Znowu to zrobiła. Mai objęła kolana rękoma i zaczęła niemo wpatrywać się w jeden punkt. Nie wiem, co robić gdy tak się zachowuje: czy mam przy niej pozostać, czy zostawić ją samą; czy zacząć rozmowę, by przerwać jej nostalgię, czy pozwolić jej trwać w ciszy. Siedziałem więc przy niej, oglądając taniec czerwonych języków. Nikt nie zwracał na nas uwagi.
Po północy, więc grubo po ciszy nocnej, wkroczył opiekun naszego domu - pan Korhonen.
- Dlaczego jeszcze nie śpicie? - wyrwał z zamyślenia, zarówno Mai, jak i mnie. Przez cały ten czas nie odezwaliśmy się do siebie nawet jednym słowem. Posłał nas do łóżek.
Nazajutrz razem z Mai zeszliśmy na śniadanie. Siedzieliśmy, rzecz jasna, obok siebie. Czułem się obco w tej olbrzymiej sali. Wokół nas uczniowie śmiali się i głośno rozmawiali. Dwóch Luniaków rzucało w siebie jedzeniem. Dość nieprzyjemna atmosfera. Nagle któryś z nich trafił w siedzącą przy tym samym stole, co oni, dziewczynę. Podniósł się straszliwy rumor. Autorzy bitwy na żarcie zostali wyproszeni z sali. Wyprowadził ich nauczyciel obrony przed czarną magią - pan Martínez. Kojarzyłem ich twarze. Jednym z nich był ten blondyn sprzed sklepu Ollivandera. Wyglądał na oburzonego i strasznie zdenerwowanego. Odprowadziłem go wzrokiem. Posłał mi tak nieuprzejme spojrzenie, jak gdybym był odpowiedzialny za jego wybryk, tudzież śmiał się z jego niepowodzenia.
Po śniadaniu miała się odbyć lekcja muzykologii. Udałem się z Mai na poszukiwanie sali. Kilka razy musieliśmy zawracać, gdyż pomyliliśmy drogę. Wreszcie znaleźliśmy właściwe drzwi.
I jak, Mai? Zaśpiewasz coś?
Po północy, więc grubo po ciszy nocnej, wkroczył opiekun naszego domu - pan Korhonen.
- Dlaczego jeszcze nie śpicie? - wyrwał z zamyślenia, zarówno Mai, jak i mnie. Przez cały ten czas nie odezwaliśmy się do siebie nawet jednym słowem. Posłał nas do łóżek.
Nazajutrz razem z Mai zeszliśmy na śniadanie. Siedzieliśmy, rzecz jasna, obok siebie. Czułem się obco w tej olbrzymiej sali. Wokół nas uczniowie śmiali się i głośno rozmawiali. Dwóch Luniaków rzucało w siebie jedzeniem. Dość nieprzyjemna atmosfera. Nagle któryś z nich trafił w siedzącą przy tym samym stole, co oni, dziewczynę. Podniósł się straszliwy rumor. Autorzy bitwy na żarcie zostali wyproszeni z sali. Wyprowadził ich nauczyciel obrony przed czarną magią - pan Martínez. Kojarzyłem ich twarze. Jednym z nich był ten blondyn sprzed sklepu Ollivandera. Wyglądał na oburzonego i strasznie zdenerwowanego. Odprowadziłem go wzrokiem. Posłał mi tak nieuprzejme spojrzenie, jak gdybym był odpowiedzialny za jego wybryk, tudzież śmiał się z jego niepowodzenia.
Po śniadaniu miała się odbyć lekcja muzykologii. Udałem się z Mai na poszukiwanie sali. Kilka razy musieliśmy zawracać, gdyż pomyliliśmy drogę. Wreszcie znaleźliśmy właściwe drzwi.
I jak, Mai? Zaśpiewasz coś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz