Nie ma co… Zajebiście się ten rok zaczął , ciekawe jak się skończy,
Lekcje- nudy , znajomi- kłócą się ciągle i focha ja na siebie od co…
Trzeba być szurniętym żeby się w tym wszystkim zorientować, jak
nic mi nikt nie mówi, nawet Percy… 3 rok się zaczął , a tu znowu
MODA NA SUKCES ! Ja jak zwykle odstaje od reszty , zawsze
tak już chyba będzie, może to fakt że wolę stać z boku i obserwować.
Jestem dziwna, nie lubię być w centrum uwagi, a i tak jestem.
Wszyscy się na mnie patrzą. Czemu? A bo ja wiem, może z tego faktu że…
oh nie tylko nie to… Ta wpadka z tym chłopakiem czystej krwi, który mnie
na silę zatrzymał, fakt faktem złamałam mu rękę i rzuciłam przez ok. 3 metry,
ale to nie jest coś takiego wielkiego. Potrafię zrobić komuś większą krzywdę,
ale używam tego tylko w ostateczności. Właściwie to cholernie dziwnie że
jeszcze Adam , David ,Eli , Percy , Rosalie o tym nie wiedzą… Choć może
dlatego że to stało się właśnie przed 15 minutami i teraz maja lekcje latania.
Całe szczęście że wszystko to tak że dostaliśmy tylko ostrzeżenie od Craxi’ego
i to nie mi się oberwało, ale wiem że to z wiadomej przyczyny mojej
poprodepresyjnej psychiki. Weszłam na wierze i zaczęłam szkicować jakiś obraz.
Robie to odruchowo jak mi się nudzi, zawsze wychodzi coś o czym w ogóle
nie rozmyślałam, jakieś łąki , drzewa, postacie. Nigdy to nie jest dwa razy to
samo, zawsze coś innego, jak by mój mózg ciągle rozpaczliwe poszukiwał
bezpiecznego schronienia, wśród tego popierdolonego świata. Po upływie pół
godziny przed sobą miałam coś czego nie mogłam była opisać. Coś na kształt
łąki w górskim lesie, ale lasem były róże wysokie jak baobaby, a narodku było
drzewo jedyne normalne. Z jabłkami zrobionych z różnych materiałów mineralnych.
Spojrzałam na zegar, zaraz kończy się lekcja. Zeszłam na dół, i ruszyłam poza
zamek w stronę błoni, rzadko tam ktoś przychodzi. Może dlatego że jest blisko
zakazanego lasu… nigdy nie wiadomo. Usiadłam i czekałam , nie wiem na co,
ale miałam warzenie że zaraz ktoś będzie chciał mnie spotkać. Nie myliłam się-mój
dawny znajomy- Ariel, pegaz, który mieszka w stajni w moim domu.
- Ariel , co ty tu u diabła robisz?! – A ten co … Parsknął i położył łeb na moich
wyciągniętych nogach, ewidentnie domagając się pieszczot. Ariel ma w swoim
życiu chyba tylko cztery zasady,- Spać, jeść , biegać i milić się do
wszystkich. – Moje maleństwo – głaskałam go po głowie. W rzeczywistości to
było wielkie bydle, które uwarza mnie za swoja siostrę, córkę, czy coś w tym stylu
Jego kary brat bliźniak ma to samo „schorzenie”. Nagle ktoś kogo usłyszałam głos
za sobą
- Maleństwo? Serio?- powiedział Smou
- Pfff... a co to obchodzi prefekta - powiedziałam sarkastycznie .
David?
Lekcje- nudy , znajomi- kłócą się ciągle i focha ja na siebie od co…
Trzeba być szurniętym żeby się w tym wszystkim zorientować, jak
nic mi nikt nie mówi, nawet Percy… 3 rok się zaczął , a tu znowu
MODA NA SUKCES ! Ja jak zwykle odstaje od reszty , zawsze
tak już chyba będzie, może to fakt że wolę stać z boku i obserwować.
Jestem dziwna, nie lubię być w centrum uwagi, a i tak jestem.
Wszyscy się na mnie patrzą. Czemu? A bo ja wiem, może z tego faktu że…
oh nie tylko nie to… Ta wpadka z tym chłopakiem czystej krwi, który mnie
na silę zatrzymał, fakt faktem złamałam mu rękę i rzuciłam przez ok. 3 metry,
ale to nie jest coś takiego wielkiego. Potrafię zrobić komuś większą krzywdę,
ale używam tego tylko w ostateczności. Właściwie to cholernie dziwnie że
jeszcze Adam , David ,Eli , Percy , Rosalie o tym nie wiedzą… Choć może
dlatego że to stało się właśnie przed 15 minutami i teraz maja lekcje latania.
Całe szczęście że wszystko to tak że dostaliśmy tylko ostrzeżenie od Craxi’ego
i to nie mi się oberwało, ale wiem że to z wiadomej przyczyny mojej
poprodepresyjnej psychiki. Weszłam na wierze i zaczęłam szkicować jakiś obraz.
Robie to odruchowo jak mi się nudzi, zawsze wychodzi coś o czym w ogóle
nie rozmyślałam, jakieś łąki , drzewa, postacie. Nigdy to nie jest dwa razy to
samo, zawsze coś innego, jak by mój mózg ciągle rozpaczliwe poszukiwał
bezpiecznego schronienia, wśród tego popierdolonego świata. Po upływie pół
godziny przed sobą miałam coś czego nie mogłam była opisać. Coś na kształt
łąki w górskim lesie, ale lasem były róże wysokie jak baobaby, a narodku było
drzewo jedyne normalne. Z jabłkami zrobionych z różnych materiałów mineralnych.
Spojrzałam na zegar, zaraz kończy się lekcja. Zeszłam na dół, i ruszyłam poza
zamek w stronę błoni, rzadko tam ktoś przychodzi. Może dlatego że jest blisko
zakazanego lasu… nigdy nie wiadomo. Usiadłam i czekałam , nie wiem na co,
ale miałam warzenie że zaraz ktoś będzie chciał mnie spotkać. Nie myliłam się-mój
dawny znajomy- Ariel, pegaz, który mieszka w stajni w moim domu.
- Ariel , co ty tu u diabła robisz?! – A ten co … Parsknął i położył łeb na moich
wyciągniętych nogach, ewidentnie domagając się pieszczot. Ariel ma w swoim
życiu chyba tylko cztery zasady,- Spać, jeść , biegać i milić się do
wszystkich. – Moje maleństwo – głaskałam go po głowie. W rzeczywistości to
było wielkie bydle, które uwarza mnie za swoja siostrę, córkę, czy coś w tym stylu
Jego kary brat bliźniak ma to samo „schorzenie”. Nagle ktoś kogo usłyszałam głos
za sobą
- Maleństwo? Serio?- powiedział Smou
- Pfff... a co to obchodzi prefekta - powiedziałam sarkastycznie .
David?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz