- Jak to co?! Wszystko poza numerologią! - zaśmiałem się, ukazując koleżance dwa rządki śnieżnobiałych zębów. Uśmiechnęła się. - Musimy się pospieszyć. Jak ktoś nas przyczai to nici z wypadu! - kiwnęła głową na znak, że rozumie. - Musimy iść inną drogą. Nie wiem, czy jesteś tego świadoma, ale w podziemiach, za kuchnią, jest tajemny tunel. Prowadzi prosto na drogę do Écuelle.
- Skąd wiesz? - Jane zaświeciły się oczy.
- Prefekt! - przypomniałem jej z triumfem w głosie.
- To do piwnic?
- Do piwnic - przytaknąłem.
Unikając wzroku woźnego, szybko pomknęliśmy do kamiennych schód, prowadzących do podziemi. Przechodząc przez kuchnię, grzecznie ukłoniliśmy się pracującym tam skrzatom domowym, które nie zwróciwszy na nas uwagi zajmowały się sprzątaniem po śniadaniu.
- Panie pierwsze - ukłoniłem się szarmancko, wskazując rękoma na ciemny tunel ukryty za drewnianymi drzwiami. Drzwi te wyglądały, jak tysiące innych drzwi, które się tu znajdowały. Różnica była taka, że pozostałe pomieszczenia były w większości komórkami i spiżarniami
Jane, a ja zaraz za nią, weszła do tajemniczego przejścia. Po zamknięciu drewnianych wrót, było tam ciemno jak w... szafie. Tak. To właśnie chciałem powiedzieć. Jak w szafie. Towarzyszka od razu sięgnęła po różdżkę.
- Lumos - powiedziała. Na końcu magicznej pałeczki zabłysnęło niebieskie światełko. Droga przed nami stała się dużo bardziej wyraźna.
- Jak ty pamiętasz te wszystkie zaklęcia?!
- Po coś chyba przyjechałam do tej szkoły!
Przeszliśmy dość spory kawałek. W świetle widać było wyraźnie zwisające ze sklepienia korzenie drzew. Znaczyło to tyle, że jesteśmy już poza fundamentami Beauxbatons. Ściany tunelu to po prostu utwardzona ziemia. Podłoga była już bardziej cywilizowana, gdyż wyłożono ją kocimi łbami.
- Ślicznie tu. Tak tajemniczo...
- No, jest nieźle.
Na końcu tunelu zobaczyłem maciupkie białe światło, które powoli się powiększało.
Jane?
- Skąd wiesz? - Jane zaświeciły się oczy.
- Prefekt! - przypomniałem jej z triumfem w głosie.
- To do piwnic?
- Do piwnic - przytaknąłem.
Unikając wzroku woźnego, szybko pomknęliśmy do kamiennych schód, prowadzących do podziemi. Przechodząc przez kuchnię, grzecznie ukłoniliśmy się pracującym tam skrzatom domowym, które nie zwróciwszy na nas uwagi zajmowały się sprzątaniem po śniadaniu.
- Panie pierwsze - ukłoniłem się szarmancko, wskazując rękoma na ciemny tunel ukryty za drewnianymi drzwiami. Drzwi te wyglądały, jak tysiące innych drzwi, które się tu znajdowały. Różnica była taka, że pozostałe pomieszczenia były w większości komórkami i spiżarniami
Jane, a ja zaraz za nią, weszła do tajemniczego przejścia. Po zamknięciu drewnianych wrót, było tam ciemno jak w... szafie. Tak. To właśnie chciałem powiedzieć. Jak w szafie. Towarzyszka od razu sięgnęła po różdżkę.
- Lumos - powiedziała. Na końcu magicznej pałeczki zabłysnęło niebieskie światełko. Droga przed nami stała się dużo bardziej wyraźna.
- Jak ty pamiętasz te wszystkie zaklęcia?!
- Po coś chyba przyjechałam do tej szkoły!
Przeszliśmy dość spory kawałek. W świetle widać było wyraźnie zwisające ze sklepienia korzenie drzew. Znaczyło to tyle, że jesteśmy już poza fundamentami Beauxbatons. Ściany tunelu to po prostu utwardzona ziemia. Podłoga była już bardziej cywilizowana, gdyż wyłożono ją kocimi łbami.
- Ślicznie tu. Tak tajemniczo...
- No, jest nieźle.
Na końcu tunelu zobaczyłem maciupkie białe światło, które powoli się powiększało.
Jane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz