Szliśmy po zalanych mrokiem błoniach. Mimo nocnej pory, było dosyć ciepło
- w końcu to początek września.
- Potrzebna ci ta kurtka? - zapytałem, patrząc na odzianą w skórę koleżankę.
- Jak tak teraz idę, to chyba nie - przyznała.
- I jeszcze rękawiczki? Serio? - spojrzałem na nią jak na wariatkę. Ja nie ubierałem
się wcale. Nie zmieniłem nawet butów, wyszedłem w tych, które noszę w szkole.
- No tak jakoś wyszło - Ell ściągnęła rękawiczki z dłoni.
- Wiesz co? - zapytałem po chwili milczenia. Koleżanka spojrzała na mnie pytającym
wzrokiem. - Berek! - krzyknąłem nagle, uderzając energicznie Ell w ramię, po czym
odbiegłem na sporą odległość.
- Świr - powiedziała bardziej sama do siebie, gdyż ledwo ją słyszałem z tej odległości,
po czym zaczęła mnie gonić. Śmiała się przy tym głośno.
Ja też się śmiałem. Biegałem w kółko jak przedszkolak, co jakiś czas to szarpiąc ją
za szatę, to czochrając włosy. Za którymś razem moja ręka powędrowała za daleko.
Dotknąłem... Grzywki!
- Poproś rodziców o trumnę pod choinkę - rzuciła Ell. W przymrużonych oczach miała
furię.
Wiedziałem, że jako najlepsza graczka w domu (poza mną i Davidem, oczywiście;
dobra, powiedzmy, że najlepsza z dziewczyn), umie rozwinąć zaskakującą prędkość.
Pędziłem jak wiatr, co chwila oglądając się za siebie.
Nagle wpadłem na coś twardego.
- Z drogi - warknąłem, odwracając głowę. Stałem oko w oko z Richem. Wpadka...
Zaraz też dopadła do mnie Ell. Minę miała nieciekawą.
- Za mną - rozkazał woźny i ruszył w stronę Akademii. Burczał pod nosem coś
o niewychowanej młodzieży naszych czasów, braku dyscypliny i kar.
- Cykasz się? - zagadałem do Ell. Wzruszyła ramionami. - Co on nam może zrobić?
Zaprowadzi nas do Craxiego, a on nawet nie odbierze nam punktów. Każe nam wrócić
do dormitorium i już.
Jakbym wiedział, kilka minut później zeszliśmy do podziemi i stanęliśmy przed gabinetem
wicedyrektora i jednocześnie opiekuna domu Ombrelune - Antonia Craxiego. Rich nieśmiało
zapukał do drzwi. Zza nich rozległo się ochrypłe, pełne zdenerwowania "Proszę".
Ell? Cykasz się? ^^
- w końcu to początek września.
- Potrzebna ci ta kurtka? - zapytałem, patrząc na odzianą w skórę koleżankę.
- Jak tak teraz idę, to chyba nie - przyznała.
- I jeszcze rękawiczki? Serio? - spojrzałem na nią jak na wariatkę. Ja nie ubierałem
się wcale. Nie zmieniłem nawet butów, wyszedłem w tych, które noszę w szkole.
- No tak jakoś wyszło - Ell ściągnęła rękawiczki z dłoni.
- Wiesz co? - zapytałem po chwili milczenia. Koleżanka spojrzała na mnie pytającym
wzrokiem. - Berek! - krzyknąłem nagle, uderzając energicznie Ell w ramię, po czym
odbiegłem na sporą odległość.
- Świr - powiedziała bardziej sama do siebie, gdyż ledwo ją słyszałem z tej odległości,
po czym zaczęła mnie gonić. Śmiała się przy tym głośno.
Ja też się śmiałem. Biegałem w kółko jak przedszkolak, co jakiś czas to szarpiąc ją
za szatę, to czochrając włosy. Za którymś razem moja ręka powędrowała za daleko.
Dotknąłem... Grzywki!
- Poproś rodziców o trumnę pod choinkę - rzuciła Ell. W przymrużonych oczach miała
furię.
Wiedziałem, że jako najlepsza graczka w domu (poza mną i Davidem, oczywiście;
dobra, powiedzmy, że najlepsza z dziewczyn), umie rozwinąć zaskakującą prędkość.
Pędziłem jak wiatr, co chwila oglądając się za siebie.
Nagle wpadłem na coś twardego.
- Z drogi - warknąłem, odwracając głowę. Stałem oko w oko z Richem. Wpadka...
Zaraz też dopadła do mnie Ell. Minę miała nieciekawą.
- Za mną - rozkazał woźny i ruszył w stronę Akademii. Burczał pod nosem coś
o niewychowanej młodzieży naszych czasów, braku dyscypliny i kar.
- Cykasz się? - zagadałem do Ell. Wzruszyła ramionami. - Co on nam może zrobić?
Zaprowadzi nas do Craxiego, a on nawet nie odbierze nam punktów. Każe nam wrócić
do dormitorium i już.
Jakbym wiedział, kilka minut później zeszliśmy do podziemi i stanęliśmy przed gabinetem
wicedyrektora i jednocześnie opiekuna domu Ombrelune - Antonia Craxiego. Rich nieśmiało
zapukał do drzwi. Zza nich rozległo się ochrypłe, pełne zdenerwowania "Proszę".
Ell? Cykasz się? ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz