- Siostro, nie tak ostro, bo się
pokaleczysz - zaśmiałem się, a widząc jej złowrogą minę, dodałem: -
Nieładnie atakować prefekta.
- O, a więc prefekt?
- Zgadza się. Prefekt Ombrelune.
Usłyszawszy nazwę domu, dziewczyna skrzywiła się z niesmakiem. Nie mam pojęcia, czemu cieszymy się taką złą sławą. Bo co? Bo jesteśmy lepsi w quidditcha? Bo co roku zgarniamy Puchar Domu? Bo uważamy, że szlamy nie powinny uczyć się w Beauxbatons?
Izabelle nadal trzymała mnie na muszce, utrzymując grot strzały tuż przy gardle.
- Skąd znasz moje imię, ADAM?
- Nie wiem. Trzeba znać swojego wroga - ukazałem białe ząbki. - No, już zluzuj. I weź ten łuk.
Napastniczka popatrzyła na mnie nieufnie, po czym powoli opuściła narzędzie tortur, nie spuszczając z mojej osoby czujnego wzroku.
- No co? Przecież nie złapię cię, nie zwiążę i nie wrzucę do jeziora... Głównie dlatego, że jezioro jest zamarznięte - zażartowałem. - Dobra jesteś - powiedziałem, wskazując głową na łuk w jej ręku, chcąc zmienić temat.
- Dziękuję. Wiem to - uśmiechnęła się dumnie. - A ty? W czym jesteś dobry?
- Bez quidditcha nie ma mnie - wow. Jakież to było głębokie.
- Tylko tyle?
- Wolę robić jedną rzecz, ale za to porządnie.
- Ja lubię łucznictwo, jazdę konną, sporty ekstremalne...
- Typowe.
- Co? - spytała zdziwiona.
- Typowe dla dziewczyn. Każda z was ma milion talentów. Wszystkie dobrze rysujecie, śpiewacie, tańczycie... A co my mamy począć?
- Znam chłopaka lub dwóch, którzy umieją śpiewać.
- Ja też - wyznałem.
Miałem na myśli Davida. Biedak myśli, że o niczym nie wiem, a ja praktycznie co wieczór słyszę, jak się zapomina i wokalizuje pod prysznicem. Wolę mu jednak nie uświadamiać, że znam jego sekrecik. Jeszcze by się biedak speszył.
- A jak zapatruje się pani na quidditcha? - spytałem. - I od razu zadam kolejne pytanie: czy jeśli nie boi się pani lotu na miotle, w co wątpię, skoro reflektuje pani sporty ekstremalne, da się pani namówić na przejażdżkę, mademoiselle Izabelle?
Iz?
- O, a więc prefekt?
- Zgadza się. Prefekt Ombrelune.
Usłyszawszy nazwę domu, dziewczyna skrzywiła się z niesmakiem. Nie mam pojęcia, czemu cieszymy się taką złą sławą. Bo co? Bo jesteśmy lepsi w quidditcha? Bo co roku zgarniamy Puchar Domu? Bo uważamy, że szlamy nie powinny uczyć się w Beauxbatons?
Izabelle nadal trzymała mnie na muszce, utrzymując grot strzały tuż przy gardle.
- Skąd znasz moje imię, ADAM?
- Nie wiem. Trzeba znać swojego wroga - ukazałem białe ząbki. - No, już zluzuj. I weź ten łuk.
Napastniczka popatrzyła na mnie nieufnie, po czym powoli opuściła narzędzie tortur, nie spuszczając z mojej osoby czujnego wzroku.
- No co? Przecież nie złapię cię, nie zwiążę i nie wrzucę do jeziora... Głównie dlatego, że jezioro jest zamarznięte - zażartowałem. - Dobra jesteś - powiedziałem, wskazując głową na łuk w jej ręku, chcąc zmienić temat.
- Dziękuję. Wiem to - uśmiechnęła się dumnie. - A ty? W czym jesteś dobry?
- Bez quidditcha nie ma mnie - wow. Jakież to było głębokie.
- Tylko tyle?
- Wolę robić jedną rzecz, ale za to porządnie.
- Ja lubię łucznictwo, jazdę konną, sporty ekstremalne...
- Typowe.
- Co? - spytała zdziwiona.
- Typowe dla dziewczyn. Każda z was ma milion talentów. Wszystkie dobrze rysujecie, śpiewacie, tańczycie... A co my mamy począć?
- Znam chłopaka lub dwóch, którzy umieją śpiewać.
- Ja też - wyznałem.
Miałem na myśli Davida. Biedak myśli, że o niczym nie wiem, a ja praktycznie co wieczór słyszę, jak się zapomina i wokalizuje pod prysznicem. Wolę mu jednak nie uświadamiać, że znam jego sekrecik. Jeszcze by się biedak speszył.
- A jak zapatruje się pani na quidditcha? - spytałem. - I od razu zadam kolejne pytanie: czy jeśli nie boi się pani lotu na miotle, w co wątpię, skoro reflektuje pani sporty ekstremalne, da się pani namówić na przejażdżkę, mademoiselle Izabelle?
Iz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz