Uniosłam oczy. Eric właśnie ściągał na siebie moją winę? Nie mogłam wydusić
z siebie słowa. Stałam tylko z szeroko rozwartymi oczami i gapiłam się to na
chłopaka, to na nauczyciela.
-Ni było rozmowy.-mtuknął gajowy i poszedł pozbierać co mu spadło. Znów
spuściłam głowę. Staliśmy w milczeniu, ciszę dopiero przerwał hipogryf trącając
mnie przyjaźnie głową. Pogłaskałam go po dziobie i wydusiłam z siebie:
-Dzielny byłeś, że to powiedziałeś. Ja bym się nie odważyła. Dziękuję.
-E, tam.-chłopak się wyraźnie zawstydził-Miałem pozwolić, żebyś ty miała karę
za niewinność? W życiu...
Nagle poczułam drapanie w nogę. To moja kotka, Shanti drapała mnie. Gdy
spojrzałam odbiegła kawałek, potem znów podbiegła i odpiegała tak coraz dalej
wciąż powracając.
-Ona chce żebyśmy za nią poszli.-powiedziałam.
-Tak? Skąd wiesz?-zaciekawił się Eric.
-Ja i Shanti mamy tako wspólny język.-powiedziałam ruszając jednocześnie za
kotką-Kiedy jest głodna, kładzie się na plecach i bije łapkami po brzuszku. Kiedy
musi na stronę siada i bije ogonem na boki. Kiedy chce się bawić zaczyna skakać
w miejscu. Kiedy chce wyjść staje na tylnych łapkach, robi dwa kroki do przodu
jeden w tył. I jeszcze parę innych takich sygnałów. O w pyszczek jeża!-zawołałąm
na widok tego, co chciała pokazać Shanti. Narato, mój wielki puchacz śnieżny zaplątał
się w coś. -Narato, ty niezdaro!-jęknęłam i wyciągnęłam różdżkę-Reducto!-zawołałam
i puchacz był wolny.-Jeszcze raz takie coś, a cię zostawię. Eric uniósł brwi, a sowa
siadła mi na ramieniu i zaczęła ocirać się o moją szyję.
-Narato, głuptasku! Wiesz, że bym czegoś takiego nie zrobiła!-roześmiałam się głaszcząc
sowę. Eric odetchnął. Nagle coś sobie uświadomiłam. Ile ja mówię! Eric jest jedyną osobą,
przy której czuję się w pełni swobodnie. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Co?-zdziwił się.
Eric?
z siebie słowa. Stałam tylko z szeroko rozwartymi oczami i gapiłam się to na
chłopaka, to na nauczyciela.
-Ni było rozmowy.-mtuknął gajowy i poszedł pozbierać co mu spadło. Znów
spuściłam głowę. Staliśmy w milczeniu, ciszę dopiero przerwał hipogryf trącając
mnie przyjaźnie głową. Pogłaskałam go po dziobie i wydusiłam z siebie:
-Dzielny byłeś, że to powiedziałeś. Ja bym się nie odważyła. Dziękuję.
-E, tam.-chłopak się wyraźnie zawstydził-Miałem pozwolić, żebyś ty miała karę
za niewinność? W życiu...
Nagle poczułam drapanie w nogę. To moja kotka, Shanti drapała mnie. Gdy
spojrzałam odbiegła kawałek, potem znów podbiegła i odpiegała tak coraz dalej
wciąż powracając.
-Ona chce żebyśmy za nią poszli.-powiedziałam.
-Tak? Skąd wiesz?-zaciekawił się Eric.
-Ja i Shanti mamy tako wspólny język.-powiedziałam ruszając jednocześnie za
kotką-Kiedy jest głodna, kładzie się na plecach i bije łapkami po brzuszku. Kiedy
musi na stronę siada i bije ogonem na boki. Kiedy chce się bawić zaczyna skakać
w miejscu. Kiedy chce wyjść staje na tylnych łapkach, robi dwa kroki do przodu
jeden w tył. I jeszcze parę innych takich sygnałów. O w pyszczek jeża!-zawołałąm
na widok tego, co chciała pokazać Shanti. Narato, mój wielki puchacz śnieżny zaplątał
się w coś. -Narato, ty niezdaro!-jęknęłam i wyciągnęłam różdżkę-Reducto!-zawołałam
i puchacz był wolny.-Jeszcze raz takie coś, a cię zostawię. Eric uniósł brwi, a sowa
siadła mi na ramieniu i zaczęła ocirać się o moją szyję.
-Narato, głuptasku! Wiesz, że bym czegoś takiego nie zrobiła!-roześmiałam się głaszcząc
sowę. Eric odetchnął. Nagle coś sobie uświadomiłam. Ile ja mówię! Eric jest jedyną osobą,
przy której czuję się w pełni swobodnie. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Co?-zdziwił się.
Eric?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz