Zagubionych Dusz

Punktacja - Info

* Domów

~*~~*~~*~
120 Pkt. ~~ 105Pkt. ~~ 200Pkt. ~~ 425 Pkt.


Papillonlisse - 0 Pkt.
Bellefeuille - 0 Pkt.
Ombrelune - 0 Pkt.
Héroiqueors - 0 Pkt.

Puchar Domu; 1. Kliknij, 2. Kliknij,

UWAGA

Blog przeniesiony!

Link w poście poniżej!




piątek, 28 lutego 2014

Ombrelune: Od Adama cd. Clarisse


- Może być - powiedziałem znudzonym głosem i wziąłem kubek, który mi podała. Wypiłem poncz jednym łykiem i odstawiłem szkło na stolik. - Idziemy tańczyć?
- Nie! - niemalże krzyknęła Clarr.
- Aż tak źle? - spytałem z nieudawaną troską.
- Nawet sobie nie wyobrażasz.
- Usiądź - odsunąłem najbliższe krzesło i zaprosiłem ją ruchem ręki. Posłusznie wykonała moje polecenie. - Zdejmij te buty - spojrzałem z politowaniem na jej ogromne, nienadające się dla przeciętnego człowieka szpile, których noszenie pewnie niejedna przypłaciła złamaniem karku.
- Ocipiałeś?! Siedzę sobie w sukni na balu, wokół cała szkoła, a ja mam ściągać buty?! To szczyt złego wychowania - ofuknęła mnie.
- Ok ok - wyciągnąłem ręce w obronnym geście. - Może pójdziemy na zewnątrz? Gorąco tu.
- Podrywasz mnie na gwiazdy? - spytała dziewczyna pobłażliwie, ale wstała i podążyła za mną ku drzwiom Wielkiej Sali.
Zeszliśmy po marmurowych schodach. Śnieg wspaniale błyszczał w blasku księżyca. Akurat była pełnia. Niebo było bezchmurne i gwiazdy świeciły wspaniałym blaskiem.
- Ładnie, nie? - zagaiłem.
- Ładnie - przytaknęła nieco smutnym głosem. Wyczułem, że tak do końca niezbyt dobrze się bawiła, ale nie chciała okazywać tego przy całej szkole. Domyślałem się, że może chodzić o jej brata, ale nie zamierzałem pytać, żeby mi się nie rozpłakała czy coś...
- Wszystko ok? - no masz! Jednak spytałem.
- Raczej - wymusiła nieudolny uśmiech.
- Jakby coś było... Przyjaźnimy się nie?
- Proste - odparła.
- Pewnie... Bo są te Święta i w ogóle... Musisz za nim teraz tęsknić, co? - głupku! Po jakiego grzyba żeś zaczynał ten temat?!
Dziewczyna westchnęła. Oczywiste, że tęskniła. Idiota Adam nie potrafi trzymać języka za zębami.
- Adam... - zaczęła.
- Nie bij! - odskoczyłem jak oparzony. Pokręciła głową.
- Przytulisz?
Kopara mi opadła. Zrobiłem wielkie oczy. Myślałem, że się przesłyszałem. Stała jednak ze spuszczoną głową jak taka kupka nieszczęścia, pomyślałem więc, że chyba nic mi nie zrobi. O ile między falbany nie wetknęła sobie patelni. Zbliżyłem się i delikatnie ją objąłem.
- A co to za amory?!
Wiedziałem, co to za głos. Należał do starego Richa.
- Natychmiast się puśćcie! - na słowo "puśćcie" mimowolnie zachichotałem (ach, te skojarzenia!). - Coś cię bawi, gagatku?!
Woźny nakazał nam iść za sobą. Jak znam życie, zaprowadzi nas do Craxi'ego, a ten nic nam nie zrobi, czyli standardzik.
Przez całą drogę powrotną do gmachu szkoły, nie mogłem opanować rechotu. Jakoś bawiła mnie ta cała sytuacja, słownictwo Richa i to, że przyłapał mnie z Clarr w objęciach.
Weszliśmy do Wielkiej Sali i skierowaliśmy się do stolika, przy którym Craxi żywo konwersował z nauczycielką historii magii. Gdy profesor dostrzegł dwójkę "swoich" w eskorcie woźnego, zmarszczył brwi,
- Coś nie tak, panie Rich? - spytał.
- Tych dwoje młokosów obściskiwało się bezwstydnie na błoniach!
- Adam, przestań rżeć jak pegaz - upomniał mnie Craxi, gdyż cały czas miałem bekę z zaistniałej sytuacji, co więcej nie próbowałem się nawet hamować. - Panie Rich, jestem pewien, że pan przesadza. Pewnie po prostu znalazł się pan w złym miejscu o złej porze. Proszę się uspokoić i dołączyć do zabawy. A wy dwoje - zwrócił się do mnie i mojej partnerki - zmykajcie.
- Chcesz jeszcze zatańczyć? - spytałem dziewczyny.
- Nie... Jeśli nie masz nic przeciwko... Wróciłabym już do dormitorium. Przepraszam - dodała.
- Nie, w porządku! Ja w sumie też już chciałem iść... David upija się tam z Ell i w ogóle... To idziemy? - wykonałem gest, który miał znaczyć, iż proponuję Clarr iść pod rękę. Oplotła swoje ramię wokół mojego i wyszedłszy z sali balowej, zeszliśmy do lochów.
- Dobranoc - odprowadziłem Clarisse aż do drzwi jej dormitorium.
- Dobranoc - odpowiedziała i szybko weszła do pokoju. Cóż miałem robić? Wróciłem do siebie i zacząłem czytać książkę, którą dała mi na gwiazdkę. Czekałem na Davida.

THE END

Héroiqueors:Od Mikayli CD Davida

-Nie patrz tak na mnie! David!
Wilk dalej patrzył maślanymi oczami. Wpadłam na pomysł.
-Chyba nie chcesz żeby jakiś uczeń bądź nauczyciel zobaczył na terenie
szkoły wilka.-powiedziałam przebiegle.
David w postaci wilczej zaskomlał i przemieniony już w człowieka odpowiedział.
-Racja.
-Ha!
-No ale daj to.-poprosił.
-Nie ma mowy! Nic tam takiego nie ma!-zaprzeczyłam.
-Dobrze widziałem że tam są jakieś słowa. Wilki mają dobry wzrok.
- Ale to nie skończone. Powiedz lepiej co tam u was w Ombrelunie.

<David?>

czwartek, 27 lutego 2014

Ombrelune: Od David'a Do Clarisse

Szedłem korytarzem. było już po obiedzie i po lekcjach <Dziś Piątek>
Szedłem Do PW By znaleźć Clarr. Ponieważ mieliśmy iść do miasteczka
<Przynajmniej zgodziła się gdy kłóciłem się z Diabłem>
(dop. aut. Kogo Nie było na Czacie, ten nie wie o co poszło xD)
Właśnie skręcałem w drugi korytarz gdy na nią wpadłem.
- O proszę!  Królowa Piekieł! A ja właśnie Królowej szukałem!
Powiedziałem a ona zaśmiała się gdy zauważyła że się jej kłaniam
- Więc jak Mości Pani? Wybierze się Pani do Écuelle?
- Dziś? - Zapytała zdziwiona
- No a kiedy?
- Ale dziś jest Piątek dopiero od jutra są wyjścia..
- Oj ty się już Lubo ma nie zawracaj tym problemem swojego jakże pięknego
lica! - Powiedziałem na co ta znów zachichotała..
- No dobra prowadź Arcyksiążę! - Powiedziała a ja podałem jej ramię.
- To w drogę! - Powiedziałem unosząc drugą rękę
Rozmawiając poszliśmy na wieżę Wschodnią i weszliśmy do zawsze
zamkniętego pokoju <ale od czego są czary>.
- To tu  teraz trzeba przejść przez to środkowe okno podobne - Powiedziałem
a już po chwili wylądowaliśmy w innym - Jednakże identycznym pokoju.
- A gdzie teraz Arcyksiążę? - Zapytała
- Tam Piękno Lica! - Wskazałem na drzwi
A po chwili szliśmy korytarzami w dół aż wyszliśmy z niego i wtedy...
- Czy my nie jesteśmy przypadkiem w Pubie Pod Trzema Różdżkami?
- O, Así Señorita. To gdzie chcesz iść? - Zpytałem


Clarr coś wzięło mnie na teksty typu Lubo, Lico xD

Ombrelune: Od David'a C.D. Mikayli

Zrobiłem naburmuszoną minkę szczeniaka :(
- No wiesz.. - Zacząłem - Żeby tak zrobić w konia niewinnego wilczka...
Powiedziałem przemieniając się w niego i siadając przed nią, podniosłem
głowę i zrobiłem maślane oczka.
- Oh.. No już przestań! - Popatrzyła na mnie surowo a ja tylko jęknąłem
i położyłem się po czym pod "maszerowałem" do jej stup i lekko podniosłem
pyszczek robiąc maślane oczka i pyszczkiem wskazując na papier który
trzymała pokazując jej by albo to coś (o ile to piosenka) przeczytała,
zaśpiewała lub chociaż pokazała..

Mika? Sorr brak weny xD
(Nałożony został mi limit na wenę twórczą xD)

Ombrelune: Od David'a C.D. Adama [Przeczytaj szybko Diabeł beka na końcu xD]

- Hym.... To się da załatwić..
- Serio?
- Nooo... Widziałeś tego Luniaka co ze mną przyszedł do Pubu?
- Nooo taaak.. A co?
- To mój kuzyn.. Jeśli nie okłamywał mnie... Bo wiesz jest starszy
więc jak byłem mały to wypytywałem go o wszystko i raz mi powiedział
że w tym Pubie nie..? Jest ukryte przejście do Akademii tak samo jak
z Akademii do Pubu..
- Nooo.. Ciekawe, ciekawe... Mów dalej zamieniam się normaaalnie w słuch..
- Powiedział zachwycony Diabeł [w końcu chodzi o przejście z miasteczka do
Akademii i na odwrót! I to tajne!<złośliwy uśmieszek>]
- Żebyś ty się tak czasem na lekcjach zamienił w słuch... - Mruknąłem rozbawiony
- Spokojnie, spokojnie.. Mam jeszcze na to czas - Powiedział uśmiechając się
-No dobra... Więc mówił... Bo wiesz tam można też wynająć pokoje itp. nie?
No i jest tam jeden nieużywany i jest on na strychu i ma nr. 13
- To tam jest tylko trzynaście pokoi? - Zapytał ździwiony
- Nie z tego co mówił to jest luka w numeracji. Normalnie jest do 12, później
następny pokój to 14 a 13 jest na samej górze..
- To nieźle.. Ale jak my się tam dostaniemy? Przecież nie wynajmiemy
nieużywanego pokoju! A tym bardziej by nam nie wynajęli bo hello jesteśmy
uczniami Akademii więc po co na pokój nie? Więc jak tam wejdziemy?
- Normalnie..
- Jak będziemy musieli przejść koło barmana a on nas nie przepuści do pokojów
skoro nie mamy wynajętego. - Powiedział Adam..
- Spytamy czy możemy iść do Toalety a przecież idzie się tam w tą samą stronę
- Po widziałem uśmiechnięty - Tylko że zamiast wejść do Toalety pójdziemy
dalej korytarzem na strych - Powiedziałem na co Diabeł się zaśmiał i obiął mnie
ramieniem
- Noo! I to jest plan! Właśnie za takie coś się z tobą koleguję! -Powiedział
szczerząc się za co dostał ode mnie kuksa w żebra
- Oj ty! Powienieneś mnie po stopach całować!
- Oj Smoku tylko nie rozmarz się za bardzo! Marzenia, marzeniami. Ale nie
wszystko można mieć ty moja Blond laleczko Barbie! - Roześmiał się!
- Ja ci dam ty Diable jeden! Won do Hadesu.! Chodź chętnie cię zboczę zamiast
Syzyfa w Tartarze!
- Oh.. Wybacz Blondasku ale jak powiedziałem Marzenia, Marzeniami.
- Dobra chodź bo chcę już mieć to z głowy. - Powiedziałem i ruszyliśmy
- A wiesz co ja chce? -Powiedział po chwili stając
- Co?
- Gówno.
- Smacznego. - I ruszyłem choć po chwili się zatrzymałem - A wiesz co ja chcę?
- No co? - Powiedział z założonymi rękoma
- Księżyc i Gwiazdkę z nieba, ale nikt nie chce mi ich dać. - Powiedziałem - Więc
z łaski swojej rusz dupę bo tak cię walnę w tyłek że to gówno gębą ci wyleci
i wystarczy że złapiesz w ręce a twe marzenie się spełni - Powiedziałem spokojnie
uśmiechając się "słoooodziutko" do Diabełka

Adamie? xD

Héroiqueors: Od Petty'ego C.D. Jane

- Oczywiście kochanie - Powiedziałem uśmiechając się od ucha
do ucha. I ruszyliśmy w stronę Profesora Craxi'ego. - Pięknie wyglądasz -
Szepnąłem gdy staliśmy już obok profesora [jako Prefekci mieliśmy
zacząć bal tańcem a jako Naczelni mieliśmy wejść pierwsi a za nami reszta..]
- Dziękuję - Zarumieniła się lekko.
Gdy zaczęły grać pierwsze nuty muzyki wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę
parkietu gdzie stanęliśmy a po kilku sekundach zaczęliśmy tańczyć.
Nie trwało to jakoś specjalnie długo ale i tak trochę się stresowałem by
nie nadepnąć przypadkiem Jane na stopy + Martwiłem się ponieważ musiałem
wyjść z Balu najpóźniej o 22;00 i razem z Profesorem Crazxi'm iść na Wschodnią
Wieżę by przejść "Ukrytym Przejściem" Do Écuelle a stamtąd na Straszny Dwór
z powodu... Mniejsza dlaczego..
Gdy muzyka się skończyła z ulgą odetchnąłem po dałem ukłon w stronę Jane
by po chwili oddać jej ramię i ruszyć do stolika..
Chwili siedzieliśmy cicho, piliśmy i jedliśmy...
Postanowiłem że muszę zrobić by chociaż te 2 godziny świetnie się bawiła
bo później będę musiał iść więc zagadnąłem czy..
- Nie chciała byś może potańczyś? - Powiedziałem siląc się na promienny uśmiech..

Jane?
<Sorry ale byłam u ojca na wakacjach i tam miałam limit na laptopa a na tablecie
czy komórce trudno mi było dodawać więc wykorzystywałam ten limit na dodawanie
opo. niż pisanie ;/ + Nie miałam weny do żadnych opo. :\>

Ombrelune: Od David'a C.D. Ell

- Boże co za wariatka... - Powiedziałem powstrzymując śmiech.
Szybkim krokiem podszedłem do niej i zaczęliśmy tańczyć..
Nie powiem jest dobrą chodź... Szaloną tancerką [xD]
- Dobra to jak wytańczyłaś się już? - Powiedziałem zdyszany
po kilku [czt. kilkunastu] wytańczonych piosenkach.
- No wiesz! Ale z ciebie mięczak! No chodź... Jeszcze tylko tą jedną,
Jedną! Ostatnia! To moja ulubiona! - Powiedziała zachwycona piosenką
- Taaaa! - Po chwili dodałem przedrzeźniając ją - ,,Jeszcze tylko tą..",
,,To moja ulubiona!", ,,Jedną! Ostatnią!" Mówisz to przykażdej piosence!
- Wcale że nie - udała obrażoną i skrzyżowała ręce na klatce..
- Taaa... Swoją drogą straaasznie dużo masz tych ulubionych piosenek..
- Powiedziałem śmiejąc się z jej obrażonej postawy
- To nie jest śmieszne!
- No dobra chodź napijemy się czegoś i pójdziemy zatańczyć a że za nie
długo skończy się bal to odprowadzę się pod dormitorium bo raczej
nie do PW bo mamy go razem - Powiedziałem uśmiechając się i podając jej
ramię - Ok?
- No dobra.. - Powiedziała jakby od niechcenia
I poszliśmy po drinka...
Po kilku minutach ruszyliśmy na parkiet gdy zaczęła grać dość wolna muzyka...

Ell? Sorr byłam na feriach i nie miałam pomysłu na nic -_-
dokończysz? Możesz skończyć ;)

środa, 26 lutego 2014

Papillonlisse: od Daniela CD Avalon

Po lekcji podszedłem do Avalon.
-Hej, Amy. Słuchaj chyba cię nie obraziłem tym pocałunkiem?-zmartiłem się.
-Wiesz, ja sama jeszcze nie wiem czy się gniewam, czy nie. Ale na pewno żądam wyaśnie. Czemu to zrobiłeś? Czy ja ci się...
-Tak, Amy, ty mi się. Jednak ja się wcalę nie obrażę, nie ucieszę ani nie wpadnę w otchłań rozpaczy, jeśli ja ci się nie. Ale...chyba nie chcesz zrywać znajomości? Tak się dobrze bawiliśmy...-przypomniałem sobie.
-Nie no, coś ty! Po prostu....chciałam wiedzieć.
Odetchnąłem z ulgą. Po chwili uśmiechnąłem się figlarnie.
-Ale wiesz, że mi się wcale nie przestałaś.
Uśmiechnęła się.
-Jakoś to przeżyję-odwzajemniła uśmiech i oboje wybuchliśmy miechem. Znów było jak dawniej, jednak nadal miałem nadzieję, że Av zmieni zdanie....

Avalon?

Papillonlisse: Od Dakoty CD Daniela

Od razu wiedzialam, że chciał powiedzieć mi coś ważnego. Lecz było po nim widać, iż nie chce o tym mówić. Z niecierpliwości zapytałam:
- Czy na pewno nie chcesz mi nic powiedzieć ?
- Nie nic. Odparł.
Było mi go szkoda. Był taki zamknięty w sobie. Widocznie o kimś myślał. Zaczynało się ściemniać. Zaprosiłam Daniela do kawiarenki. Zgodził się. Chwile później byliśmy w kawiarence. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Tych dziwnych i tych mniej dziwnych. Nagle odezwał się:

Daniel?

Ombrelune: Od Adama cd. Rosalie

Po chwili marszu dotarliśmy do pubu Pod Trzema Różdżkami. Jako dżentelmen przepuściłem Rosalie w drzwiach. Dziewczyna całkiem się już wyluzowała i gdyby nie zaczerwienione oczy, nie widać by było, że jeszcze przed chwilą wylała morze łez. Szeroko się uśmiechała i szła dziarskim, szybkim krokiem (co mogło być też spowodowane temperaturą na zewnątrz).
Kiedy zajęliśmy miejsce przy stoliku, od razu zrobiło się nam cieplej. Skinąłem na kelnerkę i poprosiłem o dwa kremowe piwa. Już po minucie siedzieliśmy nad dwoma dużymi kuflami, wesoło rozmawiając.
- Dobrze mi się z tobą gada - wyznała Ray. Pochlebiła mi tym.
- Może masz ochotę na coś słodkiego? - zapytałem, gdyż nasze napoje prawie że zniknęły.
- To wyzysk - rzuciła ze śmiechem. Wzruszyłem ramionami.
- Zawsze stawiam laskom. To jak? Rurka z kremem?
- Skoro nalegasz...
- Kelnerka! Dwie rurki z kremem - powiedziałem, kiedy dziewczyna w fartuchu podeszła, by wysłuchać zamówienia. Odburknęła coś i wróciła za bar. Chyba niezbyt lubiła swoją pracę. Szybko wróciła, niosąc na tacy dwa talerzyki z dużymi ciastkami z francuskiego ciasta, posypanymi obficie cukrem.
- Smacznego - zwróciłem się do Rosalie, nie racząc kelnerki nawet zdawkowym "Dzięki".
- Dziękuję. Czemu tak chamsko traktujesz obsługę? Żadna praca nie hańbi...
- Nie, nie, nie o to chodzi. Po prostu kiedyś miałem z tą babką trochę nieprzyjemną sytuację.
- Ok, myślałam, że...
- Tak, wiem. Biedne, bogate dziecko. Lubi tylko siebie, szanuje tylko siebie...
- Nieprawda...
- Prawda.
Rozmowa ucichła. Znaczyło to, że miałem rację, a Rej nie wiedziała już, co mi odpowiedzieć. Tyle, że ona też miała rację. Byłem taki. Ja i David byliśmy właśnie tacy. Wygodni, samolubni i samowystarczalni.
- Przepraszam - pisnęła dziewczyna.
- Za co? Nie przepraszaj za prawdę, mała.
- Uraziłam cię...
- Nie. Nie, nie uraziłaś.
- Więc wcale taki nie jesteś. Wcale, skoro się nie obraziłeś... Wiesz... Jesteś inny.
- Inny niż kto?
- Inny niż... ty. Inny, niż się wydawałeś na początku.
- Inny, niż Ell mnie przedstawiła - uśmiechnąłem się na wspomnienie wybuchu rzeczonej dziewczyny przy moim pierwszym spotkaniu z Rosalie. - Idziemy stąd?
- Gdzie?
- Nie wiem. Na spacerek.
Dziewczyna milcząco wyraziła aprobatę. Skoczyłem zapłacić i wyszliśmy z lokalu.
Niebo zaczynało już szarzeć i pojawiały się pierwsze gwiazdy. Wielkie śnieżne zaspy były tak białe, że zdawały się świecić. Puch skrzypiał nam pod nogami, kiedy szliśmy dróżką na skraju wsi Écuelle.
- Zaj*biście, co?
- Bajecznie - Rosalie wielkimi oczyma podziwiała nizinny krajobraz skąpany w mroku nadchodzącego szybko wieczora.
Odruchowo złapała mnie za rękę, jednak puściła, jakby moja skóra ją sparzyła. Uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
Zatrzymaliśmy się pośrodku pustkowia. Jedynym budynkiem w okolicy był Straszny Dwór na wzgórzu.
Spojrzałem na moją towarzyszkę. Wyglądała tak pięknie, tak niewinnie... Sam nie wiem, co mnie podkusiło, ale gdy spojrzałem na jej pełne, różowe usta, nachyliłem się i złożyłem na nich delikatny pocałunek. Posłała mi zdziwione spojrzenie.
- Sory - bąknąłem.
- Adam...
- Ta?
- Całuj dalej - szepnęła.
Nachyliłem się i cmoknąłem ją raz. Potem drugi, już dłuższy. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Trwało to jednak króciutko, gdyż uśmiechnęliśmy się do siebie i, zamknąwszy oczy, oddaliśmy się do reszty miłosnemu uniesieniu. Czułem się... wspaniale. Ona chyba też. Nie wiem, jak długo trwał pocałunek. Dla mnie czas się zatrzymał. Dziewczyna zarzuciła mi ramiona na szyję. Miałem wrażenie, że trzymam w objęciach rannego ptaka. Odczucie, że muszę się nim opiekować.
Rozłączyliśmy usta. Rosalie westchnęła głęboko. Skrzyżowała ręce na piersi.
- Zimno ci, mała?
Kiwnęła głową. Bez wahania zdjąłem z szyi szalik w barwach Ombrelune i owinąłem jej szyję.
- Wracajmy - powiedziała cicho.
Cofnęliśmy się do Écuelle, a stamtąd niespiesznym krokiem wróciliśmy do Beauxbatons.

Ray? A może to już koniec?

Ombrelune: Od Avalon C.D. Daniela

Stałam jak ten kołek.Musiałam sobie wszystko poukładać na spokojnie.On mnie pocałował i to dziś a ja nie zareagowałam.Myślałam że jesteśmy P R Z Y J A C I Ó Ł M I a on jednak czuje coś innego.Niczym cień poszłam do mojego dormitorium i niezauważenie spakowałam książki.Gdy miałam wychodzić Roxi się zbudziła i zmierzyła mnie wzrokiem.
-Jest dopiero 6 rano gdzie idziesz?-spytała i ziewnęła
-Y...Idę porozmawiać z nauczycielem-powiedziałam-Przecież wiesz jak dbam o oceny.
-Bardziej niż o swój makijaż-mruknęła i przewróciła się na drugi bok.
Poszłam do pokoju wspólnego nie zważając na lekko zdziwione spojrzenia usiadłam przy kominku.Zaczęłam myśleć.Ja go lubiłam a może jednak czułam więcej miałam mętlik w głowie.Teraz będzie mi się tłumaczył, a jeśli nie będzie chciał to wleje mu do picia veritaserum. Wstałam i spojrzałam na plan.Pierwsze co miałam to eliksiry ale oprócz tego jeszcze śniadanie.Ruszyłam się w stronę wielkiej sali gdzie nikogo nie było ale ja jako ten wyjątek usiadłam przy stole luniaków i wyciągnęłam mugolską książkę po czym zaczęłam czytać.W jednym momencie ludzie zaczęli się schodzić.Przy swoim stole siedział Daniel.Spojrzałam na niego spojrzeniem żądnym krwi.Niestety na przeciw mnie usiadła Roxi i musiałam się uspokoić i być "sobą".
-I jak tam rozmowa z nauczycielem?-prychnęła i sięgnęła po tosta.
-Normalnie.Mam się po prostu lepiej uczyć-powiedziałam
-Aha...-zaczęła pożerać tosta
***
Na eliksirach specjalnie usiadłam bliżej Daniela.Chłopak uśmiechnął się do mnie.
-Dziś będziemy przygotowywać eliksir zapomnienia-powiedział nauczyciel-Składniki macie na tablicy a przygotowania eliksiru na stronie 49 w książce.
Wyciągnęłam dość opasłą księgę i otworzyłam ją na wskazanej stronie.Zaczęłam czytać przepis lecz mimowolnie spojrzałam na chłopaka i uśmiechnęłam się delikatnie.


<Daniel?>

wtorek, 25 lutego 2014

Nowa Uczennica!

Witajmy w Beauxbatons!





Papillonlisse -  Lindsey Stirling

Ombrelune: Od Clarisse do Adama C.D. Bal

Walnęła bym im, kto kolwiek to był. Taniec się skończył. Całe szczęście, nienawidzę być w centrum uwagi. Siedziałam przy stole jedząc muffinki i owoce morza. Kocham święta, a raczej kochałam... Will kochał jak krzątam się po kuchni z Frankiem, przyczym podjadał, a ja go ganiałam. O mały włos a bym się popłakała.
- Co tam słońce? -Powiedział Percy siadając kolo mnie. -Ej, pękniesz jeśli to zjesz -spojrzał mi na mój talerz.
-Uwierz mi, że to zjem.
-Ok, jak to zjesz to proszę cię do tańca,SIS. - gdy skończyłam musiałam z nim zatańczyć. Co jest szczęściem,bo Adam okazał się fatalnym tancerzem, moje stopy nadal bolały. Na szczęście Percy umiał świetnie tańczyć. Po skończonym tańcu poszłam się napić, a percy został i tańczył z innymi dziewczynami. Podszedł do mnie Adam.
-Dzięki za ból stóp...
-Kupie ci wózek inwalidzki.
-Ha ha, ostatnio się tak uśmiałam jak obierałam ziemniaki. Jesteś mi winien co najmniej masaż stóp na Filipinach.-powiedziałam sarkastycznie.- Chcesz ponczu?-powiedziałam machając kubkiem.

Adam? Skusisz się na poncz?

Papillonlisse:Od Jane-c.d. Petty'ego

Siedziałam na błoniach i wpatrywałam się jednorożca który wyszedł z zakazanego lasu.Szedł bardzo spokojnie jak by w ogóle mnie nie zauważył.Pysk miał przy ziemi jak by poszukiwał czegoś.Wiedziałam że lepiej nie wchodzić jednorożcowi w drogę ale to była jedyna szansa.Wsadziłam dłoń do kieszeni szaty.Miałam tam parę kostek cukru które miałam dać koniom madame Maxime. Podeszłam na bezpieczną odległość i wyciągnęłam dłoń.Klacz przyjrzała mi się uważnie ale powoli ruszyła w moją stronę, bardzo powoli lecz w jej oczach widać było że darzyła mnie zaufaniem.Podeszła do mnie i wzięła kostki cukru a na pogładziłam ją po grzbiecie.Nagle nastawiła uszy.Odeszła od mnie i pogalopowała w stronę lasu.Spojrzałam co mogło ją spłoszyć i zobaczyłam mojego chłopaka. Akurat teraz jak na złość musiał przyleźć. Normalnie bym się cieszyła no ale teraz to w ogóle.
-Wiesz co dziękuję-prychnęłam w jego stronę z uśmiechem
-Ale co?-zdziwił się Petty
-Masz mi teraz odnaleźć tego jednorożca-powiedziałam i założyłam ręce na piersiach-Nie po to go do siebie zwabiłam żebyś ty mi go płoszył!
-Oj nie przesadzaj-zaczął mnie łaskotać lecz ja stałam twardo chodź omal i wybuchłam śmiechem.
<Petty? Masz mi tego jednorożca przyprowadzić )

Ombrelune: Od Adama cd. Davida

- No jesteś, jesteś - spojrzałem z uznaniem na naszą zdobycz.
- Co będę z tego miał? - wyszczerzył się David.
- Odwdzięczę ci się w nocy - rzuciłem ze śmiechem.
Zaczęliśmy zastanawiać się nad miejscem naszej małej libacji. Oczywistym było, że nie zostaniemy z orężem Pod Trzema Różdżkami. Nie mieliśmy przecież prawa posiadać alkoholu. Nie daj Boże, spotkalibyśmy jakiegoś nauczyciela i byłoby po nas. Zacząłby się wywód na temat dawania złego przykładu przez prefektów, którymi to nie dane byłoby nam być już długo, gdyż tytuł ten odebrano by nam z pewnością po tegoż wywodu zakończeniu. Następnie czekałby nas długotrwały, uciążliwy szlaban, Ombrelune straciłoby z milion punktów, a Craxi ukręciłby nam karki.
Oboje wyobrażaliśmy sobie ten scenariusz, chyłkiem przemykając główną ulicą Écuelle. Co raz zatrzymywaliśmy się przy różnej maści zaułkach, ślepych uliczkach i bocznych wejściach. Wciąż jednak dochodziliśmy do wniosku, że miejsce jest zbyt wyeksponowane.
W pewnej chwili zrzedły nam miny. Z przeciwnej strony nadchodziły ku nam Ell i Clarr. Chichrały się i prowadziły ożywioną dyskusję.
"Oby im przeszło..." - pomyślałem. Na śniadaniu TROCHĘ je z Davidem zirytowaliśmy. Kiedy nas spostrzegły, wcale nie udawały, że nas nie widzą. Przeciwnie - z przebiegłymi uśmieszkami skierowały się do nas.
- Och, garçon Boski i monsieur Senne Marzenie - zadrwiła Ell, stanąwszy przy nas. - Wiemy, że nie jesteśmy warte rozmowy z wami, ale chciałyśmy dowiedzieć się jak tam wasz podryw.
- A bardzo dobrze - powiedział Blondasek dziarsko.
- Co macie dobrego? - Clarisse podejrzliwie przyglądała się naszej torbie.
- Nie jesteś godna - powiedziałem tonem pełnym dramatyzmu.
- Idioci - mruknęła różowowłosa.
- Tylko bez takich epitetów! - Dave udał urażonego. - Skoro już musicie wiedzieć, mamy tu supertajne zapasy, którymi być może uraczymy was w Sylwestra. Jeśli będziecie grzeczne - rzecz jasna.
- Spójrz, Ellie, panowie kupili cztery kremowe piwka na wynos i świecą - Clarr uśmiechnęła się szeroko, zadowolona z docinku.
- I tu się mylisz - rzekł David. - To dobre dla pierwszaków. Niedługo Nowy Rok. Będziemy mieć całe czternaście lat!
- Och, a więc sześć piw? - spytała Ell z politowaniem.
W odpowiedzi popukałem się palcem w czoło. Rozejrzałem się niepewnie, by sprawdzić, czy nie ma nas w zasięgu wzroku żaden nauczyciel, auror, czy ki diabeł, lub - co gorsza - Petty, który tak poważnie traktuje fuchę naczelnego, że dowaliłby nam gorzej niż niejeden profesor. Z ulgą stwierdziłem, że nikogo z wyżej wymienionych na horyzoncie nie widać. Chwyciłem za gwint pierwszej z brzegu, całkiem pokaźnej, pękatej butelki - rumu - i pokazałem zdziwionym dziewczynom.
- Ile tego macie? - spytała Ell z zaciekawieniem.
- Mówiłaś tą liczbę na początku.
- SZEŚĆ?! - dziewczyna zrobiła oczy jak galeony.
- Jesteście chorzy - powiedziała Clarr wypranym z emocji tonem.
- Oszukasz mnie, a nawet siebie, ale nie oszukasz miłości - zwrócił się do niej mój przyjaciel.
- Świr - Clarr wzruszyła ramionami, po czym dodała, że muszą iść z Ell gdzieś tam po coś tam. Po chwili zostaliśmy sami.
- To gdzie idziemy?
- Hmm... A może ten opuszczony dom na wzgórzu?... Aha! Muszę oddać ci kasę - wyjąłem z kieszeni szaty garść monet i odliczyłem kilkanaście galeonów.
- Dzięki. To kierunek wzgórze?
- Kierunek wzgórze - przytaknąłem.
Podejście pod górę zajęło nam sporo czasu. Kiedy wreszcie wdrapaliśmy się na szczyt, gdzie i tak nie mógł nikt nas przyuważyć, weszliśmy przez stare drzwi do strzelistego budynku. Wewnątrz panował straszny nieporządek. Wszystkie sprzęty pokrywała półcentymetrowa warstwa kurzu, a pajęczyny znajdowały się we wszystkich zakamarkach od sufitu do podłogi. Moją uwagę przykuły rozpadające się, spróchniałe schody. Miałem dziki plan sprawdzenia, co znajduje się na piętrze.
David postawił prowiant na podłogowych deskach. Zamknął i otworzył parę razy dłoń, bo prawie 10 litrów alkoholu sprawiło, że ucho torby boleśnie wpiło mu się w zaciśniętą na nim rękę.
- Nie pijemy wszystkiego od razu, nie?
- No raczej - odpowiedział Blondasek. - Pytanie tylko, jak przemycić te butelki do Akademii.
- Przyda się tajne przejście - mrugnąłem porozumiewawczo.

Dave?

Papillonlisse:od Daniela CD Avalon

Niebo szarzało coraz bardziej, jednak wciąż było widać pojedyncze gwiazdy.
-Amy, patrz! Spadająca gwiazda-uśmiechnąłem się i pomyślałem życzenie. Spojrzała na mnie z politowaniem.
-Ty wierzysz w spadające gwiazdy?
-Wiesz....raczej tak. Moja mama na wieży Eiffla zobaczyła taką, poprosiła żeby dziecko się jak najszybciej urodziło, bo było już po terminie, i tada!
-Naprawdę, urodziłeś się na Wieży Eiffla?-roześmiała się.
Kiwnąłem głową i wpatrzyłem się w słońce wychylające się zza tafli jeziora.
-Myślisz, że twoje życzenie się spełni?-zapytała cicho Avalon. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha i spojrzałem na nią.
-Wiesz, są całkiem spore szanse
Słońce wschodziło coraz wyżej, a my oparci o blanki patrzyliśmy na to z zapartym tchem. Powoli dały się słyszeć pierwsze śpiewy ptaków.
-Wiesz, te twoje wschody słońca rzeczywiście są piękne.
-Mhm.-kiwnęła głową. Kiedy zaświtało już na dobre machnięciem różdżki usunąłem stól i zaczęliśmy schodzić po drabinie. Na pustym jeszcze korytarzu się zatrzymałem.
-Co jest?-odwróciła się Av.
-Pamiętasz jak powiedziałem, że są spore szanse na spełnienie mojego życzenia?
-No tak, i co.
-I...żeby je spełnić potrzebuję pomocy.
I wtedy zrobiłem coś, czego raczej nie będę żałować.

Podszedłem do Avalon i ją pocałowałem. Potem uśmiechnąłem się do niej i poszedłem do dormitorium po książki. Zaraz kolejny, nudny dzień w szkole.

Avalon?;

poniedziałek, 24 lutego 2014

Héroiqueours: Od Mikayli Do Davida

Siedziałam na dziedzińcu a tam znowu wiele uczniów. Hałas okropny.
Udałam się więc do Wijącego Tunelu. Tam prawie zawsze nikogo nie spotkałam. Usiadłam na jednym z kamieni i zaczęłam pisać pracę domową z Eliksirów. Ostatnio straszny nawał zadań. Gdy skończyłam wszystkie prace domowe, a było jeszcze zbyt wcześnie by wchodzić daremnie do szkoły, wzięłam pióro, pergamin.
-O czym by znów napisać?-zapytałam samą siebie. Miałam zamiar napisać nową piosenkę. - A może piosenka z tytułem "Jakakolwiek byle nie zwyczajna"? Tak to mi się podoba. Czemu ja mówię do siebie?-zaśmiałam się. Napisałam kilka linijek i przeczytałam kilka razy:

"Czasami staję się dziwna
Przerażam nawet samą siebie
Śmieję się do snu
- To moja kołysanka.
Czasami jeżdżę zbyt szybko
Tylko po to, by poczuć zagrożenie
Chcę krzyczeć
To sprawia, iż czuję, że żyję"

-Coraz gorzej.-prychnęłam i wstałam. Miałam zamiar udać się do szkoły na kolację. Weszłam na parter i zobaczyłam Davida. Podbiegł do mnie.
- O! Dawno cię nigdzie nie było!
-Po prostu nie potrafiłeś mnie znaleźć.-zaśmiałam się .-Ostatnio wiele się uczyłam.
-A to co?-wyrwał mi kartkę z ręki, ale ja szybkim ruchem ust rzuciłam zaklęcia i znowu przyleciała do mnie.
-Jak..?-zapytał.
-Zapomniałeś?-zaśmiałam się.- Nie ładnie wilczku.-pogłaskałam go po głowie.

<David?>

Ombrelune: Od Avalon C.D. Daniela

Przyglądałam się tym przepięknym stworzeniom.Poruszały się tak majestatycznie w przestworzach a źrebak którego przed chwilą dokarmiłam fruwał jak szalony niedaleko swojej mamy.Zachichotałam.W głowie wymyślałam mu imię bo wiedziałam że i tak niedługo wróci. Myślałam dłuższą chwilkę i w końcu imię wpadło mi do głowy "Wicher".Źrebak ten był szybki i jeszcze nieokrzesany lecz jak wróci będzie tak samo wielki i przepiękny jak reszta pegazów.W jednej chwili Daniel wyrwał mnie z zamyślenia.
-Piękne stworzenia co nie?-spytał
-Tak-skinęłam głową-Wicher też śliczny lecz jak wróci będzie jeszcze piękniejszy.
-Wicher?-zdziwił się
-No co?Tak nazwałam tego źrebaka-powiedziałam lekko urażona.
Pegazy zaczęły się oddalać lecz my nadal wpatrywaliśmy się w nie.W końcu gdy znikły za horyzontem wstaliśmy. Daniel nadal trzymał moją dłoń. Mimowolnie się zarumieniłam i opuściłam wzrok.
-To co wracamy?-spytałam lecz w moim głosie słychać było nutkę smutku.Nie chciałam wracać.Chciałam zobaczyć wschód słońca.
Spojrzałam w niebo które już poszarzało.Spojrzałam na wschód.
-Ja nie wiem co można widzieć we wschodzie słońca-powiedział
Spojrzałam na niego spod łba i spiorunowałam go wzrokiem.
-To samo można powiedzieć o pegazach.-prychnęłam-Wschody i zachody słońca są dla mnie tak samo piękne jak pegazy...A jako że jesteś mugolak więc spytam.Oglądałeś króla lwa?
-A kto by tego nie oglądał-zaśmiał się
-Może ci się to wydawać dziwne ale to właśnie przez ta bajkę zrodziło się moje zamiłowanie do wschodów słońca.Do tego czerwonego nieba gdy słońce wchodzi na nieboskłon.-rozmarzyłam się-Podobnie mam z zachodami ale do jednak wschody wole bardziej.Wszystko się wtedy budzi do życia.Kwiaty,zwierzęta.

<Daniel?>

Héroiqueours: od Izabell c.d Adam

-Hmm... Niech no pomyślę.-położyłam sobie palec na policzku i odrzekłam:
-Zgoda. Wiec że kocham wyzwania drogi Adamie.
-W takim razie zabierz swą sowę, sprzęt i chodź za mną.
Podeszłam do Clary, wzięłam ją na swe ramię. Podeszłam do kamienia i podniosłam zapasowe strzały. Gdy to robiłam Adam się dziwnie mi przyglądał. Nagle zadał pytanie:
-Od kiedy interesujesz się łucznictwem?
-Od tego momentu co ty wypowiedziałeś swoje pierwsze słowo.-Podeszłam do niego i rzuciłam mu swój łuk. Przeszłam obok niego, trąciłam go z ramienia.
-No idziesz czy nie?-rzekłam.
-Ide, ale rzeknę że jesteś zadziwiająca.
-Ja ,,zadziwiającoś,, zjadam na śniadanie.
Adam dziwnie się uśmiechnął i wyminą mnie. Ja stanęłam i paczyłam się na jego kroki z nutą gracji.
-Idziesz mademoiselle Izabell.
-Możesz mówić normalnie. Nie jestem żadną księżniczką. Wkurza mnie takie słownictwo.

Adam?

Ombrelune: Od Avalon C.D. Daniela-Bal

-Kapela prawie wszystko wyjadła-zaśmiałam się-Jak by nie jadła od tygodnia.
Wypiłam sok i uśmiechnęłam się do niego promiennie.Może miał racje może na serio się zmieniłam. Przecież nie byłam chyba aż taką straszą jędzą....Chyba.Ale to była maska ja zawsze byłam taka jaka jestem teraz no może bardziej egoistyczna jak na luniaka przystało.Wzięłam babeczkę lecz zamiast ją zjeść rzuciłam danielowi prosto w twarz.Krem czekoladowy miał na nosie i na policzkach.Zaczęłam się prawie tarzać ze śmiechu.Nagle i ja dostałam ciachem. Zwężyłam oczy w szparki. Teraz to on prawie tarzał się ze śmiechu. Wzięłam kolejną lecz tym razem ugryzłam ją a potem w niego rzuciłam. Uczniowie najwyraźniej nawet na nas nie zwracali uwagę.Kapela robiła niezły koncert więc wszyscy stali przy scenie a my takie wyjątki przy ścianie.W końcu koncert znów zamienił się w bal a my już przestaliśmy obrzucać się jedzeniem a dokładniej babeczkami z nadzieniem czekoladowym,waniliowym,truskawkowym i jagodowym.Spojrzałam na chłopaka który po części wytarł się z nadzienia babeczek którymi dostał lecz pozostało jeszcze jedno miejsce a ja jak głupia zaczęłam się śmiać.Chłopak poniósł brew.
-Jesteś tu brudny-powiedziałam
Chłopak zaczął wycierać całą twarz ale jak na złość omijał ciągle te same miejsce.Przewróciłam oczami.Podałam mu chusteczkę.Lecz ten nadal chyba nie wiedział gdzie to miejsce jest.Można powiedzieć że po między oczami(tak ja to mam cela) miał nadzienie z babeczki.
-Po między oczami-podpowiedziałam mu
Teraz to on przewrócił oczami.Zaczęliśmy znów tańczyć.Szczerze to był mój najlepszy przyjaciel ale tylko przyjaciel nic więcej.W jednej chwili opuściłam wzrok.
-Coś się stało?-spytał
-Nie nic-powiedziałam.Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się.-Zamyśliłam się
Tańczyliśmy aż w końcu madame Maxime ogłosiła koniec balu czyli około o 4 nad ranem.Szliśmy razem ale niestety schodu musiały nas rozłączyć. Przecież ja musiałam iść do lochów a on na górę.
-No do do widzenia -powiedziałam z uśmiechem
-Do widzenia-powiedział i odwrócił się w stronę schodów
-Daniel!-krzyknęłam za nim.Nie wiem co mnie podkusiło podeszłam do niego i przytuliłam.-Dziękuję za wszystko.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę lochów do pokoju wspólnego Luniaków.
THE END :3

Ombrelune: Od Rosalie CD Adam

- Chętnie. - powiedziałam i na mojej twarzy po raz pierwszy dzisiaj pojawił się uśmiech.
Po chwili szliśmy już uliczkami do miasteczka. Panowała cisza. Oboje szliśmy w idealnym skupieniu. Mój wzrok nadal wbity był w ziemię. Odpowiadało mi to milczenie. Musiałam w spokoju przemyśleć kilka spraw. Od dłuższego czasu coś nie daje mi spokoju. Czasem nie mogę spać, całymi dniami jestem smutna. Właściwie to nie smutna, ale przygnębiona. Od kilku dni, momentami pobolewa mnie brzuch. Wkrótce stwierdziłam, że to piwo może poprawić mi humor. Szczególnie kremowe. Zatrzymałam się. Adam poszedł dalej, ale zaraz spostrzegł, że zostałam z tyłu. Podbiegł do mnie.
-Rosalie. Nie udawaj. Coś cię martwi. - powiedział cicho.
Nie odpowiedziałam. Staliśmy na środku chodnika w milczeniu. Jeden z rowerzystów o mało co nas nie potrącił. Ale nas to nie obchodziło. Nadal staliśmy w tym samym miejscu.
- Rosalie... - rzekł Adam, przerywając idealną ciszę.
- Tak? - zapytałam tak cicho, że nie byłam pewna czy usłyszał.
- Co ci się dzieje? Zatrzymujesz sie na środku chodnika... Tamten rowerzysta...- zaczął, ale nie skończył, bo położyłam mu palec na usta. I uciekłam. Biegłam tak szybko, że nie dałby rady mnie dogonić. Zdałam sobie z czegoś sprawę. Z czegoś ważnego. I to bardzo. Wbiegłam do ciemnej uliczki. Usiadłam na murku, i zaczęłam płakać. Nie były to łzy smutku. To są łzy radości. Nagle Adam mnie znalazł i zdał sobie sprawę, że płaczę. Chciałam mu powiedzieć, żeby sobie poszedł, ale nie zrobiłam tego. Usiadł obok.
- Czemu uciekłaś? - jego głos brzmiał, jakby się cieszył i jednocześnie był smutny.
- Właściwie... Nie mam pojęcia. - powiedziałam i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Czemu się śmiejemy? Nie wiem. Adam chyba też nie wiedział. Coś nas rozbawiło.
- To co? Ecuelle? - chłopak przestał się śmiać i zmienił temat.
- Oczywiście. - powiedziałam nadal się śmiejąc.

<Adam?>

Ombrelune: Od Adama cd. Rosalie

To pytanie zbiło mnie z tropu. Wzruszyłem ramionami.
- Chciałem ci potowarzyszyć. Tak sama szłaś... Jak chcesz, to mogę iść... Mam iść?
- Tak - powiedziała cicho.
"Ok" - pomyślałem. Zawróciłem i poszedłem przed siebie. Chce być sama? Proszę bardzo...
- Czekaj - powiedziała Ray. Odwróciłem się. Nadal stała ze spuszczoną głową. Nieruchomo. Plecami do mnie. - Nie chcę. Nie idź.
- Kobiety... - szepnąłem i szybkim krokiem do niej podszedłem. - To gdzie idziesz? Idziemy - poprawiłem się.
- Nie wiem. Przed siebie.
Więc ruszyliśmy przed siebie. W milczeniu wyszliśmy na błonia. Mimo słońca trzymał niezły mróz. Wyłączając to, pogoda była wspaniała. Na niebie widać było nawet najmniejszego ptaka - żadnej chmurki.
- Coś się stało? - spytałem w końcu. Cisza zaczynała robić się nie do zniesienia.
- Właściwie to... nie - stwierdziła dziewczyna. Nadal jednak w jej głosie słychać było obojętność.
Przewróciłem oczami.
- Nie możesz tak smutać. Nie pozwolę na to.
Uśmiechnęła się pobłażliwie.
W szybkim tempie przetrzepałem kieszenie szaty. Ku mojej uciesze znalazłem kilka galeonów. Na dwa kremowe piwa powinno wystarczyć.
- Chcesz iść do Écuelle na piwko? Stawiam.
Rosalie zastanowiła się chwilę.

Ray? Sorka, że krótko.

Ombrelune: Od Rosalie CD Cleo

- Dziękuję! - krzyknęłam i przytuliłam ją.
Jak udało jej się zrobic to wszystko w dwa dni? I czy nie mówiłam jej, że nie lubię różowego?
- Proszę. - odparła dumnie.
Położyła ręcę na biodrach, przyglądając się swojej pracy. Szczerze mówiąc wszystko byłoby ok, gdyby nie ten różowy na ścianie... Ale nie mówiłam jej tego. Napracowała się. Miałabym narzekać? To nie w moim stylu. Może się przemaluje?
- Co, nie podoba ci się? - spytała mierząc mnie wzrokiem i jednocześnie udając, że wyciera pot z czoła.
- Wieeeesz... - zaczęłam.
Widząc spojrzenie Cleo, zrozumiałam, że nie jest gotowa na krytykę.
- Nie, nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku. - uśmiechnęłam się krzywo.
Wszystko jest w jak najlepszym porządku?! Przecież ja nigdy tak nie mówię! Teraz to już na pewno zauważyła, że kłamię. Musiałam coś wykąbinować. Może jej powiem, że wanna jest za duża? Nie, to bez sensu... Nie miałam wyjścia. Musiałam powiedzieć prawdę.
- Nie lubię różowego. - wykrztusiłam nagle.

<Cleo? Reakcja? :3>

sobota, 22 lutego 2014

Papillonlisse: od Daniela do Avalon

-Ale naprawdę, mogę!?-niedowierzałem. Madame Maxime zacmokała zniecierpliwiona
-Mówię. Na całą noc wierza ast'ronomiczna twoja. Maximalnie 3 osoby.
-Dziękuję, Madame-nonszlancko ucałowałem jej rękę i wybiegłem z jej gabinetu. Trzeba wszystko zaplanować.
****
Jak najciszej mogłem wbiegłem do dormitorium pierwszorocznych Luniaczek. Wypatryłem Avalon.
-Amy! Amy, hej zbudź się!
-Co?-otworzyła zaspane oczy, jednak zaraz się rozbudziła.-Daniel!? A co ty tu robisz? Idź, zanim dziewczyny się obudzą i narobią szumu...
-Bez nerwów. Maxime mi pozwoliła. Teraz się ubieraj, mam coś naprawdę ekstra.
Wyszedłem z pokoju i usiadłem w fotelu z zielonym obiciem. Po chwili pijawiła się Av w zapinanej koszulce i jeansach.
-Co to za coś?-spytała nieco rozdrażniona.
-Zobaczysz. To bedzie na wieży astronomicznej.
Wyszliśmy z pokoju wspólnego i poszliśmy w stronę wyżej wymienionej wieży.
Weszliśmy po drabinie, ja przodem. Gdy już stanąłem na szczycie i pomogłem wyjść Amy była bardzo zaskoczona. Tuż przy blankach stał drewniany stół i dwa krzesła. Stół był przykryty białym obrusem, po środku stała świeca. Na talerzach pyszne biszkopty.
-Ja...Daniel to wszystko...
-Masz rację-przerwałem jej-Czegoś brakuje.-doczarowałem wazonik z czerwoną różą-Teraz. Teraz jest idealnie.
-Nie...chciałam zapytać...To wszystko dla mnie?
-Tak. Dla ciebie. Ale kolacja to jeszcze nic.
Spojrzała na mnie pytająco.
-Niespodzianka-odparłem tajemniczo
Podeszliśmy do stołu, odsunąłem dziewczynie krzesło po czym sam usiadłem.
-Smacznego-powiedziałem z promiennym uśmiechem.
Gdy już zjedliśmy po dwa kawałki wybornego ciasta(talerze wciąż się napełniały) Amy zapytała:
-To kiedy będzie ta niespodzianka?-zaciekawiła się.
-Już niedługo-zerknąłem na zegarek. 3.....2....1.....
Obłoki dookoła zabarwiły się na lekki róż. Wylatywały z nich jasne kształty, muskające chmurki majestatycznie miękkimi skrzydłami.
-Czy to są...?-szapnęła z zachwytem.
-Pegazy. Migracja pegazów. Znalazłem o niej wycinek w bibliotece. Migrują co roku, o tej samej porze. Postanowiłem cię zaprosić.
Dziewczyna uśmiechnęła się i nic nie powiedziała. Nagle koło nas upadł źrebak. Patrzył na nas przerażony. Av wyczarowała marchewkę i wyciągnęła do niego.
-Masz, nie bój się. Nie skrzywdzimy cię. To da ci siłę na dalszy lot.
Źrebak nieufnie podszedł i chwycił marchewkę zębami. Po chwili rozpromieniony otarł się głową o rękę Amy. Pogłaskała go z uśmiechem i razem podrzuciliśmy go lekko do góry. Dalej poleciał sam. Skierował się w stronę klaczy, która kiwnęła nam łbem, jakby w podzięce i poleciała za resztą stada.
Avalon patrzyła na to cały czas się lekko uśmiechając. Usiadła pomiędzy blankami zwieszając nogi w przepaść, a ja obok niej. Wyglądała bardzo ładnie w lekkim świetle, jakie naturalnie wydzielały z siebie te stworzenia. Nie dość że ładnie. Wyglądała pięknie. Nieśmiało splotłem swoje palce z jej palcami. Jej dłoń drgnęła, jednak zaraz znieruchomiała.

Avalon?;3Nawet nie wiesz ile czasy zajęło mi wymyślenie tego

Ombrelune: Od Rosalie do Adama

Było po dziesiątej. Wcześniej wstałam, ogarnęłam się, poszłam na śniadanie. Na razie nic ciekawego się nie działo. Miałam ochotę na coś innego niż zwykle. nie na czytanie czy coś w tym stylu. Miałam po prostu wielką, gigantyczną ochotę po prostu się przejść. Ubrałam się ciepło, bo na dworze było dosyć zimno. Wzięłam tylko torbę i wybiegłam na korytarz. Pomyślałam, że może wybiorę się na spacer z kimś. Od razu do głowy wpadł pomysł aby pójść po Ellie. Ruszyłam w stronę dormitorium Clarr i Ell. Zapukałam, ale nikt mi nie otworzył. Przyłożyłam ucho do drzwi. Nie wyglądało na to, że ktoś tam jest. Możliwe, że dziewczyny wyszły gdzieś, albo coś. Poszłam w stronę wyjścia. Byłam smutna, ale chyba nie dało się tego po mnie zauważyć. Nie da się myśleć o niczym. Podobno. Ale mimo to ja właśnie się tak czułam. Nagle usłyszałam za sobą pewien znajomy głos:
- Gdzie się wybierasz? I to sama?
- Adam. - pomyślałam przygnębiona.
- Uch... Cześć... - rzuciłam i zaczęłam iść szybciej.
- Nie cieszysz się na mój widok? - uśmiechnął się krzywo, pokazując swoje białe ząbki.
Nic nie odpowiedziałam, bo po prostu nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Chłopak dogonił mnie. Nie miałam wyjścia. Musiałam z nim porozmawiać.
- Czego chcesz? - zatrzymałam się i wbiłam wzrok w ziemie.

<Adam?>

Papillonlisse: Od Dakoty Do Kto chce ?

Było już późno, a jutro moja pierwsza lekcja. Postanowiłam, że wybiorę się na zakupy, aby kupić jakieś potrzebne rzeczy. Nie chciałam iść sama, ale nie miałam wyboru. Po chwili wzięłam ze sobą portmonetkę i poszłam do sklepu. Szłam dosyć długo z moją kotką Kiyuko. I nagle dotarłem do sklepu, od razu wzięłam się za szukanie dobrego towaru.
- No, nareszcie. Powiedziałam, ponieważ udało mi się wyjść ze sklepu.
Po 5 minutach od wyjścia ze sklepu wróciłam do domu i rozłożyłam zakupy na łóżko. Była to:

Piękna torebka:

I taki breloczek:

Postanowiłam też zrobić remont pokoju oraz łazienkę

I tak było mniej różowo niż w moim domu, w Japonii. Pokój musiał się przewietrzyć więc wyszłam na zewnątrz. Pochodziłam trochę aż nagle podszedł do mnie pewien chłopak, którego wogóle nie znałam, a koło niego stała jakaś i w końcu odezwali się do mnie:

<Kto chce ?>

Papillonlisse: od Daniela do Dakoty

Szedłem korytarzem, gdzy zobaczyłem przesłodką dziewczynę otoczoną przez tłum wielbicieli(najwyraźniej). Rozsuwając chłopców na boki podszedłem do niej.
-No cześć-powiedziałem.
-Hej-uśmiechnęła się i zatrzepotała rzęsami. Z bliska była już nie słodka tylko jakby...przesłodzona.
-Nie znam cię jeszcze, może chciałabyś się wybrać na spacer?
-Bardzo chętnie.
Uczyniła ruch, jakby chciała iść ze mną pod rękę, jednak w porę położyła ręce sztywno, wzdłuż ciała. Wyszliśmy na błonia. W jej jasnych włosach odbijały się promienie słoneczne. Siedliśmy na ławce pod drzewem.
-Nazywam się Daniel Coaspartoux, a ty?
-Dakota Rose. Jesteś z Papillonlisse?
-Tak, podobnie jak ty.-uśmiechnąłem się do niej.
-Najwyraźniej.-zachichotała. Była naprawdę śliczna. I wydawała się miła.
-Dakoto?-wyrwałem ją z zamyślenia, w które wpadła.
-Tak?-odwróciła się i spojrzała na mnie spod długich rzęs.
-Czy może...-i właśnie się zawiesiłem. Przypomniałem sobie piękne, niebiesko-zielono-złote oczy, jedwabiste, kruczoczarne włosy i bladą, ale jakże piękną twarz. Przypomniałem sobie jak z nią tańczyłem, rozmawiałem jak dla niej śpiewałem. Nie. Jeżeli ktokolwiek ma to zobaczyć to tylko Avalon..
-Więc?-teraz ja zostałem wyrwany z zamyślenia. Wielkie, piękne niebieskie oczy Dakoty patrzyły na mnie wyczekująco.
-Nic. Już nic.

Dakota?

piątek, 21 lutego 2014

Ombrelune: Od Adama: c.d. Izabelle


- Siostro, nie tak ostro, bo się pokaleczysz - zaśmiałem się, a widząc jej złowrogą minę, dodałem: - Nieładnie atakować prefekta.
- O, a więc prefekt?
- Zgadza się. Prefekt Ombrelune.
Usłyszawszy nazwę domu, dziewczyna skrzywiła się z niesmakiem. Nie mam pojęcia, czemu cieszymy się taką złą sławą. Bo co? Bo jesteśmy lepsi w quidditcha? Bo co roku zgarniamy Puchar Domu? Bo uważamy, że szlamy nie powinny uczyć się w Beauxbatons?
Izabelle nadal trzymała mnie na muszce, utrzymując grot strzały tuż przy gardle.
- Skąd znasz moje imię, ADAM?
- Nie wiem. Trzeba znać swojego wroga - ukazałem białe ząbki. - No, już zluzuj. I weź ten łuk.
Napastniczka popatrzyła na mnie nieufnie, po czym powoli opuściła narzędzie tortur, nie spuszczając z mojej osoby czujnego wzroku.
- No co? Przecież nie złapię cię, nie zwiążę i nie wrzucę do jeziora... Głównie dlatego, że jezioro jest zamarznięte - zażartowałem. - Dobra jesteś - powiedziałem, wskazując głową na łuk w jej ręku, chcąc zmienić temat.
- Dziękuję. Wiem to - uśmiechnęła się dumnie. - A ty? W czym jesteś dobry?
- Bez quidditcha nie ma mnie - wow. Jakież to było głębokie.
- Tylko tyle?
- Wolę robić jedną rzecz, ale za to porządnie.
- Ja lubię łucznictwo, jazdę konną, sporty ekstremalne...
- Typowe.
- Co? - spytała zdziwiona.
- Typowe dla dziewczyn. Każda z was ma milion talentów. Wszystkie dobrze rysujecie, śpiewacie, tańczycie... A co my mamy począć?
- Znam chłopaka lub dwóch, którzy umieją śpiewać.
- Ja też - wyznałem.
Miałem na myśli Davida. Biedak myśli, że o niczym nie wiem, a ja praktycznie co wieczór słyszę, jak się zapomina i wokalizuje pod prysznicem. Wolę mu jednak nie uświadamiać, że znam jego sekrecik. Jeszcze by się biedak speszył.
- A jak zapatruje się pani na quidditcha? - spytałem. - I od razu zadam kolejne pytanie: czy jeśli nie boi się pani lotu na miotle, w co wątpię, skoro reflektuje pani sporty ekstremalne, da się pani namówić na przejażdżkę, mademoiselle Izabelle?

Iz?

czwartek, 20 lutego 2014

Ombrelune: Od Ell cd Adama

Leżałam w łóżku czytając po raz tysięczny moją ulubioną książkę pt. "Grim". Miałam dokładnie 628 stron do prześledzenia więc nie będę się nudzić. Tak czy siak na obserwację miałam zostać do końca dnia. Popatrzyłam na duży drewniany zegar ścienny, który wisiał naprzeciw mnie. Właśnie nastąpił koniec lekcji klas drugich. Uśmiechnęłam się lekko. Teraz właśnie na załamanie karku wybiegłabym z klasy - pomyślałam po czym znów z rumieńcami na twarzy zaczęłam przeżywać przygody z gargulcem Grim'em, Mią i Remi'm. Po około dziesięciu minutach do pokoju wparowali Adam i David.
- Jak się czujesz? - zapytał Adam z zatroskaną miną (szczerze mówiąc nigdy nie przewidziałabym takiej reakcji u niego).
- Ujdzie - uśmiechnęłam się słabo i usiadłam.
- Ale nam stracha napędziłaś... - pokręcił głową David.
- Nie no mówisz, jakby to była moja wina - zareagowałam trochę zezłoszczona.
- I po co ten bulwers...? - mruknął pod nosem Adam.
Popatrzyłam na niego, lecz postanowiłam tego nie komentować.
- No...! To....! Tego. Co porabiasz? - David najwyraźniej próbował uniknąć kolejnej kłótni. Wynajdywanie tematu szło mu dość słabo...
- Czytam - pokazałam mu książkę.
- Kiedy wychodzisz?
Popatrzyłam na zegar.
- Za dokładnie pięć godzin.
- A tak w ogóle to co ci się stało? Zjadłaś ogórka kiszonego i popiłaś mlekiem?
Parsknęłam śmiechem.
- Bo ja to wiem...? Tak sobie zemdlałam. Co? Nie można? - wyszczerzyłam zęby w złośliwym uśmiechu.
- Nie. Zgłoszę to do dyrektora.
- Ach... kto mi pomoże? - przyłożyłam rękę do czoła udając damę w opresji patrząc znacząco na Adama.
- Nie wiem, może ten Ryan z naszego domu, ale ja mogę pomóc Dave'owi cię ogłuszyć i nieprzytomną zaciągnąć do gabinetu dyrektorki. Mam w tym doświadczenie - powiedział z "uśmiechem konia" (wszelkie prawa autorskie zastrzeżone XD)
Prychnęłam i przewróciłam się na drugi bok.
Adam???

Papillonlisse: od Daniela CD Avalon

-OK. Będziesz słuchać ich tu, ale inaczej.
Posłała mi pytające spojrzenie, a ja chwyciłem ją za rękę i nią kilka razy zakręciłem.
-O tak-powiedziałem przechylając ją do tyłu. Uśmiechnęła się i zaczęliśmy znowu tańczyć. Wszyscy poszli pod scenę, więc było mnóstwo miejsca do tańca. Podnosiłem ją, obracałem i cały czas się zastanawiałem jak to możliwe, że to ta sama Avalon, która chciała żebym sobie w końcu poszedł, że to ta sama, która zasłabła na korytarzu. To mi się zwyczajnie w głowie nie mieściło, że ta piękna, uśmiechnięta dziewczyna przede mną jest tą samą zołzą z korytarza(bez obrazy dla rzeczonej dziewczyny)
-O czym myślisz?-spytała nagle. Usmiechnąłem się.
-O tobie. Nie mogę uwierzyć, że to ty jesteś tą diablicą, która chciała się mnie jak najszybciej pozbyć. I tu mi nagle mówisz, że jestem fajnym przyjacielem.
Spuściła wzrok jakby zawstydzona.
-Hej, co jest? Czy ja ci robię wyrzuty?
-No tak to zabrzmiało.
-Coś ty! Ja się cieszę! Nawet nie wiesz jak!
-Serio?-uniosła oczy.
-No pewnie, sama zobacz! Do czego to doszło
-No tak!-roześmiała się. Podeszliśmy do bufetu w sporej części splądrowanego przez kapelę. Napiliśmy się trochę soku dyniowego.

Avalon?

Nowa Uczennica!

Witajmy w Beauxbatons!


Dakota Rose

Papillonlisse - Dakota Rose

środa, 19 lutego 2014

Ombrelune: Od Adama cd Cleo

Siedziałem sobie w dormitorium na moim łóżku i bawiłem się z Lucyferem. Jak zwykle mi się nudziło. David gdzieś polazł, pewnie do biblioteki. Wbrew pozorom bywał tam dość często. W odróżnieniu ode mnie jego interesowało go coś poza quidditchem i nawet lubił czytać. Szczególnie o czarnej magii. Dostał ode mnie nawet na Gwiazdkę książkę o tym.
Nagle ktoś wbił do mojego pokoju bez pukania. W drzwiach stanęła uśmiechnięta szatynka - pierwszoroczna, ale nie z mojego domu. Zmarszczyłem brwi.
- Jak tu weszłaś?
Zza niej wychynęła głowa Petty'ego.
- Aa... Wszystko jasne. Ale tak bez pukania?
Pett wzruszył ramionami.
- Davida nie ma?
- Nie ma. Ale ja jestem. Czyżbyś szukał mu laski? - spojrzałem na jego towarzyszkę.
- Nie. To taka nowa. Chciałem jej wszystkich przedstawić bo nikogo tu nie zna.
- Więc zacząłeś od właściwej osoby - wstałem i podszedłem do nieznajomej. - Adam - uśmiechnąłem się zawadiacko, wyciągając rękę w jej kierunku.
- Cleo - podała mi swoją.
- Harpia? - spojrzała na mnie wzrokiem zdradzającym zdziwienie. - Pytałem o dom. Héroiqueours? - kiwnęła głową. - Czysta krew?
- Jest.
- Może dość już tego przesłuchania, Diable? - zniecierpliwił się nasz pan prefekt naczelny.
- O co ci chodzi? - zrobiłem minę niewiniątka. - Poznajemy się z koleżanką. Z kim się tu trzymasz? - zwróciłem się do Cleo.
- Przyjaźnię się z Rosalie.
- O, to pysznie.
- Gdzie reszta? - spytał Pett.
- Smoku włóczy się po szkole, Ell gdzieś poszła i nikomu nie powiedziała gdzie, Percy'ego nie widziałem od rana, a Clarr... Pewnie leży w dormitorium z książką i czymś słodkim do jedzenia.
- Chętnie ją poznam - ochoczo wyznała pierwszaczka.
- Nie radzę - powiedział Rua z autentyczną przestrogą w głosie. - Ona pożera w całości.
- Clarisse nie jest zła - wyjaśniłem Cleo, posyłając koledze mordercze spojrzenie. - Trzeba tylko być dla niej miłym i od razu jej nie podpaść. Potem można sobie pozwalać, z czego nawiasem mówiąc skwapliwie z Davidem korzystamy. Ale jedno, co musisz o niej wiedzieć, to to, że tępi szlamy jak nikt inny.
- Nie tylko szlamy. Ona nikogo nie lubi - stwierdził Petty gorzko, co skwitowałem spojrzeniem pełnym litości.

Cleo?

Ombrelune: Od Avalon C.D. Daniela

-Tak to prawda -stwierdziłam -Patrz nikogo nie ma pod ścianą
Mówiłam prawdę ale za to zrobiła się kolejka do sceny.Każdy chciał spróbować a kapela zajadała się ile wlezie poczęstunkiem. Zaśmiałam się bo niektórzy nie potrafili śpiewać a i tak się pchali na scenę.
-Może już koniec -powiedział wokalista -Nie żeby coś ale tańczcie.
Niektórzy posmutniali ale wrócili albo do tańczenia albo podpierać ścianę.Zaśmiałam się po raz kolejny.
-Fajny z ciebie przyjaciel -powiedziałam do chłopaka i odwróciłam wzrok jakbym nagle znalazła oś ciekawego ,godnego mojej uwagi.- I w ogóle ciesze się że przyszłam z tobą.
-Czyżbyś mnie skomplementowała? -zdziwił się a ja uderzyłam go specjalnie ale nie mocno -Umieram
Zaśmiałam się ale nadali nie odwracałam wzroku.
-Widzisz nie taki diabeł straszny jak go malują -powiedziałam
Kapela zaczęła przygrywać skoczną muzykę.Wszyscy się pchaliby być jak najbliżej sceny. Było jak na mugolskim koncercie jakiejś bardzo ale to bardzo sławnej gwiazdy.Uczniowie zaczęli śpiewać razem z kapelą po najwyraźniej była to ich popisowa piosenka i pewnie najbardziej znana.Ja osobiście ją nie słyszałam dlatego chyba jako jedyna podeszłam do ściany.
-Czyżby taka muzyka nie odpowiadała? -spytał z uśmiechem
-Nie, nie -potrząsnęłam głową -Po prosu nie znam kapeli więc wolę po prostu słuchać ich tu.

<Daniel?>

Heroqueors: od Esmee CD Ell

Siedziałam w "chwurze" kawalerów i tych już zwiazanych i musiałam każdemu z osobn tłumaczyć, że nie jestem zainteresowana(a propopozycje padały naprawnę róóóóóżne)
Szukałam za to wzrokiem Ell. Zobaczyłam, że ona też kogoś szuka.
-Zatanczę z tym, który dłużej wytrzyma bez słowa.
Natychmiast zamilkli i dali się rozsunąć na boki. Kawałek dalej pokręciłam z politowaniem głową. Biedactwa.
Podeszłam do dziewczyny.
-O tu jesteś-ucieszyła się-Masz wiely nowych męskich przyjaciół, jak widzę.-mrugnęła figlarnie.
-Tak, ale coś sądzę, że przysporzyłam sobie żeńskich wrogów.-rzuciłam krótkie spojrzenie na zagniewanie dziewczyny.
-Przeżyją to jakoś, zresztą jutro już nie bedą niczego pamiętać, znowu ubierzesz swoją ponurą maskę i bedzie cacy.
-Chociaż ty różowo to widzisz.
-Różowo jak twoja sukienka!-zapewniła.
-A nie jak twoje włosy, przypadkiem?
Ell zmieniła kolor włosów na blond.
-Teraz już nie.
Roześmiałyśmy się.

Ell? Rozumiem brak weny, jak nikt -_-

Ombrelune: Od Adama cd. Ell

Byliśmy z Davidem w szklarni. Zaczynało się zielarstwo. Profesor Schneider rozdała nam doniczki z czyrakobulwami, co oznaczało, że będziemy robić jakieś megaobrzydliwe rzeczy. Nagle zorientowaliśmy się, że przy naszym stanowisku brakuje jeszcze jednej osoby.
- Gdzie Ellie?
- Nie mam pojęcia. Pewnie się obraziła i nie ma zamiaru nas zaszczycić. Na śniadaniu nawet na nas nie spojrzała.
- Taa... Nie mam mocnych na te jej fochy.
Ledwo wypowiedziałem te słowa, do pomieszczenia wbiegła zziajana Ell. Cała była blada, a na jej czole figurowały kropelki potu. Wydukała jakieś nieskładne usprawiedliwienie i... padła na glebę. Dziewczyny w pisk. Profesorka - panika. Wraz z Dave'em podbiegliśmy do bezwładnie leżącej dziewczyny i kucnęliśmy nad nią. Cała klasa poszła w nasze ślady.
- Wody, dajcie wody! - zawołała nauczycielka i z pomocą kilku uczennic zaczęła szukać pełnej konewki. Ellie z trudem otworzyła jednak oczy.
- Już nie trzeba, pani psor! - krzyknął Percy.
- Pójdę z nią do skrzydła szpitalnego - zaoferował David.
- Dobrze, możesz iść.
- Mogę z nim? - spytałem.
- Wykluczone. On sobie poradzi.
- Niech ze mną idzie, pani psor! Ona może nie dać rady sama iść. Do szkoły daleko, a jeszcze schody i drzwi...
- Poza tym to moja przyjaciółka.
- A lekcja? - jęknęła profesorka.
- Adam i tak nic beze mnie nie zrobi - wyszczerzył się David.
- Idźcie - westchnęła zrezygnowana nauczycielka. Pomogłem kumplowi podnieść dziewczynę. Nie wyglądała za dobrze.
- Nie da rady iść sama - osądziłem. Blondyn uniósł Ell niczym pan młody swoją oblubienicę, a ja otworzyłem mu drzwi szklarni.
Nagle - gruchot. Głowa dziewczyny uderzyła o szklaną ścianę.
- Nawet przez drzwi nie umiesz przejść?! - obruszyłem się.
- Ciężko było ucelować. Nic jej nie jest? - David autentycznie się zląkł.
- Chyba nie. Oddycha. Wychodź.
Kiedy wyszliśmy na błonie, szybko skierowaliśmy się do szkoły. Dziewczyna była półprzytomna. Myślę, że nas widziała, ale nie była w stanie się odezwać. Mimo tego cały czas staraliśmy się utrzymać z nią kontakt.
Skrzydło szpitalne znajduje się na pierwszym piętrze. Według mnie tą szkołę projektował jakiś palant. Na schodach musieliśmy wyręczać się nawzajem w noszeniu Ell, bo chociaż nie była ciężka, to miała jednak te swoje 45 kilo. Jeden z nas tachał przyjaciółkę, natomiast drugi szedł przed nim, asekurował i w razie potrzeby otwierał drzwi.
- Leć i mi otwórz. I zawołaj pigułę - stęknął David, do którego należał ostatni odcinek trasy.
Podbiegłem do drzwi skrzydła szpitalnego i mocno szarpnąłem. Otworzyłem je na maksa, by nie powtórzyć incydentu ze szklarnią.
- Pani Petersen! - zawołałem od progu. - Niesiemy ranną!
- Co się stało?! - pielęgniarka wyparowała z bocznych drzwi jak strzała.
- Zemdlała - wyjaśniłem, a przyjaciel już układał poszkodowaną na pierwszym od brzegu łóżku.
- Funkcje życiowe? - spytała kobieta rzeczowo.
- Wszystko ok, tylko jest bezwładna. Ale oczy otworzyła.
- Och! Ale okropny guz! Czy zemdlała w wyniku uderzenia?
Spojrzeliśmy po sobie.
- W sumie... To myśmy jej tego guza nabili... - bąknął Dave. Piguła popatrzyła na nas z politowaniem.
- Ale nie specjalnie! - zacząłem tłumaczyć. - Ten idiota nie umie się obchodzić z ludźmi. Nawet w drzwi nie ucelował.
- Dobrze, w każdym bądź razie ona potrzebuje spokoju. Dam jej teraz wody i trochę czekolady. Zmykajcie na lekcje.
- Ale proszę pani...
- No już! Możecie przyjść po lekcjach.
Zrezygnowani ruszyliśmy na zielarstwo. A tacy byliśmy pewni, że ominą nas te śmierdziuchy!

Kiedy lekcje się skończyły i mieliśmy jeszcze trochę czasu do kolacji, potruchtaliśmy z Davidem do skrzydła szpitalnego.
- Lepiej z nią? - spytaliśmy od progu.
- Sami spytajcie - uśmiechnęła się pielęgniarka.

Ellie? Tylko do końca, bo musisz zrobić wiesz co 

Héroiqueours Od Izabell do Ryan'a ,,Głupi żart,,

Podeszłam do nauczycielki, która miała dziś dyżur. Była to Kyoko Ishimura.
-Dzień dobry.
-Witaj Izabell.
-Czy widziała może pani moją różdżkę?
-Hmm, raczej nie, a sprawdzałaś na dziedzincu?
-Nie, dziękuję bardzo!
I pobiegłam w stronę dziedzincu, skręciłam na schody gdy nagle ktoś podłożył mi nogę.

Ryan?

Héroiqueours Od Izabelle do Adama

Trzy, dwa, jeeden... I strzał! Strzała poleciała i trafiła w sam środek.
-Świetnie Clary! To był udany strzał.-pogłaskałam swoją sowę po brzuchu i podeszłam do drzewa na którym zrobiłam sobie tarczę do strzelania. Wyrwałam ją, gdy nagle za moimi plecami usłyszałam bicie brawa.
-Brawo, droga Izabell. To był zacny strzał.
-Dzięki, a wogóle kim jesteś?
-Mam na imię Adam i myślę że to ci tylko wystarczy.
Wzięłam strzałę, zdjełam łuk z pleców i podeszłam do niego. Tuż obok jego gardła przyłożyłam naciągnięty łuk.
-Spokojnie Iz.
-Ktoś ty! Gadaj!

Adam?

wtorek, 18 lutego 2014

Bellefeuille: Od Mai: c.d. Eric'a

Jadłam powoli swoją porcję, czując jak przyjemnie zimne lody roztapiają się na języku zostawiając kawałki pokruszonych ciasteczek i czekolady. Szczerze powiem, że ten wieczór był dziwny, ale nie w negatywnym sensie. Właściwie dobrze się bawiłam. Nigdy nie lubiłam żadnych imprez i przyjęć, więc była to miła odmiana. Może Eric zachowywał się trochę dziwniej niż zwykle, ale przywykłam do takiego zachowania. To cały on.
Teraz, kiedy nikt nie tańczył, orkiestra podgrywała cicho, by umilić wszystkim posiłek. Wszędzie pobrzmiewał szum rozmów, ale my milczeliśmy. Cisza nas nie krępowała, choć mój partner skrupulatnie unikał mojego spojrzenia. Właściwie dopiero teraz mu się dokładniej przyjrzałam. Ubrał tradycyjną szatę, lecz z wyglądu przypominała trochę mugolski frak. Wyglądał w niej jak dżentelmen, który zrobi wszystko, by partnerka była zadowolona. Pasowało mu. Przechyliłam lekko głowę na bok. Eric zauważył, że mu się przyglądam, więc spuścił wzrok lekko się rumieniąc.
- Co? - mruknął. Zmarszczyłam nos w lekkim uśmiechu.
- Pasuje ci ta szata - odparłam szczerze.

Eric? Brak jakiejkolwiek weny ._.

Héroiqueours: Od Cleo do ktoś?


Dzień balu i przygotowania. Postanowiłam pójść bez partnera, bo grunt
to dobrze się bawić. Za to miałam piękną sukienkę:


A w dodatku przepiękne buty:

Oraz diadem. Czułam się jak księżniczka, ale szczęście trwało krótko bo ktoś podszedł do mnie i powiedział:

( kto chce ? )

poniedziałek, 17 lutego 2014

Héroiqueours: Od Cleo do Ray

Był dzień urodzin Ray. Zaplanowałam jej super prezent urodzinowy, lecz musiał być on przygotowywany dość długo więc musiałam "pozbyć" się Ray z jej pokoju. Udało mi się przekonać, aby poszła na dwa dni do mojego pokoju. Zaplanowałam mały remont. Pracowałam ciężko, ale opłacało się bo efekt był taki:

Sypialnia:


Łazienka:


Salon:


Nagle do pokoju weszła Ray, a ja
Krzyknęłam wszystkiego najlepszego. W końcu opadła jej szczęka i powiedziała co o tym myśli:

( Ray? :3)

Bellefeuille: Od Erica cd. Mai (bal)


- Dopiero się zaczęło - powiedziałem gorzko, ale uśmiechnąłem się delikatnie, to jest: spróbowałem się uśmiechnąć.
- Nie twoje klimaty? - spytała ze zrozumieniem. Zupełnie, jakby czytała w moich myślach.
- Nienawidzę, kiedy ludzie się na mnie gapią. A ci się gapią.
- Bo bardzo dobrze tańczysz - powiedziała i oblała się rumieńcem.
- Ty też. Serio. Ćwiczyłaś taniec? - spytałem. Kiwnęła głową.
- A ty?
- Nie...
Znów dialog się urwał. Chciałem tu z nią siedzieć, bo lubię spędzać z nią czas, tylko... w ciszy. Nie potrafię rozmawiać z dziewczynami. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. Mimo tego, że z Mai znamy się już przeszło półtorej roku, nadal czuję się mało pewnie u jej boku. Nie wiem w sumie, czego się boję. Może nie chcę czegoś palnąć. Taak... To brzmi jak wiarygodne wytłumaczenie.
- Może chcesz wrócić? Usiądziemy w pokoju wspólnym i... Posiedzimy.
- Nie! Coś ty! Zostańmy. Jest super. Zatańczymy?
Nie czekając na odpowiedź, chwyciłem ją z rękę i wyciągnąłem na parkiet. Zaszeleściły warstwy jej sukienki, a na kamiennej posadzce zapukały obcasy.
Rozbrzmiał wolny kawałek. O, losie! Nie mogłem jednak teraz zrezygnować. Co bym jej powiedział? "Ej, czekaj, przeczekamy tą piosenkę bo nie chce z tobą tańczyć przytulanego!". Pomyślałaby, że jestem co najmniej niepoważny...
Mai zarzuciła mi ręce na ramiona, a ja delikatnie objąłem ją w pasie. Bardzo delikatnie. Niemal nie dotykałem jej ciała. Przewróciła oczami. Nie kazała mi jednak się przybliżyć, czy złapać mocniej, uznałem więc, że tak jest dobrze. Przetańczyliśmy kolejne kilka piosenek.
Mai miała ruchy delikatne jak motyl. Uśmiech cały czas nie schodził jej z twarzy. Wyglądała jak księżniczka.
Po pewnym czasie znów poszliśmy odpocząć do stolika. Jak przystało na dżentelmena, odsunąłem Mai krzesło.
- Zjemy coś? Nie jesteś głodna?
- Trochę jestem. Ale mam raczej ochotę na jakiś deser...
- Może by tak... lody ciasteczkowe? - uśmiechnąłem się, usatysfakcjonowany, że pamiętam.
Podeszliśmy do długiego stołu, spełniającego rolę bufetu i odszukaliśmy słodycze. Nałożyliśmy sobie po wielkiej górze lodów i wróciliśmy na miejsce.
- Smacznego - powiedziałem wesoło i zabraliśmy się do pałaszowania.

Mai?

Ombrelune: Od Rosalie do (kto chce?)


Siedziałam w swoim dormitorium. Wyjrzałam przez okno. Było dużo śniegu, drzewa były całe w białym puchu. Nagle przypomniało mi się, że dziś moje święto. Nie myślałam, że ktoś złoży mi życzenia. Wątpiłam w to. Zeszłam na śniadanie. Było jak zwykle:
Ell kłóciła się z Adamem, dżem i inne reczy latały w powietrzu, a co chwilę leciały jakieś wyzwiska. Norma, zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Po śnidaniu poszłam z powrotem do dormitorium. Nie miałam nic ciekawego do roboty, więc zaczęłam czytać. I tak musiałam przeczytać tą książkę na muzykologię, więc wolałam zrobić to wcześniej. Nagle, zupełnie niespodziewanie do mojego pokoju doszły hałsy z zewnątrz. Po kilku minutach hałas ucichł. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Zapraszam. - powiedziałam, ale nie miałam pewności czy naprawdę mam ochotę na przyjmowanie gości.

<kto che?>

Papillonlisse:Od Jane -c.d. Petty'ego -bal

Nadszedł dzień balu.Byłam tak podekscytowana że oczywiście ja jako
skowronek wstałam o 5 na ranem i po obudzałam wszystkie dziewczyny.
Za co oczywiście dostałam od każdej poduszką.
-Daj spać! -warknęła jedna -Bo poczujesz co znaczy jak to jest być
kurczakiem z rożna.
Zamknęłam się na chwilę po czym usiadłam i zaczęłam czytać.
***
Po południu gdy wszyscy zaczęli się pomału zbierać na bal ubrałam sukienkę:

I upięłam włosy w kok po czym zeszłam do PW. Wszyscy się rozgadali
a nie którzy już wychodzili do wielkiej sali.Sama też wyszłam. Po drodze
napotkałam Petty'ego.
-Cześć -pocałowałam go w policzek -To jak idziemy?
<Petty?>

Ombrelune: Od Ell cd Esmee

Popatrzyłam na Esmee trochę zdziwiona. Wydawała mi się niespokojna i nieufna. A teraz tak bez żadnego przepytywania zaprasza nas do swojej rodziny? Z drugiej strony cyganie to prości ludzie. Nie potrzebują wiele, ale z tego co widziałam, to Esmee potrafiła o siebie zadbać. Uśmiechnęłam się. Albo po prostu byłam tak cudowna, że każdy kto mnie widział od razu się zachwycał.
- Śmieszy cię to?! - zapytała urażona.
- Skąd! Ja tylko... Z chęcią cię y... was odwiedzę - uśmiechnęłam się.
Uśmiechnęła się trochę bez przekonania. Po chwili znów Travish do niej podszedł a ja ruszyłam w stronę Davida, który oczywiście siedział przy stoliku z ciastkami.
- Zgrubniesz. - skrytykowałam zachowanie przyjaciela. - chodź.
Pociągnęłam go za rękę i po chwili wirowaliśmy już na parkiecie. Kiedy skończyła się piosenka David pognał do stoiska z ponczem (pff upije się za chwilę) a ja szukałam wzrokiem Esmee.

Esmee? Sorki ale brak mi weny. Gdzie byłaś? ^^

Papillonlisse: od Daniela CD Avalon

-Może teraz jakiś chłopak?-zaproponował facet po tym, gdy odeszła nieudacznie śpiewająca dziewczyna. Wodził wzrokiem po tłumie, aż zatrzymał się na mnie-Może ty?
Przełknąłem ślinę i wszedłem na scenę. Wziąłem leżącą z boku gitarę. Zacząłem śpiewać:


Niektórzy zaczęli się kiwać, komentować, klaskać do rytmu, ale ja nie zwracałem na nich uwagi. Czułem się jakbym śpiewał tylko dla Avalon. Patrzyłem na nią i cały czas śpiewałem. Kiedy skończyłem rozległy się oklaski, a ja zszedłem ze sceny.
-No-stwierdziła Av-Wow.
Usmiechnąłem się szeroko, ciesząc się, że jej się spodobało. Na scenę wchodzli następni ochotnicy.
Mężczyzna z kapeli jak się okazało, uratował mnie. Amy i ja nawet tańcząc rozmawialiśmy o muzyce.
-I za to kocham muzykę-stwierdziłem w myślach.-Łączy ludzi.

Avalon?

niedziela, 16 lutego 2014

Bellefeuille: Od Mai: c.d. Eric'a

Eric ujął moją dłoń, jakbym była ze szkła i bał się, że kiedy złapie mnie za mocno, potłukę się na drobne kawałeczki. Kiedy rozbrzmiały pierwsze dźwięki muzyki, śmiało zaczęłam wirować w objęciach Eric'a. Pamiętam, że odkąd zamieszkałam u Aarona, ten co najmniej raz na tydzień dawał mi lekcję tańca. A mój partner też dobrze tańczył, więc z gracją wirowaliśmy po parkiecie. Po chwili z chłopaka uszło napięcie i rozluźnił się chwytając mnie trochę mocniej, co skwitowałam lekkim uśmiechem.
Gdy piosenka się skończyła, część par usiadło, ale niektórzy zostali na parkiecie, w tym my. Następny był szybki kawałek, więc taniec był szybszy i bardziej energiczny. Przy końcówce oboje ciężko oddychaliśmy. Usiedliśmy po tym przy jednym ze stolików i nalaliśmy sobie różowego ponczu. Uśmiechnęłam się zarumieniona po tańcu.
 - Świetnie tańczysz - powiedziałam do Eric'a. Spuścił głowę i wymamrotał coś zarumieniony. Zmarszczyłam lekko nos. W mojej obecności zawsze stawał się nieśmiały i niepewny. Przechyliłam głowę na bok.
- Dobrze się bawisz?

Eric?

Bellefeuille: Od Erica c.d. Mai


Stałem zniecierpliwiony przed Wielką Salą i wpatrywałem się w schody prowadzące na górę. Za moment miała z nich zejść Mai. Miałem wielką tremę. Nic dziwnego, skoro moje zaproszenie jej na bal wyglądało jakoś tak:
- Hej, Mai...
- Tak, Eric?
- Miałem nadzieję... Może byśmy... Ty ze mną... Jeśli chcesz, oczywiście... Bo w Święta jest ten bal i... Idziemy... razem?
Jejku... Cud, że się zgodziła, bo zrobiłem z siebie wielkiego głupka. Na pewno dostała zaproszenie od wielu chłopaków ze starszych klas, a tymczasem zdecydowała się iść ze mną...
Robiło mi się gorąco. Prawie wszyscy uczniowie już weszli, a ja stałem jak kołek przed drzwiami. A jeśli się rozmyśliła? Może woli siedzieć sama w dormitorium, niż siedzieć z takim sztywniakiem, który nawet nie umie się odezwać?
Nagle zauważyłem, jak moja partnerka powoli i z gracją schodzi na dół. Wyglądała... Przepięknie. Niesforne kosmyki upięła w wysokiego koka, a na sobie miała czarną sukienkę. Nigdy nie wyglądała równie wspaniale.
Stanęła przy mnie i uśmiechnęła się promiennie. Zaprosiłem ją gestem ręki do małego pomieszczenia, w którym zebrali się wszyscy prefekci z wicedyrektorem. Tylko przedstawicieli Ombrelune jak zwykle nie było. Dałbym sobie rękę uciąć, że Craxi nic im za to nie zrobi.
Wreszcie zdenerwowani wparowali do sali, po dwukrotnym pospieszaniu przez profesora, ciągnąc za ręce swoje odpicowane partnerki. Craxi wyjaśnił nam pokrótce, co mamy robić - nie obyło się bez pseudo-zabawnych uwag Luniaków - po czym wszyscy wyszli na korytarz i ustawiliśmy się w dwuszeregu. Ja i Mai byliśmy czwartą parą. Za nami stało już tylko Ombrelune. Takim to dobrze. Na pewno się nie stresowali ani nic. Ja natomiast miałem gulę w gardle i nogi jak z waty. Miałem absolutną pewność, że coś pomylę, lub nadepnę partnerce na nogę. Ale by było widowisko!
Craxi wszedł do Wielkiej Sali, a po niecałej minucie rozbrzmiała melodia poloneza. Spojrzałem na Mai nieśmiało.
- Ślicznie wyglądasz - szepnąłem.
- Dziękuję - dziewczyna zarumieniła się.
Dobra, wóz albo przewóz! Delikatnie jak kropelkę rosy ująłem dłoń Mai. Właśnie mieliśmy wejść na parkiet i rozpocząć bal pierwszym tańcem.

Mai?

Ombrelune: Od Avalon C.D. Daniela

Ubrana byłam tak:

Można powiedzieć że nawet byłam zadowolona że akurat z nim jestem, znaczy tu na balu. Nie kadził mi...Znaczy próbował ale jakoś udawało mu się siedzieć cicho.Uśmiechnęłam się do niego promiennie. Spojrzałam w stronę ściany gdzie bardzo dużo osób ją podpierało w tym o dziwo Roxi która tak się chwaliła że idzie na bal z przystojniakiem a tak naprawdę stała i podpierała ścianę samotna. Kapela nagle ogłosiła.
-Jak mnie mam mamy tu jakieś młode gwiazdy. Może ktoś chce się zaprezentować? -spytał
Spojrzałam na chłopaka po czym podeszłam do sceny. Każdy wzrok był zatrzymany na mnie. Musiałam się przełamać. Podeszłam do mikrofonu. Serce biło mi coraz szybciej.
-Jak masz na imię?
-Avalone -odpowiedziałam
Mężczyzna skinął głowa a ja podeszłam do mikrofonu. Przełknęłam głośno ślinę. Zaczęłam śpiewać:

Chodź głos mi drżał nie pozwalałam sobie by ktoś pomyślał że jestem słaba że się wstydzę. Spoglądałam w każdą stronę. Roxi przyglądała mi się lekko zdziwiona. Odszukałam wśród osób Daniela lecz od razu spojrzałam gdzie indziej. Fortepian delikatnie mi przygrywał. W końcu skończyłam. Nastała cisza lecz po niej alpauz. Zeszłam ze sceny prawie że zepchnięta przez inną dziewczynę. Podeszłam do chłopaka u uśmiechnęłam się lecz ten nic nie powiedział. W końcu to ja sama zaczęłam żeby mnie nie komplementował. W końcu jakoś musiałam zrzucić i tą warstwę ale nie mogłam. Dziewczyna która mnie zapachnęła zaczęła jakże pięknie śpiewać że od razu wzięli kolejną a raczej kolejnego.

<Daniel?>

Heroqueors: od Esmee CD Ell

-Na ulicy-odpowiedziałam krótko. Widząc zdziwione spojrzenie powiedziałam-Mama sprzedaj ręcznie robione ozdoby, tata jest przewodnikiem, a ja tańczę i zazwyczaj dostaję sporo. My nie kradniemy ani nie wyłudzamy. Mamy swoją godność. Owszem, są Cyganie-złodzieje, ale biali też są tacy. Nie jesteśmy też rasistami. Nie słyszałam jeszcze żeby jeden Rom gardził drugim. Nienawiść owszem, wstręt owszem, ale pogarda nigdy. Jeden ma szcunek do drugiego. Nie uważa się za lepszego, "bo tak" Ktoś może być lepszy w bieganiu i wtedy mówi "jestem lepszy" ale nie mówi ogólnie. Są rodziny, które darzy się większym szacunkiem, ale nie ze względu na "lepsze" pochodzenie tylko na to, jak traktują bliźnich. Tam każdy jest bratem drugiemu. Chcesz, w wakacje możesz ich poznać.
-Ja!?-zdziwiła się
-Ty. Co tydzień w lecie organizujemy tak zwane Wieczory Opowieści. Najchętniej słucha się Opowieści Najstarszych, np. mojej babci. Ale to nie muszą być opowieści z życia wzięte. Mogą być zmyślone, mogą to być twórcze przedstawienia zwykłych, codziennych sytuacji. MOżna u nich przedstawić sny, wyobrażenia, marzenia, niepokoje. Długo, krótko, ważne żeby się otworzyć. To chcesz?

Ell? Niekończący się słowotok-_-

Bellefeuille: OD Lil C.D. Vinilii


-Tak-odpowiedziałyśmy chórem z Bianką i ponownie wybuchłyśmy śmiechem.
Przed salą poszłam do Luke'a, Vija do Vako, a Bianka poszła bawić się solo.
W pewnej chwili odezwałam się:
-Luke, mogę na chwilę pójść do koleżanek?
-Pewnie, idź. Ja się napiję, coś zjem-mrugnął.
W tłumie wypatrzyłam Rudą. Na szczęście znałam Vako i się nie wstydziłam.
 Zaczęłam się obracać w rytm muzyki i chwyciłam Vi za rękę odpychając chłopaka do tyłu.
-Pożyczam, oddam!-krzyknęłam za siebie i dotańczyłam z Rudą do Bianki,
która nie zamierzała marnować imprezy. Wzięłam Pianię do kółeczka i kręciłyśmy
się razem, cały czas się śmiejąc. Kiedy zeszłyśmy pod ścianę odpocząć podszedł
do nas Trich:
-Możecie mi wyjaśnić, czemu rano ganiałyście w piżamach po korytarzach!?-zapytał
groźnie jednak z figlarnymi iskierkami w oczach. Ja zatkałam usta Viji, ona usta Bianki,
a Bianka moje. Chichotałyśmy dobie nawzajem w ręce dopóki gajowy nie odszedł
mrucząc coś o kobietach i dzieciakach. Dopiero wtedy w tych samych konfiguracjach
wytarłyśmy sobie ręce w sukienki, spojrzałyśmy na siebie i jednocześnie wybuchłyśmy
szczerym śmiechem.
-Dobra, muszę iść do Luke'a, bo wrośnie w ziemię-powiedziałam ocierając łzy śmiechu.
-Ja muszę wracać do Vako. Biała, poradzisz sobie bez nas?-Ruda doprowadziła
fryzurę do porządku.
-Nie no, spoko. Dam se radę, rozruszam też inne co podpierają ściany.
Podeszłam do partnera. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Płakałaś?
Zachichotałam:
-No, można tak powiedzieć-i rzuciłam spojrzenie w stronę przyjaciółek.

Vija, Bianka?^^

Papillonlisse: od Daniela Do Avalon(bal)

Czekałem ze zniecierpliwieniem na Avalon. Bal już się zaczął, a jej jeszcze nie było. Co chwila zerkałem z niepokojem na salę. Impreza się rozkręcała, lecz nie chciałem iść bez Avalon. Gdy po raz setny spojrzałem na drzwi usłyszałem jej głos.
-Daniel?
Spojrzałem i oniemiałem z wrażenia. Stała na szczycie schodów niby księżniczka z bajki. Zeszła usatysfakcjonowana efektem i zamknęła moje usta, które z wrażenia otworzyłem. Nie mogłem się nawet na nią gniewać za spóźnienie. Wzięła mnie pod rękę i poszliśmy na salę. Faceci, którzy podpierali ściany patrzyli na mnie z zazdrością. Nie dziwota, jak się tak rozglądałem miałem chyba najpiękniejszą partnerkę. Nawet niektóre drugoklasistki do pięt jej nie dorastały.
Wyszliśmy na środek, ukłoniłem się przed Amy, ona dygnęła. Zaczęliśmy tańczyć.
Avalon cały czas wyglądała na zdecydowaną i pewną siebie, jakby cały bal zaplanowała od początku do końca.
-Ślicznie wyglądasz-udało mi się w końcu z siebie wydusić.
-Dziękuję.
Zakręciłem nią, a ona obrotem wyprostowała rękę tak, że teraz trzymałem ją tylko jedną, drugą odrzuciła na bok. Zauważyłem, że świetnie tańczy. Podzieliłem się z nią tym jakże oczywistym spostrzeżeniem:
-Pięknie tańczysz, jak rasowa księżniczka.
-Sądzisz?
-Tak I jeszcze...
-Słuchaj, jeśli ta rozmowa będzie się składać wyłącznie z komplementów pod moim adresem, wychodzę!-zawołała ze śmiechem. Problem w tym, że nie wiedziałem o czym z nią gadać. Naprawdę fajny z niej kumpel, ale na co dzień, a teraz w tej sukni...Ciężko mi będzie powiedzieć do niej coś, co nie będzie komplementem. Zatem się nie odezwałem w ogóle. Milczałem i tylko na nią patrzyłem cały czas tańcząc.

Avalon? Jeśli możesz, w odpowiedzi wklej link do twojego odzienia^^

Ombrelune: Od Ell cd Davida

- Cóż za wykwintne maniery, monsieur Martiness... - powiedziałam z akcentem na "e".
Wzięłam łyk karmelowego piwa.
- Ellie... Tutaj jest tyle różnych rzeczy których nigdy, nigdzie nie próbowałaś, a ty pochłaniasz... W wielkich ilościach...
- Bez przesady - zaśmiałam się biorąc drugi kubek napoju. Popatrzył na mnie z politowaniem i kontynuował.
- W wielkich ilościach pochłaniasz to co mas zawsze pod nosem?
- To genetyczne. Mój dziadziu dostał kase na słodycze a że nie mógł się zdecydować kupił sobie ogórka kiszonego... - uwaga to jest autentyczna historia z mojego życia XD
David parsknął śmiechem.
- Poza tym - obdarzyłam krytycznym spojrzeniem jedną ze srebrnych tac - jak można jeść ŚLIMAKI?! Fu. - wzdrygnęłam się.
- Ale na przykład tartę cytry...
- O, patrz! Tarta cytrynowa! - pisnęłam i ukroiłam sobie spory kawałek.
- Nie no co ty - zaśmiał się.
No i tak po mniej więcej pół godziny odkrywania co jest na stole siadłam na krześle obok Davida.
- Będę gruba - stwierdziłam patrząc na mój brzuch.
- Ostatnio mówiłaś tak tydzień temu po deserze i schudłaś kilogram.
- Oj cicho.
- Al...
- Cicho siedź! - powstrzymałam go ręką i zaczęłam nasłuchiwać. - TAKKKKK! Kocham tą piosenkę! David, zapraszam cie do tańca, chodź chodź chodź szybkoooo!
Popatrzył na mnie jak na wariatkę czego oczywiście już nie widziałam bo w miarę możliwości jakie dawały mi moje piękne butki pędziłam na parkiet....



David? Sorry, ale nie tylko ty nie masz weny XD

Ombrelune: Od David'a C.D. Adama

- No.. Ok... - I zacząłem się gorączkowo zastanawiać jak zdobyć
ten "mocniejszy trunek" po chwili jednak... - MAM! - Wykrzyknąłem
Tak głośno że połowa tam ludzi się odwróciła w naszym kierunku
- Głupku ciszej! - Krzyknął Diabeł - Mów.
- Po prostu poczekaj tu chwilę.
I szybko wybiegłem z Pubu i podbiegłem do grupki luniaków z 6 roku
- Coś nie tak Martines? - Zapytał Mark
- Nie Mark... Mam tylko małą prośbę.. -Powiedziałem uśmiechając się
- Taaa... Ja już znam te twoje prośby o co chodzi?
- Kupił byś dla mnie i mojego przyjaciela w Pubie pod Trzema Różdżkami
jakiś "mocniejszy trunek" - To ostatnie mruknąłem...
W odpowiedzi usłyszałem śmiech starszych ale Mark zaraz ich uciszył.
- Ah... Serio? "Mocniejszy trunek"? A czy ty i twój przyjaciel nie jesteście
czasem za młodzi na te "Mocniejsze Trunki"? - Zapytał rozbawiony
- No wieź... Dla rodziny? - Zapytałem próbując nawiązć do tego że jesteśmy rodziną
- Gdyby nie fakt że jesteśmy rodziną, to kazałbym ci spływać.. - Powiedział
a ja zrobiłem minkę smutnego psiaka. Westchną. [to zawsze na niego działało]
- No dobra. Ale! To jest Pierwszy i ostatni raz! Rozumiemy się? - Zapytał
- Taa.. tak samo było gdy miałem 5 lat. Pierwszy i ostatni raz pozwalam
ci usiąść na mojej miotle. - Mruknąłem cicho pod nosem
- Co?
- Oczywiście pierwszy i ostatni! - Powiedziałem
- Ok. Chodź. Zaraz wracam chłopaki! Muszę się kuzyna pozbyć
- Dzięki - Mruknąłem do niego gdy tamci się zaśmiali
Poszliśmy do Pubu gdzie Mark podszedł do barmana.
- Poproszę butelkę...
- Dwie butelki - Mruknąłem a ten popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem - Możesz
jak coś więcej wiesz wole korzystać puki mogę i wiesz... Zapas mamy jeszcze
Sylwestra..
- Może od razu 15 co?! - Zapytał jakby oburzony
- A dało by się tak? - Zapytałem robiąc maślane oczy
- Boże!
- No plosssse!
- Dobra dawaj ze 5 butelek na zapas - Pwiedział do barmana a ja miałem oczy
wielkości galeonów i wgapiałem jak barman pyta go jakiego trunku chce
- Wiesz... Weź daj po 2 Ognistej Whisky, Rumu i Sherry też ok?
- Już się robi.
- I Love You - Powiedziałem wgapiając w niego swoje oczy wielkości maślanych
galeonów - Jesteś The Best!
- Wiem, wiem... Autografy później.
- Proszę, a to rachunek - Powiedział dając mu torbę trunków oraz świstek
- Wyciągaj młody portfel.
- Już się robi.! - Powiedziałem a po chwili już trzymałem torbę w ręku i szedłem
do Adama.
- Diable jestem genialny! - Powiedziałem szczerząc się i postawiłem przed nim
torbę z alkoholem..

Diable? 

sobota, 15 lutego 2014

Ombrelune: Od David'a C.D. Ell

- To jak mój krawat? - Zapytałem uśmiechając się zalotnie..
- Chodź tu - Powiedziała i poprawiła mi krawat
- To w podziękowaniu za poprawianie krawatu zapraszam panią
panno Heap najpierw do stolika by się czegoś napić i przekąsić
a później na parkiet. Co ty na to panno Heap? - Powiedziałem wyciągają
do niej rękę a drugą wskazując na stolik
- Ależ jak bym mogła panu odmówić panie Martines? - Powiedziała
niby z zaskoczeniem
- Ah... Wiem. Mi nie można odmówić jestem przecież taki przystojny
i wspaniały oraz...
- Oraz Nad zwyczaj Skromny - Powiedziała Ell uśmiechając się
po czym złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę Stolika
- Śliczna sukienka wiewióreczko i ty nie najgorzej wyglądasz kuzyneczku
- Powiedziałem do Petty'ego i Jane których w drodze do stolika spotkaliśmy
- Dzięki Smoku - Uśmiechnęła się Jane - Ty też się wystroiłeś ale widzę że
Ell już ci poprawiła ten krawat. Bo Adam nadal ma źle zawiązany
Ell zachichotała
- Ahh.. Bardzo śmieszne
- No śmieszne, śmieszne Dave - Dołączył się Petty - A i Ell ślicznie wyglądasz
- Powiedział do niej puszczając oczko i chichocząc z nią gdy;
- Czy mam być zazdrosna? - Zapytała Wiewióreczka Pett'a i Ell
- Ależ skąd ty mój rudzielcu - Powiedział Pett za co dostał kuksa w rzebro
- Dobra to my idziemy bawcie się dobrze - Powiedziała Jane a gdy już byli
troszkę dalej zawołała do nas [raczej do mnie] - Tylko mi jej nie upij smoku!
- Spokojnie ja się tak łatwo nie dam! - odkrzyknęła jej Ell.
- A chcesz się założyć? - Szepnąłem jej do ucha
- Oh... No wiesz nie chcę z ciebie zrobić bankruta
- Taaaa.... Sranie w banie i puff po ścianie -Powiedziałem siadając przy stoliku
z Ell [oczywiście jak na Dżentelmena i arystokrate przystało odsunąłem i dosunąłem
jej krzesło gdy siadała i usiadła (xD) i dopiero wtedy sam usiadłem.]

Ell? sorr nie mam pomysłu na dalej xD

Nowa uczennica!

Witajmy w Beauxbatons!


Héroiqueours - Izabella Lighwood

Nowa uczennica!

Witajmy w Beauxbatons!


Héroiqueours - Raven Huntress

Bellefeuille: Od Vinyl do Lili lub Bianki (przygotowania do balu)

Obudziły mnie delikatne promienie zimowego słońca, które lekko
zaglądały do dormitorium dziewcząt w Wieży Południowej. Spaślak
spał słodko obok moich nóg. Co kilka minut przewracał się z jednego
boku na drugi. Ziewnęłam i porządnie się przeciągnęłam. Nagle mnie
olśniło, mianowicie przypomniałam sobie o dzisiejszym balu.
Podniosłam się z łóżka i wskoczyłam na łóżko Bianki.
- Śpiąca królewno! Czas wstawać! - próbowałam ją obudzić.
- Ehh... Vinyl, daj pospać.
- No wstawaj! Na bal się trzeba szykować, iść na pocztę...
- Pięć minut! Proooszę.
- No dobrze, ale tylko pięć.
Pościeliłam sobie łóżko i podeszłam w stronę Lili.
- Śpiochu! Ty też wstawaj! Jest po dziesiątej! - gdy tylko wspomniałam
o godzinie dziewczyna błyskawicznie usiadła.
- Słucham? Po dziesiątej?! - zapytała przerażona.
- Żartowałam. Dochodzi dziewiąta. Sorki, ale inaczej się was nie da
obudzić - uśmiechnęłam się.
- Pfff... - mruknęła Lil i z powrotem się położyła.
- Ohh, no proszę was... Wstawać! - dziewczyny ani drgnęły. Zakradłam
się do Pianki, bo była odwrócona ku ścianie i energicznie ściągnęłam
z niej kołdrę.
- Vija!! Oddawaj mi moją pelerynę niewidkę! - zapadła chwilowa cisza
po czym we trzy się roześmiałyśmy.
- Chyba Edzio nieźle w nią uderzył... - zaśmiałam się w myślach. - No
dziewczęta, wstawać! Ubrać się i na śniadanie! Migiem! - droczyłam się z nimi.
- Ruda! Idź zobacz, czy cię nie ma po drugiej stronie Akademii - zaśmiała
się Bianka.
- Facepalm... - wyrzuciłam "pelerynę niewidkę" białowłosej wariatki za
siebie i dorwałam się do mojej poduszki.
- Aaaaa! - zapiszczała Pianka, kiedy poduszka wylądowała na jej twarzy.
- Ha! Jeden, zero dla mnie! Ma się to coś! - uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Nie żyjesz! - powiedziała szyderczo, po czym sama dostałam w twarz...
Dziewczyna złapała swoją "Pelerynę niewidkę" i wybiegła do PW.
- Lili! Bierz poduszkę i bijemy Biankę! - zachęciłam ją. Wślizgnęłyśmy się
do pokoju wspólnego.
- Jest za fotelem - wyszeptałam. Stanęłyśmy po obu stronach fotela,
czekając na reakcję białowłosej.
- Teraz! - krzyknęła Lil i oby dwie rzuciłyśmy się się na Piankę. Zaczęłyśmy
ją ganiać po całym pokoju z poduszkami jak jakieś wariatki. W pewnym
momencie dziewczyna wybiegła na schody... no, a oczywiście my za nią!
- Vinyl! Zaraz ją złapiemy! Szybko, gońmy ją!
- Nigdy mnie nie złapiecie! - zaśmiała się Bianka. Przez kilkanaście minut
ganiałyśmy się po korytarzach w piżamach. Nagle Pianka gwałtownie się
zatrzymała, przez co ja na nią wpadłam, Lili na mnie i wszystkie wylądowałyśmy
na ziemi.
- Lil, Vinyl, Bianka?! Co wy tu wyprawiacie i po cholerę wam poduszki?!
 - powiedział znajomy głos. Spojrzałam w górę, a tam ujrzałam zdziwionego
Trich'a, który najprawdopodobniej wybierał się na śniadanie. - Co to ma znaczyć?!
- My tylko...
- Już! Marsz do pokoi ubrać się i na śniadanie! Natychmiast!
Wstałyśmy z podłogi i powoli podreptałyśmy (przykryte "Pelerynami")
w stronę dormitorium. Przed zakrętem spojrzałyśmy na Trich'a, a ten uśmiechnął
się do nas figlarnie. Wychodząc z korytarza na schody kontynuowałyśmy zabawę.
- Mam cię! - krzyknęłam, gdy kawałek "Peleryny niewidki" cudem dostał się
do mojej ręki. Wzięłam białowłosą na "barana" i pobiegłyśmy z powrotem
do PW. Na środku pokoju straciłam równowagę i przewróciłyśmy się na
podłogę. Lili dosiadła się do nas i przez kolejne minuty dosłownie płakałyśmy
ze śmiechu.
- Dziewczyny! Która godzina?! - zaniepokoiła się Lil. Wyszłam na chwilę do
dormitorium i przy okazji sprawdziłam czas.
- Na Merlina! Mamy dziesięć minut! - krzyknęłam z drugiego pokoju.
- Że co?! Nie zdążymy! - powiedziała jedna z dziewczyn siedzących na
podłodze. Piorunem ogarnęłyśmy łóżka... choć Biance zginęła jedna poduszka,
na której miejscu leżał Behemot. Ubrałyśmy się, związałam włosy w kok
i biegiem schodziłyśmy na dół. Oczywiście Bianka nam trochę uciekała.
Po cichutku weszłyśmy do WS, żeby nikt nas nie usłyszał.
- A te trzy panienki czemu się spóźniły? - zapytała nauczycielka wróżbiarstwa,
która akurat stała przy wyjściu.
- Emm... za późno wyszłyśmy z dormitorium - powiedziała Lili.
- Z jakiego jesteście domu?
- Bellefeuille - w tym samym czasie wymówiłyśmy nazwę domu, po czym
cichutko zachichotałyśmy.
- No dobrze. Odpuszczę wam, ale tylko raz, dlatego, że macie najdalej dormitorium.
- Widzisz Vija, jednak są jakieś plusy mieszkania na wieży - zarechotała Bianka.
Po wczorajszej bitwie na jedzenie nie było śladu. Sala lśniła czystością.
Usiadłyśmy przy stole i zaczęłyśmy jeść. Co chwilę białowłosa dostawała
napady śmiechu, wspominając ganianie się po korytarzu i wczorajszą III
Wojnę Światową na Wigilii. Po śniadaniu poszłam z Bianką do łazienki.
- Idziemy teraz na pocztę? - zapytałam myjąc ręce.
- Tak. Chodź tylko po kurtki na wieżę i zaraz do Écuelle.
Będąc w dormitorium Pianka szukała swojej zagubionej poduszki, a ja kurtek w szafie.
- Haha, Vija! - zawołała mnie dziewczyna - Mam poduszkę!
Weszłam do PW, lecz białowłosa jej nie miała.
- To gdzie jest ten twój pocisk z pierzu?
- Na górze...
- Spojrzałam w górę... nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem.
Nagle do pokoju weszła Lili.
- Z czego się rechoczecie? - zapytała śmiejąc się z nas.
- Spójrz do góry! - powiedziałam, po czym wszystkie trzy zaczęłyśmy się brechtać.
- Jak do cholery poduszka znalazła się na żyrandolu?! - krzyknęła Bianka,
śmiejąc się do łez.
- To nie poduszka głupolu! To pocisk! - ledwo powiedziałam przez łzy.
- Jak macie zamiar ją ściągnąć? - zapytała Lil. Chwilkę później oby dwie s
pojrzały na mnie.
- Co? Ja?!
- Jesteś najwyższa - wyszczerzyły się dziewczyny.
- I tak tam nie dosięgam! - tłumaczyłam. Pianka przesunęła duży fotel pod żyrandol.
- Stawaj na niego! No już!
- Nadal nie dosięgam... Mam pomysł! - zeszłam z fotela i pobiegłam do
drugiego pokoju. Schyliłam się pod łóżko, by wyjąć miotłę.
- No proszę cię! Tylko nie Edzio! - zaśmiała się białowłosa.
- Ty lepiej tyle nie gadaj, bo znowu Cię Edzio zaatakuje - uśmiechnęłam się
szyderczo - Chcesz ten swój pocisk? Edzio Ci zdejmie! - zaczepiłam miotłę
o poduszkę i mocno szarpnęłam. Poduszka spadła - Widzisz? Cala i zdrowa - zaśmiałam się.
- Dzięki... masz te kurtki? - zapytała odkładają swój pocisk - przydałoby się iść...
- Mam, są tutaj - wskazałam na fotel.
- Gdzie idziecie? - zapytała Lili.
- Po kiecki na pocztę to Écuelle. Idziesz z nami? - zaproponowałam.
- OKEY! Tylko wezmę swoją kurtkę - uśmiechnęła się szczerze dziewczyna.
Zeszłyśmy do wyjścia z Akademii i wlazłyśmy w ogromne zaspy śniegu.
- Bianka! Tylko nie... - nie zdążyłam dokończyć, bo dostałam śnieżką w tył
głowy - ... nie rób głupstw!! - warknęłam. Stałam jak ten kołek w zaspie,
a Pianka i Lili się ze mnie śmiały...
- Zaj*biście! - wrzasnęłam. Ulepiłam śnieżkę i rzuciłam ją prosto na białowłosą
 - Ha! Prosto w czółko! Dobra, masz za swoje, a teraz chodźmy po te kiecki,
bo do przyszłego roku się nie wyrobimy! - zaśmiałam się. Znalazłyśmy się w
Écuelle. Weszłyśmy do budynku poczty, a Pianka ruszyła w kierunku jednej z pracownic.
- Dzień dobry, w czym mogę służyć? - zapytała nieznajoma.
- Jest tu paczka na nazwisko Bianka Fiodorow? - zapytała białowłosa. Ja i Lil
stałyśmy tuż za nią.
- Tak, jest. To pani?
- Yhm...
Pracownica wyszła na chwilę na zaplecze i po chwili wróciła z dwoma
sukienkami schowanymi do ślicznych, świątecznych pudeł. W drugiej ręce
trzymała dwie pary butów. Oddała wszystko Piance. Podziękowałyśmy i wyszłyśmy
z poczty.
- No pokarz je! Co tam nam Karo wykombinowała! - powiedziałam podekscytowana.
- Pokarzę w dormitorium, a teraz trzymaj te szpile, bo nie zabiorę się ze
wszystkim! - wzięłam grzecznie buty i ruszyłam za dziewczynami. Dotarłyśmy
do Zamku i ledwo wdrapałyśmy się na wieżę.
- Nareszcie jesteśmy! - odetchnęła Lili.
- No, dziewczyny! Zakładamy kiecki i na bal! - zaśmiała się Bianka. Po tych
słowach poczułam nagły dopływ energii. Sukienki były przepiękne! Ostrożnie
je założyłyśmy i stanęłyśmy przed lustrem.
- A ty Lil? Szybko wskakuj w swoją! - uśmiechnęłam się szczerze. Wyglądałyśmy
cudnie! Ja miałam czarną sukienkę, a z przodu wystawały beżowe falbany
z kremowym tiulem.



Szpilki miałam kremowe i oczywiście wysokie.



Lilka miała śliczną jasnoróżową sukienkę...



... jak i buty w tym kolorze.



Pianka miała brązową suknię pokrytą tiulem ze świecącymi cekinami.



Stanęłyśmy wszystkie przed lustrem. Nie mogłam uwierzyć, że ten dzień
nareszcie nadszedł. Każda zrobiła sobie delikatny makijaż i byłyśmy już
gotowe do pokazania się reszcie świata.
- Gotowe? - zapytałam podekscytowana balem.

< Lil? lub Pianka? ;3 >

Obserwatorzy