Zapowiadał się pierwszy ciepły wiosenny poniedziałek. To było jak zaproszenie do urwania się ze szkoły. Postanowiłem ze wszystkimi udać się na śniadanie i zobaczyć, co wyniknie. Obudziłem się trochę za późno, więc kiedy zszedłem, cała szkoła już tam była i jadła w najlepsze. Pomachałem zauważonej w tłumie Harpii Ariettcie i skierowałem się do stołu Luniaków. Było wolne miejsce między Davidem a Percym, zapewne trzymane dla mnie. Na przeciwko nich siedziały Miranda, Clarisse i Elizabeth. Takie du*eczki tylko w naszym domu!
- Cześć, dziewczyny! - zagaiłem wesoło, równocześnie łaskocząc Clarisse i czochrając Ell włosy - Cześć, Percy!
- Zapomnij, że dam ci koło siebie usiąść, Lucyferze jeden! - zaśmiał się David. Załapał mój dowcip. Dla jaj trochę się poszarpaliśmy, a widząc srogi wzrok nauczycieli, z powrotem usiedliśmy na miejsca.
- Słuchajcie, jest akcja. - szepnąłem do paczki, nachyliwszy się nad stołem - Nie wiem, jak wy, ale ja zamierzam się urwać. Co mamy po śniadaniu?
- Numerologię - sprostowała Ell.
- No, dla mnie to wystarczający pretekst. Kto ze mną?
Spojrzałem wyczekująco na Davida. Ku mojemu zaskoczeniu, zaczął się wzbraniać.
- Zaczyna się półrocze, testy za pasem, a tobie się na wagary zbiera! Sory, stary, ale nie dziś.
- Percy?
- Nie ma opcji. Dopiero co mnie przyjęli i mają mnie wyrzucić?
- Aniołku..?
- Adam, David ma rację. Nie chcę robić sobie kłopotów. Jeśli ty masz taki zamiar, nie moja sprawa.
- Mirando, uratuj honor...
- Nie uciekam. Jak rodzice się dowiedzą, to po mnie.
- Na mnie nie licz! - powiedziała szybko Ell, zanim zdążyłem o cokolwiek ją spytać - I sam też nie idź. Za mało masz rewelacji?
- I tak pójdę. - prychnąłem. Wytarłem usta i wstałem od stołu, nie czekając na przyjaciół. Adam Brooks nie penia! Nie wiedziałem, jak wydostanę się z gmachu i czy mnie za to nie wyj*bią, ale nie mogłem pokazać, że się boję! Never!
Rozejrzałem się wokół. Moją uwagę przykuła znajoma ruda czupryna przy stole Papillonlisse.
- Zgadnij, kto! - zaśmiałem się, zasłaniając oczy koleżance.
- Adam! - ucieszyła się. Zdjęła moje dłonie z twarzy - Co jest?
- Mam propozycję. Zrywamy się i lecimy do Écuelle. Co ty na to?
Jane? Peniasz?
- Cześć, dziewczyny! - zagaiłem wesoło, równocześnie łaskocząc Clarisse i czochrając Ell włosy - Cześć, Percy!
- Zapomnij, że dam ci koło siebie usiąść, Lucyferze jeden! - zaśmiał się David. Załapał mój dowcip. Dla jaj trochę się poszarpaliśmy, a widząc srogi wzrok nauczycieli, z powrotem usiedliśmy na miejsca.
- Słuchajcie, jest akcja. - szepnąłem do paczki, nachyliwszy się nad stołem - Nie wiem, jak wy, ale ja zamierzam się urwać. Co mamy po śniadaniu?
- Numerologię - sprostowała Ell.
- No, dla mnie to wystarczający pretekst. Kto ze mną?
Spojrzałem wyczekująco na Davida. Ku mojemu zaskoczeniu, zaczął się wzbraniać.
- Zaczyna się półrocze, testy za pasem, a tobie się na wagary zbiera! Sory, stary, ale nie dziś.
- Percy?
- Nie ma opcji. Dopiero co mnie przyjęli i mają mnie wyrzucić?
- Aniołku..?
- Adam, David ma rację. Nie chcę robić sobie kłopotów. Jeśli ty masz taki zamiar, nie moja sprawa.
- Mirando, uratuj honor...
- Nie uciekam. Jak rodzice się dowiedzą, to po mnie.
- Na mnie nie licz! - powiedziała szybko Ell, zanim zdążyłem o cokolwiek ją spytać - I sam też nie idź. Za mało masz rewelacji?
- I tak pójdę. - prychnąłem. Wytarłem usta i wstałem od stołu, nie czekając na przyjaciół. Adam Brooks nie penia! Nie wiedziałem, jak wydostanę się z gmachu i czy mnie za to nie wyj*bią, ale nie mogłem pokazać, że się boję! Never!
Rozejrzałem się wokół. Moją uwagę przykuła znajoma ruda czupryna przy stole Papillonlisse.
- Zgadnij, kto! - zaśmiałem się, zasłaniając oczy koleżance.
- Adam! - ucieszyła się. Zdjęła moje dłonie z twarzy - Co jest?
- Mam propozycję. Zrywamy się i lecimy do Écuelle. Co ty na to?
Jane? Peniasz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz