~*~ Perspektywa Clar ~*~
Ta noc nie była spokojna. Budziłam się z krzykiem i raz maiłam
epizod. Było po 10 i co otworzyłam gwałtownie oczy i krzyknęłam
tak głośno że David spadł gwałtownie z krzesła. Ten sam sen
i w tym samym momencie się budzę. Zawsze śni mi się śmierć
Willa. Serce walił mi młotem i ledwo łapałam oddech, obok mnie
był aparat tlenowy. Wzięłam kilka wdechów. Kiedy już nie miałam
wstrząsu zauważyłam rozciągniętego Davida na podłodze.
-co ty do diabła tu robisz?!
- Em... No bo ja wczoraj powiedziałem że przyjdę do ciebie rano,
a że się obudziłem dość wcześnie to i tak przyszedłem po drodze
wszedłem tylko do kuchni... Bo.. Ja.. Tego... No.. Pomyślałem że
będziesz głodna - Powiedział wskazując głową na stolik na którym
stała taca a na niej ciastka, kanapki, woda i soki do picia - Nie
wiedziałem co będziesz chciała więc postanowiłem wziąć kanapki,
a ciastka tak o.. A co do picia też nie za bardzo wiedziałem na co
będziesz mieć ochotę więc wziąłem 2 butelki wody i po skoku...
- Powiedział rumieniąc się lekko cały czas bardzo zakłopotany,
drapiąc się z tyłu głowy.
-dzięki ale na jadłam się już -wskazałam na maskę tlenową.- ale
może coś wezmę na ząb. Są kanapki z?
- Ee.. - Powiedział wstając szybko z ziemi - Z szynką, serem żółtym,
sałatą, pomidorami, ogórkami, lub serkami różnymi... A na co masz
ochotę? - Zapytał po chwili - Zawsze mogę skoczyć i ci przynieść..
- ej ja jestem wszystkożerna. No dobra prócz szpinaku. Daj... jeden
z każdego rodzaju, jabłko, sok i wodę
- masz żołądek bez dna?
- Można tak to ująć- uśmiechnęłam się i wgryzłam żarłocznie
w kanapkę, którą pochłonęłam w niecałe 1.5 minuty. David się na
mnie patrzył jak bym była no nie wiem zielona...- No co nigdy nie
widziałeś jak ktoś je?- zabrałam się z drugą kanapkę.
- Nie, tylko... Nie ważne - Powiedział uśmiechając się - Yy... Dobrze
że ci smakuje - Dodał i wiązł sobie jedną kanapkę.
-Nie bądź taki, dokończ to co zacząłeś!- powiedziałam zabierając
się z jabłko.
- Nic.. tylko trochę się zapatrzyłem - Powiedział, znęcając się nad
kanapką, podgryzając ją jak chomik sałatę..
-Gadaj, albo zobaczysz co to nie latać na miotle przez dwa lata !
- hehehe... Ale serio zagapiłem się..
- David! Nie wkurzaj mnie..
- Ale nie wiem o co ci chodzi - Powiedział wzruszając ramionami
- Nie zmuszaj mnie do rękoczynów Martinezs!
- Ok! Okej no już! Ładna jesteś pasi?!
-A to... Eh myślałam ze coś innego
- Ja cię tu komplementuje, a ty nic.
- Wszyscy mi to mówią, więc dla mnie to rutyna.- powiedziałam
wzruszając rękoma. Dobrałam się do ciastek, i schrupałam dwoma
gryzami- myślałam że powiesz że będę gruba lub jak mi się to
wszystko mieści- powiedziałam po chwili zastanowienia.
- Więc - Powiedział po czym odchrząknął - 'Gdzie ci się to wszystko
mieści?!' 'Będziesz gruba!' - Powiedział udając przerażenie oraz zaczął
przedrzeźniać jakąś lalunię mówiąc piskliwym głosem
-Optymizm jest najczęściej wynikiem intelektualnej pomyłki. - powiedziałam
pod nosem.
- Też cię lubię - Powiedział rozbawiony - A będziesz musiała ty
do którejś siedzieć? bo jest trening po śniadaniu.. i jak coś to bym
przyszedł później czy coś w tym stylu..
- Musi tu zostać jeszcze jeden dzień- powiedział pielęgniarka.
- TA.. niestety... Mógł byś mi przynieść z biblioteki "Mein Kampf",
Adolfa Hitlera?- Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- No mogę, spoko... - Nagle posmutniał trochę - Ok to ja idę i przyniosę
ci zaraz po śniadaniu zanim pójdę na trening... - Powiedział
i wyszedł.
-Nawet go nie zdziwiło że kazałaś mu przynieść nazistowską książkę
- powiedziała pielęgniarka. Poszłam spać, usnęłam znowu dziwnie
szybko! Spałam nie całe 2 godziny. A książka była na swoim miejscu.
Sięgnęłam po nią i zaczęłam czytać. Wciągnęła mnie tak bardzo że nie
zorientowałam się jak David wszedł do SS.
~*~Perspektywa Davida~*~
Byłem strasznie zawiedziony, że nie będę mógł zabrać Clarr na tą
randkę, z czego ona chyba raczej się cieszyła. Gdy po śniadaniu
przyniosłem jej książkę ona spała. Podszedłem po cichu by
przypadkiem jej nie obudzić i położyłem książkę na stoliku, po czym
ruszyłem do Dormitorium gdzie zostawiłem miotłę. Byłem już
spóźniony na trening więc musiałem biec.
Gdy doszedłem na stadion zatkało mnie bo trybuny były pełne
chichoczących laseczek lub gości śliniących się na widok laseczek
w drużynach. Ale najbardziej zdziwił mnie fakt że na boisku były
wszystkie cztery drużyny.
Po chwili podbiegł do mnie Petty - On też się spóźnił.
- O widzę że nie tylko ja zawaliłem jako kapitan spóźniając się na
jeden z większych treningów.
- Yyy...
- Ależ elokwencja - Prychnął Pet. - Niech zgadnę zapomniałeś?
- Chyba tak. Co tu się właściwie dzieje - Zapytałem zdezorientowany.
- Ah... Trening. To miał być pierwszy taki wspólny większy trening
wszystkich drużyn. Ale dobra chodź bo zaczynają się gracze
niecierpliwić i zaraz te cztery drużyny się na nas rzucą jak Abraksany
na niemieszaną whisky - Dodał klepiąc mnie i ruszając do szatni
- Aż taki dobry dzień na żarty - Prychnąłem chodź musiałem mu
przyznać racje bo całe drużyny patrzyły na nas wilkiem, zniecierpliwieni
chodź lepiej by tu pasowało stwierdzenie Abraksany na
whisk'aczowym głodzie nawet Brooks zniecierpliwiony, ze skrzyżowanymi
rękoma tupał szybko nogą w miejscu i gapił się
na nas jak wściekły Hipogryf, ciskając w nas piorunami z oczu.
~~~~
Po jakże męczącym treningu, wywodu Wiewióreczki, Ell i Rosalie.
Kurka nawet Diabeł mnie ochrzanił! Zn. nas ochrzanił ! ON! Świat się
wali. O tym jak to my z Petty'm możemy się spóźniać na jeden
z najważniejszych treningów! Co więcej cytując;
''- Czyście oszaleli! - Zaczęła Ell po treningu gdyż po tym jak się
przebraliśmy trzeba było od razu zacząć trening - Ile można na was
czekać? Z ponad godzinę zajęło dojście wam na boisko a kolejne
15 min. na przebranie!
- Nie dość że Prefekci to jeszcze Kapitanowie! - Zaczęła Rosali - Nie
mogliśmy zacząć bez was i przez was staliśmy jak te kołki rozsadzeni
po całym boisku! A wy se jeszcze zaczęliście na środku boiska gadać
zamiast zmiatać do szatni by jak najszybciej zacząć ten przeklęty
trening! - Wyraziła swoje zdanie Rosali BARDZO spokojnie to zn.
wrzeszcząc mi do ucha.
- Nawet ja się nie spóźniłem! - Dodał se 3 sykle Diabeł ''A gdzie
męska solidarność!?'' Pomyślałem - Ba nawet byłem przed czasem!
By się rozgrzać i zrobić sobie krótki trening! - 'Booo uwierzę...'
pomyślałem a ten spojrzał na mnie spod byka jakby wiedział co myślę
- Ale ja rozumiem Smok, Ale ciebie nie rozumiem w ogóle futrzaku! -
Zaczęła Wiewióra - W przeciwieństwie do Niego powinieneś być
bardziej odpowiedzialny! Baa! Przecież ty jesteś o wiele
systematyczniejszy od tego idioty więc jakim prawem musieliśmy
czekać i na ciebie te cholerne godzinę i 15 min?! - Zaczęła jeździć po
Pettym
- Ej! - Zaprotestowałem - Nie jestem idiotą i też jestem systematyczny.
- Taaa... A świnie latają - Prychnęła Ell
- Wiesz żyjemy w magicznym świecie tu wszystko jest możliwe - Dodał
Petty uśmiechając się złośliwie do niej ''No! I to moja krew!''
- Nieźle stary - Powiedziałem uśmiechając się do niego i przybyliśmy
se piąteczkę.
- To nie znaczy że Pett jest bardziej odpowiedzialniejszy i powinien
stawić się na czas! Przecież ty zawsze jesteś punktualny! Chyba nie
bez powodu Rua jesteś Naczelnym?! Chodź zaczynam w to wątpić!
- Znów Rosalie
- Och no już nic się takiego nie stało - Powiedział machając ręką Petty.
- Stało się! - ''Ależ z nich cieniasy'' pomyślałem gdy znów dodała
Wiewióra - ciekawe co takiego robiliście w tym czasie! - 'Zapytała'
Jane gromiąc Petty'ego wzrokiem.
- Nic... Po prostu się zagadałem... - Zaciął się niepewny czy dokończyć
bo z tą rudą babką nic nie wiadomo...
- Ciekawe z kim?!
- Z... Kolegą? - Niby odpowiedział, niby zapytał ?
- Taaa... ciekawe z jakim?
- Eeee... Yy... no dobra Liesel. Wpadłem na nią i pogadaliśmy chwile..
- Czyli prawie godzinę! Kim ona jest?
- Skarbeczku-Wiewióreczko to nikt taki... Pierwszak z Bellefe dopiero
ją poznałem i się zagadaliśmy nic takiego!.
- A ty Dupko-Smoku? - Zapytał Diabeł ''Zapamiętaj by przy najbliższej
okazji skopać mu z to dupe" 'zapisałem' sobie w pamięci mej jakże
arystokratycznej głowie.
- Byłem zanieść Clarr książkę bo mnie o nia prosił...
- Boże ja wiem że se ją podrywasz ale ziom! TRENING! To ważniejsze
od jakiejś głupiej książki! - Warkną
- Ale nie od przyjaciółki.. - I tak dalej i tak dalej...''
Wyrzuciłem szybo ze swojej głowy to męczące pouczanie i pretensje
które trwały z ponad pół godziny! A ja musiałem stać na dworze
zgrzany, przepocony i zmęczony z racji że bardzo późno zasnąłem,
oraz wcześnie się obudziłem i oczywiście jeszcze ten przeklęty
trening! Na szczęście umyty i odświeżony chodź nadal trochę ale
już mniej zmęczony, ruszyłem do SS do Clar. Gdy wszedłem ona
nawet tego nie zauważyła, wczytana w książkę którą jej rano
podrzuciłem - jako że śniadanie było o ósmej do dziewiątej a trening
o dziewiątej dziesięć [miał trwać do 14;30 lecz że się spóźniliśmy
z Petty'm] trwał do szesnastej dziesięć!!! A później pół godzinny
wykład o naszej 'niesubordynacji, lenistwie i arogancji
i nieodpowiedzialności' więc o szesnastej czterdzieści pięć byłem dopiero
w Dormitorium. A teraz o 15 po siedemnasta wchodziłem do SS.
Powoli podszedłem do niej i usiadłem na łóżku obok dopiero wtedy
zorientowała się że jestem.
- Hej Clarr - Powiedziałem uśmiechając się lekko i zmieniając zdanie
chciałem usiąść na krześle obok łózka lecz gwałtowność z jaką to
zrobiłem sprawiła że syknąłem z bólu.
- Hej... coś mnie ominęło? - Zapytała marszcząc słodko nosek i brwi.
- I to sporo. - Powiedziałem. - Dostało mi się tylko na treningu.
Mruknąłem przypominając sobie jak bardzo ''niecierpliwi'', ''mściwi''
oraz ''niecierpliwi'' potrafią być pałkarze Harpi i Domu Niedźwiedzia.
"To chyba jakiś pie*przony rekord Quidditch'a! Dostać 35 razy tłuczkiem
w ciągu 7 godzin .10 w ciągu pierwszych 30 min." Pomyślałem gorzko.
pałkarze celując we mnie 118 razy! [z czego 35 razy dostałem] tłuczkiem
oraz 3 innych szukających, przez co 7 razy wpadłem na trybuny tłocząc sobie
tyłek o ławki a tak to przeważnie się obijałem o różne rzeczy, za to Petty jest
obrońcą więc on miał 'kichę' od ścigających, ''kto by przypuszczał że Wiewióra
jest tak mściwa i niecierpliwa?'' ja dostawałem tłuczkiem a on kaflem, skrzywiłem
się lekko gdy przypomniałem sobie, jak Petty stając na miotle chciał coś krzyknąć
do swoich i rękoma dać znać by podfrunęli do niego na chwilkę [pewnie coś ustalić]
dostał od Jane kafla między nogi baaaardzo mocnooo, a przez uderzenie i ból
w wiadomym miejscu, zachwiał się, lecz nie spadł na ziemię... Nieeee, nie spadł tylko
bardzo mocno usiadł z powrotem na miotłę co wywołało kolejny ból a gdy zniżył się
bardziej ku ziemi wręcz spadł z niskiej, na szczęście wysokości, i chwilę jęczał
z bólu. Prócz tego to również jak we mnie tłuczki, w niego były celowane kafel,
zamiast w obręcz. można powiedzieć, że 'widownia' miała ubaw.
- ...David... Dave... SMOKU! Blondi! KRUDE NO ĆWOKU JEDEN!
- Co!? I nie drzyj mi się proszę do ucha - Oprzytomniałem nagle.
- Mówię do ciebie a ty gapisz się w ścianę od tych kilku minut! - Powiedziała
zirytowana ''boże następna będzie się nade mną znęcać" pomyślałem
- O co chodzi?
C.D. Nastąpi! xD
Ta noc nie była spokojna. Budziłam się z krzykiem i raz maiłam
epizod. Było po 10 i co otworzyłam gwałtownie oczy i krzyknęłam
tak głośno że David spadł gwałtownie z krzesła. Ten sam sen
i w tym samym momencie się budzę. Zawsze śni mi się śmierć
Willa. Serce walił mi młotem i ledwo łapałam oddech, obok mnie
był aparat tlenowy. Wzięłam kilka wdechów. Kiedy już nie miałam
wstrząsu zauważyłam rozciągniętego Davida na podłodze.
-co ty do diabła tu robisz?!
- Em... No bo ja wczoraj powiedziałem że przyjdę do ciebie rano,
a że się obudziłem dość wcześnie to i tak przyszedłem po drodze
wszedłem tylko do kuchni... Bo.. Ja.. Tego... No.. Pomyślałem że
będziesz głodna - Powiedział wskazując głową na stolik na którym
stała taca a na niej ciastka, kanapki, woda i soki do picia - Nie
wiedziałem co będziesz chciała więc postanowiłem wziąć kanapki,
a ciastka tak o.. A co do picia też nie za bardzo wiedziałem na co
będziesz mieć ochotę więc wziąłem 2 butelki wody i po skoku...
- Powiedział rumieniąc się lekko cały czas bardzo zakłopotany,
drapiąc się z tyłu głowy.
-dzięki ale na jadłam się już -wskazałam na maskę tlenową.- ale
może coś wezmę na ząb. Są kanapki z?
- Ee.. - Powiedział wstając szybko z ziemi - Z szynką, serem żółtym,
sałatą, pomidorami, ogórkami, lub serkami różnymi... A na co masz
ochotę? - Zapytał po chwili - Zawsze mogę skoczyć i ci przynieść..
- ej ja jestem wszystkożerna. No dobra prócz szpinaku. Daj... jeden
z każdego rodzaju, jabłko, sok i wodę
- masz żołądek bez dna?
- Można tak to ująć- uśmiechnęłam się i wgryzłam żarłocznie
w kanapkę, którą pochłonęłam w niecałe 1.5 minuty. David się na
mnie patrzył jak bym była no nie wiem zielona...- No co nigdy nie
widziałeś jak ktoś je?- zabrałam się z drugą kanapkę.
- Nie, tylko... Nie ważne - Powiedział uśmiechając się - Yy... Dobrze
że ci smakuje - Dodał i wiązł sobie jedną kanapkę.
-Nie bądź taki, dokończ to co zacząłeś!- powiedziałam zabierając
się z jabłko.
- Nic.. tylko trochę się zapatrzyłem - Powiedział, znęcając się nad
kanapką, podgryzając ją jak chomik sałatę..
-Gadaj, albo zobaczysz co to nie latać na miotle przez dwa lata !
- hehehe... Ale serio zagapiłem się..
- David! Nie wkurzaj mnie..
- Ale nie wiem o co ci chodzi - Powiedział wzruszając ramionami
- Nie zmuszaj mnie do rękoczynów Martinezs!
- Ok! Okej no już! Ładna jesteś pasi?!
-A to... Eh myślałam ze coś innego
- Ja cię tu komplementuje, a ty nic.
- Wszyscy mi to mówią, więc dla mnie to rutyna.- powiedziałam
wzruszając rękoma. Dobrałam się do ciastek, i schrupałam dwoma
gryzami- myślałam że powiesz że będę gruba lub jak mi się to
wszystko mieści- powiedziałam po chwili zastanowienia.
- Więc - Powiedział po czym odchrząknął - 'Gdzie ci się to wszystko
mieści?!' 'Będziesz gruba!' - Powiedział udając przerażenie oraz zaczął
przedrzeźniać jakąś lalunię mówiąc piskliwym głosem
-Optymizm jest najczęściej wynikiem intelektualnej pomyłki. - powiedziałam
pod nosem.
- Też cię lubię - Powiedział rozbawiony - A będziesz musiała ty
do którejś siedzieć? bo jest trening po śniadaniu.. i jak coś to bym
przyszedł później czy coś w tym stylu..
- Musi tu zostać jeszcze jeden dzień- powiedział pielęgniarka.
- TA.. niestety... Mógł byś mi przynieść z biblioteki "Mein Kampf",
Adolfa Hitlera?- Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- No mogę, spoko... - Nagle posmutniał trochę - Ok to ja idę i przyniosę
ci zaraz po śniadaniu zanim pójdę na trening... - Powiedział
i wyszedł.
-Nawet go nie zdziwiło że kazałaś mu przynieść nazistowską książkę
- powiedziała pielęgniarka. Poszłam spać, usnęłam znowu dziwnie
szybko! Spałam nie całe 2 godziny. A książka była na swoim miejscu.
Sięgnęłam po nią i zaczęłam czytać. Wciągnęła mnie tak bardzo że nie
zorientowałam się jak David wszedł do SS.
~*~Perspektywa Davida~*~
Byłem strasznie zawiedziony, że nie będę mógł zabrać Clarr na tą
randkę, z czego ona chyba raczej się cieszyła. Gdy po śniadaniu
przyniosłem jej książkę ona spała. Podszedłem po cichu by
przypadkiem jej nie obudzić i położyłem książkę na stoliku, po czym
ruszyłem do Dormitorium gdzie zostawiłem miotłę. Byłem już
spóźniony na trening więc musiałem biec.
Gdy doszedłem na stadion zatkało mnie bo trybuny były pełne
chichoczących laseczek lub gości śliniących się na widok laseczek
w drużynach. Ale najbardziej zdziwił mnie fakt że na boisku były
wszystkie cztery drużyny.
Po chwili podbiegł do mnie Petty - On też się spóźnił.
- O widzę że nie tylko ja zawaliłem jako kapitan spóźniając się na
jeden z większych treningów.
- Yyy...
- Ależ elokwencja - Prychnął Pet. - Niech zgadnę zapomniałeś?
- Chyba tak. Co tu się właściwie dzieje - Zapytałem zdezorientowany.
- Ah... Trening. To miał być pierwszy taki wspólny większy trening
wszystkich drużyn. Ale dobra chodź bo zaczynają się gracze
niecierpliwić i zaraz te cztery drużyny się na nas rzucą jak Abraksany
na niemieszaną whisky - Dodał klepiąc mnie i ruszając do szatni
- Aż taki dobry dzień na żarty - Prychnąłem chodź musiałem mu
przyznać racje bo całe drużyny patrzyły na nas wilkiem, zniecierpliwieni
chodź lepiej by tu pasowało stwierdzenie Abraksany na
whisk'aczowym głodzie nawet Brooks zniecierpliwiony, ze skrzyżowanymi
rękoma tupał szybko nogą w miejscu i gapił się
na nas jak wściekły Hipogryf, ciskając w nas piorunami z oczu.
~~~~
Po jakże męczącym treningu, wywodu Wiewióreczki, Ell i Rosalie.
Kurka nawet Diabeł mnie ochrzanił! Zn. nas ochrzanił ! ON! Świat się
wali. O tym jak to my z Petty'm możemy się spóźniać na jeden
z najważniejszych treningów! Co więcej cytując;
''- Czyście oszaleli! - Zaczęła Ell po treningu gdyż po tym jak się
przebraliśmy trzeba było od razu zacząć trening - Ile można na was
czekać? Z ponad godzinę zajęło dojście wam na boisko a kolejne
15 min. na przebranie!
- Nie dość że Prefekci to jeszcze Kapitanowie! - Zaczęła Rosali - Nie
mogliśmy zacząć bez was i przez was staliśmy jak te kołki rozsadzeni
po całym boisku! A wy se jeszcze zaczęliście na środku boiska gadać
zamiast zmiatać do szatni by jak najszybciej zacząć ten przeklęty
trening! - Wyraziła swoje zdanie Rosali BARDZO spokojnie to zn.
wrzeszcząc mi do ucha.
- Nawet ja się nie spóźniłem! - Dodał se 3 sykle Diabeł ''A gdzie
męska solidarność!?'' Pomyślałem - Ba nawet byłem przed czasem!
By się rozgrzać i zrobić sobie krótki trening! - 'Booo uwierzę...'
pomyślałem a ten spojrzał na mnie spod byka jakby wiedział co myślę
- Ale ja rozumiem Smok, Ale ciebie nie rozumiem w ogóle futrzaku! -
Zaczęła Wiewióra - W przeciwieństwie do Niego powinieneś być
bardziej odpowiedzialny! Baa! Przecież ty jesteś o wiele
systematyczniejszy od tego idioty więc jakim prawem musieliśmy
czekać i na ciebie te cholerne godzinę i 15 min?! - Zaczęła jeździć po
Pettym
- Ej! - Zaprotestowałem - Nie jestem idiotą i też jestem systematyczny.
- Taaa... A świnie latają - Prychnęła Ell
- Wiesz żyjemy w magicznym świecie tu wszystko jest możliwe - Dodał
Petty uśmiechając się złośliwie do niej ''No! I to moja krew!''
- Nieźle stary - Powiedziałem uśmiechając się do niego i przybyliśmy
se piąteczkę.
- To nie znaczy że Pett jest bardziej odpowiedzialniejszy i powinien
stawić się na czas! Przecież ty zawsze jesteś punktualny! Chyba nie
bez powodu Rua jesteś Naczelnym?! Chodź zaczynam w to wątpić!
- Znów Rosalie
- Och no już nic się takiego nie stało - Powiedział machając ręką Petty.
- Stało się! - ''Ależ z nich cieniasy'' pomyślałem gdy znów dodała
Wiewióra - ciekawe co takiego robiliście w tym czasie! - 'Zapytała'
Jane gromiąc Petty'ego wzrokiem.
- Nic... Po prostu się zagadałem... - Zaciął się niepewny czy dokończyć
bo z tą rudą babką nic nie wiadomo...
- Ciekawe z kim?!
- Z... Kolegą? - Niby odpowiedział, niby zapytał ?
- Taaa... ciekawe z jakim?
- Eeee... Yy... no dobra Liesel. Wpadłem na nią i pogadaliśmy chwile..
- Czyli prawie godzinę! Kim ona jest?
- Skarbeczku-Wiewióreczko to nikt taki... Pierwszak z Bellefe dopiero
ją poznałem i się zagadaliśmy nic takiego!.
- A ty Dupko-Smoku? - Zapytał Diabeł ''Zapamiętaj by przy najbliższej
okazji skopać mu z to dupe" 'zapisałem' sobie w pamięci mej jakże
arystokratycznej głowie.
- Byłem zanieść Clarr książkę bo mnie o nia prosił...
- Boże ja wiem że se ją podrywasz ale ziom! TRENING! To ważniejsze
od jakiejś głupiej książki! - Warkną
- Ale nie od przyjaciółki.. - I tak dalej i tak dalej...''
Wyrzuciłem szybo ze swojej głowy to męczące pouczanie i pretensje
które trwały z ponad pół godziny! A ja musiałem stać na dworze
zgrzany, przepocony i zmęczony z racji że bardzo późno zasnąłem,
oraz wcześnie się obudziłem i oczywiście jeszcze ten przeklęty
trening! Na szczęście umyty i odświeżony chodź nadal trochę ale
już mniej zmęczony, ruszyłem do SS do Clar. Gdy wszedłem ona
nawet tego nie zauważyła, wczytana w książkę którą jej rano
podrzuciłem - jako że śniadanie było o ósmej do dziewiątej a trening
o dziewiątej dziesięć [miał trwać do 14;30 lecz że się spóźniliśmy
z Petty'm] trwał do szesnastej dziesięć!!! A później pół godzinny
wykład o naszej 'niesubordynacji, lenistwie i arogancji
i nieodpowiedzialności' więc o szesnastej czterdzieści pięć byłem dopiero
w Dormitorium. A teraz o 15 po siedemnasta wchodziłem do SS.
Powoli podszedłem do niej i usiadłem na łóżku obok dopiero wtedy
zorientowała się że jestem.
- Hej Clarr - Powiedziałem uśmiechając się lekko i zmieniając zdanie
chciałem usiąść na krześle obok łózka lecz gwałtowność z jaką to
zrobiłem sprawiła że syknąłem z bólu.
- Hej... coś mnie ominęło? - Zapytała marszcząc słodko nosek i brwi.
- I to sporo. - Powiedziałem. - Dostało mi się tylko na treningu.
Mruknąłem przypominając sobie jak bardzo ''niecierpliwi'', ''mściwi''
oraz ''niecierpliwi'' potrafią być pałkarze Harpi i Domu Niedźwiedzia.
"To chyba jakiś pie*przony rekord Quidditch'a! Dostać 35 razy tłuczkiem
w ciągu 7 godzin .10 w ciągu pierwszych 30 min." Pomyślałem gorzko.
NAJGORSZY TRENING W ŻYCIU.
A Petty też nie miał łatwo, ja jestem szukającym więc mnie folgowalipałkarze celując we mnie 118 razy! [z czego 35 razy dostałem] tłuczkiem
oraz 3 innych szukających, przez co 7 razy wpadłem na trybuny tłocząc sobie
tyłek o ławki a tak to przeważnie się obijałem o różne rzeczy, za to Petty jest
obrońcą więc on miał 'kichę' od ścigających, ''kto by przypuszczał że Wiewióra
jest tak mściwa i niecierpliwa?'' ja dostawałem tłuczkiem a on kaflem, skrzywiłem
się lekko gdy przypomniałem sobie, jak Petty stając na miotle chciał coś krzyknąć
do swoich i rękoma dać znać by podfrunęli do niego na chwilkę [pewnie coś ustalić]
dostał od Jane kafla między nogi baaaardzo mocnooo, a przez uderzenie i ból
w wiadomym miejscu, zachwiał się, lecz nie spadł na ziemię... Nieeee, nie spadł tylko
bardzo mocno usiadł z powrotem na miotłę co wywołało kolejny ból a gdy zniżył się
bardziej ku ziemi wręcz spadł z niskiej, na szczęście wysokości, i chwilę jęczał
z bólu. Prócz tego to również jak we mnie tłuczki, w niego były celowane kafel,
zamiast w obręcz. można powiedzieć, że 'widownia' miała ubaw.
- ...David... Dave... SMOKU! Blondi! KRUDE NO ĆWOKU JEDEN!
- Co!? I nie drzyj mi się proszę do ucha - Oprzytomniałem nagle.
- Mówię do ciebie a ty gapisz się w ścianę od tych kilku minut! - Powiedziała
zirytowana ''boże następna będzie się nade mną znęcać" pomyślałem
- O co chodzi?
C.D. Nastąpi! xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz