Leżałam w łóżku czytając po raz tysięczny moją ulubioną książkę pt. "Grim". Miałam dokładnie 628 stron do prześledzenia więc nie będę się nudzić. Tak czy siak na obserwację miałam zostać do końca dnia. Popatrzyłam na duży drewniany zegar ścienny, który wisiał naprzeciw mnie. Właśnie nastąpił koniec lekcji klas drugich. Uśmiechnęłam się lekko. Teraz właśnie na załamanie karku wybiegłabym z klasy - pomyślałam po czym znów z rumieńcami na twarzy zaczęłam przeżywać przygody z gargulcem Grim'em, Mią i Remi'm. Po około dziesięciu minutach do pokoju wparowali Adam i David.
- Jak się czujesz? - zapytał Adam z zatroskaną miną (szczerze mówiąc nigdy nie przewidziałabym takiej reakcji u niego).
- Ujdzie - uśmiechnęłam się słabo i usiadłam.
- Ale nam stracha napędziłaś... - pokręcił głową David.
- Nie no mówisz, jakby to była moja wina - zareagowałam trochę zezłoszczona.
- I po co ten bulwers...? - mruknął pod nosem Adam.
Popatrzyłam na niego, lecz postanowiłam tego nie komentować.
- No...! To....! Tego. Co porabiasz? - David najwyraźniej próbował uniknąć kolejnej kłótni. Wynajdywanie tematu szło mu dość słabo...
- Czytam - pokazałam mu książkę.
- Kiedy wychodzisz?
Popatrzyłam na zegar.
- Za dokładnie pięć godzin.
- A tak w ogóle to co ci się stało? Zjadłaś ogórka kiszonego i popiłaś mlekiem?
Parsknęłam śmiechem.
- Bo ja to wiem...? Tak sobie zemdlałam. Co? Nie można? - wyszczerzyłam zęby w złośliwym uśmiechu.
- Nie. Zgłoszę to do dyrektora.
- Ach... kto mi pomoże? - przyłożyłam rękę do czoła udając damę w opresji patrząc znacząco na Adama.
- Nie wiem, może ten Ryan z naszego domu, ale ja mogę pomóc Dave'owi cię ogłuszyć i nieprzytomną zaciągnąć do gabinetu dyrektorki. Mam w tym doświadczenie - powiedział z "uśmiechem konia" (wszelkie prawa autorskie zastrzeżone XD)
Prychnęłam i przewróciłam się na drugi bok.
Adam???
- Jak się czujesz? - zapytał Adam z zatroskaną miną (szczerze mówiąc nigdy nie przewidziałabym takiej reakcji u niego).
- Ujdzie - uśmiechnęłam się słabo i usiadłam.
- Ale nam stracha napędziłaś... - pokręcił głową David.
- Nie no mówisz, jakby to była moja wina - zareagowałam trochę zezłoszczona.
- I po co ten bulwers...? - mruknął pod nosem Adam.
Popatrzyłam na niego, lecz postanowiłam tego nie komentować.
- No...! To....! Tego. Co porabiasz? - David najwyraźniej próbował uniknąć kolejnej kłótni. Wynajdywanie tematu szło mu dość słabo...
- Czytam - pokazałam mu książkę.
- Kiedy wychodzisz?
Popatrzyłam na zegar.
- Za dokładnie pięć godzin.
- A tak w ogóle to co ci się stało? Zjadłaś ogórka kiszonego i popiłaś mlekiem?
Parsknęłam śmiechem.
- Bo ja to wiem...? Tak sobie zemdlałam. Co? Nie można? - wyszczerzyłam zęby w złośliwym uśmiechu.
- Nie. Zgłoszę to do dyrektora.
- Ach... kto mi pomoże? - przyłożyłam rękę do czoła udając damę w opresji patrząc znacząco na Adama.
- Nie wiem, może ten Ryan z naszego domu, ale ja mogę pomóc Dave'owi cię ogłuszyć i nieprzytomną zaciągnąć do gabinetu dyrektorki. Mam w tym doświadczenie - powiedział z "uśmiechem konia" (wszelkie prawa autorskie zastrzeżone XD)
Prychnęłam i przewróciłam się na drugi bok.
Adam???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz