Kilka dni po rozpoczęciu roku siedzieliśmy z Davidem, Percym i Clarr w Wielkiej Sali i jedliśmy śniadanie. Ell nieoczekiwanie musiała opuścić Beauxbatons. Trochę posmutniałem z tego powodu. Była z niej dobra kumpela i naprawdę niezła lalunia. Nie dawałem jednak po sobie poznać, że mnie to ruszyło, mimo że wiedziałem, iż każdego z nas dotknęła ta strata.
Od samego początku z Davidem nie próżnowaliśmy. Dziś postanowiliśmy postrzelać sobie łyżkami z owsianki. Clarisse była już porządnie wnerwiona po tym, jak odrobina powędrowała w jej włosy. Postanowiliśmy już więcej jej nie dotykać, ponieważ można się po niej spodziewać strasznych rzeczy...
Przy stole Bellefeuille dostrzegłem pierwszoroczną blondynkę, która w milczeniu jadła croissanta. Wyglądała na nieco spanikowaną. Widocznie nie zaaklimatyzowała się tu jeszcze. Zatarłem ręce z uciechy i z diabelnym uśmiechem trąciłem Blondaska łokciem.
- Widzisz tamtą małą? - powiedziałem z niekrytym podnieceniem. Przytaknął. - Założę się, że trafię w nią bułką. I to w sam środek nosa.
- Z takiej odległości? Na bank chybisz! - David zrobił minę pełną prowokacji.
- Ach tak? Przekonamy się!
- W porządku. Przyjmuję zakład. Ale dam ci fory - masz trzy rzuty - prychnąłem.
- Nie potrzebuję ich. Trafię za pierwszym razem! No, to o co zakład?
- Przegrany... - Mój przyjaciel zamyślił się na chwilę, po czym odpowiedział - spędzi noc w Zakazanym Lesie.
- Zgoda! - podaliśmy sobie ręce, po czym wziąłem do ręki koszyk z pieczywem. Przymknąłem oczy i skupiłem się na moim celu. Dziewczynka akurat podniosła głowę znad talerza. Wziąłem zamach...
- Adam! - wrzasnęła z wyrzutem Clarr. Właśnie wstała od stołu i pech chciał, że zrobiła to w momencie, gdy wypuściłem pocisk z ręki.
- To nie było w ciebie - powiedziałem szybko tonem tłumaczącego się.
- Tak?! A niby w kogo?! - spojrzała na mnie rozeźlona. Wiedziałem, że zaraz zaczną latać talerze.
- Celowałem sobie w tamtą szlamę - pokazałem głową na blondynkę. Clarisse popatrzyła na mnie krzywo i bez słowa skierowała się do wyjścia.
- No cóż, przegrałeś Lucyferku! - powiedział rozochocony David.
- Zaraz zaraz, wolnego! Powiedziałeś, że mam trzy rzuty. - David skrzyżował ręce na piersi i rozłożył się na krześle, jakby mówił: "I tak nie trafisz".
Wziąłem z koszyka drugą bułeczkę. Blondynka nadal siedziała w tym samym miejscu. Tym razem upewniłem się, że nie dzielą nas żadne osoby. Wziąłem olbrzymi zamach.
- W dziesiątkę! - aż poderwałem się z krzesła z uciechy. Zagrałem na nosie Davidowi. Oboje spojrzeliśmy na dziewczynkę. Poderwała się z miejsca i zaczęła iść w stronę stołu Luniaków.
- Oho! Będzie ciekawie - rzekł uradowany David.
Clementia?
Od samego początku z Davidem nie próżnowaliśmy. Dziś postanowiliśmy postrzelać sobie łyżkami z owsianki. Clarisse była już porządnie wnerwiona po tym, jak odrobina powędrowała w jej włosy. Postanowiliśmy już więcej jej nie dotykać, ponieważ można się po niej spodziewać strasznych rzeczy...
Przy stole Bellefeuille dostrzegłem pierwszoroczną blondynkę, która w milczeniu jadła croissanta. Wyglądała na nieco spanikowaną. Widocznie nie zaaklimatyzowała się tu jeszcze. Zatarłem ręce z uciechy i z diabelnym uśmiechem trąciłem Blondaska łokciem.
- Widzisz tamtą małą? - powiedziałem z niekrytym podnieceniem. Przytaknął. - Założę się, że trafię w nią bułką. I to w sam środek nosa.
- Z takiej odległości? Na bank chybisz! - David zrobił minę pełną prowokacji.
- Ach tak? Przekonamy się!
- W porządku. Przyjmuję zakład. Ale dam ci fory - masz trzy rzuty - prychnąłem.
- Nie potrzebuję ich. Trafię za pierwszym razem! No, to o co zakład?
- Przegrany... - Mój przyjaciel zamyślił się na chwilę, po czym odpowiedział - spędzi noc w Zakazanym Lesie.
- Zgoda! - podaliśmy sobie ręce, po czym wziąłem do ręki koszyk z pieczywem. Przymknąłem oczy i skupiłem się na moim celu. Dziewczynka akurat podniosła głowę znad talerza. Wziąłem zamach...
- Adam! - wrzasnęła z wyrzutem Clarr. Właśnie wstała od stołu i pech chciał, że zrobiła to w momencie, gdy wypuściłem pocisk z ręki.
- To nie było w ciebie - powiedziałem szybko tonem tłumaczącego się.
- Tak?! A niby w kogo?! - spojrzała na mnie rozeźlona. Wiedziałem, że zaraz zaczną latać talerze.
- Celowałem sobie w tamtą szlamę - pokazałem głową na blondynkę. Clarisse popatrzyła na mnie krzywo i bez słowa skierowała się do wyjścia.
- No cóż, przegrałeś Lucyferku! - powiedział rozochocony David.
- Zaraz zaraz, wolnego! Powiedziałeś, że mam trzy rzuty. - David skrzyżował ręce na piersi i rozłożył się na krześle, jakby mówił: "I tak nie trafisz".
Wziąłem z koszyka drugą bułeczkę. Blondynka nadal siedziała w tym samym miejscu. Tym razem upewniłem się, że nie dzielą nas żadne osoby. Wziąłem olbrzymi zamach.
- W dziesiątkę! - aż poderwałem się z krzesła z uciechy. Zagrałem na nosie Davidowi. Oboje spojrzeliśmy na dziewczynkę. Poderwała się z miejsca i zaczęła iść w stronę stołu Luniaków.
- Oho! Będzie ciekawie - rzekł uradowany David.
Clementia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz