Zimno jak chol*ra ostatnio. Widać, że zima się zbliża, nie ma co! Oczywiście, to nie jest dla mnie przeszkodą w treningach! Po prostu owijam się szczelnie szalikiem i wio, na błonie! Dziś jednak było wyjątkowo mroźnie. Nawet schody w zamku pokryły się lodem. Uczniowie przesuwali się korytarzami, dygocząc z zimna. Ja też.
Dzień bez quidditcha jest dla mnie dniem straconym. Chodziłem z miejsca na miejsce nie wiedząc, co robić z wolnym czasem. Postanowiłem udać się do sowiarni. Głównie z tego powodu, że w sumie nigdy tam nie byłem.
Właściwie nic tam nie ma ciekawego. Popatrzyłem sobie trochę na sowy pocztowe, podrażniłem je trochę, pośmiałem się... Nagle olśniło mnie - zejdę na dół i poszukam Davida. Może razem się gdzieś powłóczymy.
Kiedy schodziłem po schodach, dosłownie wpadła mi w ramiona jakaś lalunia. Musiała poślizgnąć się na schodach. Uśmiechnąłem się zalotnie i postawiłem ją z powrotem. Czułem się bohaterem!
- Przepraszam, ale ze mnie niezdara... - powiedziała i zaczęła otrzepywać ze śniegu swoje ubranie. Przyjrzałem się jej uważnie. Znałem ją. Była ze mną w domu. To była ta koleżanka Davida z pociągu. Clarisse? Jakoś tak.
- Nic się nie stało. Spadłaś mi z nieba - wyszczerzyłem się do granic możliwości. Podniosła na mnie oczy, które zrobiły się strasznie wielkie. Wcześniej musiała nie zauważyć, kto ją złapał. - Dokąd zmierzasz aniele? Wracasz na swą chmurkę, czy trochę tu zabawisz?
- Właściwie, idę do sowiarni. Czekam na list...
- O! Mogę się do ciebie przyłączyć? No wiesz, w razie, jakby znowu trzeba było cię złapać. - poruszyłem brwiami w górę i w dół.
Mogę, Clarisse?
Dzień bez quidditcha jest dla mnie dniem straconym. Chodziłem z miejsca na miejsce nie wiedząc, co robić z wolnym czasem. Postanowiłem udać się do sowiarni. Głównie z tego powodu, że w sumie nigdy tam nie byłem.
Właściwie nic tam nie ma ciekawego. Popatrzyłem sobie trochę na sowy pocztowe, podrażniłem je trochę, pośmiałem się... Nagle olśniło mnie - zejdę na dół i poszukam Davida. Może razem się gdzieś powłóczymy.
Kiedy schodziłem po schodach, dosłownie wpadła mi w ramiona jakaś lalunia. Musiała poślizgnąć się na schodach. Uśmiechnąłem się zalotnie i postawiłem ją z powrotem. Czułem się bohaterem!
- Przepraszam, ale ze mnie niezdara... - powiedziała i zaczęła otrzepywać ze śniegu swoje ubranie. Przyjrzałem się jej uważnie. Znałem ją. Była ze mną w domu. To była ta koleżanka Davida z pociągu. Clarisse? Jakoś tak.
- Nic się nie stało. Spadłaś mi z nieba - wyszczerzyłem się do granic możliwości. Podniosła na mnie oczy, które zrobiły się strasznie wielkie. Wcześniej musiała nie zauważyć, kto ją złapał. - Dokąd zmierzasz aniele? Wracasz na swą chmurkę, czy trochę tu zabawisz?
- Właściwie, idę do sowiarni. Czekam na list...
- O! Mogę się do ciebie przyłączyć? No wiesz, w razie, jakby znowu trzeba było cię złapać. - poruszyłem brwiami w górę i w dół.
Mogę, Clarisse?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz