Zima...
Zostało tylko kilka dni ferii, a ja nadal nic pożytecznego nie
zrobiłam. Stałam przed oknem z dormitorium i wpatrywałam się w dalekie
zamarznięte jezioro. Dziewczyny z mojego pokoju gdzieś się "zaszyły".
Najprawdopodobniej poszły do biblioteki, bo ostatnio często tam
przychodzimy. Siadłam sobie na łóżku i zaczęłam się rozglądać po pokoju
szukając czegoś, czym mogłabym się zająć. Wzrokiem przemierzyłam całe
biurko, łóżka dziewczyn i ich półeczki, a nawet zaciekawił mnie sufit...
Na koniec szafa. Duża, ciemnobrązowa, trochę porysowana, na jej
drzwiach wisi małe lustro - Nic ciekawego - pomyślałam.Obok szafy leżał
duży futerał. Wzięłam go do rąk i ruszyłam w stronę wyjścia. W nim
znajdowały się moje łyżwy od Bianki. Wyszłam na zewnątrz Akademii i
skierowałam się w stronę zamarzniętego jeziora. Było zimno... aż za
zimno, ale chłód mi nie przeszkadzał. Przed jeziorem założyłam łyżwy i
wskoczyłam na lód. Zachwiałam się lekko. Dawno nie jeździłam, więc na
razie mi to za dobrze nie szło. Im dłużej ślizgałam się po lodzie, tym
bardziej traciłam poczucie czasu. Nim się obejrzałam jeździłam tak jak
dawniej. Gracja i spokój połączone z prędkością i chaosem idealnie
odzwierciedlają zróżnicowaną "ja". Łyżwy to mój żywioł. Snując się po
lodzie nie odczuwałam zimna. Nie licząc jazdy do tyłu, czy jakichkolwiek
obrotów na lodzie (co nie sprawiało mi trudności), chciałam spróbować
czegoś nowego. Dojechałam do brzegu. Zrobiłam szybki obrót i równie
szybko zaczęłam sunąć po lodzie w przeciwną stronę. Gdy nabrałam
wystarczającej prędkości lekko przykucnęłam. Pełna gotowości
wystrzeliłam w górę. Miałam nadzieję, że uda mi się wykonać skok godny
profesjonalisty. Starając się z powrotem dotknąć lodu bez szwanku,
straciłam równowagę i wylądowałam na brzuchu. W takiej pozycji
doczołgałam się do brzegu i usiadłam zdenerwowana na śnieżnobiałej
ubitej zaspie śniegu.
- Nadzieja matką głupich - wyszeptałam śmiejąc się sama z siebie. Wstałam. Zaczęłam otrzepywać się ze śniegu, by z powrotem wrócić na lód. - Łał! Bardzo dobrze jeździsz na łyżwach... nie licząc gleby na koniec... - usłyszałam za mną nieznajomy głos. Błyskawicznie podniosłam się zdziwiona tym, że ktoś mnie podglądał, jednak bardziej przerażające było dla mnie to, że ta osoba widziała jak się ośmieszyłam lądowaniem na brzuchu. Z pytającą miną odwróciłam się do nieznajomego przybysza. <Ktoś chce?> |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz