Było tak jak na każdym ślubie. Przysięga małżeńska. Macocha Petty'iego oczywiście powiedziała "Tak" podobnie jak jego ojciec za to Petty był blady jak kreda i już z 3 razy próbował uciec, lecz ja trzymałam jego dłoń w żelaznym uścisku i nie pozwalałam mu zwiać. Po ślubie oczywiście nadeszło wesele. Usiadłam koło niego przy stole. Kapela zaczęła grać a jego macocha i ojciec rozpoczęli pierwszy taniec.
- Przeżyłeś ślub to i wesele przeżyjesz a jak nie to ci pomogę –zaśmiałam się i szturchnęłam go łokciem
- Jeśli nie zacznę za chwilę rzygać tęczą to będziesz mogła mi pomóc –powiedział i szybko odwrócił wzrok.
- To chodź. Oprowadzisz mnie po swoim domu –powiedziałam z uśmiechem –Nie będziesz musiał ich oglądać a i tak nikt nie zauważy, że cię nie ma.
- Nie wydaje mi się, ale to lepsze niż oglądanie pierwszego tańca i ich kolejnych tańców –powiedział, po czym wstał z krzesła i podał mi dłoń. Miał coraz bardziej podkrążone oczy a twarz bledszą niż zawsze.
- Jutro pełnia –zauważyłam a chłopak przytaknął i uśmiechnął się słabo –Nie martw się będę przy tobie.
Wyszliśmy z Sali gdzie odbywało się wesele do dalszej części rezydencji. Spojrzeliśmy do kuchni gdzie skrzaty a nawet czarodziejki uwijały się jak pszczoły w ulu. Jedna z kobiet przeszyła wzrokiem Petty’iego. Miała podobną twarz do jego macochy, ale starszą. Może to była jej matka?
-To gdzie mnie prowadzisz cny rycerzu? –spytałam –Może… Nie raczej nie... Albo… Nie jednak nie. No prowadź, bo i tak za pół godziny do godziny trzeba wrócić, bo nadejdą głupie pytania a ja ich i nie lubię.
- Na przykład. Dlaczego nie ma cię na weselu? Bo one jest dla mnie tak ważne, że muszę poświęcić każdą cenną minutę swojego życia żeby na nim być i patrzeć –powiedział z ironią w głosie.
- No już nie sycz –powiedziałam z delikatnym z uśmiechem. Chłopak w końcu doprowadził nas do salonu. Pustego salonu. Opisać w jednym słowie. No nie była nowoczesna. Była po prostu klasyczna jak przystało na czysto krwistych czarodziejów. Lecz ja nie miałam takiego porządku i elegancji. U mnie dom to była apokalipsa. Czasami zdarzały się dni, że bracia urządzali wojnę na brudną bieliznę i gatki latały po całym domu. Lecz wracając… Usiedliśmy na dość obskurnej kanapie a Petty jednym machnięciem różdżki rozpalił ogień w kominku. Jakże się cieszyłam, że tego dnia mogliśmy używać czarów. Położyłam głowę na jego kolanach i z wyciągniętymi dłońmi zaczęłam się bawić jego włosami
- Możemy tu zostać tylko na chwilkę –zauważył –Inaczej nas ze skóry poobdzierają.
Zaśmiałam się delikatnie. Podniosłam głowę i usiadłam tak jak przystało obok niego, lecz po chwili wybuchłam śmiechem. Nie mogłam być poważna wtedy, kiedy powinnam. Spojrzałam na chłopaka z przekrzywioną delikatnie głową. Dmuchnęłam mu włosy by te opadły mu na oczy. Już nie były ułożone.
- Jesteś wredna –zaśmiał się i spojrzał mi w oczy.
- I dlatego właśnie jestem twoją dziewczyną. Nie udają kogoś, kim nie jestem –powiedziałam i delikatnie usnęłam jego wargi. – Jeszcze trochę a twój kuzyn uzna, że zachowujemy się jak stare małżeństwo.
- No, bo ile już jesteśmy razem dwa lata? –spytał a ja zmarszczyłam brwi i nos –Z resztą szczęśliwi czasu nie liczą. To odpowiedź na wszystko.
Uśmiechnęłam się do niego figlarnie. Szkoda, że nie miał much albo krawatu… Ukradłabym mu i zaczęłabym biec przez całą rezydencje… Musiałam wymyśleć coś by mógł mnie gonić… Szlag nie ma, co!
-, O czym tak myślisz –spojrzał na mnie wszech wiedzącym wzrokiem jak by czytał mi w myślach.
- O niczym –skłamałam, lecz nie słychać było tego. Chłopak jednak i tak usłyszał nutkę kłamstwa. Otworzył usta, lecz ja zareagowałam szybciej niż przypuszczałam. Pocałowałam go, ale nie tak ja zazwyczaj tak, że ten, kto by był gapiem już dawno rzygałby tęczą a koło niego zebrałyby się irlandzkie skrzaty z garnkami złota i tańczyłyby jakieś skoczne irlandzkie tańce. Czyli… Chłopak delikatnie przejechał mi po policzku a moje dłonie błądziły wśród jego gęstych włosów. Klękłam na kanapie by być bardziej jego wzrostu. Nie odrywałam się od niego. Delikatnie przejechałam jedną dłonią po kołnierzyku i wtedy Bum! I wjechał David. Którego mina była tak rozwalająca, że nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać.
< Petty? xD Wena wieczorna daje się w znaki>
Hehehe Właśnie widzę!
OdpowiedzUsuńOj, jojo biedny Smoku :(
Zawału dostał xD [I Rzyga Tęczą a koło niego
zebrały się irlandzkie skrzaty z garnkami złota
i tańczyłyby jakieś skoczne irlandzkie tańce.] < Ależ żeś wymyśliła xD
~ PP.S. Petty and tęczowy Smoku