- Która godzina? - spytałem Davida, wychylając się na sekundę zza drzewa, by po jej upływie znów schronić się za nim przed śnieżką.
- Nie wiem... A co?
- Myślisz, że dużo czasu zostało do kolacji?
- Zdążymy - osądził chłopak, celując kulką w stado gawronów na jednym z rosnących na błoniach drzew.
Korzystając z jego chwilowej nieuwagi, trafiłem prosto w blond łepetynę.
- Aaa! Ty kutachu! - właściciel tejże łepetyny roześmiał się szczerze, po czym wyciągnął z kieszeni różdżkę. - Wingardium Leviosa! - wskazał na śnieżną zaspę, która uniosła się w powietrze niczym piórko i zaczęła zmierzać w moim kierunku.
- Niee! Kurde! Wingardium Nie-Leviosa! Spadaj! Valus Nielatalus! Czary Mary Wypier*alaj!
Mimo moich nieudolnych prób, biały puch wylądował wprost na mnie, przewracając mnie na zmarzniętą glebę.
- Cienias! - David dmuchnął efektownie w koniec swojej różdżki, jak robią to kowboje z rewolwerem po wystrzale.
Ledwo zdążyłem wstać i otrzepać wierzchnie ubranie, zauważyliśmy Ell, która w samej szkolnej szacie stała u szczytu schodów gmachu akademii i na migi pokazywała nam, że czas wracać.
- Jutro się odegram - syknąłem. Zmierzwiłem przyjacielowi czuprynę i, podkładając sobie wzajemnie nogi, pobiegliśmy do szkoły.
- No wreszcie! - ofuknęła nas Elliezabeth, kiedy tylko znaleźliśmy się przy niej. - Spóźnimy się na wigilię!
- Nie mogłaś iść bez nas? - Dave wytknął język.
- Nie zapominaj, że jesteśmy zbyt boscy, by mogła iść bez nas - szturchnąłem go.
Dziewczyna przewróciła oczami i we trójkę ruszyliśmy do Wielkiej Sali.
Wnętrze wyglądało zachwycająco. Stało tam kilka bardzo wysokich, bogato ozdobionych choinek. Stwierdziliśmy z Davidem, że tylko dyrektorka byłaby w stanie powiesić na nich ozdoby i zapewne pod osłoną nocy to ona ozdabiała salę. Jak przystało na szkołę magii, ozdoby były oszałamiające. Nad stołami, złączonymi w jeden długaśny stół, unosiły się świece. Całe pomieszczenie lśniło złotem i srebrem. Od wszechobecnego brokatu bił taki blask, że obyłoby się bez ognia.
Zasiedliśmy do stołu jako ostatni. Ell usiadła między mną a Davidem, chociaż zdawało mi się, że jakby przysunęła się bardziej w jego stronę. Co ja jej zrobiłem?
Madame de Maxime podniosła się z miejsca na samym szczycie.
- Witam was w tym jakże wspaniałym dniu - zaczęła. - Jest mi niezmiernie miło, że niemal wszyscy uczniowie zostali na Święta w szkole. Chciałabym gorąco, w imieniu swoim oraz wszystkich nauczycieli, życzyć wam wspaniałych, zdrowych i wesołych świąt. Nim zjemy wspólną kolację, zgodnie z francuskim zwyczajem podzielimy się chlebem. Proszę wszystkich o powstanie.
Ułamałem kawałek pieczywa i, widząc że David pierwszy podszedł do Ell, skierowałem się w stronę Clarr, która właśnie kończyła składać życzenia Percy'emu.
- Aniołku... - uśmiechnąłem się nieśmiało. Spojrzałem jej głęboko w oczy. - Życzę ci, żebyś więcej uśmiechała się niż płakała. Żebyś nie bała się wsiąść na miotłę... Mam nadzieję, że kiedyś zagramy razem i będziesz mogła mnie ograć. Żebyś kiedyś była naprawdę szczęśliwa.
- Adam... Zmądrzej na początek, zachowuj się ciszej, kiedy śpię... I żebyście w końcu przestali się z Ell bawić w te podchody! - uśmiechnęła się. Spojrzałem na nią dziwnie. Objęliśmy się przyjaźnie.
- Ej, Diabeł! - zamachał do mnie David. Podszedłem do niego. - Żebyś w nowym roku wyrwał mnóstwo laseczek (ale zostaw też dla mnie), żebyś wpuszczał mniej strzałów na meczach... Haha... Ach, i weź bądź już z Ell - mrugnął do mnie.
- Eee... - zmieszałem się. Postanowiłem przemilczeć to ostatnie. - Ja ci życzę równie owocnych podrywów - szturchnąłem go przyjaźnie.
Odszedłem od przyjaciela i natychmiast dopadł mnie Petty. Potem Percy. Rosalie. Cleo. Jane. Arietta. Lilianne (ona raczej nieśmiało podeszła, niźli mnie dopadła). Esmee. Mikayla. Co druga osoba życzyła mi, żebym zszedł się z Ell...
Wreszcie pozbyłem się wszystkich. Rozejrzałem się po sali. Przyjaciółka nareszcie stała sama.
- Ellie... - podszedłem do niej. - Życzę ci... Życzę NAM, żebyśmy nie kłócili się więcej, bo to tak głupio... W końcu się przyjaźnimy nie? I tego... Życzę ci, żebyś w końcu znalazła dla siebie odpowiedniego faceta, nie jakiegoś dupka. Wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń, Elliezabeth...
- Dziękuję - powiedziała cicho. - Ja też życzę tobie, żebyś znalazł jedną dziewczynę i uczepił się jej tak silnie... Żeby tylko ona ci już wystarczała.
- Przytulisz mnie? - uśmiechnąłem się delikatnie. Dziewczyna wzruszyła ramionami, po czym objęliśmy się szczerym uściskiem, jakiego dawno między nami nie było.
- Dobrze, jeśli już wszyscy, zapraszam do wieczerzy! - powiedziała madame de Maxime i zajęła swoje miejsce. Zrobiliśmy to samo.
- Adasiu, podasz mi foie gras? - spytała Ell.
- Fuuj... - skrzywiłem się.
- To wygląda jak rzygi - zaśmiał się Dave szyderczo.
- Nie wy będziecie to jedli...
Po namyśle postanowiłem skubnąć trochę indyka z kasztanami. Nie był zły, ale jednak ubolewałem nad brakiem tak wyrafinowanych dań, jak croissant z dżemem brzoskwiniowym.
Na szczęście wkrótce wjechały desery - aż 13 rodzajów (tyle, ilu apostołów). Oprócz nich na stole znajdowały się dodatki, a wśród nich... dżem! Naraz przypomniałem sobie o obietnicy złożonej Rosalie.
- Ej, Rej! - zawołałem. - Twój prezent gwiazdkowy - uśmiechnąłem się, gdy spojrzała w moim kierunku, po czym wziąłem na palce odrobinę dżemu truskawkowego i rozmazałem Davidowi na policzku.
- Ty sku... Głupku! - ugryzł się w język, z uwagi na siedzących blisko nauczycieli.
- Ej, poda mi ktoś muffinkę czekoladową? - spytała niewinnie Clarr. To był jej błąd, gdyż wycelowałem ciastkiem prosto w jej czoło.
- Adam, ty troglodyto bez perspektyw, ty jajogłowy pustaku ty, pchasz się w gips, kolego! - po tym zdumiewającym monologu dostałem z jej ręki muffinką, chyba dyniową, tak mi bynajmniej zaleciało.
Zauważyłem, że Clarr bierze kolejne ciastko. W geście samoobrony zasłoniłem się ciałem Ell, która przyjęła pocisk "na klatę". Dosłownie.
- Ty jełopie! - zapiszczała.
- Ej, łap! - odwróciłem się w stronę, z której dobiegł głos, po czym o nos pacnęła mi ryba w panierce. Wywnioskowałem, że dostałem od tej cyganki, Esmeraldy.
- Ombrelune, trochę więcej pokory - zwrócił nam uwagę Craxi, nim bitwa na jedzenie rozpętała się na dobre.
Do końca wigilii był już spokój. Względny. Dobre humory dopisywały nam jednak. Do dormitoriów udaliśmy się około północy.
- Dobranoc, Ellie - wyszczerzyliśmy się z Davidem, skręcając do siebie.
- Co wy kombinujecie? - zmarszczyła czoło.
- My? Nic - powiedział Smoku z niewinną miną. Przyjaciółka pokręciła głową i poszła dalej, w kierunku swojej sypialni.
Nazajutrz obudziło mnie nerwowe zachowanie Davida.
- Co jest? - zapytałem, otwierając ciężkie powieki.
- Już rano! Idziemy? - gorączkował się.
- Gdzie? - spytałem. Nagle olśniło mnie. - Prezenty!
- Dokładnie! Chodź, bo to przegapimy!
Usiadłem na łóżku i przeciągnąłem się, przeciągle ziewając. Powoli podniosłem siedzenie i skierowałem się do drzwi krokiem zombie.
Po chwili marszu stanęliśmy przed drzwiami prowadzącymi do dormitorium dziewcząt. Przyłożyliśmy do nich uszy. Wygląda na to, że jeszcze spały. Bosko!
- WESOŁYCH ŚWIĄT!!! - ryknęliśmy, z impetem wbijając do pomieszczenia.
- Aaa! - Clarr wyglądała, jakby miała wybuchnąć. - Drugi-raz-z rzędu! Nie daruję wam tego...
- Dobra, dobra... - David machnął ręką.
- Przyszliście tylko po to, by wydrzeć się na środku pokoju? - spytała podminowana Ell.
- Niee... Przyszliśmy, bo chcemy być przy was, kiedy otworzycie prezenty. - uśmiechnąłem się słodko.
- Jakież do dobroduszne... - rzuciła Clarisse, po czym sięgnęła po swoje prezenty. - Który jest od ciebie? Chcę mieć to za sobą i dalej iść spać.
- Ten podłużny. Chciałem ci kupić jakąś książkę, mugolską fantastykę czy coś... Ale nie wiedziałem, co lubisz. Tylko tego Tolkiena.
Szatynka uśmiechnęła się krzywo i powoli odpakowała papier. Owinięta nim była wykonana ręcznie z metalu róża.
- Pamiętasz? Kiedyś mówiłaś, że wolisz takie, bo nigdy nie więdną - wytłumaczyłem się.
- Pamiętałeś - pokręciła głową ze śmiechem. - A od ciebie, David?
- Ja dam wszystkim w pokoju wspólnym - wyszczerzył się. - No, Ell. Weź ten duży. To od nas obojga.
Ellie ze zdziwioną miną zsunęła się z łóżka i podeszła do swoich prezentów. Podniosła największy pakunek. Zważyła go ręką. Spojrzała na nas niepewnie, po czym usiadła na łóżku z paczką na kolanach i powoli zaczęła ją odwijać.
- Śmiało - zachęciłem ją.
- Boję się - szepnęła. Wreszcie, chcąc, nie chcąc, otworzyła prezent. Jej oczom ukazała się Błyskawica. Nówka nierdzewka. Lśniące elementy, pięknie grawerowana. Identyczna jak moja, tylko jeszcze niezniszczona. Dziewczyna otworzyła szeroko usta.
- I jak wrażenia? - spytał David.
Ellie? Daj potem Blondynowi dokończyć
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz