- Możecie się wreszcie zamknąć?! - naskoczył na nas David, wyraźnie już zniecierpliwiony. - Wiem, że ten po... - nie dane mu było dokończyć, gdyż Ell udała, że się krztusi. - ...że zaistniała sytuacja was poróżniła i jesteście z niej, delikatnie mówiąc, niezadowoleni, ale wyjaśnijcie to sobie po treningu, ok? Nikt nie ma ochoty was słuchać...
- Nie mam zamiaru nic z nią wyjaśniać - warknąłem.
- On już powiedział, co wiedział - rzuciła Ellie. David przewrócił oczami i szepnął coś w deseń "co za dzieci".
- Wypraszam sobie, starszy jestem!
- Ta? To kiedy masz urodziny?
- Szósty marca.
- Nie było pytania...
- Starszy może i jesteś, ale głupszy... - Ell oczywiście nie mogła obyć się bez komentarza.
- Nie skończyłaś jeszcze?
- Nie i nie skończę!
- Biedni wszyscy ci, którzy nie obronią się przed twoim trajkotem...
Smoku obdarzył nas proszącym spojrzeniem. Prychnąłem i zacząłem zdejmować strój do quidditcha. Przebrałem się w szkolną szatę. Złapałem Błyskawicę i, nie zaczekawszy na nikogo, rzuciłem zdawkowe "Cześć, wam", po czym wróciłem do szkoły.
- Boże... - jęknąłem, rzucając się na łóżko. Powoli męczyła mnie ta przepychanka z dziewczynami, ale nie zamierzałem odpuszczać. Prędzej zginę. Delikatnie dotknąłem nosa i natychmiast zabrałem dłoń, sycząc z bólu. Nieźle oberwałem... Ale do wesela się zagoi. Nie chciałem niepotrzebnie fatygować piguły.
- Diable, ja tego nie wytrzymam! - do pokoju wparował David. Trzasnął drzwiami, cisnął miotłę na łóżko (najdelikatniej jak umiał) i zaczął krążyć po pokoju wte i nazad.
- Czego? - zdziwiłem się.
- Ciebie! Was! Odbieracie mi całą radość z życia...
- Przesadzasz...
- Nie przesadzam! Na śniadaniu - wojna, co lekcja - wojna, trening - wojna. Wy nie możecie przebywać obok siebie w promieniu kilometra, bo zaraz zaczniecie się atakować! Zachowujecie się jak dzieci! Pogódź się z nią!
- Ni chuja.
- Czemu?!
- Skończyło się. Adam Brooks pierwszy ręki nie wyciągnie.
- Słuchaj mnie! Masz w ogóle na uwadze dobro drużyny? Jak zaczniecie sobie wzajemnie robić na złość, Ombrelune na tym ucierpi!
- Więc mam rozumieć, że obchodzi cię tylko Puchar?
- A ciebie nie?!
- Jasne, że tak! Ale przecież nic nie robię! Gram normalnie!
- Tu nie chodzi o to, jak grasz, tylko o komunikację!
- Specjalista się znalazł!
Na chwilę zapadła cisza. Mierzyliśmy się rozeźlonymi spojrzeniami.
- Sorry... - powiedziałem w końcu, odwracając wzrok.
- Spoko. Ja też przegiąłem. Nie mogę na was naciskać...
- Nic się nie stało - rzuciłem i podniosłem się z łóżka. Stwierdziłem, że gdzieś się przejdę. Kierowałem się w stronę pokoju wspólnego, obojętnie powłócząc nogami. Kiedy wszedłem, praktycznie wpadłem na Elliezabeth, która prawdopodobnie szła do dormitorium.
- Jak łazisz? - warknąłem.
Ell? :3
Zagubionych Dusz
Punktacja - Info
UWAGA
Blog przeniesiony!
Link w poście poniżej!
niedziela, 30 marca 2014
sobota, 29 marca 2014
Ombrelune: Od Rosalie cd. Adama
- Co ty sobie wyobrażasz, Adam? - wtrąciła Annie.
- Sama się prosiła... - bąknął ktoś z tyłu.
- Nic mi nie jest .. - powiedziałam, widząc, że nikt nie okazuje mną specjalnego zainteresowania.
Byli raczej zainteresowani tym, że Adam umie jakieś zaklęcie. To już jest coś. Jednakże, wracając do tematu:
- Tak naprawdę ku*wa boli! - krzyknęłam nagle, zerkając raz na Adama, raz na innych ..
- Zobacz, co zrobiłeś! - krzyknęła Avalon.
Adam zamiast odpowiedzieć ruszył w stronę drzwi, pewnie się przestraszył.
Mimowolnie zamknęłam oczy. Słyszałam stłumione głosy.
- Madame de Maxime! - krzyknął ktoś, tak głośno, że zdołałam to usłyszeć.
Leżałam tak dość długo, ale nikt nie wyszedł z pomieszczenia. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam Maxime, trzymającą Adama za rękę. Wrzeszczała coś, o nieodpowiednim używaniu zaklęć. Chwilę później wpadła piguła. Dalej nie pamiętam. Zgaduję, że zanieśli mnie do skrzydła szpitalnego. Nie wiedziałam, że to zaklęcie może tak okropnie na mnie podziałać. I to od Adama. Pierwsze słyszę, Adam umie zaklęcia! To on cokolwiek potrafi?
Obudziłam się już w skrzydle szpitalnym. Adam był już pewnie po rozmowie z Maxime. Nie chciałabym być teraz w jego skórze. Mogłabym, za pomocą Eliksiru Wielosokowego, ale nie mam zamiaru być tak chamska jak on...
Po południu odwiedziła mnie Ell.
- Rozumiem, nie chciałaś tego wszystkiego przeżywać ..
- Po co ja się pakowałam w ten związek? To w ogóle był związek?
- Odpoczywaj ... Adam to chamski dupek... tego się trzymajmy... ok?
- Rozumieeem ...
- Sory, muszę iść. Mam niedługo wypracowanie, więc ... No, cześć.
Gdy wyszła, poczułam smutek. Coś zakuło mnie w żołądek. Zdałam sobie sprawę, że nie byłam na obiedzie i jestem głodna. Wstałam, aby poszukać czegokolwiek, co da się zjeść. Przeszłam kilka kroków, zachwiałam się i upadłam...
Adam?
- Sama się prosiła... - bąknął ktoś z tyłu.
- Nic mi nie jest .. - powiedziałam, widząc, że nikt nie okazuje mną specjalnego zainteresowania.
Byli raczej zainteresowani tym, że Adam umie jakieś zaklęcie. To już jest coś. Jednakże, wracając do tematu:
- Tak naprawdę ku*wa boli! - krzyknęłam nagle, zerkając raz na Adama, raz na innych ..
- Zobacz, co zrobiłeś! - krzyknęła Avalon.
Adam zamiast odpowiedzieć ruszył w stronę drzwi, pewnie się przestraszył.
Mimowolnie zamknęłam oczy. Słyszałam stłumione głosy.
- Madame de Maxime! - krzyknął ktoś, tak głośno, że zdołałam to usłyszeć.
Leżałam tak dość długo, ale nikt nie wyszedł z pomieszczenia. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam Maxime, trzymającą Adama za rękę. Wrzeszczała coś, o nieodpowiednim używaniu zaklęć. Chwilę później wpadła piguła. Dalej nie pamiętam. Zgaduję, że zanieśli mnie do skrzydła szpitalnego. Nie wiedziałam, że to zaklęcie może tak okropnie na mnie podziałać. I to od Adama. Pierwsze słyszę, Adam umie zaklęcia! To on cokolwiek potrafi?
Obudziłam się już w skrzydle szpitalnym. Adam był już pewnie po rozmowie z Maxime. Nie chciałabym być teraz w jego skórze. Mogłabym, za pomocą Eliksiru Wielosokowego, ale nie mam zamiaru być tak chamska jak on...
Po południu odwiedziła mnie Ell.
- Rozumiem, nie chciałaś tego wszystkiego przeżywać ..
- Po co ja się pakowałam w ten związek? To w ogóle był związek?
- Odpoczywaj ... Adam to chamski dupek... tego się trzymajmy... ok?
- Rozumieeem ...
- Sory, muszę iść. Mam niedługo wypracowanie, więc ... No, cześć.
Gdy wyszła, poczułam smutek. Coś zakuło mnie w żołądek. Zdałam sobie sprawę, że nie byłam na obiedzie i jestem głodna. Wstałam, aby poszukać czegokolwiek, co da się zjeść. Przeszłam kilka kroków, zachwiałam się i upadłam...
Adam?
Papillonlisse: Od Daniela cd. Avalon
-Pewna jesteś?-zmartwiłem się.
-Tak, Wszystko OK.
Amy schowała kopertę za pazuchę i wyszliśmy z lokalu.
-Będę miał przez ciebie wyrzuty sumienia-powiedziałem.
-Bo?-zdziwiła się
-Bo ja cię tu zapraszam na obiad, a ty mnie bierzesz na Karaiby.-roześmiałem się. Dziewczyna mi zawtórowała i zaczęliśmy iść w stronę zamku.
Słoneczne uliczki i kolorowe wystawy Ecuelle kusiły, żeby je dokładnie zwiedzić i obejrzeć, ale na to już nie było czasu. Musieliśmy wrócić do szkoły.
Po drodze sporo rozmawialiśmy o Karaibach, o turkusowym morzu i co będziemy robić. Miałem świadomość, że obecność ciekawskiej kuzynki Avalon będzie krępowała rozmowy, bo jeśli będziemy musieli nie wspominać o magii w jej obecności to jak mamy rozmawiać?
-Chyba, że nie będzie tak źle? Może ona nie będzie taka ciekawska?
Amy zaśmiała się niewesoło.
-Znasz moją kuzynkę?
-No chyba, że tak....-westchnąłem ciężko-Ej, mam pomysł: może będziemy szukać tam śladów magii? No wiesz, magicznych stworzeń, może się jakiś czarodziej nawet trafi?
-Ejejejej, wolnego kolego! Jeszcze nie wiadomo, czy twoi rodzice się zgodzą!
-Och, racja... Już to sobie wyobrażam-zatrzymałem się i przybrałem pozę wściekłej mamusi-Daniel i ty? Jak mogłeś tak wykorzystać tę biedną dziewczynkę? Wyobraź sobie, synu, że zamożni ludzie też potrzebują PRAWDZIWYCH przyjaciół!
Dziewczyna zaśmiała się tym samym niewesołym śmiechem.
-Otworzyłaś tę kopertę?-spytałem nagle.
-Ja... co.... jeszcze nie....
Amy? Co tam w kopercie?
-Tak, Wszystko OK.
Amy schowała kopertę za pazuchę i wyszliśmy z lokalu.
-Będę miał przez ciebie wyrzuty sumienia-powiedziałem.
-Bo?-zdziwiła się
-Bo ja cię tu zapraszam na obiad, a ty mnie bierzesz na Karaiby.-roześmiałem się. Dziewczyna mi zawtórowała i zaczęliśmy iść w stronę zamku.
Słoneczne uliczki i kolorowe wystawy Ecuelle kusiły, żeby je dokładnie zwiedzić i obejrzeć, ale na to już nie było czasu. Musieliśmy wrócić do szkoły.
Po drodze sporo rozmawialiśmy o Karaibach, o turkusowym morzu i co będziemy robić. Miałem świadomość, że obecność ciekawskiej kuzynki Avalon będzie krępowała rozmowy, bo jeśli będziemy musieli nie wspominać o magii w jej obecności to jak mamy rozmawiać?
-Chyba, że nie będzie tak źle? Może ona nie będzie taka ciekawska?
Amy zaśmiała się niewesoło.
-Znasz moją kuzynkę?
-No chyba, że tak....-westchnąłem ciężko-Ej, mam pomysł: może będziemy szukać tam śladów magii? No wiesz, magicznych stworzeń, może się jakiś czarodziej nawet trafi?
-Ejejejej, wolnego kolego! Jeszcze nie wiadomo, czy twoi rodzice się zgodzą!
-Och, racja... Już to sobie wyobrażam-zatrzymałem się i przybrałem pozę wściekłej mamusi-Daniel i ty? Jak mogłeś tak wykorzystać tę biedną dziewczynkę? Wyobraź sobie, synu, że zamożni ludzie też potrzebują PRAWDZIWYCH przyjaciół!
Dziewczyna zaśmiała się tym samym niewesołym śmiechem.
-Otworzyłaś tę kopertę?-spytałem nagle.
-Ja... co.... jeszcze nie....
Amy? Co tam w kopercie?
Ombrelune: Od Ell cd Adama
- Biedny Adaś... - szydziłam dalej. No sorry choć raz dla odmiany ja się poznęcam nad nim.
- Przynajmniej ja utrzymałem się na miotle - odgryzł się.
- Gdyby tłuczek uderzył cię z taką mocą jak mnie to leżałbyś teraz na ziemi i kwiczał z rozkwaszonym noskiem. - warknęłam dotykając mocno palcem nosa Adama.
Chłopak wzdrygnął się jednak nie jęknął czegoś w stylu "AUUU" ale z satysfakcją zauważyłam, że miał ochotę.
- Boli? - uśmiechnęłam się złośliwie.
- Chodź mała sadystko - odciągnął mnie David. Ten to wie kiedy powiedzieć "stop".
Po około półtorej godziny zakończyliśmy trening. Zlecieliśmy na dół i udaliśmy się do szatni.
- Idź do skrzydła szpitalnego, bo z takim spuchniętym kinolem żadnej laski nie wyrwiesz - puściłam kąśliwą uwagę w stronę Adama.
- O to się nie martw - powiedział posyłając szeroki uśmiech jakiejś lasce na trybunach. Ta zachichotała i w momencie zrobiła się purpurowa na buzi.
- Biedna dziewczyna... Skończy marnie - udawałam, że się smucę.
- Tak jak ty...?
- Tak, właśnie tak jak ja - powiedziałam i spojrzałam mu głęboko w oczy. Spojrzeniem oczywiście pełnym złości.
Pewnie oczekiwał jakiejś ciętej riposty typu "Ja?! śnij dalej".
- No to Adasiu? Zrób mi przysługę i pokaż listę lasek z którymi dzisiaj poszedłeś w ślimaka?
- Tobie? Pokazać? - zaśmiał się ironicznie (znowuu xD) - Wiesz mylisz mnie z męskimi dziwkami.
- Wiesz, różnica jest nieduża - syknęłam.
Adasiu? Przenosimy akcję do szatni xD
piątek, 28 marca 2014
Ombrelune: Od Adama cd. Ell
- Może po prostu nie jesteście warte, by je wam okazywać? - spytałem jadowicie.
- Tak, bo ty oczywiście jesteś, Narcyzie...
- Przypominam ci, że leciałaś na mnie całkiem długi czas. Jeśli nadal nie lecisz...
- Ha! Możesz być pewien, że nie lecę! Głupia byłam... Było, minęło. Całe szczęście... Ale ty też za mną latałeś jak pies!
- Śnisz!
- Jasne... Pan Wielki i Wspaniały wstydzi się przyznać, że świrował do dziewczyny - prychnęła.
- Ja? Ja do ciebie? - zaśmiałem się ironicznie. - Odpływ nie zabrałby ze sobą takiego szczura...
- Ej, Ellie, Diabeł! Na miotły! - zawołał David. Spostrzegłem, że - jak i reszta drużyny - był już w powietrzu i oczekiwał na nas ze zniecierpliwieniem.
- Postaraj się chociaż udawać, że grasz - syknąłem i szybko odbiłem się nogami od ziemi. Ell momentalnie zrobiła to samo. W błyskawicznym tempie podleciałem do słupków bramkowych.
- Uwaga, drużyna! Gramy mecz! Ja i Ell jesteśmy jedną drużyną na pozycji ścigających. Rosalie i Percy to druga drużyna. Gramy na jednej połowie. Adam broni wszystkie strzały i wygrywa ta para, która pierwsza trafi mu 3 bramki. Pałkarze wypuszczają tłuczki i normalnie nas przed nimi bronią. Wszystko jasne? Ok. To na pozycje! - komenderował Dave.
Cieszyłem się z takiej formy treningu. Była to jedna z moich ulubionych. Odetchnąłem pełną piersią. Pałkarze już wypuścili tłuczki. Smoku dał ręką znak, że zaczynamy, po czym ruszył z kaflem pod pachą w moim kierunku. Oczy zwęziły mi się w szparki. Pełne skupienie. Nachyliłem się nad miotłą. Heap podleciała bardzo blisko mnie. David szykuje się do strzału i... Przerzuca kafla nad swoim ramieniem, wykonując precyzyjne podanie do Elliezabeth. Tego się nie spodziewałem! Miała czystą pozycję do strzału. To były sekundy. Rozpędziłem się w jej kierunku i w ostatniej chwili odbiłem piłkę tyłem miotły, wykonując efektowny zwrot.
- Pięknie, Brooks! - zawył Martines.
- Nic nowego - zaśmiałem się.
Percy leci z kaflem. Podanie do Rosalie... Niestety nieudolne - dziewczyna puszcza piłkę. Jackson i Martines dosłownie jednocześnie nurkują po nią... Nagle widzę lecącego wprost na moją twarz tłuczka. Znaczy nie tyle widzę, co miga mi przed oczami, zanim mnie uderza. Wydaję z siebie ciche jęknięcie bólu. Trzymam się jednak na miotle i skutecznie bronię strzał Davida.
- Ej, co ci jest? - spytał kapitan.
- Mi? Nic - wzruszyłem ramionami.
- Krwawisz z nosa - zauważył Percy. Dotknąłem ręką twarzy. Rzeczywiście, figurowała na niej rubinowa substancja.
- Tłuczek - mruknąłem słabo. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak mnie boli. Boli? Napierdala!
- Ojejej, dzidzia zrobiła sobie auka? - zaczęła lalkać się Ell z sarkazmem w głosie. Posłałem jej zawistne spojrzenie.
Ell? David? Percy? Rosalie? Szczególnie namawiam dziewczyny xD + Ellie, nie złamał co prawda nosa, ale to dla ciebie :)
- Tak, bo ty oczywiście jesteś, Narcyzie...
- Przypominam ci, że leciałaś na mnie całkiem długi czas. Jeśli nadal nie lecisz...
- Ha! Możesz być pewien, że nie lecę! Głupia byłam... Było, minęło. Całe szczęście... Ale ty też za mną latałeś jak pies!
- Śnisz!
- Jasne... Pan Wielki i Wspaniały wstydzi się przyznać, że świrował do dziewczyny - prychnęła.
- Ja? Ja do ciebie? - zaśmiałem się ironicznie. - Odpływ nie zabrałby ze sobą takiego szczura...
- Ej, Ellie, Diabeł! Na miotły! - zawołał David. Spostrzegłem, że - jak i reszta drużyny - był już w powietrzu i oczekiwał na nas ze zniecierpliwieniem.
- Postaraj się chociaż udawać, że grasz - syknąłem i szybko odbiłem się nogami od ziemi. Ell momentalnie zrobiła to samo. W błyskawicznym tempie podleciałem do słupków bramkowych.
- Uwaga, drużyna! Gramy mecz! Ja i Ell jesteśmy jedną drużyną na pozycji ścigających. Rosalie i Percy to druga drużyna. Gramy na jednej połowie. Adam broni wszystkie strzały i wygrywa ta para, która pierwsza trafi mu 3 bramki. Pałkarze wypuszczają tłuczki i normalnie nas przed nimi bronią. Wszystko jasne? Ok. To na pozycje! - komenderował Dave.
Cieszyłem się z takiej formy treningu. Była to jedna z moich ulubionych. Odetchnąłem pełną piersią. Pałkarze już wypuścili tłuczki. Smoku dał ręką znak, że zaczynamy, po czym ruszył z kaflem pod pachą w moim kierunku. Oczy zwęziły mi się w szparki. Pełne skupienie. Nachyliłem się nad miotłą. Heap podleciała bardzo blisko mnie. David szykuje się do strzału i... Przerzuca kafla nad swoim ramieniem, wykonując precyzyjne podanie do Elliezabeth. Tego się nie spodziewałem! Miała czystą pozycję do strzału. To były sekundy. Rozpędziłem się w jej kierunku i w ostatniej chwili odbiłem piłkę tyłem miotły, wykonując efektowny zwrot.
- Pięknie, Brooks! - zawył Martines.
- Nic nowego - zaśmiałem się.
Percy leci z kaflem. Podanie do Rosalie... Niestety nieudolne - dziewczyna puszcza piłkę. Jackson i Martines dosłownie jednocześnie nurkują po nią... Nagle widzę lecącego wprost na moją twarz tłuczka. Znaczy nie tyle widzę, co miga mi przed oczami, zanim mnie uderza. Wydaję z siebie ciche jęknięcie bólu. Trzymam się jednak na miotle i skutecznie bronię strzał Davida.
- Ej, co ci jest? - spytał kapitan.
- Mi? Nic - wzruszyłem ramionami.
- Krwawisz z nosa - zauważył Percy. Dotknąłem ręką twarzy. Rzeczywiście, figurowała na niej rubinowa substancja.
- Tłuczek - mruknąłem słabo. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak mnie boli. Boli? Napierdala!
- Ojejej, dzidzia zrobiła sobie auka? - zaczęła lalkać się Ell z sarkazmem w głosie. Posłałem jej zawistne spojrzenie.
Ell? David? Percy? Rosalie? Szczególnie namawiam dziewczyny xD + Ellie, nie złamał co prawda nosa, ale to dla ciebie :)
Héroiqueors: Od Petty'ego C.D. Jane
- Nie.... Lepiej nie.. - Powiedziałem a widząc, że się zasmuciła dodałem
- Skarbie lepiej żeby Martínez cię nie widział... Bo ja idę sam przez przejście
do Écuelle sam a on tam będzie na mnie czekał już w Strasznym Dworze...
- A czemu akurat Nauczyciel od OPCM? - Zapytała ze zmarszczonymi brwiami..
- Bo wiesz.. On też ma jak ty to nazwałaś kiedyś? ,,Futerkowy Problem''?
- Serio? - Zapytała zaskoczona
- Taaaa... Ale możesz mnie odprowadzić do przejścia...- Po czym szybko dodałem -
Jeśli oczywiście zechcesz...
- Oczywiście! - Powiedziała i ruszyliśmy w stronę drzwi a gdy znaleźliśmy się
na korytarzu ruszyliśmy w górę na wieżę gdy doszliśmy niestety tam musieliśmy się
pożegnać
- Uważaj na siebie i śpij słodko, skarbie - Powiedziałem i pocałowałem ją.
- Ty też na siebie uważaj. -Powiedziała
Gdy się pożegnaliśmy przeszedłem przez tajne przejście a gdy znalazłem się w pubie
ruszyłem do Strasznego dworu gdzie czekał już na mnie profesor...
Jane? Chcesz coś dodać? Nie musisz :)
- Skarbie lepiej żeby Martínez cię nie widział... Bo ja idę sam przez przejście
do Écuelle sam a on tam będzie na mnie czekał już w Strasznym Dworze...
- A czemu akurat Nauczyciel od OPCM? - Zapytała ze zmarszczonymi brwiami..
- Bo wiesz.. On też ma jak ty to nazwałaś kiedyś? ,,Futerkowy Problem''?
- Serio? - Zapytała zaskoczona
- Taaaa... Ale możesz mnie odprowadzić do przejścia...- Po czym szybko dodałem -
Jeśli oczywiście zechcesz...
- Oczywiście! - Powiedziała i ruszyliśmy w stronę drzwi a gdy znaleźliśmy się
na korytarzu ruszyliśmy w górę na wieżę gdy doszliśmy niestety tam musieliśmy się
pożegnać
- Uważaj na siebie i śpij słodko, skarbie - Powiedziałem i pocałowałem ją.
- Ty też na siebie uważaj. -Powiedziała
Gdy się pożegnaliśmy przeszedłem przez tajne przejście a gdy znalazłem się w pubie
ruszyłem do Strasznego dworu gdzie czekał już na mnie profesor...
Jane? Chcesz coś dodać? Nie musisz :)
czwartek, 27 marca 2014
Ombrelune: Od Adama cd. Rosalie
- Czego chcesz? - spytała gniewnie, ale i ze zrezygnowaniem.
- Płakałaś? - odpowiedziałem jej pytaniem na pytanie, spostrzegłszy jej szkliste oczy.
- Nie. A jeśli nawet, nie powinno cię to obchodzić.
- Ale obchodzi.
- Trochę za późno...
- A przestało?
- Nawet nie zaczęło - warknęła. - Tak, to by wyjaśniało, dlaczego przelizałeś się z laską, z którą podobno cię nic nie łączy, będąc w związku! W sumie... My byliśmy w związku?
Spostrzegłem, że uczniowie zebrani w pokoju wspólnym jakoś nagle oderwali się od swoich zadań. Rozmowy ucichły. Nietrudno zgadnąć przyczynę. Wszyscy albo bezczelnie wpatrywali się we mnie i Rosalie, albo spoglądali na nas ukradkowo zza zeszytów i książek.
