cóż przynajmniej jest przystojny! I ma zajebistą fryzurkę...Czy mówiłem mu kiedyś,
że podoba mi się ten jego trapez na głowie? Cóż, nie wszystko musi wiedzieć..

- Ja muszę... muszę to przemyśleć, do cholery - powiedziałem do jego pleców. Nie odpowiadał, więc kontynuowałem: - Muszę iść... Iść do Rosalie. Tak. Zobaczymy... Zobaczymy się potem w pokoju.
Postałem jeszcze chwilę. Nadal nie usłyszałem odpowiedzi, wyminąłem go więc i ruszyłem w kierunku lochów. Modliłem się, żeby ona była u siebie. Nie wiedziałem, jak dam radę wytrzymać z Davidem w jednym dormitorium, kiedy już... wiem. Z drugiej strony nie wiedziałem, jak spojrzę w twarz Rosalie. Przecież całowałem się z facetem! Nie. Nie... To ON pocałował MNIE. Tak.

Stałem do niego plecami, słuchając i uśmiechając się lekko. Cóż.. Trochę zabolało
jak wspomniał o Rosalie ale cóż wszystkiego mieć nie można... Gdy mnie minął
i ruszył przed siebie miał zamyśloną i chyba był lekko podenerwowany nie wiedząc
co myśleć czy cóś. Gdy był już daleko odwróciłem się i zacząłem kierować w stronę
dormitorium...
- Przynajmniej kilka razy odwzajemnił...  - I z głupim uśmiechem ruszyłem w stronę
pokoju, " Może powinienem dziś też spać u Petta?"...

THE END

niedziela, 9 listopada 2014

Ombrelune: Od Adama cd. Davida

Patrzyłem na niego w milczeniu dłuższą chwilę. Wow. Cóż za wyznanie. Brawo, panie Martines, pan ma uczucia. Oklaski.
- Dobra, rozejść się! - Profesor Craxi zdecydował się w końcu rozgonić zgromadzony tłumek, zdawszy sobie sprawę, że nie przewidujemy rozlewu krwi. Ja i David nadal staliśmy naprzeciwko siebie, milczący i poważni.
- Sztama? - zapytałem, kiedy już zostaliśmy sami, wyciągając ku niemu dłoń. Podszedł do mnie, uścisnął ją, po czym... objął mnie.
Na początku zdziwiłem się. Moje oczy zrobiły się wielkie jak spodki od filiżanek. Po kilku sekundach jednak uśmiechnąłem się pod nosem i poklepałem kumpla po plecach, odwzajemniając męski uścisk. Smok i Diabeł znowu razem. Nie przyznałbym się nawet przed samym sobą, ale tęskniłem za nim. Naprawdę.

- Proszę? - Usłyszeliśmy głos zza drzwi. Spojrzeliśmy po sobie, po czym nacisnąłem klamkę. Weszliśmy do staromodnego gabinetu należącego do madame de Maxime. Straszne miejsce. Na samo wspomnienie stęchłego zapachu, jaki się stamtąd wydobywał, wszystkich tych słodkich bibelotów i innego badziewia, robiło mi się niedobrze.
- Garçon Brooks, garçon Martines. Wspaniale, wspaniale. - Olimpia de Maxime jak zwykle siedziała za swoim hebanowym biurkiem. Przywołała nas gestem ręki. Przełknąłem ślinę. Podeszliśmy. Nie to, że bałem się tej starej jędzy, ale po incydencie musiałem pilnować, co robię, z kim, i - co najważniejsze - kto to widzi.
- O co chodzi? - odezwał się Dave.
- Och, bez obaw. Wszystko w jak najlepszym porządku. Chciałam poruszyć z wami sprawę balu.
Z nami? Dlaczego z nami? Nie byliśmy nawet naczelnymi! W tym momencie dyrektorka dodała, jakby czytała mi w myślach:
- Wasza dwójka nie raczyła pojawić się na zebraniu prefektów. Mimo tej niesubordynacji, która, nawiasem mówiąc, jest domeną prefektów Domu Lisa, postanowiłam, że wątpliwi przedstawiciele Ombrelune też muszą mieć szansę na wyrażenie swoich opinii i pomysłów. Usiądźcie, proszę, a ja przekażę wam podstawowe ustalenia.
- Postoimy - mruknąłem. Dyrektorka spojrzała na mnie spod uniesionych brwi, po czym kontynuowała swój monolog.
- Niezmienną tradycją pozostaje otwieranie balu przez prefektów polonezem. Nie mam nic przeciwko parom utworzonym z dwójki prefektów, na pewno natomiast żaden prefekt nie może pojawić się samemu. Wyglądacie oczywiście godnie, macie być przykładem dla reszty uczniów. Mam nadzieję, że wyrażam się jasno - powiedziała tonem wskazującym na to, że odrobinę w nas wątpi.
- Pani dyrektor...- odezwałem się nieśmiało.
- Słucham, panie Brooks?
- A sprawa... - urwałem, by wzrokowo porozumieć się z Davidem. - Alkoholu?
- Tylko delikatny poncz. - Oświadczenie z nutką reprymendy miało wyraźnie być ostrzeżeniem. - I bez przesady. Odrobina. Prefekci mają...
- A szampan? - zapytałem, ignorując fakt, że wszedłem jej w słowo.
- Nigdy nie podawaliśmy uczniom szampana.
- Dlaczego by nie?
- Garçon Brooks! Wstyd i hańba słyszeć z ust ucznia takie niedorzeczne propozycje. To jest SZKOŁA, panie Brooks.
- Madame - wtrącił się dotychczas milczący blondyn. - Ja jednak zgadzam się z Adamem. Myślę, że to nie do końca zły pomysł.
- Też coś! Wy chyba zapominacie, ile macie lat. Nie zgadzam się na żaden alkohol i mam zamiar udawać, że ta propozycja nie padła z waszych ust. Dziękuję wam, możecie iść.
Już? O matko... Widać było, że ten temat wytrącił dyrektorkę z równowagi. Odesłała nas z powrotem, choć tak zabiegała o to, byśmy przyszli.
- Stara jędza - zagadnąłem na korytarzu, kiedy oddaliliśmy się nieco od gabinetu. - Ej!
- No? - David zatopiony w swoich myślach odpowiedział mi dopiero po chwili.
- Z kim ty właściwie idziesz na bal?

Dave ? ;3

Obserwatorzy