Zaczęliśmy iść przed siebie. Nagle wpadłam na pomysł wy wpaść do Écuelle do Pubu pod trzem różdżkami i podzieliłam nim się z nim. Chłopak uśmiechnął się mieliśmy akurat dwugodzinna przerwę gdyż jeden z nauczycieli się rozchorował i odwołał lekcje. Ruszyliśmy więc do miasteczka.
- A ty nie miałeś żadnych niezwykłych historii tak jak ja? -spytałam
- Niestety nie Amy -zaśmiał się i pocałował w policzek.
Uśmiechnęłam się tylko chwyciłam za jego szalik i jednym zwinnym ruchem zdjęłam go z niego po czym zaczęłam biec. Byłam długodystansowcem więc nie miał szans mnie dogonić. Jednak po paru minutach biegliśmy łeb w łeb. Nie miałam zamiaru mu oddać szalika. Dopiero chciałam w pubie. Chłopak wyciągnął rękę by mi go zabrać więc przyśpieszyłam. Daniel stanął i zgiął się w pół. Kolka, pomyślałam i raczej nie byłam w błędzie. Zatrzymałam się metr dalej. Powoli podeszłam do niego lecz nadal stałam w bezpiecznej odległości. Już nie raz nabierałam się na takiego typu sytuacje. "Weź mi pomóż to wrzucę cię w śnieg albo zabiorę czapkę" Wolałam więc mieś cię na baczności. Zaśmiałam się.
- Mnie nie nabierzesz Danielu przerabiałam to nie raz w szkole. -powiedziałam lecz chłopak nie odpowiadał. Podeszłam do niego -Danielu?
-Bu! -wyprostował się i chwycił mnie dłońmi za ramiona po czym wyrwał swój szalik i puścił się biegiem.
-Ej to nie fair! -wrzasnęłam i pobiegłam za nim.
Miasteczko było tuż przed nami więc dogoniłam chłopaka i chwyciłam go pod ramię. Teraz szliśmy jak ucywilizowana słodka parka od której robi się aż niedobrze. Szkoda tylko że nie spadł śnieg... Było by super! Mogła bym niego wrzucić w taką piękną zaspę i napastować jego twarzyczkę pięknym zimnym puchem który dopiero co spadł na ziemię a już zamienił się w bryłę lodu. Weszliśmy do pubu i usiedliśmy przy oknie. Tak z ciekawości przejechałam wzrokiem po osobach siedzących w środku. Starzy i młodzi ludzie siedzieli i popijali kremowe piwo a inni ci starsi gorącą Whisky chodź i dojrzałam młodzieniaszków którzy także chcieli popróbować tego złotego nektaru. Nagle dojrzałam parę siedzącą przed nami. Co dziwne zauważyłam ich ostatnich. Jednak mugole mieli racje "najciemniej jest pod latarnią". Za Danielem siedział mężczyzna o szpakowatej fryzurze przyprószonej delikatną siwizną.Włosy miały kolor płynnego miotu lecz te zmieniły się po chwili w kruczoczarne. Kobieta z którą siedział miała bardzo znajomą twarz. Może kiedyś ją spotkałam albo gdzieś ją dojrzałam kiedy kiedyś przechodziłam ulicami Paryża. W każdym razie miała trzy kolorowe oczy. Coś mi zaświtało i nie byłam z tego zadowolona.
- Oni tu są -pisnęłam a wzrokiem wskazałam ich. -Petyr i jego żona.
Daniel spojrzał za siebie. Jego wzrok nie był pewny lecz ja byłam. Mężczyzna najwyraźniej słysząc swoje imię wzdrygnął się. Za głośno to powiedziałam ,pomyślałam. Po czym przypomniałam sobie że to jedyna okazja by z nimi porozmawiać ale na osobności.
- Chyba nie zapytasz obcych gości czy są twoimi rodzicami Avalone? -spytał a ja nie zaprzeczyłam. Nie zrobiłam najmniejszego gestu -Jesteś szalona ale dobra spróbuj ja zamówię już kremowe.
Przytaknęłam. Wstałam z krzesła i podeszłam do stolika obok. Nie miałam odwagi nic powiedzieć. Spojrzałam na twarz Petyr'a. Taka sama jak wspomnieniu tylko że zmarszczek troszkę więcej. I wtedy do mnie dotarło że nie znałam imienia kobiety która płakała nad ciałem syna. Ta spojrzała z otwartymi oczami w moją stronę. Jeśli stanęła by obok mnie można było zauważyć podobieństwa takie jak kształt twarzy,oczu, ust nawet nosa. Petyr nic nie powiedział lecz wiedział kim jestem nie zapomniał by mnie.
- Avalone? -spytał. Podczas spotkania podałam mu swoje imię. -Margaret patrz to ona a mówiłaś że nigdy ją nie znajdziemy. Mówiłaś daj sobie spokój. Patrz na jej twarz. Kropka w kropkę jak twoja lecz moje włosy a figura babki. Przynajmniej tak mówią zdjęcia.
- Petyr zauważyłeś jej wzrok pytający o co chodzi? -spytała go spojrzałam na nią z niedowierzaniem -To nie ona. Ty teraz wszędzie widzisz Avalone a jej nie ma.
- Jestem -odzyskałam na chwilę głos -Ale to nie rozmowa ani na teraz ani na tutaj. Ściany mają uszy a dziś chciałam pobyć z kimś BLISKIM mojemu sercu. Zresztą to co mamy do po obgadania. Zostawiliście mnie.
- Avalone nie zostawiliśmy -powiedział -Poznałaś już Darren'a. On od zawsze taki był baliśmy że coś ci zrobi a po za tym jak sama mówiłaś ściany mają uszy. Masz karteczkę? To się tutaj spotkamy.
- Masz bo na pewno nie ma -Margaret wciągnęła z kieszeni notes i wyrwała jedną kartkę.
- No to w Niedzielę tutaj? -spytał -Potem pójdziemy się przejść jak rodzina. Co ty na to Avalone?
- Skąd wiem że nie jesteście krwiożerczymi mordercami czekającymi tylko na takie puste dziewczę jak ja -prychnęłam -I nie rodzina. Rodzinę się nie zostawia i to nawet gdy jest źle. Rodzinę mam w świecie mugoli. Lecz możemy się spotkać. Chętnie usłyszę dlaczego mnie ZOSTAWILIŚCIE.I nie będziecie obrażeni jak wezmę z sobą chłopaka? Nie wygada. Serio. Za to się czuję przy nim bezpiecznie.
- Hm..Hm... Zgoda -uśmiechnął się -Godzina niech będzie 13.00 żeby nie było ani za późno ani za wcześnie. No i do zobaczenia Avalone. Wiesz my zawsze cię kochaliśmy tylko nie tak jak inni rodzice. Z resztą sama się dowiesz.
-Rozumiem -powiedziałam z delikatnym uśmiechem -Tak więc do widzenia i smacznego jeśli państwo będą coś jeść bądź pić.
Wróciłam do Daniela. Na stoliku czkało już na mnie chłodne kremowe piwo z imbirem. Uśmiechnęłam się do niego.
- Zgadnij co... -spojrzałam na Daniela który tylko uśmiechnął się -Ty gumowe ucho. Jak śmiałeś podsłuchiwać tak prywatne sprawy rodzinne?
<Daniel? ;P>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz