- To ja, Ryjku... - powiedziałem do drzwi.
- Nie gadaj tak - usłyszałem odpowiedź.
- Rosalie? - poprawiłem się niepewnie.
- Lepiej. Po co przyszedłeś?
- Porozmawiać.
- O twoich włosach, zębach, czy o tym jak zajebistym jesteś obrońcą?
- O nas.
- Nie ma "nas", Adam. Jesteś ty i jestem ja.
- Dobra, koniec tego cyrku! Mogę wejść?! - niecierpliwiłem się.
- Jak chcesz - westchnęła.
Otworzyłem drzwi dormitorium. Ray leżała na łóżku. Prócz niej w pokoju nie było nikogo, usiadłem więc na wolnym łóżku. Uważnie się jej przyjrzałem.
- Spałaś?
- Może spałam...
- No proszę cię! Chyba tyle to mogę wiedzieć?!
- No spałam, Jezu, zadowolony?!
- Bardzo - odparłem z błogim uśmiechem i rzuciłem się na poduszki.
- To super. Dobrze, że jaśnie pan Brooks jest zadowolony.
- O co ci znowu chodzi?
- O nic - wzruszyła ramionami.
- Dobra, koniec z tym! - oznajmiłem, gwałtownie podnosząc się z łóżka. Podszedłem do dziewczyny, chwyciłem za ręce i szarpnięciem zmusiłem do tego, by wstała.
- Puść mnie!
- Nie!
- Co ty robisz?!
- Przecież podnoszę!
- Na chuj?!
- Bo chcę, żebyś stała!
- Może wreszcie przestałbyś patrzeć na to, co ty chcesz, i skupił się na tym, czego pragną inni ludzie? - spytała chłodno.
- Więc czego pragniesz?
- Spokoju, Brooks! Świętego spokoju!
Używając całej swej siły Rosalie odwróciła mnie i zaczęła pchać w stronę drzwi. Kiedy byliśmy niemalże przy nich, szybko się odwróciłem i stanąłem z nią twarzą w twarz. Chwyciłem jej podbródek, by nie mogła spuścić głowy i przez cały czas patrzyła mi w oczy.
- Rayan... Mówią: do trzech razy sztuka, nie?
- Coś mi się obiło - bąknęła. - I co?
- Wiesz... Już raz nam wyszło w zeszłą zimę. Drugi raz w wakacje przed mistrzostwami...
- Adam... Nie wyszło nam. Zdradziłeś mnie z Ell i powiedziałeś mi to prosto w ryj. A drugi raz... Jaki drugi raz? Za dużo piwa kremowego, podekscytowanie... To wszystko.
- Spróbujmy jeszcze raz, Rayan. Powiedziałaś mi wtedy, że coś do mnie czujesz, no nie?
- Tak, ale powiedziałam coś jeszcze. Pamiętasz?
Zmarszczyłem czoło, choć wiedziałem, że sobie nie przypomnę. Skupiałem się na jej pięknej aparycji, nie na słowach wypływających z jej ust. Było to błędem, teraz to wiedziałem. Szkoda, że tak późno.
- Powiedziałam, że już ci nie zaufam - przypomniała Ray. - Związek z tobą jest toksyczny, Brooks. Ty wcale mnie nie chcesz. Ty pożądasz dlatego, że nie możesz mnie mieć. Zawsze dostawałeś to, czego chciałeś i tego się nauczyłeś, tak jak David zresztą. Jestem dla ciebie jak brakująca figurka do kolekcji. Im bardziej będę się oddalać, tym bardziej będziesz pragnął mnie bliżej, jednak, jeśli się zbliżę, prędzej czy później dostrzeżesz jakąś dziewczynę, która będzie dla ciebie wyzwaniem i to ją będziesz chciał zdobyć, nie mnie. Nie traktuj mnie jak rzecz, Adam. Odpuść.
Skończywszy monolog, Rosalie otworzyła na oścież drzwi pokoju. Rzuciłem w jej stronę tęskne spojrzenie, przypominając sobie jej boskie usta. Przysięgam, że dostrzegałem żal w jej oczach. Nie odezwała się jednak słowem, wobec czego - ociągając się jak najbardziej się dało - wyszedłem z pokoju. Z całych sił starałem się nie odwracać za siebie. Nie chciałem dać jej tej satysfakcji. Mimo tego człapałem jak stuletni dziadek - a nuż zmieni zdanie?
- Adam - jakbym nie wiedział!
- Co, Rayan? - zatrzymałem się, jednak mówiła do mych pleców.
- Może jednak... Hm... Może moglibyśmy spróbować?
Uśmiechnąłem się pod nosem, szybko jednak nabrałem powagi. Podszedłem do blondynki bez słowa i po prostu pocałowałem, długo i soczyście.
Rayan? :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz