Ciągnęłam za sobą wielki kufer ze swoimi rzeczami. Nawet się nie spodziewałam, że rodzice wyślą nas do Akademii już w Święta!
- Ugh... - jęknęłam. - Ryan jest mi zimno. Kiedy my tam dotrzemy?
Chłopak spojrzał na mnie krytycznym spojrzeniem. Wiedziałam dlaczego. Miałam czerwony nos niczym Rudolf, zarumienione policzki, a podejrzewam, że usta były koloru fioletowego.
- Czemu ty się tak niecierpliwisz. Mi się tam do tej ''cudownej placówki'' nie śpieszy. - wyszczerzył się do mnie, a z jego ust wydobyła się gęsta para.
Nastało milczenie. W końcu to ja wciągnęłam Ryan'a w to wszystko. Nie chciałam jechać tutaj sama, a przyzwyczajona do obecności brata czułabym lekką pustkę bez jego towarzystwa. Chrząknęłam.
- Rain? - zapytałam cicho.
- Hm? - dał znak, że słucha.
- Dziękuję. - szepnęłam.
Czułam, że jesteśmy już na prawdę blisko. Blisko Akademii Magii Beauxbatons.
~*~
Błąkałam się po korytarzach wielkiej szkoły. Kilka godzin temu przybyłam tutaj z bratem. Okazało się, że na prawdę garstka osób została w Akademii nie jadąc do rodziny. Przyjęłam to z małym... podenerwowaniem, ponieważ myślałam, że gdy przyjedziemy będzie tu pusto. Wbiegłam na kamienne schody i rozejrzałam się dookoła. Setki par oczu obserwowały moje ruchy. Zatrzymałam się i spojrzałam wojowniczo na dwie dziewczyny, które szeptały coś, siedząc na drewnianej ławce. Jedna z nich zachichotała i wskazała na mnie palcem. Prychnęłam. Wiedziałam, że obrazy mogą być bezczelne, ale żeby aż tak? Nagle usłyszałam zgrzyt, a zaraz do niego doszło... trzęsienie ziemi? Co ja gadam. Schody zaczęły się przesuwać! Pisnęłam cicho, łapiąc się barierki.
- Nigdy więcej nie wejdę na nie sama. - rzuciłam pod nosem.
- A ze mną? - zapytał ktoś za moimi plecami.
- Co? - odwróciłam się w stronę głosu. Stał przede mną nieznajomy chłopak. Ha, sama się wkopałam. Jak mogłam go znać skoro jestem nowa? - Co chciałeś przez to powiedzieć?
Ton mojego głosu był taki znajomy. W końcu ''witałam'' go wszystkich nieznanych, obcych. Zimny, znudzony, spokojny, a zarazem nieśmiały nie zachęcał w ogóle do rozmowy, jednak ludzie nie nabierali się na głos. Zazwyczaj patrzyli na wygląd, którym ewidentnie przyciągałam...
<Jakiś chłopak chce dokończyć? ;d Ktoś się ''zmierzy'' z Ari?>
- Ugh... - jęknęłam. - Ryan jest mi zimno. Kiedy my tam dotrzemy?
Chłopak spojrzał na mnie krytycznym spojrzeniem. Wiedziałam dlaczego. Miałam czerwony nos niczym Rudolf, zarumienione policzki, a podejrzewam, że usta były koloru fioletowego.
- Czemu ty się tak niecierpliwisz. Mi się tam do tej ''cudownej placówki'' nie śpieszy. - wyszczerzył się do mnie, a z jego ust wydobyła się gęsta para.
Nastało milczenie. W końcu to ja wciągnęłam Ryan'a w to wszystko. Nie chciałam jechać tutaj sama, a przyzwyczajona do obecności brata czułabym lekką pustkę bez jego towarzystwa. Chrząknęłam.
- Rain? - zapytałam cicho.
- Hm? - dał znak, że słucha.
- Dziękuję. - szepnęłam.
Czułam, że jesteśmy już na prawdę blisko. Blisko Akademii Magii Beauxbatons.
~*~
Błąkałam się po korytarzach wielkiej szkoły. Kilka godzin temu przybyłam tutaj z bratem. Okazało się, że na prawdę garstka osób została w Akademii nie jadąc do rodziny. Przyjęłam to z małym... podenerwowaniem, ponieważ myślałam, że gdy przyjedziemy będzie tu pusto. Wbiegłam na kamienne schody i rozejrzałam się dookoła. Setki par oczu obserwowały moje ruchy. Zatrzymałam się i spojrzałam wojowniczo na dwie dziewczyny, które szeptały coś, siedząc na drewnianej ławce. Jedna z nich zachichotała i wskazała na mnie palcem. Prychnęłam. Wiedziałam, że obrazy mogą być bezczelne, ale żeby aż tak? Nagle usłyszałam zgrzyt, a zaraz do niego doszło... trzęsienie ziemi? Co ja gadam. Schody zaczęły się przesuwać! Pisnęłam cicho, łapiąc się barierki.
- Nigdy więcej nie wejdę na nie sama. - rzuciłam pod nosem.
- A ze mną? - zapytał ktoś za moimi plecami.
- Co? - odwróciłam się w stronę głosu. Stał przede mną nieznajomy chłopak. Ha, sama się wkopałam. Jak mogłam go znać skoro jestem nowa? - Co chciałeś przez to powiedzieć?
Ton mojego głosu był taki znajomy. W końcu ''witałam'' go wszystkich nieznanych, obcych. Zimny, znudzony, spokojny, a zarazem nieśmiały nie zachęcał w ogóle do rozmowy, jednak ludzie nie nabierali się na głos. Zazwyczaj patrzyli na wygląd, którym ewidentnie przyciągałam...
<Jakiś chłopak chce dokończyć? ;d Ktoś się ''zmierzy'' z Ari?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz