- Rosalie?
Uchyliłem drzwi pokoju dziewczyny i wszedłem. Jej łóżko było puste. Nic dziwnego. Za kilka godzin większość uczniów opuszczała szkołę, by zasiąść z rodzinami do wspólnych kolacji, i chyba tylko ja z Davidem nie zerwaliśmy się o świcie, by pakować manatki.
- Ray?!
- Wejdź - usłyszałem słaby głos dochodzący z łazienki. Ledwie zająłem miejsce na jej łóżku, dziewczyna weszła do pokoju.
- Ray, ja cię tak bardzo przepraszam, ja...
- Nie zaczynaj od przeprosin - powiedziała. Usiadła obok mnie i ukryła twarz w dłoniach.
- Ja nie wiedziałem, co robię. Uwierz. Ta małolata...
- Jaka małolata? - Ray gwałtownie uniosła głowę.
- No ta pierwszaczka...
- Jaka pierwszaczka?!
- Yyy... - Zmieszałem się. - Ell powiedziała mi, że cię zraniłem. Że poszedłem do pokoju z jakąś pierwszaczką i no... że się z nią całowałem i ty...
- Całowałeś się? - jęknęła.
- Mówiła, że to widziałaś... To z kim do cholery ja się całowałem?!
- Nie pamiętasz - powiedziała, lecz z jej ust nie brzmiało to jak pytanie, tak jak u Ell. Wyglądało na to, że się tego spodziewała.
- Nie pamiętam. - Kiwnąłem głową na potwierdzenie moich snów. Trudno. Niech wiedzą. Chciałem wreszcie dowiedzieć się, o co chodzi.
- Z nią.
- Co?!
- Z nią - powtórzyła Rosalie głośniej. - Całowałeś się z Elliezabeth!
- O matko... - Teraz to ja ukryłem twarz w dłoniach. Co ja do cholery mam w głowie? Ale dlaczego, u diabła, nie chciała mi powiedzieć prawdy? - Ray, ja naprawdę prze...
- Nie przepraszaj mnie. Już ci mówiłam - powiedziała głosem zupełnie wypranym z uczuć.
- To co mam ci zrobić? Paść na kolana? Kwiaty? Czekoladki?
- Adam... Ja sądzę, że powinniśmy się rozstać.
- CO? - Zbaraniałem. Pierwszy raz w życiu laska rzucała mnie, a nie odwrotnie! Prawda, były kłótnie, ale... - Jeśli chcesz mnie rzucić, rzuć mnie na łóżko!
- Adam, ja mówię serio. Ja wiedziałam od dawna, że wy w końcu będziecie razem. Przestań uciekać przed uczuciem, leć do niej i bądźcie ze sobą.
- Jakim uczuciem?! - żachnąłem się. - Rosalie. Ja chcę z tobą być. Ja...
- Nie. Adam, proszę. Rozstańmy się pokojowo. Tak będzie najlepiej dla wszystkich. Nie chcę konfliktu, ale zrozum... Mam dosyć związku z tobą...
- Źle ci?!
- Nie... Nie o to chodzi. Ale to zaszło za daleko, Adam. Ja wiem, że ty prędzej czy później będziesz z Ell. Ja... ja to czuję. To już jest koniec.
Przez chwilę panowała cisza.
- Dobra - westchnąłem. - Okej. Skoro tego chcesz...
Jeszcze chwilę porozmawialiśmy. Jak kolega z koleżanką. Starałem się udawać, że mam w dupie to zerwanie. Że praktycznie mnie to nie ruszyło. Po tym Rosalie powiedziała, że musi się pakować i grzecznie mnie wyprosiła. Od razu poleciałem do Ell na skargę.
- Zerwaliśmy - oznajmiłem od progu.
- Co? Jak mogłeś ją rzucić?! Ona jest w takim stanie, a ty...
- TO ONA mnie rzuciła - mruknąłem. Ell spojrzała na mnie zdziwiona.
- Chcesz powiedzieć, że ciebie rzuciła dziewczyna? Że CIEBIE PIERWSZEGO rzuciła dziewczyna?!
- Tak! Tak, rzuciła mnie!
Elliezabeth uśmiechnęła się, po czym zaczęła rechotać.
- No co? CO?! - Byłem coraz bardziej podenerwowany całą tą sytuacją. Usiadłem na łóżku (rzeczywiście kocham siadanie na czyichś łóżkach, poza tym w dormitorium nie ma za bardzo miejsca do siedzenia) i wbiłem wzrok w podłogę. Nie dość, że miałem potwornego kaca, to jeszcze to. Po chwili poczułem, jak obok mnie ugina się materac.
- Przepraszam - usłyszałem szept.
- Co?
- Nie powinnam się z tego cieszyć. Ale wiesz, mam uzasadnione powody, by w twoim przypadku wątpić w istnienie czegoś takiego jak uczucia.
- Przecież nic mi nie jest - bąknąłem. W tej samej chwili poczułem, jak mnie obejmuje. Nie odwzajemniłem gestu.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że się całowaliśmy? - zapytałem spokojnie.
- To ty mnie pocałowałeś...
- Dlaczego nie powiedziałaś?!
Ell?
Jutro to przeczytam i będzie wielkie nieogarnianie siebie po alkoholu >.<
Wiem, że prawie same dialogi, wybacz ;x
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz