Spojrzałam na niego z poirytowaniem. Znów ta sama śpiewka.
-A jak cię kopnę w cztery litery to zatańczysz? –spytałam udając minkę aniołka –Przecież cie nie zje!
-Zjeść nie zje, ale dotknie mojej ręki i wyrosną mi dodatkowe palce! –wrzasnął
Przymrużyłam oczy. Wstałam z sofy i odwróciłam się do niego napięcie.
-Ogłaszam ci, iż strzelam trzy sekundowego focha –prychnęłam, tupnęłam, po czym podeszłam do jakiegoś regału z książkami i wzięłam grubą księgę, która okazała się być opisem jego drzewa genealogicznego. Była to bardzo, BARDZO gruba książka. Otworzyłam pod koniec i los tak chciał, że trafiłam na Petty’iego. Wszystko tu było opisane.
-Co ty czytasz? –podniósł brew –Nie mówi mi, że… Nie dobra zatańczę tylko przestań to czytać!
-Czemu? –zrobiłam urażoną minkę –Właśnie doszłam, na co masz uczulenie i jakie miałeś przewlekłe choroby. Biedny mały Petty miał czarodziejską ospę tak straszną, że aż w książce się to zapisało.
-Ej no Jane! Tobie nikt nie grzebie w tak prywatnych rzeczach –zarwał się na nogi –Jak chcesz to poczytaj o Smoku, ale nie o mnie.
-Czemu? Ta lektura jest super, ale David’a też sobie przeczytam nie martw się nie będziesz poszkodowany –powiedziałam z uśmiechem. –A teraz wracamy i maż tańczyć z tą niecną wiedźmą! Bo inaczej skopię ci dupę! Chodź i tak chciałam ci ją skopać. Mam tylko nadzieje, że „kochany” smoku nie wygada o tym, co się tu zadziało inaczej mam totalny przerąb i ty maż totalny przerąb.
-Przecież nic ci się nie stało –zauważył z uśmiechem. –A teraz odłóż księgę. Dla ciebie poświęcę się i zatańczę z nią a potem tu wracamy. I nam David nie wlezie.
-Ha ha. Na razie ty z nią nie zatańczyłeś a jeszcze czeka cię tort. I mam zamiar przetańczyć całą noc. I mnie to nie obchodzi czy będę tańczyć z tobą czy którymś kuzynem. Będę tańczyła aż zetrę podeszwę butów –powiedziałam z pewnością w głosie, po czym odłożyłam księgę i chwyciłam Petty’iego pod ramię.
W drodze powrotnej nastała aż niemiła cisza. Znów minęliśmy kuchnie i wtedy już wiedziałam, co mogę mu ukraść. Wyciągnęłam mu z kieszeni różdżkę. Chłopak zmarszczył nos. Mruknęłam pod nosem zaklęcie. Wiedziałam, że przez to, że różdżka jest chłopaka mnie nie posłucha, lecz jednak przy tym posłuchała. Petty był cały mokry a jego wzrok był rządny krwi. Zaczęłam biec z jego różdżką prawie się nie zabijając o własne nogi. Chłopak szybko mnie dogonił, ale wtedy już byliśmy na wyznaczonym miejscu. Grzecznie oddałam mu różdżkę.
-Cny rycerzu teraz będziesz musiał iść do pani twego ojca i masz rozkaz z nią tańczyć –powiedziałam i zostawiłam chłopaka samego. Petty nabrał zielonkawy odcień. Podszedł do jego macochy. Włączyli jakąś muzykę. Nawet dość… Hm… Nie po prostu włączyli jakieś denne coś, od czego chciało się spać. Usiadłam na swoim miejscu. Oczywiście tańczyły też i inne parki. Jego ojciec przysiadł się do mnie. Coś przeczuwałam, że tu będzie chodziło o mojego chłopaka.
-Jane, podczas kiedy będziemy coś ogłaszać usiądziesz koło mojego syna i zrobisz cokolwiek tylko, aby się nie wściekł. Rozumiesz? –spytał a ja przytaknęłam –Petty miał szczęście mieć taką dziewczynę to skarb. Pamiętaj. Zrób wszystko byle by tylko się uspokoił, gdy to usłyszy i po przemówieniu.
-Rozumiem prze pana –uśmiechnęłam się delikatnie i zaczęłam myśleć, co takiego miał na myśli.
-A poza tym może panienka zechce zatańczyć? Skoro moja żona porwała twojego chłopaka to ja mogę ciebie czyż nie? –zaśmiał się –A po za tym jak tam twój ojciec Edmond? Ostatnio go w pracy nie było. Nie wiesz, o co może chodzić?
-Nie prze pana. Może Nadine jest znów chora i musi się nią opiekować, lecz nie jestem pewna –powiedziałam –Albo też znów ma jakieś kłopoty…
- Znów? –spytał a ja mruknęłam „Nieważne”. –Och rozumiem. Przykre, że już się skończyła piosenka. Zaraz wjedzie tort. Będziesz pod wrażeniem. I pamiętaj, co ci mówiłem.
- Zrobię wszystko by nie rzucił się z jeszcze niewiadomych mi przyczyn –uśmiechnęłam się i po chwili przyszedł Petty i spojrzał z uniesioną brwią.
- Czy chodzi o salon? –spytał a ja uderzyłam się w czoło
- Co z salonem? –spytał jego ojciec. –A po za tym Petty. Widzisz nie pożarła cię żywcem. Tak było trudno?
- Ychm –przytaknął a jego ojciec przewrócił oczami i odszedł, –Dlaczego on z tobą rozmawiał i o czym?
- O tobie i o moim tacie –wzruszyłam ramionami –A ty przypadkiem nie miałeś tam siedzieć. Masz szczęście, że ja mam usiąść koło ciebie. Twój tato i machocha chyba mnie lubią.
< Petty? No to co z tym tortem?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz