- Cholernie fajne uczucie - zaśmiałem się, spoglądając w dół. Pod nami zgromadziły się rozjuszone centaury. Obserwując nas, tupały racicami i złorzeczyły nam pod nosem. - Robiłaś to już kiedyś?
- Skąd ci to przyszło do głowy? Myślisz, że w co drugim domu można spotkać fruwające konie z głową smoka? - zapytała z nutką ironii, ale w gruncie rzeczy przyjaźnie. Wzruszyłem ramionami.
Skrzydła stworzenia dawały przyjemny wiatr. Lecieliśmy szybko i prosto. Co dziwne, kierowaliśmy się prosto w stronę Beauxbatons. Muszą to być bardzo mądre zwierzęta.
- Adam... - zaczęła niepewnie Jane. Spojrzałem na nią pytająco - Czy wiesz, że testrale mogą zobaczyć tylko osoby, które widziały czyjąś śmierć?
Przełknąłem ślinę. Uderzyła mnie fala gorąca. Czytałem między wierszami. Wiedziałem, do czego dążyła. Byłem pewien, że chciała się dowiedzieć, czyją śmierć mogłem zobaczyć.
Dobrze pamiętam ten dzień. Było pochmurno i deszczowo. Strumienie wody lały się po ulicach, a ja wracałem wówczas ze szkoły. Było to jeszcze przed przyjazdem do Akademii. Szedłem z moimi kumplami z klasy. Zauważyliśmy, że przed nami sunie w błocie jakiś dzieciak z młodszej klasy. Co chwilę się przewracał, a jego ubranie nasiąkło błotem i wodą. Dogoniliśmy go. Chciałem pokazać kolegom, na co mnie stać. Podstawiłem małemu nogę. Zaczęliśmy rzucać sobie jego torbę i popychać go między sobą jak lalkę. Wpadłem na pewien pomysł. Na skraju ulicy był hydrant dla straży pożarnej. Wiedzieliśmy, że jest na tyle poluzowany, by odkręcić go ręcznie, z czego często też korzystaliśmy, na przykład ochładzając się w upalne letnie dni. Szarpnąłem chłopca tak, by wylądował na plecach pod hydrantem i uruchomiłem urządzenie. Woda zalewała mu twarz. Charczał, próbował krzyczeć, a do jego oczu napłynęły łzy. Szybko uciekliśmy stamtąd, cali roześmiani i w dobrych humorach. Kilka dni później dowiedzieliśmy się, że chłopiec umarł. Próbowaliśmy sobie wmawiać, że to nie przez nas, że zmarł na zapalenie płuc od tej wody, czy coś... Ale nie. Prawda była taka, że utopiłem go tamtego dnia. Kiedy otwierał usta, woda musiała mu zalać płuca. Nikomu nigdy tego nie powiedziałem...
- Nie. Nie wiedziałem. - odparłem zimno, starając się odpędzić kotłujące się w mojej głowie wyrzuty sumienia. Nie pytałem ją o nic. Wiedziałem, że jej wspomnienia również muszą być tragiczne. Do końca podróży nie odezwaliśmy się ani słowem.
The End
- Skąd ci to przyszło do głowy? Myślisz, że w co drugim domu można spotkać fruwające konie z głową smoka? - zapytała z nutką ironii, ale w gruncie rzeczy przyjaźnie. Wzruszyłem ramionami.
Skrzydła stworzenia dawały przyjemny wiatr. Lecieliśmy szybko i prosto. Co dziwne, kierowaliśmy się prosto w stronę Beauxbatons. Muszą to być bardzo mądre zwierzęta.
- Adam... - zaczęła niepewnie Jane. Spojrzałem na nią pytająco - Czy wiesz, że testrale mogą zobaczyć tylko osoby, które widziały czyjąś śmierć?
Przełknąłem ślinę. Uderzyła mnie fala gorąca. Czytałem między wierszami. Wiedziałem, do czego dążyła. Byłem pewien, że chciała się dowiedzieć, czyją śmierć mogłem zobaczyć.
Dobrze pamiętam ten dzień. Było pochmurno i deszczowo. Strumienie wody lały się po ulicach, a ja wracałem wówczas ze szkoły. Było to jeszcze przed przyjazdem do Akademii. Szedłem z moimi kumplami z klasy. Zauważyliśmy, że przed nami sunie w błocie jakiś dzieciak z młodszej klasy. Co chwilę się przewracał, a jego ubranie nasiąkło błotem i wodą. Dogoniliśmy go. Chciałem pokazać kolegom, na co mnie stać. Podstawiłem małemu nogę. Zaczęliśmy rzucać sobie jego torbę i popychać go między sobą jak lalkę. Wpadłem na pewien pomysł. Na skraju ulicy był hydrant dla straży pożarnej. Wiedzieliśmy, że jest na tyle poluzowany, by odkręcić go ręcznie, z czego często też korzystaliśmy, na przykład ochładzając się w upalne letnie dni. Szarpnąłem chłopca tak, by wylądował na plecach pod hydrantem i uruchomiłem urządzenie. Woda zalewała mu twarz. Charczał, próbował krzyczeć, a do jego oczu napłynęły łzy. Szybko uciekliśmy stamtąd, cali roześmiani i w dobrych humorach. Kilka dni później dowiedzieliśmy się, że chłopiec umarł. Próbowaliśmy sobie wmawiać, że to nie przez nas, że zmarł na zapalenie płuc od tej wody, czy coś... Ale nie. Prawda była taka, że utopiłem go tamtego dnia. Kiedy otwierał usta, woda musiała mu zalać płuca. Nikomu nigdy tego nie powiedziałem...
- Nie. Nie wiedziałem. - odparłem zimno, starając się odpędzić kotłujące się w mojej głowie wyrzuty sumienia. Nie pytałem ją o nic. Wiedziałem, że jej wspomnienia również muszą być tragiczne. Do końca podróży nie odezwaliśmy się ani słowem.
The End
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz