- Zaczekaj - wyciągnąłem do przodu dłoń, chcąc ją zatrzymać. - Z natury jesteś taka niemiła, czy nie lubisz, jak się chłopak do ciebie przywala? - mimowolnie znów szeroko się uśmiechnąłem, ukazując ząbki.
- I jedno, i drugie - odpowiedziała i wyminęła mnie. Nie próbowałem jej zatrzymywać.
- Jeśli będziesz każdego po kolei zbywać, nie będziesz miała do kogo otworzyć buzi - rzuciłem za nią. Zatrzymała się, jednak nie odwróciła. Po prostu stała. Czyżby jej słaby punkt?
- Nie znasz mnie - powiedziała cicho, acz stanowczo.
- I chyba nie poznam, bo póki co uciekasz przede mną.
Westchnęła.
- Zostaw mnie.
- Na pewno?
- Powiedziałam.
Odwróciłem się na pięcie i zacząłem iść w kierunku pokoju wspólnego Ombrelune. David konserwował tam miotłę. Ciekawe co powie na krótki trening?
Zatopiony w myślach, nagle o coś się potknąłem. Chol*ra!
Rozejrzałem się po korytarzu. Kot?!
Obok mnie siedział taki buro-czarny kotek z niebieskimi oczami. Zastanawiałem się, czy go nie kopnąłem.
- Kici kici kici... - zwierzę spojrzało na mnie, przekrzywiwszy głowę. Nie ruszyło się z miejsca.
- Idź w diabły - machnąłem ręką i zacząłem iść dalej. Nagle uświadomiłem sobie, że to chyba kot tej pierwszorocznej. Dosłownie minutę temu się o nią ocierał!
- Avalon! - krzyknąłem za nią, jednak zdążyła zniknąć z korytarza i Bóg jeden wie, gdzie teraz może być.
Niewiele myśląc złapałem kota pod pachę i ruszyłem do lochów. I tak zmierzałem w tamtym kierunku, a jeśli dziewczyny tam nie będzie, przynajmniej kot wróci do jej dormitorium cały i zdrowy.
- Zielony glut - powiedziałem, stanąwszy przed wejściem do pokoju wspólnego. Siedziała w nim cała drużyna i omawiała strategie na mecz otwarcia.
- O, jesteś! Bez ciebie nic nie zrobimy - ucieszył się David.
- Powiedz im, co zrobiłeś w wakacje, jak trenowaliśmy! - zaproponował Percy.
- Może za moment. Szła może do dormitorium ta czarna? Avalon?
Spojrzeli na mnie dziwnie. Teraz dopiero spostrzegli, że trzymam jakiegoś kota...
- Szła - wydusił Blondasek, powstrzymując napad śmiechu.
Ignorując rozbawione towarzystwo, wspiąłem się na schody prowadzące do sypialni pierwszorocznych Luniaczek.
Zapukałem do drzwi.
Avalon?
- I jedno, i drugie - odpowiedziała i wyminęła mnie. Nie próbowałem jej zatrzymywać.
- Jeśli będziesz każdego po kolei zbywać, nie będziesz miała do kogo otworzyć buzi - rzuciłem za nią. Zatrzymała się, jednak nie odwróciła. Po prostu stała. Czyżby jej słaby punkt?
- Nie znasz mnie - powiedziała cicho, acz stanowczo.
- I chyba nie poznam, bo póki co uciekasz przede mną.
Westchnęła.
- Zostaw mnie.
- Na pewno?
- Powiedziałam.
Odwróciłem się na pięcie i zacząłem iść w kierunku pokoju wspólnego Ombrelune. David konserwował tam miotłę. Ciekawe co powie na krótki trening?
Zatopiony w myślach, nagle o coś się potknąłem. Chol*ra!
Rozejrzałem się po korytarzu. Kot?!
Obok mnie siedział taki buro-czarny kotek z niebieskimi oczami. Zastanawiałem się, czy go nie kopnąłem.
- Kici kici kici... - zwierzę spojrzało na mnie, przekrzywiwszy głowę. Nie ruszyło się z miejsca.
- Idź w diabły - machnąłem ręką i zacząłem iść dalej. Nagle uświadomiłem sobie, że to chyba kot tej pierwszorocznej. Dosłownie minutę temu się o nią ocierał!
- Avalon! - krzyknąłem za nią, jednak zdążyła zniknąć z korytarza i Bóg jeden wie, gdzie teraz może być.
Niewiele myśląc złapałem kota pod pachę i ruszyłem do lochów. I tak zmierzałem w tamtym kierunku, a jeśli dziewczyny tam nie będzie, przynajmniej kot wróci do jej dormitorium cały i zdrowy.
- Zielony glut - powiedziałem, stanąwszy przed wejściem do pokoju wspólnego. Siedziała w nim cała drużyna i omawiała strategie na mecz otwarcia.
- O, jesteś! Bez ciebie nic nie zrobimy - ucieszył się David.
- Powiedz im, co zrobiłeś w wakacje, jak trenowaliśmy! - zaproponował Percy.
- Może za moment. Szła może do dormitorium ta czarna? Avalon?
Spojrzeli na mnie dziwnie. Teraz dopiero spostrzegli, że trzymam jakiegoś kota...
- Szła - wydusił Blondasek, powstrzymując napad śmiechu.
Ignorując rozbawione towarzystwo, wspiąłem się na schody prowadzące do sypialni pierwszorocznych Luniaczek.
Zapukałem do drzwi.
Avalon?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz