Zagubionych Dusz

Punktacja - Info

* Domów

~*~~*~~*~
120 Pkt. ~~ 105Pkt. ~~ 200Pkt. ~~ 425 Pkt.


Papillonlisse - 0 Pkt.
Bellefeuille - 0 Pkt.
Ombrelune - 0 Pkt.
Héroiqueors - 0 Pkt.

Puchar Domu; 1. Kliknij, 2. Kliknij,

UWAGA

Blog przeniesiony!

Link w poście poniżej!




poniedziałek, 23 czerwca 2014

Ombrelune: Od Adama cd. Ell

- To teraz Smok może mi towarzyszyć w podrywach - zażartowałem. Ell zgromiła mnie wzrokiem.
- Jesteś najbardziej wkurwiającym człowiekiem na ziemi.
- A on?
- No już przestań - uderzyła mnie pięścią w przedramię.
- Auć - potarłem dłonią miejsce ciosu. - Jesteś dla mnie jak siostra. Dla ciebie mógłbym go nawet stłuc!
- Jaka hojność - prychnęła, ale szeroko się uśmiechnęła.
- Co będziesz teraz robić? - spytałem znienacka.
- Nie wiem... Chyba poczytam. Te mugolskie książki są naprawdę...
- Bla bla - przerwałem jej. - Druga Clarr. Zostawiłybyście wreszcie te cegły w spokoju.
- A co mam robić?
- No... Dochodzę do tego - wyszczerzyłem się.
- Więc?
- Więc bierz miotłę pod pachę, zakładaj szalik, bo zimno, i widzimy się w sali wejściowej za parę minut, tylko skoczę po piłki.
- Sami idziemy?
- Sami.
- No nie wiem... Źle się kończą nasze wspólne treningi... W pierwszej klasie, kiedy graliśmy sami, wyszło na to, że nazwałeś mnie...
- Kobieto! - po raz kolejny nie dałem jej dokończyć. - To było dwa lata temu! O Merlinie, widzisz i nie grzmisz...
- No dobrze, dobrze. To leć. Przyjdę zaraz.
Cmoknąłem powietrze w jej kierunku, po czym szybko, by uprzedzić jej reakcję, odwróciłem się na pięcie i skoczyłem do dormitorium. Wydobyłem moją nieocenioną Błyskawicę, przejechałem po niej ręką pieszczotliwie, po czym ruszyłem do pokoju wspólnego Ombrelune, a dalej schodami w górę i do schowka. Kiedy wychodziłem z niego zaopatrzony w skrzynkę z piłkami, Ell opierała się już nonszalandzko o poręcz schodów na pierwsze piętro. Obok niej stała lśniąca Błyskawica, czysta i bez skazy, nie licząc pęknięcia spowodowanego wypadkiem w zeszłym sezonie.
- Co tak ślamazarnie, panie obrońco? - spytała. - Jeśli pan się nie poprawi, przegramy kolejny mecz. I kolejny. I następny...
- A jeśli pani nie przestanie gadać, zagapi się pani na boisku podczas kolejnego meczu. I kolejnego. I jeszcze następnego - odgryzłem się, po czym wytknąłem jej język.
- Dobra, chodźmy, Trapez - skierowała się w stronę wyjściowych drzwi. Jednocześnie skinęła na mnie ręką w geście zaproszenia, bym za nią podążył.
Słońce zachodziło leniwie za zielone pagórki i pola lawendy. Francja jest piękna o każdej porze roku, bezkonkurencyjnie. Kiedy stanęliśmy na murawie boiska, zapadał zmrok. Choć na niebie widniało zaledwie kilka różowo-pomarańczowych chmur, było mi dosyć chłodno.
- Wiesz co? - zagadnąłem Elliezabeth, wciągnąwszy przedtem powietrze pełną piersią.
- Nawijaj.
- Berek! - znienacka klepnąłem ją w ramię i odbiegłem kilkadziesiąt metrów. Tam spokojnie wzbiłem się w powietrze i zacząłem pędzić ku przestworzom. Będąc wysoko spojrzałem w dół, na obręcze, skrzynkę z piłkami, całe błonia, chatkę gajowego, które wyglądały z tej perspektywy wykurwiście bajecznie. Spostrzegłem szybko zbliżającą się do mnie Ell, toteż bez wahania ruszyłem do przodu, tam, gdzie oczy poniosą. Wiatr targał mi włosy, podwiewał koszulę. Do oczu pchały mi się robale, jednak nie przejąłem się tym zbytnio. Zdołałem odwrócić głowę i sprawdzić, jak duża odległość dzieli mnie od goniącej. Muszę przyznać, Ellie jest niezła. Szybko nadgoniła. Usprawiedliwiłem to jednak faktem posiadania przez nią bardzo dobrej miotły.
Zrobiłem kilka obszernych kół wokół boiska do gry. Heap pędziła za mną, nisko pochylając się nad miotłą w celu nadania prędkości, co zresztą i ja czyniłem. Mógłbym tak latać w nieskończoność, jednak, gdy słońce prawie schowało się za widnokręgiem, zatrzymałem się w powietrzu i skierowałem miotłę pionowo w dół. Pełna pizda do ziemi, a następnie efektowne hamowanie i delikatne lądowanie. Stopy Ell uderzyły o grunt kilka sekund po mnie.
- I co? - zapytała, dysząc i odgarniając niesforne włosy z twarzy. - Speniałeś?
- Co?! Nie! Po prostu dosyć.
- Wiedziałeś, że cię doganiam, prawda? - spojrzała na mnie z wyższością, ale jednocześnie rozbawieniem. - Zupełnie jak David, kiedy wygrywam z nim w szachy, a on "niechcący" przewraca planszę.
- Kto?
- David...
- Jaki David?
- Boże... Jak dziecko - Ellie przewróciła oczami. - Przecież sam widziałeś, że się z nim godziłam. Ciebie też przeprosił. Zachowujesz się jak trzylatek...
- Nie powinnaś się z nim godzić.
- Bo?
- Bo jest pojebany.
- Czyli co, już się nie przyjaźnicie? - dziewczyna była zbita z tropu totalnie.
- Przyjaźnimy. Ale to idiota - wyjaśniłem tak naturalnie, jakbym mówił o pogodzie. Ell pokręciła głową ze zrezygnowaniem.

Ellie ? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy