Clarisse uśmiechnęła się promiennie. Miała bardzo ładny uśmiech. Czułem w tej dziewczynie coś na maxa wyjątkowego, chociaż nawet nie grała w quidditcha...
- Masz fajnego kota - odwzajemniłem uśmiech - Ale chyba nie wytresowałaś go, żeby mnie zabił?
- Gdybym miała taki zamiar, czy kazałabym ci się schylić? - zapytała, patrząc na mnie jak na idiotę, ale jednocześnie z przychylnością. Miała rację - to było niezbyt mądre.
- No, to mnie zgasiłaś, Aniołku. - przyznałem jej wyższość. Zrobiła zadowoloną minę zwycięzcy.
- Spójrz! - podbiegłem do okna, nie zważając na tłoczących się w pokoju ludzi - Śnieg pada!
Clarisse spojrzała w moim kierunku zaciekawiona. Inni uczniowie zrobili to samo. Część z nich również przykleiła nosy do szyb z radosnym westchnieniem i poruszeniem.
- No, no, no... - podeszła do mnie powoli dziewczyna - Pan Adam Poważny Gracz i Prefekt zachwyca się śniegiem niczym pięcioletni chłopiec?
- Nie lubię śniegu. Nie da się w nim grać. - spoważniałem i wyprostowałem się. Dla Clarisse było to jak wystąpienie kabaretu. Zaczęła głośno rechotać. Tak, rechotać. Nie da się tego nazwać śmiechem.
- Mnie nie nabierzesz - zaśmiała się - Nawet Mistera Adama łapie za serduszko widok śniegu!
- Masz mnie - wyszczerzyłem się.
Clarisse? Jak możesz to już skończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz