Zagubionych Dusz

Punktacja - Info

* Domów

~*~~*~~*~
120 Pkt. ~~ 105Pkt. ~~ 200Pkt. ~~ 425 Pkt.


Papillonlisse - 0 Pkt.
Bellefeuille - 0 Pkt.
Ombrelune - 0 Pkt.
Héroiqueors - 0 Pkt.

Puchar Domu; 1. Kliknij, 2. Kliknij,

UWAGA

Blog przeniesiony!

Link w poście poniżej!




poniedziałek, 22 grudnia 2014

Ombrelune: Od Adama do Ell

- Chodź, zatańczymy!
Chwyciłem Clarisse za rękę i odciągnąłem od stolika. Prawie przewróciła się na obcasach. Posłała mi mordercze spojrzenie i syknęła coś typu "debil", ale bez najmniejszych oporów dała wyciągnąć się na parkiet.
- Adam... - zagadnęła, kiedy zaczęliśmy bujać się w rytm muzyki.
- Ta?
- Co wy z Davidem...
- Co? Co ja z Davidem?! - obruszyłem się. Jeśli Victoria puściła parę z ust, dostanie na Gwiazdkę malowaną trumienkę.
- Co wy z Davidem tacy weseli nagle? - sprostowała, a ja odetchnąłem z ulgą, ganiąc się jednocześnie za tak gwałtowną reakcję. - Tacy byliście zajebani, dwa buraki wielkie, Rosalie przez ciebie ryczała, a teraz "Chodź tańczyć".
- Ray płakała? - Wytrzeszczyłem oczy. - Czemu?
- A jak myślisz? - warknęła. - Myślisz, że przyszła z tobą na bal po to, byś ją zlał, a potem znalazł sobie inną towarzyszkę?
- Ja nie...
Nie dane mi było dokończyć, gdyż dostałem porządnie w pysk. Czułem, jak długie, pomalowane krwistoczerwonym lakierem paznokcie Clary haczą o moją twarz, drapiąc boleśnie skórę.
- Po części za Ray - powiedziała chłodno. - Po wtóre za to, że chleliście.
- My nie...
- Poprawić?
- Ym... nie.
Kiwnęła głową.
- Nie mówiłam nikomu. Możecie się z tego tylko i wyłącznie cieszyć. Dziewczyny nie zauważyły. Jeżeli nie chcecie mieć poważnych problemów, radzę wam poprzestać na tym, co wypiliście do tej pory. I mam nadzieję, że nie wzięliście nic innego. Prawda?
- Oczywiście, że nie - skłamałem. Sekundę później zapytałem siebie, na jakiej właściwie podstawie mamy jej słuchać i co to jest do cholery za polityka, że ona bije mnie po twarzy. - Tak w ogóle dziewczyna nie będzie mi rozkazywać - burknąłem.
- Coś ty powiedział?!
- Dziewczyna-nie będzie-nam-rozkazywać - powtórzyłem stanowczo. - Będziemy robili, co nam się żywnie podoba, i to absolutnie nie jest twoja sprawa.
- Ty... - zamachnęła się, ale przytrzymałem jej nadgarstek. - Co się z tobą w ogóle stało?!
- Nic - odparłem.
- Ała, Adam. To mnie boli! Puść!
Rozluźniłem uścisk dłoni, a ta wyrwała się. Spojrzała na mnie z zacięciem.
- Dobrze - szepnęła. - Dobrze. Już się panom usuwam. Nie będę przeszkadzać.
Odwróciła się na pięcie i odeszła szybkim krokiem w stronę przeciwną do naszego stolika. Ja natomiast poszedłem do niego. Ignorując pytania o Clarisse, wyciągnąłem Davida na zewnątrz. Spaliliśmy powoli kolejne cztery blanty, rozkoszując się ich smakiem. Potem wróciliśmy na salę i niezauważenie opracowaliśmy dużą butelkę likieru o smaku toffi.

- Dejff!
- Sso?
- Nis...
- Hahahahahah! - kumpel zaczął rechotać. Siedzieliśmy przy naszym stoliku, opróżniwszy wszystkie butelki. Rosalie, Ell i Clarr bawiły się gdzieś na parkiecie i nie zaszczyciły nas przez ostatnią godzinę lub dwie, kiedy już wyprowadziły półprzytomną kuzynkę Heap do pokoju. Percy też gdzieś się zmył. Dało nam to swobodę w konsumpcji. Właściwie niewiele z niej pamiętałem. Czułem się, jakby ktoś wziął gumkę do mazania, wdarł mi się do umysłu i wymazał z mojej głowy wspomnienia ostatnich chwil.
Zacząłem bawić się serwetką leżącą na stole. Złożyłem ją dwa razy na pół, zmiąłem w garści i odłożyłem na talerz.
- Patsz! Srbiłem łabęzia!
- Sudowny! - David zaczął klaskać.
- Iziemy do ziewszyn?
- Okej! - Blondyn z trudem wstał z krzesła, zatoczył się i podparł ręką o ścianę. - Niz mi nie jess!
Również wstałem. W głowie kręciło mi się, że ja pierdolę. Oparłem się rękoma o stół.
- Aleale one żesież nam nie potrzebne! Jia mam je w dupje, kurwa maź!
- Jjak ź masz? Koanie, jiak źmaż? - zaczął śpiewać David, wymachując dziko rękami.
- Chujowo - odparłem, podszedłem do niego i uwiesiłem mu się na ramieniu. - To pszez foje źwieanie.
- Ssspadaj!
- Wiesz so? Chyba oźwiadszę się Rosalie. Chsiałbym ją przeruchaś!
- Serio?! To gratuluję! Sto at, sto at niech żyje, żyje naaam!
- Chto?
- Nie wiem...! A ty, a ty jeszcze nie ruchałeź Rosalie?
- Nie... - posmutniałem. - A ty ruchałeź w ogóle jakąś ziewszynę?
- Tagh! Moja Renia mnie nje opuszcza. Wszędzie ze mną chozi! - Spojrzał na swoją prawą dłoń i ją pocałował.
Spojrzałem na grono nauczycielskie. Niektórzy profesorowie zdawali się nas obserwować. Zasalutowałem Craxiemu, który kiwnął nieznacznie głową i wrócił do rozmowy z jakąś profesorką.

- Ic e bjutifo naj, łi lukin fo samfin dam tudu! 'Ej, bejbe, aj fin e łona merhy ju! Isis di luk enju rhais or isis dys densik żus?! 'U kerhs, bejbe, aj fin e łona merhy ju! Aj no dys lite szapel on di bulewo, łi ke goouoouoo! Nołan łyl noouoouoo! O, kaman geerl! 'U kers if łi czres gata paket yyynynyn ouoou, szatso patro andys ołn geerl! Dont sej noł noł nołnoł-noł. Żusej je je jejeje end łyl gołołołoł-oł. Ifju redy laj am redy. Ic e bjutifo naj, łi lukin fo samfin dam tudu! 'Ej, bejbe, aj fin e łona merhy ju! Isis di luk enju rhais or isis dys densik żus?! 'U kerhs, bejbe, aj fin e łona merhy ju! Aj go geting let di szo bell sing lajk UUUUUUU. So łoczyłona duuuuu? Les żus ran gerl! Ifi łejk ap enju łona brek ap das kuuuuul. Nołajłon blejm juuu! It łos faaan geeeeeerl! Dont sej noł noł nołnoł-noł. Żusej je je jejeje end łyl gołołołoł-oł. Ifju redy laj am redy!!!
- Adam?! - Zza drzwi po prawej wyszła zaspana Ell w różowej piżamce. - Czego się drzesz? Środek nocy jest!
- Och, mademoiselle Ellie! Sóż za spotkanie!
Podszedłem do niej najprostszym krokiem, na jaki było mnie stać. Pocałowałem ją w rękę.
- Jesteś kompletnie pijany! - żachnęła się, wycierając dłoń, którą wyrwała z mojego uścisku.
- Jia nie jessstem pjany! - Uniosłem palec wskazujący, by zaznaczyć, że nie kłamię. - To tylko taka impressska bła na balu.
- Ciszej! - zrugała mnie. - Jeżeli przyjdzie tu jakiś nauczyciel, to będziesz miał przesrane! Gdzie David?
Gdzie David... David? Dobre pytanie... Chwilę zajęło mi, nim sobie przypomniałe, gdzie go zgubiłem.
- So śśśe tak o niego martwisz?! Twój ukochany, ta?! Do dor... domi... Do łóżka poszedł, ciota i gej! Gej... A ja w ogóle ci mówiłem, że...
- Adam! Ciii... Cicho. Potem mi opowiesz, chodź do pokoju.
- Aleee so?!
- Nie krzycz. Chodź. - Wyciągnęła ku mnie rękę.
- Elliezabeth! Chtóra to gozina teraz?!
- Trzecia! Do łóżka!
- Aaa... A to ty uroziny masz zisiaj! To wszystkiego najszego! Dużo szczęścia! - Złapałem dziewczynę w uścisku węża boa, po czym przykleiłem usta do jej ust i zacząłem namiętnie całować. Czułem, że mnie odpycha, ale jej nie puściłem. Wiedziałem, że tego chce, tylko jeszcze nie ma o tym pojęcia.
- Adam? - Za plecami usłyszałem dźwięczny głos. - Co ty robisz?
- Rosalie! - Rzuciłem się do dziewczyny. Chciałem ją objąć, ale skutecznie mnie przytrzymała. - So jest koanie? Ja zie koam. Wyjź za mnie!
- Jesteś pijany w cztery dupy - powiedziała głosem zimnym jak grenlandzki lodowiec.
- Bęziesz moją żoną?
- Nie! Co ty... Co ty kurwa właśnie zrobiłeś?! - Zobaczyłem łzę w kąciku jej oka.
- Ray...
- NIE! Nie będę z tobą rozmawiać póki nie wytrzeźwiejesz!
- Rosalie... - Odezwała się skruszona Ell. - Strasznie mi przykro. Ja nie chciałam go całować, serio... On... on się do mnie przykleił... Serio... Zaufaj mi...
- Ja... Ja muszę przemyśleć to wszystko. On jest nachlany, pewnie nawet nie kojarzy, co zrobił, a ty... Zawsze wiedziałam, że coś między wami jest.
- Ray, ja naprawdę...
- Ok, nieważne. Po prostu weźmy go stąd, bo zaraz ktoś przylezie i będą kłopoty.
Ell skinęła głową bez słowa i chwyciła mnie pod ramię. Rosalie złapała drugie. Takiej eskorcie bez oporu pozwoliłem się prowadzić. Chciałem przytulić się do którejkolwiek, jednak mi nie pozwoliły.

Obudziłem się w swoim łóżku, czując pulsujący ból w... praktycznie całej głowie. Chwilę leżałem w bezruchu, po czym rozejrzałem się po pokoju. Davida nie było. W sumie w dupie miałem to, gdzie jest. Czułem się tak zjebany... Nagle coś usłyszałem. Niezbyt miłego bynajmniej. Dźwięki wymiotów dochodzące z łazienki uświadomiły mi, że zaraz się porzygam. Wyskoczyłem z łóżka szybciej, niż mógłbym się o to w obecnym stanie podejrzewać, i dopadłem do kibla.
- Posuń się - zdołałem jęknąć, po czym puściłem pawia do kabiny prysznicowej. Mój odruch wymiotny był tak silny, że miałem wrażenie, że skręcający się żołądek chce pozbyć się sam siebie.
Wymiotowałem dłuższą chwilę, krztusząc się i dławiąc, ramię w ramię z Davidem. Kiedy mdłości trochę zelżały, ochlapałem lodowata wodą całą twarz i wypłukałem usta.
- Stary, matko... Ale było wczoraj...
- Mnie to mówisz? - zapytał Martines zbolałym głosem.
- Ja w sumie... nic nie pamiętam - stwierdziłem z osłupieniem.
- Ja też nie... Kurwa.
- Idziemy do dziewczyn? Może one coś...
- Ja nigdzie nie idę - zaprotestował. - Będę tu leżał aż do śmierci. - To mówiąc, rzucił się z powrotem na łóżko.
Wzruszyłem ramionami i wyszedłem. Błyskawicznie znalazłem się pod drzwiami dormitorium Clarr i Ell. Puknąłem i wszedłem. Laski się pakowały. Kiedy Clarisse mnie spostrzegła, wyszła do łazienki, zadzierając wysoko głowę. Hm. Znowu humorki?
- Adam... - Ell popatrzyła na mnie z bólem.
- Co jest? - zapytałem, udając, że wszystko ze mną w porządku, chociaż czułem się jak wrak.
- Masz czelność pytać?
- No co?! Zapomniałem o twoich urodzinach, ta? Nie, nie zapomniałem! Prezent jest... u mnie w pokoju, wybacz.
- Och, ja wiem, że nie zapomniałeś - mruknęła z pogardą. - Naprawdę zauważyłam, że nie zapomniałeś.
- O co ci chodzi, no?!
- Zaraz, zaraz... Ty... serio nie wiesz? - zdziwiła się.
- Nie wiem! Usiłuję ci to powiedzieć!
- Nie pamiętasz nic z zeszłej nocy?
Zmieszałem się. Nie wiedziały, że piliśmy. To znaczy... nie miały wiedzieć. Faktem jednak było, że nie kojarzyłem, czy miały szansę się o tym dowiedzieć zeszłej nocy.
- Nic, a nic - przyznałem w końcu.
Ell zasłoniła usta. Myślałem, że zaraz się popłacze czy coś, ale ku mojemu zaskoczeniu zauważyłem, że próbuje powstrzymać... śmiech. Wkrótce wydobył się z niej psychopatyczny chichot, który tylko się nasilał. Skonfundowany poczekałem, aż się uspokoi. Nawet, kiedy ukryła twarz w dłoniach, jej oczy zdawały się nadal śmiać.
- No i co? To takie śmieszne jest?
Pokręciła głową gorliwie. Po chwili odsłoniła usta i powiedziała przez prawie stłumiony śmiech:
- Jeżeli nie pamiętasz absolutnie nic, ja chętnie ci przypomnę - oznajmiła uczynnie, a jej mina nie zdradzała niczego dobrego. - Usiądź tutaj - poklepała miejsce  na łóżku obok siebie.

Ell? xD

6 komentarzy:

  1. ''- Nie... - posmutniałem. - A ty ruchałeź w ogóle jakąś ziewszynę?
    - Tagh! Moja Renia mnie nje opuszcza. Wszędzie ze mną chozi! - Spojrzał na swoją prawą dłoń i ją pocałował.''
    Kurna nie wiedziałam że mój się masturbuje! xD
    hehe :p Ale przynajmniej racja! Zawsze i wszędzie jest gdy ją potrzeba
    i nigdy nie zostawia! xD

    ~Per Smok xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Debilus maxsimus Adamus i tyle w temacie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cichaj >.< To jest geniusz pisarski, tylko i wyłącznie

      Usuń
    2. Geniusz ... phi... Geniuszem to można nazwać Einsteina, a nie ciebie :P

      Usuń
    3. PI-SAR-SKI . tylko i wyłącznie >.<

      Usuń
    4. ym... czy ja nie nadużywam sformułowania "tylko i wyłącznie" ? ;x

      Usuń

Obserwatorzy