Idąc do dormitorium, zastanawiałam się, o co tu do cholery biega. Facet najpierw jeździ z tobą na konikach, potem przed całą szkołą mówi, że mu na tobie nie zależy... ych... na samo wspomnienie palę się ze wstydu... a potem wpadasz na niego na korytarzu, a on z bezczelnym uśmieszkiem zaprasza cię na bal. Co prawda powiedział, że to tylko po to, by wkurzyć Adama, ale jednak mnie pocałował. Jakim trzeba być idiotą?
No dobra... W sumie teoretycznie można ująć, że on mi się... podoba... Ale ja nie potrzebuję łaski. Phi.
- Co tam masz, Leslie? - Od wejścia zaatakowała mnie żądna krwi przyjaciółeczka z pokoju oraz jej koleżaneczki.
- Nic - burknęłam i otworzyłam szafę. Starannie odwiesiłam sukienkę na wieszak. Kiedy się odwróciłam, stanęłam twarzą w twarz z Katie - jedną z moich... hm... niechcianych znajomych.
- Ale brzydka - skrzywiła się z niesmakiem.
- Zupełnie jak twoja morda - oświadczyłam.
Natychmiast umilkła i wróciła na okupowane wcześniej łóżko. Ja położyłam się na drugim.
- Z kim idziesz na bal, Les?
- Nie wasza sprawa - mruknęłam.
- No nie bądź taka! Powiedz!
Puściłam to mimo uszu. Usiłowałam wczytać się w podręcznik od transmutacji i nie skupiać się na tamtych dziewczynach.
- Dajcie spokój, jej nikt nie zaprosił - powiedziała Katie jadowicie.
- Oczywiście, że nie! Kto by ją chciał? - zawtórowała jej przyjaciółka Lily.
- David! David Martines mnie chciał! - krzyknęłam. Ucichły co do jednej.
- Kłamiesz - syknęła wreszcie któraś z nich.
- Kłamię? Idź go spytaj - rzuciłam, nie odrywając wzroku od strony, na której treści właściwie wcale się nie skupiałam, i po raz piąty studiując to samo zdanie.
- Myślisz, że jesteś taka cwana? Mógłby mieć wszystkie dziewczyny z tej szkoły. Zadaje się z Luniaczkami ze swojego roku, na pewno idzie z którąś z nich.
- Niespodzianka. Otóż nie idzie.
Właściwie ich postawa była dość zabawna. Zazdrośnice. Każdej z nich ciekła ślinka, kiedy David przechodził korytarzem. Każda z nich zaprzedałaby duszę diabłu, byle tylko dostać choćby jego przepoconą skarpetę z treningu i zrobić z niej ołtarzyk. Dobrze wiedziały, że mam kontakt ze znajomymi Adama, bo gram z nimi w drużynie. Wiedziały też, że czasem wychodzę, a przynajmniej kiedyś wychodziłam, gdzieś z Martinesem, i że to on był ze mną, kiedy mój czcigodny brat jebnął we mnie Cruciatusem, a także zaniósł mnie do szpitalnego skrzydła.
- W sumie... Ona jest siostrą Adama... - Moja współlokatorka, Sybille, odezwała się z powątpiewaniem.
- No i co? Ja jestem siostrą Pierre'a i jakoś nikt mi z tego powodu nie pobłaża! - żachnęła się Katie.
Spojrzały na nią wszystkie, jakby porównała najnowszy model Błyskawicy do jakiejś starej Komety z dwudziestego wieku. I ja mimowolnie podniosłam oczy znad książki. Z czym ona wyskoczyła?
Pierre jest drugoklasistą z jakże zaszczytnego domu Bellefeuille. Praktycznie się nie odzywa. Całe dnie spędza na siedzeniu z nosem w książkach i jedzeniu, co zresztą po nim widać, zwłaszcza to drugie. A Adam... Och, rzygać mi się chce, jak tego debila, ale trzeba przyznać, że dla większej części szkoły jest kimś absolutnie cudownym. Dziewczyny go kochają, wyznają i bóg wie, co tam jeszcze wyprawiają z nim, czy może bardziej z jego zdjęciami. To dało mi pewien bonus w postaci fejmu zaraz po moim pojawieniu się w Akademii.
- OMG, ale to jest ADAM! - Lily powiedziała to z taką pretensją, jakby Katie obraziła co najmniej jej bóstwo. Widząc morderczy wzrok przyjaciółki, natychmiast umilkła.
- Dobra - westchnęła Marie. - Pożyjemy, zobaczymy. Niech sobie uważa, że idzie z Davidkiem. Na balu się okaże, czy opowiadała bajki.
Powiem szczerze, że taki układ mi odpowiada. Nie chciało mi się marnować czasu na przekonywanie ich do swojej racji. I tak wiedzą lepiej. W piątkowy wieczór szczęki im opadną.
- Ty mi lepiej powiedz, Brooks, z kim idzie twój brat.
- Nie wiem, nie jestem jego matką - warknęłam. - Ale nie martw się, z tego, co wiem, ma jakąś laskę z drugiej klasy. Rayan się nazywa chyba. I jest milion razy ładniejsza od ciebie, więc nie licz, że masz jakąś szansę. Chociaż on jest tak głupi, że wszystko jest możliwe.
- Nie o to mi chodzi - odparła Katie wyraźnie urażona. - Po prostu taka mała Harpia chodzi i opowiada wszystkim, że zaprosił ją już dawno.
- Adam? - prychnęłam. - Kłamie na pewno. Prędzej David zaprosiłby jakąś młodą. On lubi się lansować. Ta blondi trzyma Adama za pysk. Na bank idzie z nią.
- A nie pokłócili się?
Wzruszyłam ramionami.
- Oni się ciągle kłócą, on ją przecież kiedyś zdradził i też wysłał do szpitalnego, tak jak ciebie.
- Serio? - Od dłuższej chwili nie pamiętałam, iż mam udawać, że czytam.
- Nie wiedziałaś? To twój brat!
- Mam go w dupie.
Koniec ;3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz