Miarowy stukot kół, szarość za oknem i migotanie żarówki sprawiało, że panowała senna, tajemnicza aura.
Jak zdążyłam zauważyć, Shani w jej ramionach była jeszcze słodkim kociątkiem z ogromnymi niebieskimi oczętami i puchatym futerkiem. Jej właścicielka była trochę podobna do mnie – choć jej włosy były raczej srebrne niż złote, była chudsza i oczy też miała ciemniejsze. No i nie biła z niej pewność siebie. Mimo to, wydawała mi się sympatyczna i od razu ją polubiłam.
- Ten, jak go nazwałaś – ptaszek - to lelek wróżebnik. – uśmiechnęłam się i pogładziłam ciepłe, ciemnozielone piórka Jeronime’a. Lelek wepchnął mi główkę do rękawa szaty, w którą już dawno się przebrałam.
Lilianna zaciekawiona wbiła wzrok w mojego towarzysza.
- Istnieją przesądy, że ich krzyki zwiastują śmierć. Nie czujesz się z nim trochę…nieswojo?
- Nic podobnego. Ich krzyk – i oczywiście w tym momencie ptak wydał z siebie, niski, drżący dźwięk, który wibrując w powietrzu rozszedł się po całym wagonie – zwiastuje opady… – oznajmiłam i w jednej sekundzie dopadłam do okna. Od razu po tym, jak jednym, stanowczym ruchem zasunęłam szybę, zaczęło lać. Rozległe pola uprawne, przez które właśnie przejeżdżał pociąg, w oka mgnieniu zniknęły, zasłonięte stalowoszarą kurtyną wody.
- …a mój podopieczny jest w tej kwestii bardzo dokładny.
Lila zachichotała i podrapała kociątko za uszami. Teraz do śpiewu Jeronime’a dołączyło się głośne mruczenie – aż dziw że takie maleństwo wydaje tak głośne dźwięki.
- Aż zbyt dokładny. – oznajmiła, kiedy usiadłam na swoim miejscu. – Trochę to upiorne.
- Niewiele osób je lubi, przez stereotypy i dlatego, że same lelki tolerują tylko niektóre osoby.
- I tą osobą jesteś ty?
- Jak widać. A zresztą, kocham każde zwierzaki. I te magiczne, i te niemagiczne. No, oprócz centaurów. – skrzywiłam się.
- A co jest w nich złego? To po prostu konie z torsem człowieka.
- Nie mam nic do koników, wprost je kocham. Do ludzi też nie jestem bardzo zrażona, ale do połączenia – bardzo. Miałam z nimi dość nieprzyjemne spotkanie w dzieciństwie. – zadrżałam na wspomnienie tamtego dnia.
Lilianna uniosła brwi, ale chyba uznała że lepiej nie ciągnąć tematu. Rozmowa się skończyła.
Zapadła cisza, gdyż ja zagłębiłam się w lekturze świeżo zakupionego tomiszcza - „Dlaczego nie zginąłem, kiedy lelek zakrzyczał”, a moja towarzyszka zasłoniła się „Prorokiem Codziennym”.
Jeronime wciąż śpiewał, a za oknem padał deszcz.
Lilianna?
Jak zdążyłam zauważyć, Shani w jej ramionach była jeszcze słodkim kociątkiem z ogromnymi niebieskimi oczętami i puchatym futerkiem. Jej właścicielka była trochę podobna do mnie – choć jej włosy były raczej srebrne niż złote, była chudsza i oczy też miała ciemniejsze. No i nie biła z niej pewność siebie. Mimo to, wydawała mi się sympatyczna i od razu ją polubiłam.
- Ten, jak go nazwałaś – ptaszek - to lelek wróżebnik. – uśmiechnęłam się i pogładziłam ciepłe, ciemnozielone piórka Jeronime’a. Lelek wepchnął mi główkę do rękawa szaty, w którą już dawno się przebrałam.
Lilianna zaciekawiona wbiła wzrok w mojego towarzysza.
- Istnieją przesądy, że ich krzyki zwiastują śmierć. Nie czujesz się z nim trochę…nieswojo?
- Nic podobnego. Ich krzyk – i oczywiście w tym momencie ptak wydał z siebie, niski, drżący dźwięk, który wibrując w powietrzu rozszedł się po całym wagonie – zwiastuje opady… – oznajmiłam i w jednej sekundzie dopadłam do okna. Od razu po tym, jak jednym, stanowczym ruchem zasunęłam szybę, zaczęło lać. Rozległe pola uprawne, przez które właśnie przejeżdżał pociąg, w oka mgnieniu zniknęły, zasłonięte stalowoszarą kurtyną wody.
- …a mój podopieczny jest w tej kwestii bardzo dokładny.
Lila zachichotała i podrapała kociątko za uszami. Teraz do śpiewu Jeronime’a dołączyło się głośne mruczenie – aż dziw że takie maleństwo wydaje tak głośne dźwięki.
- Aż zbyt dokładny. – oznajmiła, kiedy usiadłam na swoim miejscu. – Trochę to upiorne.
- Niewiele osób je lubi, przez stereotypy i dlatego, że same lelki tolerują tylko niektóre osoby.
- I tą osobą jesteś ty?
- Jak widać. A zresztą, kocham każde zwierzaki. I te magiczne, i te niemagiczne. No, oprócz centaurów. – skrzywiłam się.
- A co jest w nich złego? To po prostu konie z torsem człowieka.
- Nie mam nic do koników, wprost je kocham. Do ludzi też nie jestem bardzo zrażona, ale do połączenia – bardzo. Miałam z nimi dość nieprzyjemne spotkanie w dzieciństwie. – zadrżałam na wspomnienie tamtego dnia.
Lilianna uniosła brwi, ale chyba uznała że lepiej nie ciągnąć tematu. Rozmowa się skończyła.
Zapadła cisza, gdyż ja zagłębiłam się w lekturze świeżo zakupionego tomiszcza - „Dlaczego nie zginąłem, kiedy lelek zakrzyczał”, a moja towarzyszka zasłoniła się „Prorokiem Codziennym”.
Jeronime wciąż śpiewał, a za oknem padał deszcz.
Lilianna?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz