- Pewnie. Dla ciebie wszystko - uśmiechnąłem się, po czym chwyciłem stojący na nocnej szafce dzbanek z wodą i napełniłem znajdującą się obok niego szklankę. Podałem ją Ell.
- Dziękuję - pisnęła, po czym wypiła duszkiem całą zawartość szkła.
- Chyba lubisz to miejsce, co? - zażartowałem, siadając na skraju jej łóżka.
- Bardzo. Mogę sobie od was odpocząć.
- Hm. Skoro tak, to sobie pójdę...
- Siedź - rozkazała.
- Kobiety... - mruknąłem. - W ogóle przepraszam za tą sytuację na treningu. Miałaś... eee... tego... No rację miałaś, no...
Przez twarz Ell przemknął triumfalny uśmiech.
- Ja też cię przepraszam. Nawrzeszczałam na ciebie i to przy twoim potencjalnym nabytku...
- Należało mi się...
- Tak, wiem.
- Ej! Powinnaś powiedzieć, że nie!
- Po co mam kłamać? - wzruszyła ramionami. - Co mi się w ogóle stało? Pamiętam tłuczka, krew i ból...
- Tsa, pierdolnął w ciebie z całej siły. Akurat wtedy patrzyłem na twoją akcję... Pałkarze zorientowali się zbyt późno i nie zdążyli do ciebie dolecieć. Dostałaś prosto w głowę. Zachwiałaś się na miotle i zaczęłaś lecieć w dół. Belferka od zaklęć coś tam wymamrotała i cudem masz cały kręgosłup, ale i tak gruchnęłaś ręką o glebę. Na głowie masz guza wielkości smoczego jaja i wielkie rozcięcie na skroni. Cała byłaś umazana krwią. Historyczka prawie zemdlała. Od razu do ciebie zleciałem i Hattori strzeliła mi bramkę...
- Ty idioto!
- Co?!
- Było mnie zostawić i bronić! - westchnęła. - Wygraliśmy?
- Craxi zażądał unieważnienia meczu z powodu strategicznego i moralnego osłabienia drużyny Ombrelune...
- Więc moje piękne akcje poszły na marne? - spytała z rozczarowaniem.
- Chyba tak... Ale przyznaję, byłaś niezła.
Nastała chwila milczenia.
- Powiedziałam dzisiaj Davidowi coś niezbyt miłego o tobie i teraz żałuję...
- Tak, mówił mi to.
- A gdzie on teraz jest?
- Naprawia ci miotłę...
- Moją Błyskawicę?! Co się z nią stało?!
- W dwóch kawałkach... Ale to się da naprawić - dodałem szybko, widząc jej smutną minę.
- Adam...
- Ta?
- Popraw mi podusię - jęknęła.
Pospiesznie podniosłem tyłek i delikatnie uniósłszy głowę Ell, napuszyłem jej poduszkę, która samoistnie zjechała w dół w wyniku opierania. Nadal nachylając się nad dziewczyną, przeniosłem dłoń spod nieuporządkowanej burzy różowych włosów na policzek. Posłała mi niepewny uśmiech.
Nawet nie wiem, jak to się stało, ale kilka sekund później nasze wargi znalazły się niebezpiecznie blisko siebie i polecieliśmy w ślinę. Tak namiętnego pocałunku nie przeżyłem jeszcze z żadną laską. Elliezabeth całowała wspaniale. Przymknąłem oczy. Już zaczynało mi się podobać, kiedy poczułem uderzenie na lewym policzku. Odskoczyłem jak oparzony, instynktownie łapiąc się za bolące miejsce.
- Oszalałaś?!
- JA?! Co ty wyprawiasz?
- To ty mnie pocałowałaś!
- Chyba śnisz!
- No szczyt wszystkiego! Chociaż się przyznaj!
- Adam!... Ja muszę powiedzieć to Rosalie.
- Rosa... CO?!
- Muszę - powtórzyła z naciskiem. - Jesteście chyba parą, nie? Nie chcę, żebyś ją ranił.
- Nie ranię jej.
- Pocałowałeś mnie.
- Puknij się w łeb!
W ciszy mierzyliśmy się gniewnymi spojrzeniami. Patrzyła na mnie jak na gnoja, a przecież sama wepchnęła mi język do gardła! Z wyrazu jej twarzy odczytałem pogardę.
- Wyjdź - powiedziała, siląc się na spokój.
- Żebyś wiedziała, że wyjdę - syknąłem i ruszyłem w stronę drzwi.
- Nie życzę sobie, żeby cała szkoła dowiedziała się, że się ze mną przelizałeś! - zawołała za mną. Przystałem i odwróciłem się w jej kierunku.
- Dowie się tylko, że najpierw mnie pocałowałaś, a potem uderzyłaś i odwróciłaś kota ogonem - powiedziałem i wyszedłem, umykając przed lecącą ku mnie poduszką. Oczywiście nie miałem zamiaru nikomu tego mówić, ale musiałem jej się jakoś odgryźć.
Za chwilę stałem już przed dormitorium pierwszorocznych Luniaczek. Nadal byłem zły, a policzek ciągle piekł, ale wolałem powiedzieć Rej całą prawdę, zanim dowie się jej z innego źródła.
Podniosłem dłoń, by zapukać, jednak się zawahałem. Mówić? Po co komplikować... Nie mówić? Ell powie i jeszcze obróci wszystko na moją niekorzyść. Ale mogę się wyprzeć. Powiem, że uderzenie pomieszało jej w głowie, że musiało jej się coś przyśnić... Nie mówię. Żeby drugi raz dostać w mordę? Ale...
Nagle drzwi się otworzyły i stanąłem oko w oko z Avalon. Zmierzyła mnie wzrokiem, ale spytała życzliwie:
- Przyszedłeś do Ray?
- No... No.
- Wchodź - zaprosiła mnie gestem ręki, po czym sama wyszła z pokoju.
Rosalie leżała na łóżku i chyba się z czegoś uczyła. Usłyszawszy mój głos, odłożyła książkę na szafkę.
- Hej, Ryjku...
- Miałeś mnie tak nie nazywać - powiedziała ze sztuczną pretensją w głosie, po czym podeszła i zarzuciła mi ręce na szyję. Złapałem ją w biodrach, po czym bez wahania schyliłem się i obdarzyłem ją długim pocałunkiem.
- Chciałeś coś ode mnie, czy tylko tak przyszedłeś? - spytała, chwytając moją dłoń i prowadząc mnie na łóżko.
- Eee... - nerwowo podrapałem się po karku. Mówić? Nie mówić?
- Adam? Stało się coś?
- Nic - odpowiedziałem szybko.
- Przecież widzę!
- Yyy... - Mówić? Nie mówić? Ryzyk-fizyk. - Całowałem się z Ell - wyrzuciłem z siebie jednym tchem.
- Żartujesz? - spytała poważnie, gapiąc się na mnie okrągłymi oczyma. Pokręciłem głową.
Rosalie? Le Adam wreszcie się zachowuje tak, jak powinien ^^
Dobre dobre, Liv
OdpowiedzUsuń