Dni są coraz krótsze i zimniejsze. W szkole praktycznie nie ma co robić. No, poza nauką, która ostatecznie nawet zaczęła mnie ciekawić. Oczywiście numerologia się w to nie wlicza. Brrr... Kto wymyślił taki idiotyzm?!
Treningi też ograniczamy do minimum, bo żadnemu graczowi nie chce się tyle siedzieć w taki ziąb tym bardziej, że im wyżej na miotle, tym chłodniej. Pff... Gracze od siedmiu boleści, a dwóch godzin w imię sportu nie wytrzymają! Z taką drużyną możemy się raz na zawsze pożegnać z pucharem quidditcha!
Właśnie wku*wiony szedłem na boisko z miotłą pod jedną pachą i piłkami pod drugą. Oczywiście musiałem potrenować, cóż, sam ze sobą. Zaj*biście! Kto, jak kto, ale obrońca sam sobie strzelać i bronić nie może!
Na błoniach, zwykle o tej porze opustoszałych, z daleka zobaczyłem sylwetkę dziewczyny. Nie powiem, ucieszyłem się i bezwiednie przyspieszyłem kroku. Stopniowo zbliżałem się do postaci i stwierdziłem, że ją kojarzę. Była na moim roku, a nawet w moim domu! Miała na imię Eleonore, czy Elizabeth... W każdym razie coś w tym stylu. Mówią jej Ell. Była z miotłą. Może ze mną pogra? Ma się tą słabość do grających dziewczyn...
- Cześć kochanie! - Stanąłem obok niej i uśmiechnąłem się szeroko.
- Hej - odpowiedziała grzecznie, choć trochę chłodno. Zauważyłem, że nie do końca zadowolona była z mojego trochę może zbyt spoufalonego powitania.
- Chyba cię znam... - zagaiłem.
- Tak, ja ciebie też, chyba widziałam cię w zoo, w klatce z małpami. - burknęła. Musiała wziąć to za jeden z tych lamerskich tekstów na podryw. Ale Adam nie jest lamusem, nie nie! Zaśmiałem się więc i wyjaśniłem:
- Nie o to mi chodziło. Chyba jesteśmy w jednym domu! - Załapała. Przyjrzała mi się badawczo.
- Ty jesteś Adam?
- Taa... A ty... Ell.
Rozpromieniła się. Widać było, że cieszy się, iż znam jej imię.
- Grasz?
- Tak. Właśnie miałam zacząć. A ty?
- Również. Może się do mnie przyłączysz? Jestem obrońcą i nie bardzo ma mnie kto trenować. - zaśmiałem się - To jak?
Ell?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz