- Czy możesz?! Ach, Blondasku, będę zaszczycony! - zrobiłem wielkie oczy, złapałem się za serce, wspiąłem na palce i zacząłem trzepotać rzęsami tak zamaszyście, że jedna z nich wpadła mi do oka. - Ałaa! - zawyłem, zasłaniając je dłonią. Wówczas z kolei straciłem równowagę i przewróciłem się na kanapę. Jakby tego było mało, zrobiłem fikołka przez jej oparcie i koniec końców wylądowałem na podłodze. Dla Davida było to kolejnym powodem do śmiechu. Biedulek rechotał tak, że nie mógł złapać oddechu. Kaszlał, parskał i prychał zamiast mi pomóc. No bezczelność!
Nic nie wskazywało na to, by mój kompan miał się uspokoić, więc podszedłem to niego i dałem mu z płaskiej. Odskoczył jak oparzony.
- Popieprzyło cię?! - zagotował się. Często mu się to zdarzało, ale raczej nie obchodzą mnie jego fochy, toteż i tym razem nie przejąłem się nimi. Nie był lepszy ode mnie. W sumie jesteśmy tacy sami. Spojrzałem w jego oczy pełne wyrzutu. Jego twarz była czerwona jak burak, a usta zaciśnięte. Obraza majestatu? Może.
- Pani urażona królowo angielska, zdaje mi się, czy mieliśmy gdzieś iść? - uśmiechnąłem się ugodowo. Nie jestem potworem. Jestem sobą. David podniósł na mnie wściekły wzrok. Pokręcił przecząco głową zrezygnowany, jakby mówił "Ten, to nigdy w życiu się nie zmieni...".
- Idziemy. - przytaknął, pocierając policzek, na którym odbiła się moja dłoń.
Droga do Écuelle mijała nam powoli, gdyż za bardzo nie chciało mi się przebierać nogami.
- Pospiesz się żesz! - poganiał mnie towarzysz.
- Idę przecież, idę. - kopnąłem kamień od niechcenia.
- Nie mamy całego dnia!
- I tu się mylisz, drogi przyjacielu. Mi nigdzie się nie spieszy. - David spiorunował mnie wzrokiem, ale nikt nie będzie mi mówił co mam robić. Nikt.
- Co cię dzisiaj ugryzło? - zapytał mnie z wyższością, ale w sumie można uznać, że na siłę było słychać w tej wypowiedzi odrobinę troski. Coś mnie tknęło. Może byłem trochę wredny? Davida w sumie można by nazwać moim przyjacielem. Zdobyłem się więc na zmieszane "Sorry...".
- Idziemy? - zapytałem uśmiechając się promiennie. Już taki jestem, że czasami mam wąty z byle powodu i muszę opanowywać się na czas, by kogoś porządniej nie zdenerwować. Nie wiem, skąd mi się to bierze...
David zmarszczył czoło...
David? ;d
Nic nie wskazywało na to, by mój kompan miał się uspokoić, więc podszedłem to niego i dałem mu z płaskiej. Odskoczył jak oparzony.
- Popieprzyło cię?! - zagotował się. Często mu się to zdarzało, ale raczej nie obchodzą mnie jego fochy, toteż i tym razem nie przejąłem się nimi. Nie był lepszy ode mnie. W sumie jesteśmy tacy sami. Spojrzałem w jego oczy pełne wyrzutu. Jego twarz była czerwona jak burak, a usta zaciśnięte. Obraza majestatu? Może.
- Pani urażona królowo angielska, zdaje mi się, czy mieliśmy gdzieś iść? - uśmiechnąłem się ugodowo. Nie jestem potworem. Jestem sobą. David podniósł na mnie wściekły wzrok. Pokręcił przecząco głową zrezygnowany, jakby mówił "Ten, to nigdy w życiu się nie zmieni...".
- Idziemy. - przytaknął, pocierając policzek, na którym odbiła się moja dłoń.
Droga do Écuelle mijała nam powoli, gdyż za bardzo nie chciało mi się przebierać nogami.
- Pospiesz się żesz! - poganiał mnie towarzysz.
- Idę przecież, idę. - kopnąłem kamień od niechcenia.
- Nie mamy całego dnia!
- I tu się mylisz, drogi przyjacielu. Mi nigdzie się nie spieszy. - David spiorunował mnie wzrokiem, ale nikt nie będzie mi mówił co mam robić. Nikt.
- Co cię dzisiaj ugryzło? - zapytał mnie z wyższością, ale w sumie można uznać, że na siłę było słychać w tej wypowiedzi odrobinę troski. Coś mnie tknęło. Może byłem trochę wredny? Davida w sumie można by nazwać moim przyjacielem. Zdobyłem się więc na zmieszane "Sorry...".
- Idziemy? - zapytałem uśmiechając się promiennie. Już taki jestem, że czasami mam wąty z byle powodu i muszę opanowywać się na czas, by kogoś porządniej nie zdenerwować. Nie wiem, skąd mi się to bierze...
David zmarszczył czoło...
David? ;d
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz