Zagubionych Dusz

Punktacja - Info

* Domów

~*~~*~~*~
120 Pkt. ~~ 105Pkt. ~~ 200Pkt. ~~ 425 Pkt.


Papillonlisse - 0 Pkt.
Bellefeuille - 0 Pkt.
Ombrelune - 0 Pkt.
Héroiqueors - 0 Pkt.

Puchar Domu; 1. Kliknij, 2. Kliknij,

UWAGA

Blog przeniesiony!

Link w poście poniżej!




sobota, 28 września 2013

Héroiqueors: Od Miakyli Do Elizabeth

Dzisiaj przyjechałam do Écuelle, w sprawie szkoły Beauxbattons.
Może dziwna sprawa, że dołączam właśnie teraz gdy uczniowie mają ferie, ale wcześniej z powodu choroby nie mogłam dołączyć.
Dyrektorka szkoły zgodziła się bym doszła teraz. Wszystkie rzeczy miałam kupione. Spotkałam jakąś dziewczynę .
- Hej, wiesz może jak dostać się do szkoły Beaxbattons? -zapytałam.
- Wiem. Treba pójść tam, potem jedzie się powozami, za niedługo będą wyjeżdżać wraz z uczniami. A co ?-zapytała.
- No muszę dołączyć. -powiedziałam .
- Teraz? Czy Ty wiesz że rok szkolny zaczął się dawno temu ?
- Wiem. Ale nie mogłam wcześniej. Wszystko mam załatwione. Muszę tylko dojechać do szkoły. A tak wogóle to jestem Miakyla.-rzekłam
- Elizabeth. A do jakiego domu masz należeć?
-Héroiqueors. A Ty który rok? Jaki dom?
- Rok pierwszy. Ombrelune.-odpowiedziała.

<Elizabeth?>

Nowa Uczennica!

Witajmy w Beauxbatons!


 Mikayla Lavigne - Héroiqueors

Ombrelune: Od Adama cd. Arietty

Nie mając zbytnio co robić, kiedy moje dziewczyny wyjechały na święta do domów, postanowiłem znaleźć towarzyszkę gdzie indziej. Wiedziałem, że do Héroiqueours dosłownie kilka godzin temu doszli nowi uczniowie. Postanowiłem udać się do sypialni dziewcząt i rozejrzeć się za "nowym nabytkiem". Tak, wiem, gdzie znajduje się wejście do Héroiqueours. Nie pytajcie skąd. Prefekt ma swoje źródła.
Tak czy inaczej, na schodach zobaczyłem fajną, szczupłą lalunię. Nie mogłem ocenić, czy ładna, bo stała tyłem. Postanowiłem podejść. Zaledwie pokonałem kilka stopni, kiedy zacząłem się poruszać. Sęk w tym, że ja stałem w miejscu. Zapomniałem, że każde schody do sypialni dziewcząt wprawiają się w ruch, gdy znajdzie się na nich chłopak! Stojąca na nich dziewczyna z paniką złapała się barierki. Kilkoma susami znalazłem się przy niej.
- Nigdy więcej nie wejdę na nie sama. - rzuciła pod nosem. Ja jednak usłyszałem.
- A ze mną? - spytałem zalotnie.
- Co? - odwróciła się w moją stronę. Była piękna. E tam piękna. Zaj*bista. - Co chciałeś przez to powiedzieć? - zapytała oschle.
- Eee... Co? - zapytałem zdezorientowany. - Aaa... Nic takiego... - pierwszy raz nie wiedziałem, co powiedzieć do laski. Patrzyła na mnie niecierpliwym, a jednocześnie niezobowiązującym wzrokiem.
- Umiesz zatrzymać te schody? - zapytała obojętnie. Widziałem jednak, że trochę się ich lęka.
- Umiem. - powiedziałem. Chciałem się trochę z nią podrażnić.
- Więc?
- Ale, że co?
- Ysz! - zniecierpliwiła się. Schody zaczęły zwalniać, więc uczyniłem jeszcze kilka kroków. Pomogło. - Przestań! Jesteś okropny! - warknęła.
- Wiem. - odparłem i zacząłem galopować po całych schodach.
- Stój! Proszę... - wyrwało jej się. Udało mi się ją złamać.
- To banalnie łatwe. - powiedziałem - Muszę zacząć iść w dół.
Zawróciłem i istotnie schody stanęły. Nowa znajoma spojrzała na mnie wielkimi oczyma, po czym pospiesznie zeszła.
- Jak tyś to zrobił? - zapytała, kiedy staliśmy na bezpiecznej posadzce.
- Tajemnica. - uśmiechnąłem się zawadiacko. Przewróciła oczami. - No dobra. Te schody działają na takiej zasadzie, by chłopcy nie mogli wchodzić do damskiej sypialni. Chciałem do ciebie podejść i zapomniałem o tym. Dlatego ruszyły. - Nieznajoma uniosła brwi. Zaciekawiło ją najwyraźniej to, co mówiłem.

Ari ?

Ombrelune: Od Adama cd. Clarisse


Clarisse uśmiechnęła się promiennie. Miała bardzo ładny uśmiech. Czułem w tej dziewczynie coś na maxa wyjątkowego, chociaż nawet nie grała w quidditcha...
- Masz fajnego kota - odwzajemniłem uśmiech - Ale chyba nie wytresowałaś go, żeby mnie zabił?
- Gdybym miała taki zamiar, czy kazałabym ci się schylić? - zapytała, patrząc na mnie jak na idiotę, ale jednocześnie z przychylnością. Miała rację - to było niezbyt mądre.
- No, to mnie zgasiłaś, Aniołku. - przyznałem jej wyższość. Zrobiła zadowoloną minę zwycięzcy.
- Spójrz! - podbiegłem do okna, nie zważając na tłoczących się w pokoju ludzi - Śnieg pada!
Clarisse spojrzała w moim kierunku zaciekawiona. Inni uczniowie zrobili to samo. Część z nich również przykleiła nosy do szyb z radosnym westchnieniem i poruszeniem.
- No, no, no... - podeszła do mnie powoli dziewczyna - Pan Adam Poważny Gracz i Prefekt zachwyca się śniegiem niczym pięcioletni chłopiec?
- Nie lubię śniegu. Nie da się w nim grać. - spoważniałem i wyprostowałem się. Dla Clarisse było to jak wystąpienie kabaretu. Zaczęła głośno rechotać. Tak, rechotać. Nie da się tego nazwać śmiechem.
- Mnie nie nabierzesz - zaśmiała się - Nawet Mistera Adama łapie za serduszko widok śniegu!
- Masz mnie - wyszczerzyłem się.

Clarisse? Jak możesz to już skończ

Bellefeuille: Od Erica do Mai


Na dworze jest coraz zimniej i coraz bardziej przygnębiająco. Na wystawach w Écuelle wiszą już świąteczne ozdoby. Nie cieszy mnie to jednak zbytnio, bo nie ma śniegu...
Ręka całkiem mi się zrosła. Nie wiem, co wtedy zrobiłbym bez Mai. Była dla mnie na prawdę bardzo dobra. Koszmarnie dobra.
W pewien weekend przed Bożym Narodzeniem obudziłem się wcześnie rano, gdyż nie mogłem spać. Leniwie podniosłem się z łóżka i mimowolnie zerknąłem na okno. Odwróciłem głowę z powrotem. Nagle coś sobie uświadomiłem. Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia i szybko podbiegłem do parapetu. Na zewnątrz panowała prawdziwa zamieć! Całe błonie, trybuny, wszystkie drzewa i dachy pokryte były puszystym śniegiem. Podniecony zapragnąłem podzielić się tą wiadomością z Mai, która także zniecierpliwiona czekała na ten atrybut zimy. Był jednak problem - ruchome schody prowadzące do sypialni dziewcząt. Nie miałem ochoty się z nimi bawić, więc pozostało mi tylko czekać, kiedy dziewczyna obudzi się ze snu, ujrzy biały puch i podekscytowana przybiegnie, by mi o tym powiedzieć. Swoją drogą niesprawiedliwie, że schody działają tylko w jedną stronę. Nie wszyscy chłopcy to szowinistyczne świnie i zboczeni podrywacze...
Ledwo zdążyłem ubrać szatę, a rozradowana Mai wbiegła do męskiej sypialni.
- Eric! Wstawaj! - darła się, nie zważając uwagi na innych Orłów, którzy jeszcze smacznie spali. - Nareszcie spadł śnie... - Nie dałem jej dokończyć, zasłaniając jej usta dłonią. Wskazałem wzrokiem na sąsiednie łóżka, których właściciele obracali się z boku na bok, przebudzeni krzykiem czarodziejki.
- Widziałem. Piękny. - szepnąłem - Chodźmy stąd. Nie przerywajmy im drzemki. Nikt nie lubi być budzony bladym świtem. - Mai kiwnęła głową ze zrozumieniem. Trochę ją poniosło.
- Co powiesz na pierwszy tegoroczny zimowy spacer? - zapytałem, gdy znaleźliśmy się w pokoju wspólnym.

Mai?

Ombrelune: Od Ell CD Davida

Czekałam aż Davidowi minie głupawka. Niecodzienny widok...
- Co ja o tym myślę...? - zapytałam zamyślina.
Parsknęłam śmiechem.
- Biedny Trich - powiedział cały czerwony ze śmiechu David - dostał kosza!
- No dobra, dobra... Ale to niemiło z twojej strony, że tak się z niego naśmiewasz - powiedziałam po czym i tak sama parsknęłam śmiechem.
- Bardzo, bardzo niełasnie panno Elliezabeth! - powiedział grożąc mi palcem. - Nieładnie tak naśmiewać się z nauczyciela!
- Dobrze, dobrze a ty prefekcie powinieneś świecić przykładem.
- Dla ciebie, pan prefekt - powiedział poważnie... - Nie jestem twoim skarbem, Trich! - powiedział znów cieniutkim głosikiem.
- Eee... David?
- Co, co? - powiedział trzymając się za brzuch.
- Oglądnij się... - powiedziałam niepewnie.
- Tak, David. Oglądnij się - odezwał się.... TRICH!
- O... Słyszał pan co Tr... D..Dobry wieczór... - powiedział ledwo trzymając się na nogach.
Na nasze szczęście Trich zachował się niebywale dziwnie rzucając się na Davida z wielkim płaczem.
- To takie straszne!!!
*le ja duszę się ze śmiechu.
- Tak, tak panie Trich... - powiedziałam.
- Tak? - wychlipał
- Tak, a teraz może cherbatka? - zaproponował David nie mniej rozśmieszony całą tą taką beznadziejną sytuacją jak ja.

<David? >

Papillonlisse:Od Jane c.d Petty

-Raczej nie-powiedziałam z uśmiechem-chociaż Malvina męczy mnie żebym przyjechała i pobawiła się z siostrą
-Masz siostra?-spytał
-Tak i dwóch braci którzy także zostają w akademii Nicodèma i Maxisia także z Papillonlisse-powiedziałam-nie trudno ich nie znać chyba raczek każdemu się rzucą rudowłosi bliźniacy
-Jak ich odróżniasz?-spytał
-To bardzo proste po oczach,gdyż jeden ma ciemno niebieskie a drugi trochę bardziej jaśniejsze-powiedziałam
-Masz macoche?-spytał
-Tak oraz przyrodnią siostrę ,lecz nic mi nie zastąpi mamy-powiedziałam
Przypomniało mi się jak za pomocą różdżki mamy wyczarowywałam kwiatki nawet nie znając zaklęcia.Pamiętam że każdy z tych kwiatków to był niebieski tulipan i do dziś kolaży mi się on z mamą.
-Rozumiem-powiedział.
Śnieg nadal padał i padał.
-Jak myślisz jak będzie na świętach w Akademii?-spytałam
-Pewnie fajnie,stoły przykryte najrurzniejszymi potrawami i prezenty pod choinką jak myślisz co dostaniesz?-spytał
-Nową miotłę-powiedziałam bez entuzjazmu
-Nie cieszysz się?-zdziwił się lekko
-Mi tam moja stara pasuje,jest nie zastąpiona-powiedziałam
Nagle do baru weszła profesor De Maupassant.Wiodła wzrokiem po całym barze wreszcie jej wzrok stanął na mnie.Podeszła do mnie.
-Jane Star?-spytała a ja skinęłam głowę-nareszcie cię znalazłam-odetchnęła z ulga
-Ale pani profesor coś się stało?-spytała
-Tak znaczy nie...-nie mogła się wypowiedzieć.-Po powrocie ze szkoły masz przyjść do mojego gabinetu mam ci coś ważnego do przekazania
Po chwili wyszła.Było to trochę bardzo dziwne.
<Petty?>

piątek, 27 września 2013

Ombrelune: Od Ell cd Adama

Ze smutkiem wsiadłam na Marcela i poleciałam w górę. Zaczęłam się zastanawiać, czy gdybym skłamała Adamowi, że nie jestem czystej krwi to by mnie zaakceptował... Rzucałam jak ostatnia lama. Rzadko nawet trafiałam do bramek!
- Ell! - krzyknął Adam i pokazał mi ręką, żebym podleciała.
- Co! - zapytałam nie wiem czemu oburzona. Tak! Byłam bardzo ale to bardzo oburzona! Adam jest jak David! Dyskwalifikuje mugolaków.
- Hej... Co ci jest. Rzucasz nie lepiej niż pierwszy lepszy mu...
- Mugolak tak?! - zapytałam rozwścieczona. - bo jestem mugolakiem!
Wiem, że to co zrobiłam było złe, ale chciałam zobaczyć jak zareaguje Adam. Zwyczajnie mu nakłamałam. On zapewne też mi nakłamał co wyrażała jego nieco zdziwiona mina.
- S...SERIO?
- No - naburmuszyłam się. Ale w duchu byłam niepewna. Co ja gadam! Muszę to odwrócić!
- T... To.... E... Fajnie - powiedział po czym oddalił się ode mnie.
- Adam! - podeszłam - Nakłamałam ci ale... - co?! Dlaczego ja go przepraszam - jesteś zwykłym dupkiem.
Powiedziałam odeszłam zła.
- Czemu tak uważasz? - zapytał ; wiedział, że go słyszę.
- Czemu?! - podeszłam do niego - CZEMU?! Kto dyskwalifikuje innych? TY - odpowiedziałam nie dając szansy na odpowiedź - a gdybym była mugolakiem? Co? Już nie byłabym taka fajna? Może przestałabym być ładna?
- Co? NIE! Jesteś bezczelna!
- Ja bezczelna?! Jesteś... Jesteś idiotą! Wartym mniej niż jakbyś to ujął? Ach tak mniej wart niż mugolak co ja mówię zwykły mugol! Mugol, który nie potrafi nawet użyć zwykłego zaklęcia lewitacji!
Adam patrzył na mnie zdziwiona a ja patrzyłam na niego wściekła. Miałam potargane włosy i zaciśnięte ręce tak, że aż pobielały mi kłykcie. Paznokcie wbiłam w skórę tak, że poleciała z niej krew. Zęby miałam tak zaciśnięte, że bolało.
Po chwili zaczęłam się rozluźniać.
- Przepraszam - pisnęłam.


<Adam? Jak pan zareaguje na nagły napad złości?>

Ombrelune: Od Davida C.D. Ell

Po chwili stania jak zryty wybuchłem nie kontrolowanym śmiechem...
Nawet łzy cisnęły mi się do oczu.. Gdy się uspokoiłem powiedziałem
- To chyba wiemy dlaczego był taki wściekły - Znów śmiech - Trich się
zakochał! A ukochana dała mu wielkiego Kosz! - Znów śmiech po czym
udając głos Trich'a zacząłem mówić - Ależ Najdroższa! Ależ Skarbie! Ale...!
Ale ja cię Ko... - I znów nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać lecz po chwili
znów zacząłem tylko teraz udając głos tej kobiety - Nie jestem twoją Najdroższą Trich!
Nie jestem twoim Skarbem! - Znów śmiech - Ale co ja mam zrobić, żebyś przestał
się do mnie teleportować?! - I znów śmiech - no co tym myślisz Ell - Spytałem
jak już się trochę bardziej uspokoiłem..

Ell?

Héroiqueors: Od Petty C.D Jane

- Fajnie by było to jeszcze kiedyś powtórzyć - Powiedziałem uśmiechając się
i również zacząłem strzepywać śnieg - Naprawdę fajnie się bawiłem i mam nadzieję
że ty też - Powiedziałem na co Jane się uśmiechnęła a po chwili przyszła barmanka
z dwoma kuflami kremowego piwa
- dziękuję - powiedzieliśmy na co kobieta się uśmiechnęła a mu zaczęliśmy sączyć
Piwa kremowe. Zapadła trochę niezręczna cisza dlatego postanowiłem ją przerwać
- Hej Jane.. Wracasz do domu na święta?
- Co? A ty?
- Ja nie, zostaje... wymysły tatusia bo przeprowadziliśmy się do Francji a wcześniej
chodziłem do hogwartu i postanowił że wyśle mnie na święta do szkoły, za przyjaźnie
się z tymi co zostali, plus jeszcze mój kuzyn...
- Kuzyn?
- Tak ma na imię David... Ale chodzi głównie o to że tatusiek szuka mi macochy...
Więc jak wracasz do domu?

Jane?

Ombrelune: Od David'a C.D. Adama

-W życiu! - Powiedziałem od razu - Miałbym zostawić małego, bezbronnego
diabełka samego?! Na pożarcie tym wszystkim laskom co też zostają?! Nigdy!
- To świetnie! Tylko pamiętaj że ten mały, bezbronny diabełek Wyrwie więcej
laseczek w te święta niż ty przez całe swoje życie!
- Ho, ho, ho! No znalazł się podrywacz od siedmiu boleści już mi się robi żal
tych dziewczyn!
- I dobrze... - Chciał coś powiedzieć ale mu przerwałem
- Ale teraz będziesz musiał sobie radzić beze mnie.
- A to czemu?! Na kapitulację cię wzięło?
- Tak kompanie stary... Lecz ja wypadam z tej łodzi.
- Uuuuuuuuuu! Jak ma na imię! -wypalił po chwili ciszy Diabeł.
- Co? - Zapytałem zaskoczony
- Gdzie, kiedy, jak ma na imię, ładna? Gdzie poznałeś? Chce znać szczegóły!
- Ma na imię Miranda, ładna! Poznałem ją przed lekcją o Stworzeniach magicznych,
o ich opiece... No podoba mi się...
- No właśnie widzę!
- Jest z naszego domu i jest Czystej krwi!
- A ty znowu... - Nie dane było mu dokończyć
- O kur*a!
- Co?!
- Mój kuzyn! - Powiedziałem uradowany po czym szybko podbiegłem i przywitałem się
- Siema Stary! - Powiedziałem po czym lekko przytuliłem go i podaliśmy sobie dłonie
- Witaj David! Co u cb?
- Dobrze co ty tu robisz?!
- Wczoraj zostałem przepisany z Hogwartu do Akademii wiesz stary się przeprowadził do Francji
a mnie od razu na święta wysłał bym się już powoli 'zaprzyjaźnił' z uczniami..
- Rozumiem! O właśnie! To jest Adam. - Przedstawiłem Diabła który zaczął nam się dziwnie
przyglądać - Adam Brooks Ksywka Diabeł. Diabeł to jest Petty. Petty Rua mój kuzyn.
- Cześć! Do jakiego domu trafiliście?
- Do Ombrelune - Powiedział machinalnie Diabeł
- Ja jestem w Héroiqueours.
- Szkoda... - Powiedziałem - Ale nic mam nadzieję że się po lubicie diabeł bo jesteś moim
przyjacielem a Petty jest moim kuzynem i również przyjacielem.. - Powiedziałem zwracając się
do Adama..

Diabeł?

czwartek, 26 września 2013

Héroiqueours: Od Arietty (Dokończy ktoś?)

Ciągnęłam za sobą wielki kufer ze swoimi rzeczami. Nawet się nie spodziewałam, że rodzice wyślą nas do Akademii już w Święta!
- Ugh... - jęknęłam. - Ryan jest mi zimno. Kiedy my tam dotrzemy?
Chłopak spojrzał na mnie krytycznym spojrzeniem. Wiedziałam dlaczego. Miałam czerwony nos niczym Rudolf, zarumienione policzki, a podejrzewam, że usta były koloru fioletowego.
- Czemu ty się tak niecierpliwisz. Mi się tam do tej ''cudownej placówki'' nie śpieszy. - wyszczerzył się do mnie, a z jego ust wydobyła się gęsta para.
Nastało milczenie. W końcu to ja wciągnęłam Ryan'a w to wszystko. Nie chciałam jechać tutaj sama, a przyzwyczajona do obecności brata czułabym lekką pustkę bez jego towarzystwa. Chrząknęłam.
- Rain? - zapytałam cicho.
- Hm? - dał znak, że słucha.
- Dziękuję. - szepnęłam.
Czułam, że jesteśmy już na prawdę blisko. Blisko Akademii Magii Beauxbatons.
~*~
Błąkałam się po korytarzach wielkiej szkoły. Kilka godzin temu przybyłam tutaj z bratem. Okazało się, że na prawdę garstka osób została w Akademii nie jadąc do rodziny. Przyjęłam to z małym... podenerwowaniem, ponieważ myślałam, że gdy przyjedziemy będzie tu pusto. Wbiegłam na kamienne schody i rozejrzałam się dookoła. Setki par oczu obserwowały moje ruchy. Zatrzymałam się i spojrzałam wojowniczo na dwie dziewczyny, które szeptały coś, siedząc na drewnianej ławce. Jedna z nich zachichotała i wskazała na mnie palcem. Prychnęłam. Wiedziałam, że obrazy mogą być bezczelne, ale żeby aż tak? Nagle usłyszałam zgrzyt, a zaraz do niego doszło... trzęsienie ziemi? Co ja gadam. Schody zaczęły się przesuwać! Pisnęłam cicho, łapiąc się barierki.
- Nigdy więcej nie wejdę na nie sama. - rzuciłam pod nosem.
- A ze mną? - zapytał ktoś za moimi plecami.
- Co? - odwróciłam się w stronę głosu. Stał przede mną nieznajomy chłopak. Ha, sama się wkopałam. Jak mogłam go znać skoro jestem nowa? - Co chciałeś przez to powiedzieć?
Ton mojego głosu był taki znajomy. W końcu ''witałam'' go wszystkich nieznanych, obcych. Zimny, znudzony, spokojny, a zarazem nieśmiały nie zachęcał w ogóle do rozmowy, jednak ludzie nie nabierali się na głos. Zazwyczaj patrzyli na wygląd, którym ewidentnie przyciągałam...

<Jakiś chłopak chce dokończyć? ;d Ktoś się ''zmierzy'' z Ari?>

Ombrelune: Od Ell cd Davida

Poszliśmy więc do chatki nauczyciela.
- No, no panie prefekt - mruknęłam - ładne to wymykać się w nocy? Co pomyśli pani dyro jak się dowie? nie ładnie nie ładnie - zacmokałam.
- Chyba jej nie powiesz - zrobił wiekie oczy.
- Pff nie jestem kapusiem - poklepałam go po plecach.
Zaczęliśmy się skradać.
Chatka nauczyciela stała na poboczu skał. Był to nieduży drewniany domek. Nigdy tam nie byłam. W okienkach zawsze paliły się światełka a smok, którego nauczyciel od niedawna trzymał u siebie (i myślał, że nikt o nim nie wie, a wiedział nawet sama dyrektorka) wypalił mu dziurkę w drzewie obok domu.
Tym razem również w środku paliła się świeczka.
Podeszlismy bliżej.
- ...Ależ najdroższa!... - rozległ się krzyk nauczyciela.
- Nie jestem twoją "najdroższą", Trich! - głos damski
- .. Ależ skarbie!... - znów nauczyciel.
- Nie jestem twoim skarbem!
- Ale..
- Ale co ja mam zrobić, żebyś przestał się do mnie teleportować?!
- Ja cię ko...
I wtedy rozległ się trzask sygnalizujący, że kobieta się teleportowała.
Popatrzyłam na Davida. Chciałam zobaczyć, jak zareagował na ten skrawek rozmowy, ktory słyszeliśmy...

<David?>

wtorek, 24 września 2013

Papillonlisse:Od Jane c.d Petty

-Może najpierw do świata słodyczy ,potem do pub'u pod trzema różdżkami-powiedziałam z uśmiechem
Zaczęliśmy iść w stronę sklepu.Nie było w niej kolejki tak jak zazwyczaj.Kupiłam Fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta oraz Kremowe bryły nugatu.Gdy wyszliśmy schowałam wszystko do torby.Schyliłam się po garść śniegu po czym ulepiłam kule i rzuciłam w niego.Kula ta trafiła mu prosto w twarz.
-Nie no ja to mam cela-zaczęłam się śmiać.
Po chwili z niewiadomych przyczyn spadła mi czapka znalazłam ją 3 metry dalej przygniecioną śniegiem.Spojrzałam na chłopaka mrożącym krew w żyłach spojrzeniem po czym wzięłam czapkę.Otrzepałam ją i nałożyłam ją na głowę.Ulepiłam kolejną kule i wcelowałam w niego i tak nastała śniegowa bitwa.Po upływie około godziny cali przemoczeni i zmarznięci poszliśmy do trzech różdżek.Usiedliśmy przy stole a po chwili podeszła barmanka.
-Co podać?-spytała
-Dwa kremowe piwa-wyręczył mnie Petty
Przyjęła zamówienie i zniknęła z pola widzenia.Ściągnęłam czapkę i zaczęłam wytrzepywać śnieg.
<Petty?>

Ombrelune: Od Adama cd. Davida

Kiedy wreszcie doszliśmy z Davidem do Écuelle, rozdzieliliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę. Umówiliśmy się Pod Trzema Różdżkami po zakończeniu zakupów. Głównie po to, by pochwalić się sobie nawzajem, co kupiliśmy. Usiedliśmy przy stoliku i każdy z nas wyciągnął zawartość swoich toreb.
- To jak, Blondi? Co kupiłeś w Zonko's, Świecie słodyczy i w innych?
- Hym... Więc tak: w Świecie Słodyczy kupiłem 2 kg. waniliowo - czekoladowych karaluchów, 1 kg. lodowych myszy, 2 sztuki samoczyszczących się nici do zębów o miętowym smaku, 2,5 kg. eksplodujących cukierków, no i kilka innych rzeczy np. 4 cukrowe pióra do pisania, 7 opakowań fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta, miętowe ropuchy i inne... Z Zonko's to tak: Łajnobomby, cukierki wywołujące czkawkę, kubki herbaty gryzące w nos i miniaturki zwierząt.
- Jakie kupiłeś?! - zapytałem podekscytowany. Mimo, iż nie interesuję się zwierzętami, nie mogę powiedzieć, że ich nie lubię - w końcu mam kota!
- Mam jednego lisa, dwa węże i jednego hipogryfa a tak to mam same smoki.. dużo smoków.. Yy.. Mam 7 ras mini smoków, bo ras było tylko 7, ale ja mam 12 smoków, bo mam powtórki.. A więc tak: mam dwa smoki rasy Czarne Hebrydzkie, jednego Długopyska Portugalskiego, jeden Długoróg Rumuński, dwa Chińskie Ogniomioty, jednego Ogniomiota Katalońskiego, trzy Walijskie Zielone i dwa Żmijoząby Peruwiańskie...
- Powoli! - zaśmiałem się - Smoki dobra rzecz. Widzę, że za nimi przepadasz, Blondasku. Czy może Smoku? - David na te słowa wypiął dumnie pierś.
- No, Smok to jest jakieś sensowne przezwisko! A nie Blondasek... Jak jakiś pedał!
- I tak będziesz moim Blondaskiem, ever forever! - Na te słowa wstałem i podszedłem do Davida, który siedział na przeciwko mnie. Bezceremonialnie przytuliłem go do piersi, powtarzając "Ever forever!". Wreszcie czarodziej wyswobodził się z mojego uścisku. Spojrzał na mnie krzywo, popukał się w czoło i obaj zaczęliśmy się śmiać.
- A ty coś kupił, Lucyferze? - wróciłem na swoje miejsce i zacząłem pokazywać mu wszystko po kolei.
- Oczywiście fasolki Bertiego Botta obowiązkowo - 10 paczek. Kremowe bryły nugatu sztuk 5 - będzie co wszamać w nocy. Lodowe kulki do lewitacji, eksplodujące cukierki, no i waniliowo - czekoladowe karaluchy. W Zonko's też nie wziąłem dużo, bo mam w torbie w Beauxbatons wszystkie zapasy z Magicznych Dowcipów, ale kupiłem łajnobomby, jeden kubek gryzący w nos i miniaturkę łudząco podobną do mojego Lucyfera. - zacząłem pakować zakupy do siatki. David to samo.
- To co teraz robimy? - zapytał, gdy skończył.
- Hmm... Masz do wyboru dwie możliwości: albo idziemy sobie na romantyczną randkę do Herbaciarni u Madame Bovary, albo zapuszczamy się do tej opuszczonej chałupy na horyzoncie. Co ty na to?
- Hmm... - Chłopak udawał, że się zastanawia - Obydwie te propozycje są bardzo kuszące, ale chyba jednak zdecyduję się na nawiedzony dom.
- Nawiedzony? - kiwnął głową - No i świetnie!
Wyszliśmy z pubu i skierowaliśmy się na jedną z dróg. Było coraz chłodniej i ciemniej, ale żeśmy się tym nie przejmowali.
- Jedziesz do domu na Święta, Diable? - zapytał nagle mój kompan.
- Chyba oszalałeś! Dobrze mi tu, gdzie jestem. - prychnąłem - A ty?

Smoku?

Ombrelune: Od Clarisse do Adama

Usiadłam na podłodze i patrzyłam jak Adam skacze i próbuje złapać pierze z poduszki. Nagle zaczęłam się uśmiechać, a potem wpadłam na głupi pomysł, wzięłam różdżkę do ręki i rzuciłam zaklęcie Wingardium Leviosa w myślach i skierowała na jedno w piór. Adam próbował je złapać, ale nagle zorientował się ze trzymam różdżkę w ręku. Ja zaczęłam się śmiać.
- Takie zabawne aniele?- spytał z powagą
- Nie wcale...- znowu wybuchnełam śmiechem. Szkoda że tego nie nagrałam... To było takie zabawne. W końcu dostałam poduszką... Miałam pewnie śmieszną minę, bo teraz Adam się śmiał.
- Ok, chcesz wojny to będziesz ją miał... BITWA NA PODUSZKI!!!- krzyknęłam i wszyscy zaczęli się rzucać poduszkami... Ja przemknęłam w stronę pokoju, by nie oberwać, nagle usłyszałam głos za mną
- A Aniołek gdzie się wybiera?- odwróciłam się i Bum obserwowałam prosto w twarz, wzięłam poduszkę w ręce i rzuciłam poduszkę w jego twarz.
- Żeby ci dokopać... - Zobaczyłam Bastet za nim..- nie ruszaj się...
- Czemu?
- Bastet na ciebie poluje...
- Kto?
- Schyl się już!- powiedziałam, a Bastet przez niego przeskoczyła, a ja ją wzięłam na ręce- Masz z tylu na plecach piórko...
- Skąd wiesz?
- Bastet lubi polować na piórka...-uśmiechnęłam się...
Adam?

Nowy Uczeń!

Witajmy w Beauxbatons!



Ryan Lorrain - Ombrelune

Nowa Uczennica!

Witajmy w Beauxbatons!



Arietta Molière - Héroiqueours

niedziela, 22 września 2013

Héroiqueours: Od Petty C.D. Jane

Przez chwilę była trochę niezręczna cisza...
- Y... przykro mi, to musiało bardzo boleć, strata.. Ja nigdy nie poznałm
ale ty znałaś, kochałaś i straciłeś nie..?
- Dzięki..
- To może chodźmy dzisiaj są dodatkowe wyjścia do Écuelle w końcu już
zaczęły się ferie...
- dobra chodźmy...Ale najpierw trzeba iść do jakiegoś nauczyciela nie?
- Tak. A dokładniej do Opiekuna swojego domu poinformować go o wyjściu
to tyle..
- To ty idź do swojego, a ja do swojego... Widzimy się przy Bramie wejściowej za
kwadrans ok
- Ok! - Po czym rozeszliśmy się.
Gdy poszedłem do Profesor Ishimur, spytałem czy mogę iść z koleżanką z innego
domu do Écuelle. Profesor wyraziła zgodę a ja szybko poszedłem do PW po rzeczy
i ruszyłem do Bramy Wejściowej, przy której już stała Jane.
- Hej!
- Hej! To ja idziemy? - Spytała
- Oczywiście! - I poszliśmy. Gdy dotarliśmy na miejsce, stojąc na ulicach miasteczka
zapytałem;
- To Gdzie idziemy Jane?

Jane?                                       

Ombrelune: Od Adama cd. Jane

- Sorry... - podrapałem się po głowie, zastanawiając się, co jeszcze powiedzieć lub zrobić. - Nie nakablujesz na mnie dyrekcji? - wiem, słabe przeprosiny z mojej strony, ale jeśli mnie wyj*bią, to już więcej sobie nie polatamy...
- Jeśli nie mam wstrząśnienia mózgu, zachowam to dla siebie - Jane uśmiechnęła się i puściła mi oczko. Odetchnąłem z ulgą. Przepadam za laskami, które nie płaczą z powodu złamanego paznokcia. Szkoda, że nie gramy w jednej drużynie. Uśmiechnąłem się do niej.
- To lecimy jeszcze raz?
- Chyba wystarczy na dziś.
Wziąłem pod pachę miotłę, drugą ręką chwyciłem piłki. Ruszyliśmy w stronę gmachu szkolnego. Poszkodowana szła powolnym, chwiejnym krokiem. Spojrzałem na nią z politowaniem. To ja ją tak urządziłem. Było mi strasznie głupio. Po kilkunastu pokonanych metrach nie mogłem już tego znieść. Bez skrępowania rzuciłem wszystko, co niosłem i złapałem Jane. Krzyknęła. Zlękła się nieoczekiwanego wzniesienia się w górę. Chwyciłem ją "na pannę młodą" bez najmniejszego zamiaru postawienia jej na ziemi.
- Zgłupiałeś?! - zaśmiała się. Zaczęła się wierzgać. Parę razy mnie kopnęła, ale nie mogłem pozwolić, by w takim stanie szła o własnych nogach. - A co z piłkami? I z miotłą? - obejrzałem się za siebie. Piłki mało mnie obeszły. Szkoła ma jeszcze parę kompletów, zresztą może ktoś by je wziął, albo nawet ja bym się cofnął. Ale miotła... Moja wspaniała, jedyna miotła. Nie... Jej nie mogłem zostawić! Z drugiej strony, jak będę wyglądał w oczach dziewczyny, kiedy puszczę ją na rzecz miotły?... Chol*ra!
- Ja naprawdę mogę sama iść. Zostaw mnie i bierz sprzęt.
- Nie ma opcji. Potem się wrócę.
Dochodziłem już do zamku. Jane nie była ciężka. Powiem nawet, że była zaskakująco lekka. Chyba nie wiem jeszcze o dziewczynach mnóstwa rzeczy.
- Słuchaj... Jesteś czystej krwi? - zapytałem jej nagle.
- Skąd. Półkrwi.
Zastanowiłem się. W końcu powiedziałem sobie "Olać to!" i zaniosłem Jane prosto do szkoły.

THE END

Ombrelune: Od Adama cd. Clarisse

- Nic. Szlachetne to. - odparłem, szczerząc zęby. - Lubisz quidditcha, widzę?
- Lubię, ale tylko jako kibic - uśmiechnęła się.
- To masz szczęście, bo rozmawiasz z najlepszym graczem w domu! Ba, w całym Beauxbatons! - wypiąłem dumnie pierś. Rozbawiło ją to.
- To widzę, że pan wszechstronnie uzdolniony! Prefekt Ombrelune, wspaniały gracz, a w dodatku wybawiciel dam w opresji! - zaśmiała się, po czym wczytała się w otrzymany list. Im bardziej jej wzrok schodził niżej po kartce, tym większy uśmiech malował się na jej twarzy.
- Widzę, że dobre wieści? - spytałem.
- Lepsze być nie mogły!
- No, cieszę się. To możemy już stąd iść? Wyjątkowo ponure miejsce. I chole*nie tu zimno!
- Tak, idziemy. - przytaknęła.
Tym razem Clarisse zeszła po schodach bez problemu. Kurczowo trzymała się jednak poręczy. Gdy znaleźliśmy się u stóp wieży zaproponowałem, byśmy poszukali Davida. Udaliśmy się do pokoju wspólnego Ombrelune. Panował tam nieziemski tłok. Wszystkie kanapy i fotele były zajęte. Cały dom zebrał się przed kominkiem. Właściwie się nie dziwię, bo pogoda była naprawdę podła. Brr. Rozglądałem się we wszystkie strony i ze zdumieniem stwierdziłem, że nie dostrzegam wśród obecnych twarzy mojego kompana.
- Widzisz go? - Clarisse jakby czytała w moich myślach.
- Nie widzę, Aniołku. Nie mam pojęcia, gdzie on jest.
- Szukamy dalej? - po minie dziewczyny widać było, że najchętniej zostałaby tutaj, w cieple.
- Możemy zostać. - Usiedliśmy na podłodze, gdyż nigdzie indziej nie było miejsca. Kątem oka dojrzałem Ell. Siedziała na miękkim fotelu, pijąc czekoladę i niemo wpatrując się w ogień. Widziałem, że co pewien czas zerka w moją stronę. Może nie chciała przeszkadzać, widząc mnie z inną dziewczyną, a może w ogóle wstydziła się podejść? Hm... Później do niej zajrzę.
Między mną a Clarisse wytworzyła się dość nieprzyjemna atmosfera. Postanowiłem trochę ją rozluźnić, więc z grubej rury przywaliłem jej z wielkiej, puchowej poduszki. Koleżanka, chcąc się obronić, złapała za jeden z rogów, ja trzymałem drugi, więc poszewka się rozerwała i spadł na nas deszcz białych piór.
- Liniejesz, Aniele - zaśmiałem się. Moja towarzyszka również się śmiała. Pióra nadal latały po całym pomieszczeniu, opadając na nasze włosy i szaty. Momentalnie wstałem i zacząłem skakać, starając się je wyłapać. Ot tak, dla rozgrzania i zabicia nudy.

Aniołku?

piątek, 20 września 2013

Ombrelune: Od Adama cd. Ell

Spodobała mi się ta lalunia. Nie dość, że była ładna, to jeszcze grała w quidditcha, proszę proszę... Miałem nadzieję, że jest czystej krwi. Szkoda, żeby taka laska się zmarnowała. Szczerze mówiąc nie wiem, czym różnimy się od czarodziejów półkrwi, ale spora część uczniów, w tym David, jest strasznie uprzedzona, więc nie chcę sobie robić problemów chodzeniem z mugolką. Miałbym przekichane do końca budy jak nic.
Dziś wybrałem się z Ell na umówione spotkanie. Było zimno jak nigdy przedtem. Idzie zima. Nienawidzę zimy. Dni są brzydkie, krótkie i wgl zrypane. Masakra...
Kiedy przyszedłem, koleżanka czekała już na mnie z niecierpliwością. Widząc mnie idącego od strony zamku, szeroko się uśmiechnęła. Dojrzałem to z daleka.
- Siema - przywitałem się grzecznie, uśmiechając się szeroko. Odwzajemniła powitanie. Od razu wsiadła na miotłę, będąc pewną, że bez zbędnych rozmów rozpoczniemy trening.
- Zaczekaj. - poprosiłem. Bez słowa zatrzymała się i wlepiła we mnie wzrok. - Mogę cię o coś spytać?
- Pytaj.
- Chodzi mi o to, czy jesteś czystej krwi? - Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona, ale odpowiedziała.
- Jestem. Ale gdybym nie była, czy odszedłbyś ode mnie teraz? - zdziwiła mnie tym pytaniem. Takie dziewczyńskie i ckliwe, ale w sumie mądre.
- Nie! Oczywiście, że nie... - odparłem szybko, ale zacząłem się zastanawiać, czy moja odpowiedź była szczera. Z jednej strony osoby nieczystokrwiste są takie, jak my, z drugiej jednak wstydziłbym pokazać się z mieszańcem jako para... Słysząc moją odpowiedź, Ell pokiwała głową z politowaniem. Nic jednak nie powiedziała.

Ell?

czwartek, 19 września 2013

Papillonlisse:Od Jane c.d Petty

-Co do miotły...-uśmiechnęłam się krzywą-mam po mamię
-To dlaczego nie kupisz sobie nowej?-spytał
-No bo to jedna z pamiątek po niej-opuściłam głowę
Chyba zrozumiał o co chodzi.
-Przykro mi-powiedział-ja też straciłem mamę
-Jak zmarła?-spytałam a po chwili ugryzłam się w język-znaczy jeżeli nie chcesz nie musisz
-Zmarła przy porodzie,a twoja?-spytał
-Śmierciożerca ją zabił-powiedziałam po czym dodałam-przy mnie
<Petty?>

Héroiqueours: Od Petty C.D. Jane

- He.. Pacz jak zgodnie wyszło... A powiedz na jakiej jesteś pozycji?
- Ja? Ja jestem ścigającą i Kapitanem swoich a ty?
- Ja niestety tylko Obrońcą - Zrobiłem smutną minkę, lecz już po chwili
uśmiechnąłem się - Musisz być bardzo dobra skoro jesteś Kapitanem..
Powiesz mi jaką masz miotłę? Ja mam Nimbusa 2001 ale za rok będę
miał Błyskawicę! - Uśmiechnąłem się przy tym szeroko

Jane?                                                                                                        

Papillonlisse:Od Jane c.d Erica

-Jasne tylko pójdę po miotłę i zaraz wracam-powiedziałam z uśmiechem
Jak powiedziałam tak zrobiłam tempem ekspresowym poszłam po moją miotłę.Nie była ona nowa bo po mojej mamie.Była zrobiona z jasnego drewna pogładziłam ją delikatnie i wzięłam ją pod pachę.Miotła ta nie była młoda ale nie wyglądała na starą.Pobiegłam znów na błonie.
-Już jestem-powiedziałam uśmiechnięta od ucha do ucha
Zaczęliśmy iść na boisko do Quidditch'a.Były tam dwie osoby z Ombrelune dziewczyna i chłopak, prawdopodobnie Obrońca i ścigająca.
-Patrz kogo my tu mamy-powiedziała dziewczyna
-Ciekawe czy będą chcieli z nami grać-powiedział chłopak.
-Cześć-powiedziałam cicho
-Hej,może chcecie z nami zagrać-na jakich jesteście pozycjach
-Obrońca-powiedział Eric
-Ścigająca-powiedziałam
-O patrz mamy farta-uśmiechnęła się dziewczyna-co wy na to taki krótki meczyk 2 na 2?
Ja tam byłam za.Spojrzałam na Erica który się uśmiecha.
-My znaczy ja i Adam to jedna drużyna a wy to druga,zgoda?-spytała
-Jasne-powiedzieliśmy równocześnie.
-Tyle że nie ma kto zacząć-powiedziałam
-No to może kamień,papier, nożyce?-spytała
Skinęłam głową.Po czerech razach wreszcie jedna z nas miała nożyce a druga kamień,oczywiście to ja miałam nożyce.Wzięłam kafla i wzbiłam się w powietrze na miotle tak samo jak dziewczyna,chłopak i Eric.Gdy wszyscy ustawili się na swoich miejscach dziewczyna powiedziała.
-Liczę do trzech i zaczyna się gra.1...2...3!-wrzasnęła
Zaczęła się zacięta gra a po 10 minutach było 40 do 50 dla nich.
<Eric?>

Papillonlisse:Od Jane c.d Petty

-Kocham-powiedziałam z uśmiechem-a ty?
-Także-odwzajemnił uśmiech.
-Jesteś z Héroiqueours?-spytałam
-Tak ,a ty z Papillonlisse?-spytał
Skinęłam głową.
-Masz rodzeństwo?-spytał
-Tsa 2 starszych braci i jedną młodszą siostrę,a ty?
-Nie mam rodzeństwa-odpowiedział
-A to szkoda-uśmiechnęłam się-jesteś jakiej krwi?
-Pół krwi a ty?-spytał
-Także
<Petty?>

Ombrelune: Od Davida C.D. Adama

- Idziemy. -Zmarszczyłem czoło po czym poszliśmy z innymi do
Ecuelle. Gdy doszliśmy na miejsce wszyscy się rozdzielili a ja i Diabeł (ksywka
Adama) Poszliśmy do Sklepu Zonko's gdy weszliśmy od razu się rozdzieliliśmy
by poszukać czegoś dla siebie... Po zakupionych rzeczach w Sklepie Zonko's
również(osobno) poszliśmy do kilku innych sklepów ze słodyczami i innymi rzeczami..
Później po zakończonych zakupach spotkaliśmy się w Pub'ie ,, Pod Trzema Różdżkami''
Gdzie wszystko powyciągaliśmy z toreb i zaczęliśmy gadać o tym co kupiliśmy...
- To jak Blondi? Co kupiłeś w Zonko's, Świecie słodyczy i w innych?
- Hym... Więc tak w Świecie Słodyczy kupiłem; 2 kg. Wanilinowo-Czekoladowe Karaluchy,
1 kg.  Lodowych myszy, 2 sztuki Samoczyszczących się nici do zębów o miętowym smaku,
2,5 kg. Eksplodujących cukierków, no i kilka innych rzeczy np. 4 cukrowe pióra do pisania,
7 Opakowań Fasolek Wszystkich Smaków Bertiego Botta, Miętowe ropuchy i inne...
Z Zonko's to tak; Łajnobomby, cukierki wywołujące Czkawkę, Kubki herbaty gryzące w nos
i Miniaturki zwierząt.
- Jakie kupiłeś! - Zapytał podekscytowany
- Mam jednego lisa, dwa węże i jednego hipogryfa a tak to mam same smoki.. dużo smoków..
Yy.. mam 7 ras mini smoków bo ras było tylko 7, ale ja mam 12 smoków bo mam powtórki..
A więc tak mam dwa smoki rasy Czarne Hebrydzki'e, Jednego Długopysk'a Portugalskiego,
Jeden Długoróg Rumuński, dwa Chińskie Ogniomiot'y, Jednego Ogniomiot'a Katalońskiego,
Trzy Walijskie Zielone i dwa Żmijoząb'y Peruwiańskie...

Adam?

Ombrelune: Od Davida C.D. Elliezabeth

- Oczywiście!
- To chodź!
Najpierw poszliśmy do PW po czym korytarzami wyszliśmy na Błonie
- Jak myślisz co mogło mu się dziś zdarzyć że taki wściekły był? - Spytał aElizabeth
- Może się nieszczęśliwie zakochał? - Wypaliłem
- Albo... - Zaczęła lecz nie dałem jej skończyć
- Ktoś zdeptał by jakiegoś, magicznego, Robala!
- Ależ to byłby skandal! - Po czym oboje zaczęliśmy się śmiać
Gdy doszliśmy do Chatki dałem pomysł byśmy użyli zaklęcia Kameleona

Elizabeth?               

Papillonlisse:Od Jane c.d Adama

Straciłam przytomność dopiero po chwili się ocknęłam.Każdy ruch sprawiał mi ból.Każda myśl sprawiała że fala bólu przeszywała mój umysł.Pomału otworzyłam oczy.Nad mną zobaczyła trójkę chłopaków ,od razu wiedziałam że nieźle rąbnęłam.
-Ile widzisz palców?-spytał pokazując przed moimi oczami dłoń
-Widzę pięć palców ale 3 dłonie-powiedziałam i zaczęłam mrugać a po paru minutach to ustało.
-Nic ci nie jest?-spytał
Spiorunowałam go wzrokiem,jeżeli nie był ślepy to chyba zauważył że jednak coś mi jest.
-Możesz wstać?-spytał po czym podał moi dłoń
Chwyciłam się ją i wstałam.Przez chwilę kręciło mi się w głowie ale jednak nie było aż tak źle.
-Spadałam z większych wysokości-uśmiechnęłam się krzywo-a na następny raz powiedz że muszę się złapać nogami
Niepewnie stawiałam kroki.Nadal kręciło mi się głowie.
-Mogłam wsiąść tą miotłę-mruknęłam sama do siebie
-Ale nie było tak źle?-spytał
-Nie licząc mojego wypadku,to było nawet fajnie-powiedziałam
<Adam?>

środa, 18 września 2013

Ombrelune: Od Clarisse do Adama

- Ta spoko.
- Tak właściwie to nie widziałaś że schody były oblodzone aniele?- spytał.
- Byłam zbytnio nieobecna na tym świecie...
- Jak każdy anioł - uśmiechnął się
- Myślałam że albo kręcisz się z Davidem lub grasz w quidicha... Ale sowiarnia tego się nie spodziewałam...
- Wszystkim jest za zimno by grać.
- Biedaczek...- uśmiechnęła się, nagle spostrzeganie sowę Claudi, chciałam podejść, ale Adam już podszedł.
- Uważaj ona...- niestety już go ugryzła- gryzie... Nic ci nie jest?
-Chyba nie, wredna ta sowa...- wzięłam list, a sowa odleciała- jak ty to? Dlaczego ciebie nie ugryzła?
- trzeba mieć podejście, albo jak wolisz farta...
- Co jest takie ważne... Że wysyła się sowe która gryzie?
- Odpowiedź od kuzynki czy przyjeździe na święta i idziemy na towarzyski mecz quidicha między reprezentacjami krajów. Zbiórka pójdzie na sierocince i szpitale, a co?
Adam?

Ombrelune:Od Elliezabeth cd Adama

- Hm... - udawałam, że się zastanawiam - powiedzmy, że mogę się WYJĄTKOWO zgodzić.
- Jestem zaszczycony - powiedział mój nowo poznany trochę nieogarnięty kolega.
wskoczyłam więc na miotłę a Adam zaraz za mną.
- A ty kim jesteś? - krzyknął do mnie z wysokości.
- Jestem Ell! Przecież ci mówiłam! - odkrzyknęłam
Adam przewrócił oczami i podleciał bliżej.
- Ale w drużynie... - powiedział nieco ciszej. - Nie będę wrzeszczał, bo zimno - wytłumaczył.
- A... W drużynie... - uśmiechnęłam się chytrze z powodu, że nawet nieświadomie wprawiłam Adama w złość - pomyślmy...
- Myśl sobie myśl jak ci to przychodzi z takim trudem, a ja pójdę sobie... Nie jesteś szukającą?
- Ah! No tak! Miałam to na końcu języka! - powiedziałam i chytrze się uśmiechnęłam. - jak chcesz porzucam ci do bramek.
- A skąd ty wiesz kim JA jestem w drużynie? - zapytał podejżliwie podnosząc jedną brew.
- Znam skład naszej drużyny - prychnęłam i podleciałam na odległość około 20 metrów od bramek.
- Gotowy?! - krzyknęłam.
Adam więc szybko podleciał do bramek i zaczęliśmy trening.
Chwilkę później doszło do nas jeszcze kilka osób z drużyny i miałam przeciwników. Również szukający gdzieś z tyłu latał za zniczem.
Po treningu wyszliśmy cali zziajani do szatni. Adam wyglądał na nieco podniesionego na duchu,
- Czyżbyś wątpił wcześniej w nasz skład? - zapytałam podejżliwie dając mu kuksańca w bok.
- Nie... Czemu tak uważasz?
- Bo wyglądasz na nieco rozchmurzonego po treningu - powiedziałam.
- Po prostu Quiddich dodaje mi ochoty na życie... Kocham ten sport.
- Tak samo jak ja... To... - nigdy nie proponowałam spotkania ale zawsze musi być ten pierwszy raz - widzimy się jutro na treningu?
- Jasne.
Po czym poszliśmy każde na swoje lekcje.

<Adam? Piękne wręcz zrobiłam zakończenie, więc mam nadzieję na równie piękne dokończenie :P>

Ombrelune: Od Adama cd. Clarisse

Zimno jak chol*ra ostatnio. Widać, że zima się zbliża, nie ma co! Oczywiście, to nie jest dla mnie przeszkodą w treningach! Po prostu owijam się szczelnie szalikiem i wio, na błonie! Dziś jednak było wyjątkowo mroźnie. Nawet schody w zamku pokryły się lodem. Uczniowie przesuwali się korytarzami, dygocząc z zimna. Ja też.
Dzień bez quidditcha jest dla mnie dniem straconym. Chodziłem z miejsca na miejsce nie wiedząc, co robić z wolnym czasem. Postanowiłem udać się do sowiarni. Głównie z tego powodu, że w sumie nigdy tam nie byłem.
Właściwie nic tam nie ma ciekawego. Popatrzyłem sobie trochę na sowy pocztowe, podrażniłem je trochę, pośmiałem się... Nagle olśniło mnie - zejdę na dół i poszukam Davida. Może razem się gdzieś powłóczymy.
Kiedy schodziłem po schodach, dosłownie wpadła mi w ramiona jakaś lalunia. Musiała poślizgnąć się na schodach. Uśmiechnąłem się zalotnie i postawiłem ją z powrotem. Czułem się bohaterem!
- Przepraszam, ale ze mnie niezdara... - powiedziała i zaczęła otrzepywać ze śniegu swoje ubranie. Przyjrzałem się jej uważnie. Znałem ją. Była ze mną w domu. To była ta koleżanka Davida z pociągu. Clarisse? Jakoś tak.
- Nic się nie stało. Spadłaś mi z nieba - wyszczerzyłem się do granic możliwości. Podniosła na mnie oczy, które zrobiły się strasznie wielkie. Wcześniej musiała nie zauważyć, kto ją złapał. - Dokąd zmierzasz aniele? Wracasz na swą chmurkę, czy trochę tu zabawisz?
- Właściwie, idę do sowiarni. Czekam na list...
- O! Mogę się do ciebie przyłączyć? No wiesz, w razie, jakby znowu trzeba było cię złapać. - poruszyłem brwiami w górę i w dół.

Mogę, Clarisse?

Bellefeuille: Od Erica do Jane

Bardzo długo nie mogłem się obudzić. Z trudem otworzyłem najpierw jedno oko, potem drugie. Zamrugałem kilka razy. Za oknami było szaro i smutno. Padał rzęsisty deszcz. Piękna pogoda, nieprawdaż? Sięgnąłem po budzik stojący na nocnym stoliku i spojrzałem na jego tarczę. Zawiesiłem na niej wzrok, próbując skupić się na cyferkach i wskazówkach. Kiedy zdałem sobie sprawę, która godzina, zerwałem się jak oparzony. Zaspałem! Szybko ubrałem kapcie, pognałem do łazienki i... Zdałem sobie sprawę z tego, że dziś sobota!
Cały Bellefeuille pogrążony był we śnie, więc na palcach udałem się z powrotem do sypialni. Usiadłem na łóżku, ale całkiem odechciało mi się spać. W zamku było przeraźliwie zimno, toteż postanowiłem się już ubrać. Uczyniwszy to, zacząłem zastanawiać się, co dalej. Powoli wstałem i opatulając mocniej szyję szalikiem będącym częścią szkolnego mundurka, skierowałem się do pokoju dziewcząt. Chciałem sprawdzić, czy Mai wstała.
Dotarcie do pomieszczenia, ku któremu się kierowałem, nie jest wbrew pozorom takie łatwe, bo ruchome schody, które tam wiodą, zamieniają się w ogromną zjeżdżalnię, gdy jakiś chłopak chce po nich przejść. Zastanowiłem się chwilę. Nagle olśniło mnie.
- Accio, miotła! - zawołałem i odczekałem chwilę. Nic. - Accio, miotła! - powtórzyłem jeszcze raz, wyraźniej. Uświadomiłem sobie, że sprzęt nie może do mnie przylecieć, gdyż jest zamknięty w schowku. Chcąc, nie chcąc, musiałem po niego zejść "po mugolsku". Uwinąłem się dość szybko.
Wsiadłem na miotłę i wzniosłem się ku górze. Musiałem być ostrożny, gdyż w szkole obowiązuje całkowity zakaz latania na miotłach w pomieszczeniach, a po gmachu na pewno wałęsał się już woźny, a może i inni nauczyciele. Szybko, acz bezszelestnie, podleciałem na 7 piętro, pokonałem zdradzieckie schody i przekroczyłem próg sypialni dziewcząt.
Mai zwykle wstaje skoro świt. Często podziwia wschody słońca. Tym razem jednak nawet ona spała jak suseł. Cóż, widocznie taki dzień. Nie chciałem jej budzić, wyglądała tak rozkosznie (oczywiście - nigdy jej tego nie powiem). Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała równomiernie, a ona oddychała przez uchylone lekko usta. Przy zamkniętych oczach można było dojrzeć, jak długie rzęsy posiada. Na palcach wyszedłem i zacząłem zastanawiać się, co by tu robić. Do śniadania zostało jeszcze trochę czasu, postanowiłem więc powoli udać się w stronę Wielkiej Sali. Cały czas miałem ze sobą miotłę. Nie zaniosłem jej do schowka. Planowałem od razu po śniadaniu udać się na błonie.
Kiedy znalazłem się na pierwszym piętrze, dojrzałem moją znajomą - rudowłosą Jane. Należy do domu Papillonlisse i w sumie nie rozmawiałem z nią od bardzo dawna. Czasami tylko zamieniamy dwa słowa na lekcji, szczególnie na ONMS, którą obydwoje uwielbiamy. Nie to, że jej nie lubiłem - po prostu nie lubię gadać z dziewczynami... Koleżanka dojrzała mnie i pomachała na przywitanie. Szła sama - widocznie też zerwała się wcześnie rano. Kiwnęła ręką na znak, że mam ją dogonić. Niespiesznie udałem się w jej kierunku.
- Cześć - zagadnęła - Robisz teraz coś konkretnego?
- Nie... - wydukałem.
- Myślałam, że wybierasz się na błonie. Masz miotłę. - zauważyła.
- Potem.
- Aaa... - Jane zawahała się. Speszyło ją moje powściągliwe zachowanie. Zdawałem sobie z tego sprawę, ale nie mogłem się przełamać.
- Może... Em... - w jej oczach zaświeciły się iskierki nadziei - Pójdziemy razem? Ty ze mną? Pograć. W quidditcha.

Jane? Pójdziemy?

Héroiqueours: Od Petty Do Jane

Była sobota chodziłem sobie po błoniach nudząc się jak nigdy...
Zobaczyłem dziewczynę która także była sama i stała przy drzewie.
Postanowiłem podejść i zagadać..
- Hej
- Cześć..
- Jestem Petty.
- Jane.
- Wiesz tak mi się nudziło i zobaczyłem ciebie i tak sobie pomyślałem
by zagadać... Yyy.. Lubisz Quidditch'a?

Jane?            

Ombrelune: Od Clarisse

Była już zima, jak zwykle siedziałam sobie w bibliotece, gdzie spędzałam czas po zajęciach. Czytałam właśnie zaklęcia obrony przed czarną magią. Trochę zdrętwiałam, więc postanowiłam pójść do sowiarni. Dziś powinien przyjść list, na który czekam już od tygodni...od Claudi, czy przyjedzie na święta. W tym roku przyjedzie sama i zostanie aż do sylwestra, mamy plan żeby pójść na mecz towarzyski, przed mistrzostwami w quidicha. A bardzo się do tego palę, bo mamy dla siebie jeden z sektorów VIP. Byłam już przed schodami które były lekko oblodzone, ale byłam zbyt zdekoncentrowana by się tym przejąć. W biegłam na górę, pod koniec się poślizgnełam i upadłam, lecz złapał mnie jakiś chłopak.
- Przepraszam, ale ze mnie niezdara...-powiedziałam, otrzepując się ze śniegu...
Kto?

Ombrelune: Od Adama do Ell


Dni są coraz krótsze i zimniejsze. W szkole praktycznie nie ma co robić. No, poza nauką, która ostatecznie nawet zaczęła mnie ciekawić. Oczywiście numerologia się w to nie wlicza. Brrr... Kto wymyślił taki idiotyzm?!
Treningi też ograniczamy do minimum, bo żadnemu graczowi nie chce się tyle siedzieć w taki ziąb tym bardziej, że im wyżej na miotle, tym chłodniej. Pff... Gracze od siedmiu boleści, a dwóch godzin w imię sportu nie wytrzymają! Z taką drużyną możemy się raz na zawsze pożegnać z pucharem quidditcha!
Właśnie wku*wiony szedłem na boisko z miotłą pod jedną pachą i piłkami pod drugą. Oczywiście musiałem potrenować, cóż, sam ze sobą. Zaj*biście! Kto, jak kto, ale obrońca sam sobie strzelać i bronić nie może!
Na błoniach, zwykle o tej porze opustoszałych, z daleka zobaczyłem sylwetkę dziewczyny. Nie powiem, ucieszyłem się i bezwiednie przyspieszyłem kroku. Stopniowo zbliżałem się do postaci i stwierdziłem, że ją kojarzę. Była na moim roku, a nawet w moim domu! Miała na imię Eleonore, czy Elizabeth... W każdym razie coś w tym stylu. Mówią jej Ell. Była z miotłą. Może ze mną pogra? Ma się tą słabość do grających dziewczyn...
- Cześć kochanie! - Stanąłem obok niej i uśmiechnąłem się szeroko.
- Hej - odpowiedziała grzecznie, choć trochę chłodno. Zauważyłem, że nie do końca zadowolona była z mojego trochę może zbyt spoufalonego powitania.
- Chyba cię znam... - zagaiłem.
- Tak, ja ciebie też, chyba widziałam cię w zoo, w klatce z małpami. - burknęła. Musiała wziąć to za jeden z tych lamerskich tekstów na podryw. Ale Adam nie jest lamusem, nie nie! Zaśmiałem się więc i wyjaśniłem:
- Nie o to mi chodziło. Chyba jesteśmy w jednym domu! - Załapała. Przyjrzała mi się badawczo.
- Ty jesteś Adam?
- Taa... A ty... Ell.
Rozpromieniła się. Widać było, że cieszy się, iż znam jej imię.
- Grasz?
- Tak. Właśnie miałam zacząć. A ty?
- Również. Może się do mnie przyłączysz? Jestem obrońcą i nie bardzo ma mnie kto trenować. - zaśmiałem się - To jak?

Ell?

poniedziałek, 16 września 2013

Ombrelune: Od Elliezabeth cd Davida

W ostatniej chwili zachichotani wbiegliśmy do sali.
- Macie spóźnienia! - powiedział ostro spokojna zwykle nauczycielka - i pan panie Martiness również! To, że jest pan prefektem nic nie znaczy!
- Ale ja nie... - zaczął David ale nauczycielka uderzył ręką w biórko i wzkazała wolną ławkę.
Poszliśmy więc w milczeniu do stolika czując na sobie dziesiątki spojżeń uczniów.
- Co mu się dzisiaj stało?! - szepnęłam do Davida.
- Nie wiem może... - zaczął ale nauczyciel mu przerwał.
- Martiness! Jak masz ochotę poderwać koleżankę to ją na kawę zaproś! Na lekcji się nie gada do cholery! - wrzasnęła Machar.
Więc ja tradycyjnie spiekłam raka a David zrobił naburmuszoną minę i wyjął z trzaskiem książkę.
Na przerwie rozmawialiśmy normalnie, chociaż w Davidzie pozostało jeszcze trochę złości.
- Ale sobie nauczycielka pozwoliła... - zaczęłam niepewnie.
- Nie było tematu. - oznajmił. - ale zdziwiło mnie, że taki jest.
- Mam pomysł! - powiedziałam, podeszłam do Davida i powiedziałam mu na ucho - pójdziemy wieczorem do chatki Machar i zobaczymy co się stało.
- Szalona - westchnął David.
- To idziesz na to czy nie? - zapytałam podekscytowana.

<David? Masz cykora? >

Bellefeuille: Od Erica cd. Mai

- Daj rękę. Przynajmniej zmniejszę ból. - poprosiła Mai. Była dla mnie taka dobra. Wspaniale mieć przy sobie taką przyjaciółkę. Spojrzałem w jej oczy. Szczere spojrzenie przepełnione było troską i bólem. Nieśmiało podsunąłem jej ranną kończynę. Skupiła się na niej i wycelowała różdżką.
- Episkey - szepnęła. Coś dziwnego zadziało mi się z ręką. Trochę zesztywniała. Zdawało mi się, że zaraz pęknie. Nieswoje uczucie. Syknąłem. - Spróbuj otworzyć dłoń. - Spojrzałem na nią jak na wariatkę. Nie byłem pewien, czy to rozsądny pomysł, ale postanowiłem zaufać mojej towarzyszce. Nieśmiało poruszyłem palcami. Niepewnie otworzyłem całą rękę w łokciu. Nie mogłem w to uwierzyć! Prawie nie bolała.
- Dzięki... - mruknąłem - Fajna jesteś... - Doprawdy, nie mogłem znaleźć oryginalniejszego epitetu?!
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.
- Boli cię?
- Trochę.
- To może jednak przejdziemy się do skrzydła szpitalnego? - zaryzykowała pytanie. Nie bardzo miałem na to ochotę, zdawałem sobie jednak sprawę, że upadek na kamienną posadzkę mógł się skończyć tragicznie. Kiwnąłem głową. Wstałem z ławki. Starałem utrzymać się na nogach, ale po przejściu kilku kroków mimowolnie upadłem. Stłuczona noga sama zgięła się w kolanie. Mai podbiegła do mnie prawie natychmiast, jednak zdążyłem wstać o własnych siłach.
- Episkey - powtórzyła, tym razem skupiając magię na mojej nodze. Znów poczułem skurczenie się mięśni, po czym mogłem normalnie iść.

Mai?

Ombrelune: Od Adama cd. Davida

- Czy możesz?! Ach, Blondasku, będę zaszczycony! - zrobiłem wielkie oczy, złapałem się za serce, wspiąłem na palce i zacząłem trzepotać rzęsami tak zamaszyście, że jedna z nich wpadła mi do oka. - Ałaa! - zawyłem, zasłaniając je dłonią. Wówczas z kolei straciłem równowagę i przewróciłem się na kanapę. Jakby tego było mało, zrobiłem fikołka przez jej oparcie i koniec końców wylądowałem na podłodze. Dla Davida było to kolejnym powodem do śmiechu. Biedulek rechotał tak, że nie mógł złapać oddechu. Kaszlał, parskał i prychał zamiast mi pomóc. No bezczelność!
Nic nie wskazywało na to, by mój kompan miał się uspokoić, więc podszedłem to niego i dałem mu z płaskiej. Odskoczył jak oparzony.
- Popieprzyło cię?! - zagotował się. Często mu się to zdarzało, ale raczej nie obchodzą mnie jego fochy, toteż i tym razem nie przejąłem się nimi. Nie był lepszy ode mnie. W sumie jesteśmy tacy sami. Spojrzałem w jego oczy pełne wyrzutu. Jego twarz była czerwona jak burak, a usta zaciśnięte. Obraza majestatu? Może.
- Pani urażona królowo angielska, zdaje mi się, czy mieliśmy gdzieś iść? - uśmiechnąłem się ugodowo. Nie jestem potworem. Jestem sobą. David podniósł na mnie wściekły wzrok. Pokręcił przecząco głową zrezygnowany, jakby mówił "Ten, to nigdy w życiu się nie zmieni...".
- Idziemy. - przytaknął, pocierając policzek, na którym odbiła się moja dłoń.
Droga do Écuelle mijała nam powoli, gdyż za bardzo nie chciało mi się przebierać nogami.
- Pospiesz się żesz! - poganiał mnie towarzysz.
- Idę przecież, idę. - kopnąłem kamień od niechcenia.
- Nie mamy całego dnia!
- I tu się mylisz, drogi przyjacielu. Mi nigdzie się nie spieszy. - David spiorunował mnie wzrokiem, ale nikt nie będzie mi mówił co mam robić. Nikt.
- Co cię dzisiaj ugryzło? - zapytał mnie z wyższością, ale w sumie można uznać, że na siłę było słychać w tej wypowiedzi odrobinę troski. Coś mnie tknęło. Może byłem trochę wredny? Davida w sumie można by nazwać moim przyjacielem. Zdobyłem się więc na zmieszane "Sorry...".
- Idziemy? - zapytałem uśmiechając się promiennie. Już taki jestem, że czasami mam wąty z byle powodu i muszę opanowywać się na czas, by kogoś porządniej nie zdenerwować. Nie wiem, skąd mi się to bierze...
David zmarszczył czoło...

David? ;d

Ombrelune: Od Adama cd. Jane

Po zakończeniu ONMS pośpiesznym krokiem wróciłem do gmachu szkoły. Szedłem sam - nie chciałem przerywać Davidowi romansów z jakąś ciemnowłosą lalką. Kiedy doszedłem, skierowałem się do schowka po sprzęt. Chwyciłem swoją miotłę. Dawno nie trenowałem, więc zebrało się na niej parę pajęczyn. Rozejrzałem się, czy nikt na mnie nie patrzy, a następnie pogładziłem delikatnie mój skarb po jego gładkim trzonku. Była pierwsza i jedyna. Dostałem ją od ojca na ósme urodziny. Dobrze pamiętam ten dzień. Od tamtej pory nie trenowałem ani nie grałem na innej miotle niż ta. Westchnąłem. Wziąłem kafla, tłuczka i złoty znicz, i tak obładowany ruszyłem na błonie.
Mimo chłodu zwiastującego rychłe nadejście jesieni, pogoda była bardzo ładna, a trawa na błoniach wciąż soczyście zielona. Położyłem na ziemi wszystko, co tachałem z zamku. W oddali zobaczyłem rudą czuprynę tej laski, z którą się umówiłem. Wpadłem na pewien pomysł. Szybko wsiadłem na miotłę i wystrzeliłem wysoko w górę. Z bezpiecznej odległości obserwowałem, jak Jane staje na środku boiska, rozglądając się z dezorientacją. Zauważyła pozostawione przeze mnie piłki - mój błąd. Mnie jednak nie była w stanie dostrzec. Bawiła mnie ta cała sytuacja. W końcu przestałem się powstrzymywać. Zagwizdałem. Uniosła wzrok w niebo. Na jej uroczej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. Wylądowałem.
- Bez miotły? - zapytałem, mierząc ją badawczo od góry do dołu.
- Nie wspominałeś nic o miotle - zmieszała się dziewczyna. Zamyśliłem się. Może rzeczywiście umknął mi ten szczegół. Powinna była się co prawda domyślić, ale mówi się trudno. Postanowiłem zrobić dobrą minę do złej gry. Uśmiechnąłem się zawadiacko, szczerząc dwa rządki dużych zębów.
- Może i nie. Na jakiej pozycji grasz?
- Jestem ścigającą.
- No, to będziesz próbowała wbijać mi gole swoim nędznym kafelkiem - zaśmiałem się.
- Uważasz, że dziewczyny grają gorzej od chłopców? - zapytała poważnie i trochę smutno.
- Pewnie, że nie. Taki już mam czarny humor.
- To może, skoro nie mam miotły, przeszlibyśmy się po błoniach?
Zmarszczyłem czoło. Była to jedna z tych idiotycznych dziewczyńskich propozycji... Wzruszyłem ramionami.
- Może lepiej się przelecimy? - zapytałem, wskazując głową na leżącą nieopodal mnie miotłę.
- Czy ja wiem... Dwoje na jednej miotle? To może być niebezpieczne...
- Spokojnie! Gram w quidditcha od 5 lat. - wyszczerzyłem zęby w szczerym uśmiechu - To jak? Wsiada pani? - zapytałem, przekładając nogę nad miotłą. Posłałem jej błagalne spojrzenie pełne żałości.
- Ok - zgodziła się - Tylko zero głupstw!
Kiwnąłem głową. Cierpliwie poczekałem, aż wgramoliła się za mnie i chwyciła mnie mocno w pasie, po czym jak wiatr wybiłem się w górę. Lecieliśmy pionowo. Uwielbiam tę adrenalinę. Poczułem, jak moja pasażerka ściska kurczowo mój brzuch. Wraz ze wzrostem wysokości jej ręce zaciskały się coraz bardziej, odbierając mi dopływ powietrza. Gdy znaleźliśmy się na wysokości kilometra nad ziemią, ustawiłem się w pozycji poziomej, zatrzymałem i spojrzałem w dół. Nisko, niziutko u naszych stóp zaczęła osadzać się mgła. Lecieliśmy nad nią.
- Spójrz w dół - zwróciłem się do towarzyszki. Widziałem panikę w jej oczach. Bardzo szybko oddychała.
- Chcę zejść. - powiedziała spokojnie - Teraz.
- Dobra... - westchnąłem zrezygnowany - Trzymaj się! - zawyłem i nim zdołała zaprotestować, wystrzeliłem do przodu. Kręciliśmy bardzo szybkie kółka. Co prawda powoli zbliżałem się do ziemi, ale musiałem zrobić to w wielkim stylu, coby mi się publika nie pospała!
Kiedy byliśmy około 5 metrów nad ziemią, przypomniał mi się pewien trik. Przyspieszyłem i odwróciłem się na miotle do góry nogami, chwytając się trzonka tylnymi kończynami. Przeraziłem się, uświadamiając sobie, że Jane robi przewrót i ląduje na ziemi! Nie ostrzegłem jej, że musi złapać się nogami i po prostu spadła. W ułamku sekundy znalazłem się z powrotem na miotle i podleciałem do towarzyszki. Leżała w bezruchu. Musiała mocno przygrzmocić.
- Jane? - szepnąłem, nie kryjąc w głosie przerażenia - Odezwij się Jane...

Jane? Nic ci nie jest?

niedziela, 15 września 2013

Papillonlisse:Od Jane-c.d Adama

Pomyślałam przez dłuższą chwilkę.
-Dobra-powiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie
Profesor nadal tłumaczył nam czym są te nieśmiałki a słuchałam uważnie.Po 25 minutach lekcja się zakończyła.Podeszłam do nauczyciela który już chował te patykowate stworzonka.
-Mogła by je zobaczyć?-spytałam
Profesor wyciągnął jednego.Wyglądał jak mugolski patyczak którego nie raz widziałam w lesie.
-Czym one się żywią?-spytałam
-Kornikami-powiedział
-Aha ,dziękuję,a co będzie na następnej lekcji?-spytałam
-To będzie niespodzianka którą tylko niektórzy zobaczą-powiedział
-Testrale?-spytałam
-Możliwe-powiedział z uśmiechem
Z uśmiechem poszłam w stronę zamku.Spojrzałam na zegar 9.50.Spokojnie weszłam do zamku a z torby na książki wyciągnęłam ,starą księgę którą dostałam od mamy na 6 urodziny.Zaczęłam ją czytać.Gdy wyjrzałam zza książki i spojrzałam na mały zegar który wisiał na przeciwko mnie wybijał 10.Wsadziłam książkę do torby i zaczęłam iść w stronę błoni.
<Adam?>

Ombrelune: Od David'a C.D. Elizabetll

- Pan Prefekt pozwala - Powiedziałem dumnie - Ale! Pan prefekt żąda móc iść
z panienką na lekcje.!
-Panienka pozwala - powiedziała po czym zaśmialiśmy się i poszliśmy
do zamku...
W zamku gdy chodziliśmy po korytarzach cały czas gadaliśmy i śmialiśmy się...
- Dobra, dobra ale teraz gdzie mamy lekcje?
- To zależy od lekcji..
- A jaką mamy?
- Yyy... Hym.. chyba.. Opieka Nad Stworzeniami Magicznymi dziś środa?
- Tak
- No to mamy ONSM
- To fajnie! Chodź by się nie spóźnić

Elizabeth                      

sobota, 14 września 2013

Ombrelune: Od Adama cd. Jane

Właśnie szedłem sobie na ONMS. Nie powiem, żeby to było najprzyjemniejsze zajęcie, ale jeśli nie chcę wrócić do domu, muszę się zachowywać. Poza tym, jest to jeden z lżejszych przedmiotów. Wystarczy trochę postać i przeczekać paplaninę profesora.
Doszedłem do lasu, gdzie zwyczajowo odbywają się zajęcia. Widać było zbliżającą się wielkimi krokami jesień. Las ubierał się w żółcie, pomarańcze i purpury. Niebo nad moją głową było delikatnie poszarzałe, co dawało niepowtarzalny klimat. Powietrze było ogółem dość wilgotne, tak jak dróżka, po której przyszło mi iść. Nie przejmowałem się tym jednak.
Dziś było o jakiś nieśmiałkach - stworzeniach przypominających patyczaki. Gdy nauczyciel pozwolił je obejrzeć, wszyscy uczniowie zaczęli pchać się jak szaleni. Nie rozumiem takiego zachowania, a przeważnie właśnie tak jest. Jakby w życiu nie widzieli żadnego zwierzęcia! Ustałem z boku i przyglądałem się tej hołocie. Zabawny widok. Na szarym końcu stała rudowłosa dziewczyna. Wspinała się na palce, by zobaczyć coś ponad plecami innych czarodziejów. Wyglądała komicznie, stając to na jednej, to na drugiej nodze. Chwilami podskakiwała. Na jej twarzy malowała się frustracja. Zachichotałem cicho. Szybko obróciła się w moją stronę.
- Czy śmiejesz się ze mnie? - zapytała, patrząc na mnie badawczo i pewnie.
- Tak. - przyznałem - Śmiesznie podskakujesz na tych patykowatych nogach... - zawiesiłem się. Nie najlepszy tekst na podryw. Podrapałem się po głowie w zadumie. - My się chyba jeszcze nie znamy. - zmieniłem temat. - Jestem Adam. Ombrelune.
- Jestem Jane. - chwyciła moją wyciągniętą dłoń.
- Lubisz ONMS?
- Bardzo - jej oczy się zaświeciły. Mnie to, niestety, nie kręciło, więc przeniosłem rozmowę na inny tor.
- A Quidditcha?
- O, tak - uśmiechnęła się - jestem kapitanem Papillonlisse.
- Po tej lekcji jest czas wolny. To jak, o 10 na błoniach?

Jane, o 10 na błoniach? ^^

czwartek, 12 września 2013

Papillonlisse:Od Jane

Dzień w szkole zaczął się normalnie poszłam na śniadanie.Oczywiście po drodze pomyliłam korytarze bo jak by inaczej.Po śniadaniu poszłam na błonia gdzie odbywała się lekcja ONMS gdzie profesor Trich przygotowała do pokazania stworzenia które na pierwszy rzut oka wyglądały jak drewno.
-Czy ktoś może wie co to za stworzenia?-spytał profesor
-Nieśmiałki-odpowiedziała jakaś dziewczyna
-Bardzo dobrze,a czy ktoś może je opisać?-spytał
Moja ręka wystrzeliła w górą lecz ktoś mnie wyprzedził.
-Nieśmiałek to niewielkie stworzenie pilnujące drzew, sprawiające wrażenie, jakby się składało z kory, gałązek i pary brązowych oczek. Zwierzęciem podobnym do nieśmiałka jest patyczak.-powiedział ktoś
-Bardzo ładnie,mam tu ich parę więc podejdźcie-powiedział
Wszyscy zaczęli się pchać a ja i tak zostałam wypchana na sam koniec.Byłam wkurzona więc żeby coś zobaczyć stałam na palcach ale i tak nie widziałam.Nagle usłyszałam za sobą cichy chichot.
<Kto dokończy?>

wtorek, 10 września 2013

Ombrelune: Od David'a Do Mirinda

- No chodź! - Powiedziałem odchodząc od Kędziora - Podejdź do niego
powoli, - Powiedziałem a ona zaczęła podchodzić do niego - Stój! - Powiedziałem
gdy była już trochę bliżej niego. - Teraz się ukłoń i poczekaj aż zrobi to samo
a jak nie zrobi to wiej!. - Powiedziałem, dziewczyna się trochę zawahała gdy
powiedziałem że w razie W.  Ma wiać... Po chwili ukłoniła się a pochwili
i on to zrobił.
- I co teraz? - Zapytała
- Podejdź do niego i pogłaszcz - Powiedziawszy to również podszedłem do
Kędziora i zaczęliśmy go karmić i głaskać.
- Chcesz na nim usiąść?
- A można?
- Pewka! Ja go poprowadzę by przypadkiem nie odleciał a ty będziesz na jego
grzbiecie przez ten czas... Co ty na to?, dawaj podsadzę cię - Machnąłem ręką
by podeszła

Miranda?     

Ombrelune: Od Mirindy CD David'a

-Ale na prawdę? - zapytałam ledwo poznanego -muszę przyznać przystojnego- chłopaka
-Um.. no .. tak! - odparł trochę nieśmiało ale radośnie, po czym złapał mnie za rękę i zaprowadził do Kędziora
-Ojej jaki on słodki...! - westchnęłam opierając głowę ręką na barierce
-Heh- odparł David, chwilę potem owy Kędzior zaczął zmierzać w jego stronę, kiedy już był obok zaczął się do niego łasić i trącać go nosem
-No ej!- krzyknęłam z uśmiechem
-Co? - zapytał trochę zakłopotany
-Jak Ty to robisz?
-Ale co?
-No że on do Ciebie podchodzi i w ogóle...
-Po prostu mnie lubi - odparł dumnie uśmiechając się, pokazując przy tym dwa rzędy idealnie białych zębów

David?

Bellefeuille: Od Mai: c.d. Eric'a

Przejechałam wzrokiem po jego twarzy. Chyba chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował, więc sama milczałam. Z nogą wszystko było w porządku, ale było widać, że go boli. Za to ręka... chyba była złamana. Znów musiałam powstrzymać się, by nie pobiec za tamtymi typkami. Idioci nie mają nic lepszego do roboty niż męczyć innych. Nawet nie próbowałam znaleźć na to obelgi. Po co sobie język strzępić. 
- Choć, może usiądziemy. - powiedziałam. Powoli, Eric lekko utykając, doszliśmy do ławki. Domyślałam się, że raczej nie chciałby pójść do skrzydła szpitalnego, więc nie zaproponowałam mu tego. Ale nie potrafiłam patrzeć na cierpiętniczą minę chłopaka. Wyciągnęłam dłoń.
- Daj rękę. Przynajmniej zmniejszę ból. - powiedziałam. Mogłam się wydawać natarczywa, ale nie lubiłam bólu w żadnej postaci. 

Eric?

poniedziałek, 9 września 2013

Ombrelune: Od Elliezabeth cd Davida

Nawet miłom gawędziło mi się z Davidem. I fajnie, że mam jakiegoś kolegę w drużynie no booo nie za bardzo przyjęłam się w tej szkole. Niby na początku kumplowałam się Alkestis ale ona odeszła i nie został mi nikt.
Nawet się nie skapłam kiedy zasnęłam.
Następnego dnia obudził mnie smak krwi w ustach. Oblizałam i zobaczyłam, że mam nad wargami mam ślady dziobań.
- Leah! - wykrzyknęłam zdenerwowana - a pani w sklepie mówiła, że jesteś mądra.
Pokręciłam głową. założylam mój ulubiony zegarek i...
- K***a Leah ty faktycznie jesteś genialna - na zegarku widniała godzina 7.35 a o 7.40 miałam umuwione spotkanie z Davidem.
Spakowałam podręczniki, bo pewnie później nie zdążę przed lekcjami i pędem udałam się na boisko Quiddicha.
- Cześć wydyszałam - ale Davida ni było w zasięgu wzroku...
- Na górze, gapo! - usłyszałam rozbawiony głos.
I faktycznie David siedział na miotle i machał do mnie.
- Gdzie masz znicza? - zaśmiałam się.
- Właśnie przeszkodziłaś mi w jego szukaniu! - odkrzyknął i zaczął krążyć nad boiskiem.
Dosiadłam więc Marcela (czyli moją zacną miotłę) i ruszyłam do poszukiwania. Podleciałam do Davida.
- Zakład, że znajdę go pierwsza?
- Zakład - powiedział i uścisnęliśmy sobie ręce.
Wtedy ruszyłam pędem w kierunku złotej piłeczki, którą wcześniej zauważyłam i jak najszybciej umiałam złapałam ją.
- Ej! To nie fair! Widziałaś go wcześniej! - krzyknął David.
- Sztuka polega na obserwacji - dałam mu znicza. - A teraz pan prefekt pozwoli, że udam się na lekcję. - powiedziałam i zleciałam na dół

<David?>

Ombrelune: Od David'a Do Mirinda

Czwartek - Za niedługo weekend Jej!. Jest Godzina 12;20 - za 50 min. ONMS
Czyli Opieka nad Magicznymi Stworzeniami! - Wreszcie to co lubię! a nie jakieś
Mungolozostwo czy jak to tam...  .
Szedłem do chatki gajowego - Z nim mamy lekcję - Miałem jeszcze duużoo czasu więc
usiadłem sobie na dużym kamieniu. Po chwili zauważyłem dziewczynę - ładną
dziewczynę parzyła na Hipogryfa - Chyba też lubi Magiczne Stworzenia
- Siemka - Podszedłem do niej - Jestem David. - Wyciągnałem do niej rękę
na przywitanie - David Martines
- Hej Mirinda - Uścisnęła moją dłoń - Miranda Untilium 
- Ładne imię - Uśmiechnąłem się - Widzę że lubisz Magiczne zwierzęta
- Tak lubię...
- Chcesz podejść do niego?
- Nie możemy... - Nie dałem jej skończyć
- Ma na imię Kędzior. Raz jak byłem u gajowego pozwolił mi się nim przelecieć.
Poczekaj, za chwilę wrócę - Powiedziałem i poszedłem do gajowego 
Po 5 min. już byłem z powrotem
- Chodź! Trich pozwolił mi ci go pokazać, bo będziemy mieli lekcję z nim.
Uśmiechnąłem się do niej i poszliśmy w stronę Kłędziora.....

Miranda?                

Ombrelune: Od David'a Do Adama

Był weekend - Wypad do Ecuelle. - Pierwsza myśl jaka mi wpadła
do głowy - Ale z kim pójść?  - 2 myśl jaka mi wpadła do głowy.
Właśnie wychodziłem z dormitorium do PW Po chwili zobaczyłem
na kanapie Adama - Albo jak ja to go często przezywam - Diabła
- Siema !
- Blondasek! Blondasek zaszczycił mnie swoją obecnością! Nie no!
Ja to jestem szczęściarzem! - Powiedział głupkowato się chichrając
- Oj już przestań! Ale z jedną rzeczą się zgodzę. Tak jesteś szczęściarzem
mogąc szczycić się moją obecnością. - Powiedziałem dumnie wypinając
klatkę piersiową, Czego szybko pożałowałem bo zostałem brutalnie 
poturbowany przez lecącą w moją stronę poduszkę  - Ej! A to za co?!
- Za jajco!
- Ty ich nie masz! - Powiedziałem śmiejąc się i chroniąc rękoma przed
następnym uderzeniem poduszką
- Ja ci dam ,,Ty ich nie masz''! - Nadal się śmiałem - Ale dobra czego chcesz?
- Hym... Idziemy do Ecuelle'o?
- A co zapraszasz mnie na randkę? - Powiedział udając głos głupiej laluni 
i trzepocząc rzęsami
- O nie! Broń Boże! Nigdy! Nigdy w życiu! - Powiedziałem o mało mnie 
wybuchając śmiechem
- Ale Blondasku! - Znów udawał ten głos
- Hehe - Zacząłem się śmiać - Oj Diable, Diable to jak idziemy?
- Tak! Ale powiedz mi jedno..
- Co?
- Dlaczego mówisz na mnie Diabeł!? 
- Bo lubię, wziąłem to od twojego kota - Lucyfera, Mogę tak na ciebie mówić? Nie?

Adam?:p     

Ombrelune: Od David'a C.D. Elizabeth

Zaproponowałem byśmy coś przekąsili...
Poszliśmy do kuchni która znajduje się w Szkole a skrzaty zrobiły nam kanapki
i dali jakieś przekąski i coś do picia.. Udaliśmy się do Pokoju Wspólnego  
i klapneliśmy wygodnie na sofie.  Dużo rozmawialiśmy i było całkiem miło.
Gadaliśmy o Quidditch'ku i o nauce a także o innych rzeczach...
- No panie prefekt jest już za 20 min. 24;00.. - Powiedziała patrząc na zegarek
- To już!
- A co? Dosyć późno przyszliśmy z boiska plus jeszcze tu się zasiedzieliśmy...
- No racja...
- No... To dobranoc - wstała, i powiedziała
- Kolorowych snów... Widzimy się jutro rano?
- Czemu nie? O której?
- Może być o...7;40?
- Ok, to Pa, - Powiedziała
- Pa, Dzięki za ciężki mini trening Quidditch'a w miłym towarzystwie -
Odpowiedziałem i Poszedłem do siebie, umyć się i przebrać by po chwili położyć
się na łóżku i pójść spać...

Elizabeth?                  

Bellefeuille: Od Erica cd. Mai

Mai zaskakuje mnie z każdą chwilą spędzoną razem. Tak było i tym razem. Niemal sam się jej przestraszyłem. Była bardzo odważna. Zaimponowała mi. Kiedy trzeba, jest śmielsza niż ja. Trochę to smutne, być słabszym od dziewczyny...
- Jesteś cały? - uklękła obok mnie. Jak zwykle po tonie jej głosu można było zauważyć całkowity brak przejęcia się sytuacją rozegraną przed paroma sekundami. Nie potrafię jej rozgryźć.
- Cały - potwierdziłem. Podparłem się do niej. Pomogła mi wstać. Przyciskałem ranną rękę do piersi zupełnie tak, jak trzyma się w gipsie złamaną kończynę. Skakałem na lewej nodze. Odrobinę się zbiła.
- Krwawisz? - zapytała troskliwie, oglądając mnie badawczo. Swoją drogą, Mai ma fajne oczy, ale oczywiście jej tego nie powiem.
- Nic mi nie jest. - Powiedziałem to z nutką zniecierpliwienia i natychmiast zganiłem się w myślach za ten pełen wyrzutu głos. To w pewnym sensie nie moja wina. Właściwie była to moja wina, ale wzięło się to stąd, że nienawidzę takiego niańczenia, które z kolei często zdarza się mojej mamie.
Mai nie była urażona. Zastanawiam się, czy puszcza mimo uszu moje wypowiedzi od czapy, bo mnie lubi i zależy jej na tej znajomości, czy może po prostu jest przyzwyczajona do takiego traktowania. Powinienem natychmiast przeprosić, ale oczywiście nie umiałem prawidłowo dobrać słów, aż ostatecznie nie powiedziałem nic...

sobota, 7 września 2013

Ballefeuille: Od Mai: c.d. Eric'a

Szliśmy korytarzem, a ja myślałam tylko o tym, by nie puścić się biegiem i nie schować w jakimś ciemnym zaułku. Nagle Eric się przewrócił, a raczej ktoś mu w tym pomógł. Luniacy. Zaczęli się z niego naśmiewać. Zawrzał we mnie gniew. Podeszłam do chłopaka, który trzymał się za brzuch ze śmiechu i dałam mu mocno z liścia. Aż się zachwiał. Złapał się zaskoczony za czerwony policzek i spojrzał na mnie ze wściekłością. 
- Ty... - powiedział i sięgnął za pazuchę, ale ja już mu przyłożyłam różdżkę do piersi. 
- Jeszcze słowo, a twoi goryle będą mogli patrzeć przez twoje ciało na wylot. - mruknęłam groźnie, gromiąc go spojrzeniem. Zamarł. Jego kumple patrzeli na czubek mojej różdżki osłupiali, nie wiedząc co robić. 
- Spadaj stąd i zostaw Bellefeuille w spokoju, jeśli chcesz wrócić do domu w jednym kawałku. - powiedziałam. Rzucił mi kolejne rozwścieczone spojrzenie i odsunął się.
- Idziemy. -burknął do reszty. Zaczęli iść, ale nadal słyszałam jak mamrotają przekleństwa i złorzeczenia.  
- Opuncjo. - powiedziałam machnąwszy różdżką. Z jej czubka wyleciało kilka małych żółtych ptaszków, które zaczęły gonić chuliganów i atakować ich drapiąc i dziobiąc. 
- Żałosne. - mruknęłam. Podeszłam do osłupiałego chłopaka i uklękłam obok niego.
- Jesteś cały?

Eric?

piątek, 6 września 2013

Bellefeuille: Od Erica cd. Mai

Zaczęła śpiewać. Śpiewała o życiu, cierpieniu i niewoli. Bardzo prawdziwie. Koszmarnie prawdziwie. Otworzyłem usta ze zdumienia. Oczy wychodziły mi z orbit z każdą kolejną zwrotką. Kiedy skończyła, szybko usiadła obok mnie. Nauczycielka muzykologii zaklaskała w dłonie.
Po lekcji wyszliśmy z sali. Nadal byłem pod ogromnym wrażeniem.
- To było... Ładne - palnąłem. Tak już jest ze mną. Nie potrafię prawić komplementów. Nie dla mnie te wszystkie podrywy i w ogóle...
- Co? - zapytała Mai. Wyglądało, że to, co przed chwilą wydarło się z jej piersi było dla niej całkowicie naturalne.
- Twój śpiew...
- Aaa... To... - zmieszała się. Już na lekcji, gdy pani Gawriłow zaklaskała w ręce i zaczęła głośno wychwalać uczennicę, ta zrobiła się cała czerwona. Zdążyłem zauważyć, że nie lubi być w centrum uwagi.
Szliśmy w milczeniu długim korytarzem w stylu gotyckim. Czułem na nas, a właściwie na mojej towarzyszce o anielskim głosie, milion par oczu. Mai szła ze spuszczoną głową. Nie dziwiło mnie to specjalnie, ale lubię ją taką, jaka jest. Właściwie cieszę się, że jest właśnie taka.
Za sekundę miała zacząć się transmutacja, więc przyspieszyliśmy kroku. To były sekundy...
... i trach! Już leżę na ziemi. Boli mnie prawa ręka. Mocno się zbiła uderzając o kafelki. Musiałem o coś się przewrócić, tyle że nic tu nie ma. Nagle wszystko staje się jasne. Obok mnie stoją te opryszki z Ombrelune i zaśmiewają się do rozpuku.
- Ojejku... Moja noga znalazła się pod twoją nogą. Jakże mi przykro! - zawołał ten o ciemniejszych włosach do z udawaną do bólu żałością - Zrobiłeś bam?
Próbowałem się podnieść. Ciężko było podeprzeć mi się kontuzjowaną ręką. Zauważyłem, że czuję ból także w jednym z kolan. Mai przyglądała się całemu zdarzeniu i zrobiła coś, o co nigdy, nawet w najśmielszych snach, bym jej nie podejrzewał...

Mai? Co im zrobiłaś? ;d

czwartek, 5 września 2013

Bellefeuille: Od Mai: c.d. Eric'a

Nauczyciel dopiero wchodził do sali z jakichś bocznych drzwi, więc szybko zajęliśmy miejsca. Była wolna tylko pierwsza ławka, więc chcąc, nie chcąc, usiedliśmy tam. Uwielbiam muzykę. Dzięki niej wszystko nabiera sensu. Ponoć piszę zbyt poważne wiersze na swój wiek. Aaron kiedyś się o to martwił. Zamiast o kwiatkach, tęczach i jednorożcach, pisałam piosenki i wiersze o życiu, cierpieniu, miłości i śmierci. Według niego to nie było normalne, ale nie chciał mnie martwić. I tak wiedziałam. 
- Witajcie, nazywam się Ksenija Gawriłow i będę was uczyć muzykologii, czyli muzyki. Na moich lekcjach nie będą wyjmowane różdżki, inne księgi i przedmioty nie służące do nauki mojego przedmiotu. - mówiła pewnie i z rozmysłem. Mimo dość młodego wieku była poważna i opanowana. Zaczęłam ją lubić. - Będziemy się tu uczyć zarówno teorii jak i praktyki, znaczy historii muzyki w świecie magii oraz samej muzyki. Jeśli ktoś udziela się muzycznie w jakikolwiek sposób, proszę podnieść rękę. 
Niechętnie podniosłam swoją. Jak oczekiwałam, jej wzrok spoczął na mnie. 
- Proszę, panna... 
- Hattori - podpowiedziałam cicho. 
- Oczywiście. Więc proszę, powiedz nam, jak udzielasz się w dziedzinie muzyki?
- Cóż... gram na kilku instrumentach, przede wszystkim na gitarze i fortepianie, śpiewam oraz piszę piosenki. - powiedziałam. Nauczycielka klasnęła w dłonie z lekkim uśmiechem.
- O, proszę. Zaśpiewasz na jedną z nich?
Skrzywiłam się lekko. Niestety, zauważyła to. 
- No, nie wstydź się.
Westchnęłam i wstałam. Zaczęłam śpiewać:

Pewnej nocy
Miałam sen
Był w nim świat pełen królów i królowych
Lecz było zimno
Ciemno jak w nocy
Byliśmy ogniem na szarym niebie.


Byliśmy podzieleni
Byliśmy tacy sami
I byliśmy wolni
Ale wszyscy nosiliśmy łańcuchy
Mogliśmy zobaczyć
Co stworzyliśmy:
Miejsce między prawdą a przesadą


Gdybym tylko mogła zobaczyć to wszystko
Jak gwiazdy na niebie
Czy zaakceptowałabym to, czego nie mogę kontrolować?
I czy podzieliłabym się tym, co zobaczyłam?
Czy po prostu usiadła i to zignorowała
Jakby nigdy nic się nie wydarzyło
I nie widziała Cię nigdy przedtem?


Uciekam przez złodziejem,
Którego wpuściłam do mojej głowy
Wiem, trzymam klucze, więc nie przestrasz się
Kiedy odwrócę się i krzyknę:


Nie sądzę, żebym nadal cię potrzebowała
Zabierz swoje słowa i swoje kłamstwa, pogódź się z tym!
Nie sądzę, żebym nadal cię potrzebowała
Weź rany i ból, nie potrzebuję ich!


Chcę w moim życiu odrobiny zmiany
Wszyscy możemy być królami i królowymi
Jeżeli tylko nauczymy się wierzyć
Jeżeli tylko nauczymy się żyć


Mieliśmy plan; zbudować mur
Wielką przeszkodę, która nigdy nie upadnie
Aby oddzielić nas
Od całego bólu
I trzymać szkielety w zamknięciu


I cegła po cegle
Zbudowaliśmy go tak grubym
Że przesłonił niebo i światło
I jeden po drugim
Wszyscy popadliśmy w odrętwienie
Robiliśmy kule do zniszczonych pistoletów


Gdybym tylko mogła zobaczyć to wszystko
Jak gwiazdy na niebie
Czy zaakceptowałabym to, czego nie mogę kontrolować?
I czy podzieliłabym się tym, co zobaczyłam?
Czy po prostu usiadła i to zignorowała
Jakby nigdy nic się nie wydarzyło
I nie widziała Cię nigdy przedtem?


Uciekam przez złodziejem,
Którego wpuściłam do mojej głowy
Wiem, trzymam klucze, więc nie przestrasz się
Kiedy odwrócę się i krzyknę:


Nie sądzę, żebym nadal cię potrzebowała
Zabierz swoje słowa i swoje kłamstwa, pogódź się z tym!
Nie sądzę, żebym nadal cię potrzebowała
Weź rany i ból, nie potrzebuję ich!


Chcę w moim życiu odrobiny zmiany
Wszyscy możemy być królami i królowymi
Jeżeli tylko nauczymy się wierzyć
Jeżeli tylko nauczymy się...

Weź rany i ból, nie potrzebuję ich!

Chcę w moim życiu odrobiny zmiany
Wszyscy możemy być królami i królowymi
Jeżeli tylko nauczymy się wierzyć
Jeżeli tylko nauczymy się być.

Eric?

Obserwatorzy