Moja ręka powoli powędrowała w górę i zatrzymała się sztywno w pozycji
pionowej. Po kilku chwilach profesor La Pérouse uniósł głowę znad właśnie
wertowanej księgi, uśmiechnął się życzliwie i spytał:
- Czego sobie pan życzy, garçon Lotario?
Poczułem na sobie kilkanaście par oczu. Także Mai, siedząca tuż obok mnie,
spojrzała na mnie z ukosa. Poczułem, że coś stoi mi w gardle. Na karku zdały
się wystąpić zimne poty. Przełknąłem ślinę.
- To może... Ja... Ja przyjdę po lekcji - udało mi się wydukać.
Profesor kiwnął głową i znalazłszy to, czego szukał, począł dyktować klasie
jakąś definicję dotyczącą transmutacji żaby w pudełko zapałek.
Zauważyłem, że Mai patrzy na mnie pytająco.
- Coś się stało? - szepnęła. Pokręciłem przecząco głową. Dalszą rozmowę
(tak, taki właśnie dialog to u nas już rozmowa) przerwał La Pérouse, chrząkając znacząco.
Niecierpliwie czekałem do końca lekcji. Musiałem koniecznie zadać profesorowi
pytanie, które niezwykle mnie nurtowało. Gdy wreszcie zabrzmiał upragniony
dzwonek i całe pospólstwo zaludniające wnętrze sali transmutacji zaczęło
wylewać się z niej na korytarz, poszedłem do biurka nauczyciela i cierpliwie czekałem,
aż klasa się opróżni.
- Czekać na ciebie? - spytała Mai, zatrzymawszy się w drzwiach. Pokręciłem głową.
- Dogonię cię.
Wkrótce profesor skończył układać na półce księgi, które były mu potrzebne
podczas dzisiejszej lekcji.
- Więc co cię do mnie sprowadza? - spytał, siadając za biurkiem.
- Pomyślałem... że na pewno wie pan, jak można zostać animagiem...
Bo to przecież ma trochę związku z transmutacją, prawda? - dodałem szybko,
widząc jego powiększające się źrenice.
- Wybacz mój chłopcze, jednak nie mogę ci pomóc - rzekł, wstając z krzesła.
- Dlaczego?
- Wiesz, że wyuczenie się tej sztuki i niezarejestrowanie jej w Ministerstwie Magii
jest karalne?
Kiwnąłem głową.
Profesor zatrzymał się na chwilę, przez krótki czas jakby się nad czymś zastanawiając,
po czym usiadł ponownie.
- Posłuchaj mój chłopcze. Trzeba wielu wysiłków, sumienności i, nie ukrywajmy, talentu,
by zostać animagiem. Uczeń drugiego roku nie jest w stanie... - westchnął - Spotkajmy
się podczas przerwy obiadowej w mojej klasie. Powiem ci wszystko, co wiem, ale
uprzedzam cię, że tej wiedzy nie jest dużo. I nie życzę sobie żadnych wyjętych spod
prawa wybryków. Ufam ci, mój chłopcze. Głęboko wierzę, że pytasz mnie z czystej
ciekawości. Zmykaj.
Szybko wyszedłem z klasy. Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem. Cieszyłem się jednak,
że jest nadzieja i profesor zgodził się jednak ze mną porozmawiać.
Nim znalazłem Mai, zadzwonił dzwonek obwieszczający lekcję eliksirów. Pospiesznie
zszedłem po marmurowych schodach do lochów. Mai stała już pod salą Craxiego.
- Co ty...
Nie dokończyła pytania. Jakby spod ziemi wyrósł profesor Craxi i gestem zaprosił nas
do klasy.
- Później ci powiem - oznajmiłem koleżance. Zrobiła naburmuszoną minę i usiadła obok
mnie w końcu klasy.
pionowej. Po kilku chwilach profesor La Pérouse uniósł głowę znad właśnie
wertowanej księgi, uśmiechnął się życzliwie i spytał:
- Czego sobie pan życzy, garçon Lotario?
Poczułem na sobie kilkanaście par oczu. Także Mai, siedząca tuż obok mnie,
spojrzała na mnie z ukosa. Poczułem, że coś stoi mi w gardle. Na karku zdały
się wystąpić zimne poty. Przełknąłem ślinę.
- To może... Ja... Ja przyjdę po lekcji - udało mi się wydukać.
Profesor kiwnął głową i znalazłszy to, czego szukał, począł dyktować klasie
jakąś definicję dotyczącą transmutacji żaby w pudełko zapałek.
Zauważyłem, że Mai patrzy na mnie pytająco.
- Coś się stało? - szepnęła. Pokręciłem przecząco głową. Dalszą rozmowę
(tak, taki właśnie dialog to u nas już rozmowa) przerwał La Pérouse, chrząkając znacząco.
Niecierpliwie czekałem do końca lekcji. Musiałem koniecznie zadać profesorowi
pytanie, które niezwykle mnie nurtowało. Gdy wreszcie zabrzmiał upragniony
dzwonek i całe pospólstwo zaludniające wnętrze sali transmutacji zaczęło
wylewać się z niej na korytarz, poszedłem do biurka nauczyciela i cierpliwie czekałem,
aż klasa się opróżni.
- Czekać na ciebie? - spytała Mai, zatrzymawszy się w drzwiach. Pokręciłem głową.
- Dogonię cię.
Wkrótce profesor skończył układać na półce księgi, które były mu potrzebne
podczas dzisiejszej lekcji.
- Więc co cię do mnie sprowadza? - spytał, siadając za biurkiem.
- Pomyślałem... że na pewno wie pan, jak można zostać animagiem...
Bo to przecież ma trochę związku z transmutacją, prawda? - dodałem szybko,
widząc jego powiększające się źrenice.
- Wybacz mój chłopcze, jednak nie mogę ci pomóc - rzekł, wstając z krzesła.
- Dlaczego?
- Wiesz, że wyuczenie się tej sztuki i niezarejestrowanie jej w Ministerstwie Magii
jest karalne?
Kiwnąłem głową.
Profesor zatrzymał się na chwilę, przez krótki czas jakby się nad czymś zastanawiając,
po czym usiadł ponownie.
- Posłuchaj mój chłopcze. Trzeba wielu wysiłków, sumienności i, nie ukrywajmy, talentu,
by zostać animagiem. Uczeń drugiego roku nie jest w stanie... - westchnął - Spotkajmy
się podczas przerwy obiadowej w mojej klasie. Powiem ci wszystko, co wiem, ale
uprzedzam cię, że tej wiedzy nie jest dużo. I nie życzę sobie żadnych wyjętych spod
prawa wybryków. Ufam ci, mój chłopcze. Głęboko wierzę, że pytasz mnie z czystej
ciekawości. Zmykaj.
Szybko wyszedłem z klasy. Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem. Cieszyłem się jednak,
że jest nadzieja i profesor zgodził się jednak ze mną porozmawiać.
Nim znalazłem Mai, zadzwonił dzwonek obwieszczający lekcję eliksirów. Pospiesznie
zszedłem po marmurowych schodach do lochów. Mai stała już pod salą Craxiego.
- Co ty...
Nie dokończyła pytania. Jakby spod ziemi wyrósł profesor Craxi i gestem zaprosił nas
do klasy.
- Później ci powiem - oznajmiłem koleżance. Zrobiła naburmuszoną minę i usiadła obok
mnie w końcu klasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz