- Ellie...
Odpowiedziała mi cisza.
- No popatrz, Diable! Ratujemy takiej życie, staramy się, sramy, a ta się nie raczy odezwać.
- Mogliśmy ją zostawić w tej szklarni.
- Mogliśmy jeszcze raz walnąć jej głową o ścianę.
- Mogliśmy jej nie odwiedzać.
- Mogliśmy...
- Skończcie! - syknęła poszkodowana.
- O, i jeszcze ma do nas jakieś pretensje! Ta dzisiejsza młodzież - David pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- Po co tu przyszliście, oszołomy?
- Bo się o ciebie martwimy - wyszczerzyłem się.
Ell przeniosła wzrok na wiszący na ścianie zegar. Po chwili odezwała się:
- Wiecie, tak się składa, że leżę tu, żeby odpocząć. Głównie od was.
Udaliśmy oburzonych.
- Jak śmiesz?! - spytał David tonem władcy odzywającego się do uniżonego sługi, który nie ukłonił się dość nisko. - Diable, wychodzimy! Smoczuś się obraża - blondyn skrzyżował ręce na piersi i odwrócił się tyłem do łóżka Ell.
- Najwyższy czas - uśmiechnęła się dziewczyna zadowolona, że udało jej się nam dopiec. Najwidoczniej tego było jej potrzeba.
- Ellie... Biedna, naiwna Ellie... - powiedziałem słodko, siadając obok niej i obejmując ją ramieniem. - Jeżeli myślisz, że zostawimy cię na pastwę tej cegły - miałem na myśli opasłe tomiszcze, które czytała. - to muszę uświadomić ci, że bardzo się mylisz.
- Super - wymamrotała cicho.
- Tak w ogóle... Przynieść ci coś z dormitorium czy coś?
- Nie trzeba. Mam książkę. Zresztą niedługo wychodzę.
- Przemycić ci coś z kolacji?
- Hm... - zastanowiła się. - Coś dobrego. Croissanta z nadzieniem czekoladowym.
- Ok. Przyjdziemy do ciebie jak zjemy.
- Mów za siebie! - powiedział David, który nadal stał w tej samej pozycji plecami do nas. - Zostałem znieważony i żądam co najmniej przeprosin.
Ellie spojrzała na przyjaciela z rozbawieniem i przewróciła oczami. Powoli wstała z łóżka, chcąc do niego podejść.
- Uważaj! - zerwałem się z miejsca. Spojrzała na mnie jak na czubka.
- Nie jestem przecież obłożnie chora. Dam radę.
Dziewczyna przeciągnęła się i poczłapała do Davida.
- Przepraszam! - rzuciła z dramatyzmem, obejmując chłopaka od tyłu.
- Aaa! Świrusko! Ok, ok... Wybaczam ci - powiedział z powagą.
W tym momencie do sali weszła pielęgniarka.
- No, chłopcy! Koniec odwiedzin. Biegiem na kolację! Możecie przyjść potem.
Pożegnaliśmy się z Ell przytulaskiem, po czym ona, gnana przez pigułę, wróciła do łóżka, a my zeszliśmy do Wielkiej Sali na kolację.
THE END
Odpowiedziała mi cisza.
- No popatrz, Diable! Ratujemy takiej życie, staramy się, sramy, a ta się nie raczy odezwać.
- Mogliśmy ją zostawić w tej szklarni.
- Mogliśmy jeszcze raz walnąć jej głową o ścianę.
- Mogliśmy jej nie odwiedzać.
- Mogliśmy...
- Skończcie! - syknęła poszkodowana.
- O, i jeszcze ma do nas jakieś pretensje! Ta dzisiejsza młodzież - David pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- Po co tu przyszliście, oszołomy?
- Bo się o ciebie martwimy - wyszczerzyłem się.
Ell przeniosła wzrok na wiszący na ścianie zegar. Po chwili odezwała się:
- Wiecie, tak się składa, że leżę tu, żeby odpocząć. Głównie od was.
Udaliśmy oburzonych.
- Jak śmiesz?! - spytał David tonem władcy odzywającego się do uniżonego sługi, który nie ukłonił się dość nisko. - Diable, wychodzimy! Smoczuś się obraża - blondyn skrzyżował ręce na piersi i odwrócił się tyłem do łóżka Ell.
- Najwyższy czas - uśmiechnęła się dziewczyna zadowolona, że udało jej się nam dopiec. Najwidoczniej tego było jej potrzeba.
- Ellie... Biedna, naiwna Ellie... - powiedziałem słodko, siadając obok niej i obejmując ją ramieniem. - Jeżeli myślisz, że zostawimy cię na pastwę tej cegły - miałem na myśli opasłe tomiszcze, które czytała. - to muszę uświadomić ci, że bardzo się mylisz.
- Super - wymamrotała cicho.
- Tak w ogóle... Przynieść ci coś z dormitorium czy coś?
- Nie trzeba. Mam książkę. Zresztą niedługo wychodzę.
- Przemycić ci coś z kolacji?
- Hm... - zastanowiła się. - Coś dobrego. Croissanta z nadzieniem czekoladowym.
- Ok. Przyjdziemy do ciebie jak zjemy.
- Mów za siebie! - powiedział David, który nadal stał w tej samej pozycji plecami do nas. - Zostałem znieważony i żądam co najmniej przeprosin.
Ellie spojrzała na przyjaciela z rozbawieniem i przewróciła oczami. Powoli wstała z łóżka, chcąc do niego podejść.
- Uważaj! - zerwałem się z miejsca. Spojrzała na mnie jak na czubka.
- Nie jestem przecież obłożnie chora. Dam radę.
Dziewczyna przeciągnęła się i poczłapała do Davida.
- Przepraszam! - rzuciła z dramatyzmem, obejmując chłopaka od tyłu.
- Aaa! Świrusko! Ok, ok... Wybaczam ci - powiedział z powagą.
W tym momencie do sali weszła pielęgniarka.
- No, chłopcy! Koniec odwiedzin. Biegiem na kolację! Możecie przyjść potem.
Pożegnaliśmy się z Ell przytulaskiem, po czym ona, gnana przez pigułę, wróciła do łóżka, a my zeszliśmy do Wielkiej Sali na kolację.
THE END
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz