Patrzyłem na niego w milczeniu dłuższą chwilę. Wow. Cóż za wyznanie. Brawo, panie Martines, pan ma uczucia. Oklaski.
- Dobra, rozejść się! - Profesor Craxi zdecydował się w końcu rozgonić zgromadzony tłumek, zdawszy sobie sprawę, że nie przewidujemy rozlewu krwi. Ja i David nadal staliśmy naprzeciwko siebie, milczący i poważni.
- Sztama? - zapytałem, kiedy już zostaliśmy sami, wyciągając ku niemu dłoń. Podszedł do mnie, uścisnął ją, po czym... objął mnie.
Na początku zdziwiłem się. Moje oczy zrobiły się wielkie jak spodki od filiżanek. Po kilku sekundach jednak uśmiechnąłem się pod nosem i poklepałem kumpla po plecach, odwzajemniając męski uścisk. Smok i Diabeł znowu razem. Nie przyznałbym się nawet przed samym sobą, ale tęskniłem za nim. Naprawdę.
- Proszę? - Usłyszeliśmy głos zza drzwi. Spojrzeliśmy po sobie, po czym nacisnąłem klamkę. Weszliśmy do staromodnego gabinetu należącego do madame de Maxime. Straszne miejsce. Na samo wspomnienie stęchłego zapachu, jaki się stamtąd wydobywał, wszystkich tych słodkich bibelotów i innego badziewia, robiło mi się niedobrze.
- Garçon Brooks, garçon Martines. Wspaniale, wspaniale. - Olimpia de Maxime jak zwykle siedziała za swoim hebanowym biurkiem. Przywołała nas gestem ręki. Przełknąłem ślinę. Podeszliśmy. Nie to, że bałem się tej starej jędzy, ale po incydencie musiałem pilnować, co robię, z kim, i - co najważniejsze - kto to widzi.
- O co chodzi? - odezwał się Dave.
- Och, bez obaw. Wszystko w jak najlepszym porządku. Chciałam poruszyć z wami sprawę balu.
Z nami? Dlaczego z nami? Nie byliśmy nawet naczelnymi! W tym momencie dyrektorka dodała, jakby czytała mi w myślach:
- Wasza dwójka nie raczyła pojawić się na zebraniu prefektów. Mimo tej niesubordynacji, która, nawiasem mówiąc, jest domeną prefektów Domu Lisa, postanowiłam, że wątpliwi przedstawiciele Ombrelune też muszą mieć szansę na wyrażenie swoich opinii i pomysłów. Usiądźcie, proszę, a ja przekażę wam podstawowe ustalenia.
- Postoimy - mruknąłem. Dyrektorka spojrzała na mnie spod uniesionych brwi, po czym kontynuowała swój monolog.
- Niezmienną tradycją pozostaje otwieranie balu przez prefektów polonezem. Nie mam nic przeciwko parom utworzonym z dwójki prefektów, na pewno natomiast żaden prefekt nie może pojawić się samemu. Wyglądacie oczywiście godnie, macie być przykładem dla reszty uczniów. Mam nadzieję, że wyrażam się jasno - powiedziała tonem wskazującym na to, że odrobinę w nas wątpi.
- Pani dyrektor...- odezwałem się nieśmiało.
- Słucham, panie Brooks?
- A sprawa... - urwałem, by wzrokowo porozumieć się z Davidem. - Alkoholu?
- Tylko delikatny poncz. - Oświadczenie z nutką reprymendy miało wyraźnie być ostrzeżeniem. - I bez przesady. Odrobina. Prefekci mają...
- A szampan? - zapytałem, ignorując fakt, że wszedłem jej w słowo.
- Nigdy nie podawaliśmy uczniom szampana.
- Dlaczego by nie?
- Garçon Brooks! Wstyd i hańba słyszeć z ust ucznia takie niedorzeczne propozycje. To jest SZKOŁA, panie Brooks.
- Madame - wtrącił się dotychczas milczący blondyn. - Ja jednak zgadzam się z Adamem. Myślę, że to nie do końca zły pomysł.
- Też coś! Wy chyba zapominacie, ile macie lat. Nie zgadzam się na żaden alkohol i mam zamiar udawać, że ta propozycja nie padła z waszych ust. Dziękuję wam, możecie iść.
Już? O matko... Widać było, że ten temat wytrącił dyrektorkę z równowagi. Odesłała nas z powrotem, choć tak zabiegała o to, byśmy przyszli.
- Stara jędza - zagadnąłem na korytarzu, kiedy oddaliliśmy się nieco od gabinetu. - Ej!
- No? - David zatopiony w swoich myślach odpowiedział mi dopiero po chwili.
- Z kim ty właściwie idziesz na bal?
Dave ? ;3
A co chcesz mnie zaprosić Diabełku ? ^.^
OdpowiedzUsuńPS. Kurka zapomniałam się podpisać :D
OdpowiedzUsuń~Per Smok ;3