- Może wyjdziemy porozmawiać do mnie? - zaproponowałem.
- Ani mi się śni! Niech się wreszcie dowiedzą! Niech przestaną wysyłać do Ell sowy, że popsuła mi związek! Niech przestaną mnie oskarżać, że cię uwiodłam i zatrzasnęłam przed tobą drzwi! To wszystko była twoja wina!
- Musimy sobie wyjaśnić to wszystko...
- A co tu kurwa jest do wyjaśniania?! Już wystarczająco sobie to wyjaśniliśmy! Powiedziałam ci: wypierdalaj. I radzę ci się ustosunkować.
- Myślisz, że ta cała sytuacja nie jest dla mnie kłopotliwa?
- Myślę, że jest, ponieważ wreszcie wszystkie laski, z którymi postąpiłbyś jak ze mną i z Ell wreszcie zobaczą, jaki jesteś!
- Taak?! Jaki, kurwa?! Jaki jestem?! No? Powiedz przy wszystkich i będzie pozamiatane!
- Fałszywy. I pusty! Myślisz, że każda na ciebie poleci, bo się nad nią ulitujesz, pomyśli, że jest dla ciebie ważna, pocałujesz ją i w chuj zostawisz, bo zobaczysz inną ładną!
W pomieszczeniu było już kompletnie cicho. Luniacy wpatrywali się w nas z rozdziawionymi gębami i oczami, które zdawały się niedługo wypaść z oczodołów. Rosalie warknęła ze złości, odwróciła się na pięcie i z godnością, choć szybkim krokiem, poszła do dormitorium, nie omieszkawszy trzasnąć drzwiami prowadzącymi na sypialnie. Prychnąłem. Nie chciałem iść w tym kierunku, co ona, więc wyszedłem z lochów i odruchowo wyszedłem na dwór. Szedłem przed siebie. Byle gdzie. Byle daleko. Nikt nie upokarza Adama Brooksa. Nikt. W końcu należało im to wyjaśnić.
Majowe słońce wdarło się bez pukania do dormitorium i połaskotało mnie po nosie. Usiadłem na łóżku ledwo przytomny i ziewnąłem przeciągle. Rozejrzałem się. David jeszcze spał. Trochę chrapał. I... mówił przez sen?! Nie no, takiej okazji nie mogłem przepuścić! Cichutko podszedłem, kucnąłem przy nim i zacząłem nasłuchiwać.
- Za tą nagrodę dziękuję mojej dziewczynie... Śpiewałem dla niej, bo ją kocham. Bardzo... Bardzo...
Parsknąłem śmiechem. Czyżby Smoczusiowi śniło się rozdanie Grammy? Widząc, że zaczyna się kotłować w pościeli, szybko złapałem swoją szatę i pognałem do łazienki.
Zaciskając krawat, oglądałem się w lustrze. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Ech... Nie rozmawiałem z Rosalie i Ell od kilku miesięcy... Ograniczaliśmy się tylko do komunikacji na treningach. Bardzo skąpej, nawiasem mówiąc. Ale cóż, miały, co chciały. Spoglądały na mnie spode łba, kiedy tylko mnie widziały. Waliło mnie to. Przesiadły się na drugi koniec stołu, zamieniając się z jakimiś rozanielonymi tym faktem pierwszaczkami, które szczebiotają mi nad uchem przy każdym posiłku.
- Oj, Adam! Ale dobrze grałeś na ostatnim meczu z Harpiami... Och, Adam! Ja też lubię dżem brzoskwiniowy! Adam, ale ty masz mięśnie! Spójrz, zmieniłam fryzurę, zauważyłeś?
Jakoś to znoszę, tym bardziej, że Dave też obrywa razy. Bycie bogami szkoły zobowiązuje...
W każdym razie nie pozostałem im za to dłużny. Na treningach, mimo iż wyciskam z siebie siódme poty i wracam ledwo żywy, nie wpuszczam ich rzutów. Serio muszę się namęczyć, bo są bardzo dobrymi zawodniczkami, ale nie chcę im dawać tej satysfakcji. Poza tym zacząłem częściej podbijać do panienek. O, żeby zrobić im na złość. Niech widzą, że jest milion na ich miejsce... Dogryzam im przy każdej okazji, to jest: głośno je komentuję, bo odezwać się do nich pierwszy nie mam zamiaru. One też się nie palą, ale łaski bez. Ja nie wyciągam ręki do zgody.
- Z drogi - warknąłem na Rosalie. Stała przy wejściu do pokoju wspólnego razem z innymi pierwszorocznymi Luniaczkami.
- Spierdalaj.
- Z drogi - powtórzyłem głośniej. Z przyzwyczajenia zacisnąłem w kieszeni dłoń na różdżce.
- Gdzie ci się spieszy?
- EXPELLIARMUS! - krzyknąłem, celując w nią różdżką. Odrzuciło ją trochę. Wylądowała na podłodze, kilka metrów dalej, aż huknęło. - Dziękuję.
Ray?
- Płakałaś? - odpowiedziałem jej pytaniem na pytanie, spostrzegłszy jej szkliste oczy.
- Nie. A jeśli nawet, nie powinno cię to obchodzić.
- Ale obchodzi.
- Trochę za późno...
- A przestało?
- Nawet nie zaczęło - warknęła. - Tak, to by wyjaśniało, dlaczego przelizałeś się z laską, z którą podobno cię nic nie łączy, będąc w związku! W sumie... My byliśmy w związku?
Spostrzegłem, że uczniowie zebrani w pokoju wspólnym jakoś nagle oderwali się od swoich zadań. Rozmowy ucichły. Nietrudno zgadnąć przyczynę. Wszyscy albo bezczelnie wpatrywali się we mnie i Rosalie, albo spoglądali na nas ukradkowo zza zeszytów i książek.
- Może wyjdziemy porozmawiać do mnie? - zaproponowałem.
- Ani mi się śni! Niech się wreszcie dowiedzą! Niech przestaną wysyłać do Ell sowy, że popsuła mi związek! Niech przestaną mnie oskarżać, że cię uwiodłam i zatrzasnęłam przed tobą drzwi! To wszystko była twoja wina!
- Musimy sobie wyjaśnić to wszystko...
- A co tu kurwa jest do wyjaśniania?! Już wystarczająco sobie to wyjaśniliśmy! Powiedziałam ci: wypierdalaj. I radzę ci się ustosunkować.
- Myślisz, że ta cała sytuacja nie jest dla mnie kłopotliwa?
- Myślę, że jest, ponieważ wreszcie wszystkie laski, z którymi postąpiłbyś jak ze mną i z Ell wreszcie zobaczą, jaki jesteś!
- Taak?! Jaki, kurwa?! Jaki jestem?! No? Powiedz przy wszystkich i będzie pozamiatane!
- Fałszywy. I pusty! Myślisz, że każda na ciebie poleci, bo się nad nią ulitujesz, pomyśli, że jest dla ciebie ważna, pocałujesz ją i w chuj zostawisz, bo zobaczysz inną ładną!
W pomieszczeniu było już kompletnie cicho. Luniacy wpatrywali się w nas z rozdziawionymi gębami i oczami, które zdawały się niedługo wypaść z oczodołów. Rosalie warknęła ze złości, odwróciła się na pięcie i z godnością, choć szybkim krokiem, poszła do dormitorium, nie omieszkawszy trzasnąć drzwiami prowadzącymi na sypialnie. Prychnąłem. Nie chciałem iść w tym kierunku, co ona, więc wyszedłem z lochów i odruchowo wyszedłem na dwór. Szedłem przed siebie. Byle gdzie. Byle daleko. Nikt nie upokarza Adama Brooksa. Nikt. W końcu należało im to wyjaśnić.
Majowe słońce wdarło się bez pukania do dormitorium i połaskotało mnie po nosie. Usiadłem na łóżku ledwo przytomny i ziewnąłem przeciągle. Rozejrzałem się. David jeszcze spał. Trochę chrapał. I... mówił przez sen?! Nie no, takiej okazji nie mogłem przepuścić! Cichutko podszedłem, kucnąłem przy nim i zacząłem nasłuchiwać.
- Za tą nagrodę dziękuję mojej dziewczynie... Śpiewałem dla niej, bo ją kocham. Bardzo... Bardzo...
Parsknąłem śmiechem. Czyżby Smoczusiowi śniło się rozdanie Grammy? Widząc, że zaczyna się kotłować w pościeli, szybko złapałem swoją szatę i pognałem do łazienki.
Zaciskając krawat, oglądałem się w lustrze. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Ech... Nie rozmawiałem z Rosalie i Ell od kilku miesięcy... Ograniczaliśmy się tylko do komunikacji na treningach. Bardzo skąpej, nawiasem mówiąc. Ale cóż, miały, co chciały. Spoglądały na mnie spode łba, kiedy tylko mnie widziały. Waliło mnie to. Przesiadły się na drugi koniec stołu, zamieniając się z jakimiś rozanielonymi tym faktem pierwszaczkami, które szczebiotają mi nad uchem przy każdym posiłku.
- Oj, Adam! Ale dobrze grałeś na ostatnim meczu z Harpiami... Och, Adam! Ja też lubię dżem brzoskwiniowy! Adam, ale ty masz mięśnie! Spójrz, zmieniłam fryzurę, zauważyłeś?
Jakoś to znoszę, tym bardziej, że Dave też obrywa razy. Bycie bogami szkoły zobowiązuje...
W każdym razie nie pozostałem im za to dłużny. Na treningach, mimo iż wyciskam z siebie siódme poty i wracam ledwo żywy, nie wpuszczam ich rzutów. Serio muszę się namęczyć, bo są bardzo dobrymi zawodniczkami, ale nie chcę im dawać tej satysfakcji. Poza tym zacząłem częściej podbijać do panienek. O, żeby zrobić im na złość. Niech widzą, że jest milion na ich miejsce... Dogryzam im przy każdej okazji, to jest: głośno je komentuję, bo odezwać się do nich pierwszy nie mam zamiaru. One też się nie palą, ale łaski bez. Ja nie wyciągam ręki do zgody.
- Z drogi - warknąłem na Rosalie. Stała przy wejściu do pokoju wspólnego razem z innymi pierwszorocznymi Luniaczkami.
- Spierdalaj.
- Z drogi - powtórzyłem głośniej. Z przyzwyczajenia zacisnąłem w kieszeni dłoń na różdżce.
- Gdzie ci się spieszy?
- EXPELLIARMUS! - krzyknąłem, celując w nią różdżką. Odrzuciło ją trochę. Wylądowała na podłodze, kilka metrów dalej, aż huknęło. - Dziękuję.
Ray?
Ombrelune: Od Ell do Adama
Super. Po prostu BOSKO - pomyślałam otwierając kolejną kopertę.
"Guwniaro! Rozwaliłaś piękny zwionzek! Morzesz być z siebie dumna! Rosalie ma myśli samobujcze przez ciebie! Porzałujesz tego!" - głosiła jej treść.
- Ej Rosalie! - odchyliłam się do tyłu na krześle.
- Co?! - wrzasnęła z drugiego końca stołu.
- Masz myśli samobójcze? - zapytałam.
- Nie a co? - zapytała a ja wybuchnęłam śmiechem i wzięłam się za kończenie mojej kanapki.
Po śniadaniu podeszłam do części pierwszaków i stanęłam obok niejakiej Ann.
- Rosalie nie ma myśli samobójczych, Annie - powiedziałam i uśmiechnęłam się "słodko".
Popatrzyła na mnie jak na wariatkę.
- Czy ja kiedykolwiek tak sądziłam?
- Owszem - położyłam przed nią list.
- Skąd pewność, ze to ja? - fuknęła.
- Bo tylko ty potrafisz w jednym zdaniu zrobić milion błędów?
Popatrzyła na mnie spojrzeniem, które nie było już tak pewne.
- Nie życzę sobie listów z pogróżkami... Chociaż właściwie co..? Zabijesz mnie nożem do masła? - zaśmiałam się niewesoło i poszłam do swojego dormitorium przebrać się w strój do quiddicha gdyż czekał mnie trening. Na ostatnim nie było tak źle. Adam patrzył złowieszczo na mnie i na Rosalie a my tak samo na niego. I na tym poprzestaliśmy...
- Hej, Dave - przywitałam się z Davidem. - Cześć Rosalie - Uśmiechnęłam się do Rose.
Na treningu dawałam z siebie wszystko.
- PRZERWA! - zarządził David.
Zleciałam na dół po wodę.
- Staraj się bardziej bo z taką ścigającą o Pucharze Quiddicha możemy zapomnieć. Postaraj się chociaż o drugie miejsce. - usłyszałam szorstki głos.
- Nie martw się będziemy ostatni obroniłeś dzisiaj tylko 50% MOICH strzałów!
- Śnisz!
- Wiesz co obwiniaj mnie dalej za całe zło tego świata ale najpierw daj mi się napić hm?
- Traktujesz to tak hop-siup a myślisz, że dla mnie Rosalie nic nie znaczyła?!
- Och, to ty masz uczucia?
- A żebyś się kiedyś nie zdziwiła!
- Wiesz sądząc po tym jak potraktowałeś ją po tym jak jednak postanowiła nie rzucić ci się od razu w ramiona po... - przełknęłam głośno ślinę - zaistniałej sytuacji to... TAK. Nie masz uczuć. - warknęłam.
Adam? Hahah moda na sukces (ja dalej nalegam na złamany nos)
"Guwniaro! Rozwaliłaś piękny zwionzek! Morzesz być z siebie dumna! Rosalie ma myśli samobujcze przez ciebie! Porzałujesz tego!" - głosiła jej treść.
- Ej Rosalie! - odchyliłam się do tyłu na krześle.
- Co?! - wrzasnęła z drugiego końca stołu.
- Masz myśli samobójcze? - zapytałam.
- Nie a co? - zapytała a ja wybuchnęłam śmiechem i wzięłam się za kończenie mojej kanapki.
Po śniadaniu podeszłam do części pierwszaków i stanęłam obok niejakiej Ann.
- Rosalie nie ma myśli samobójczych, Annie - powiedziałam i uśmiechnęłam się "słodko".
Popatrzyła na mnie jak na wariatkę.
- Czy ja kiedykolwiek tak sądziłam?
- Owszem - położyłam przed nią list.
- Skąd pewność, ze to ja? - fuknęła.
- Bo tylko ty potrafisz w jednym zdaniu zrobić milion błędów?
Popatrzyła na mnie spojrzeniem, które nie było już tak pewne.
- Nie życzę sobie listów z pogróżkami... Chociaż właściwie co..? Zabijesz mnie nożem do masła? - zaśmiałam się niewesoło i poszłam do swojego dormitorium przebrać się w strój do quiddicha gdyż czekał mnie trening. Na ostatnim nie było tak źle. Adam patrzył złowieszczo na mnie i na Rosalie a my tak samo na niego. I na tym poprzestaliśmy...
- Hej, Dave - przywitałam się z Davidem. - Cześć Rosalie - Uśmiechnęłam się do Rose.
Na treningu dawałam z siebie wszystko.
- PRZERWA! - zarządził David.
Zleciałam na dół po wodę.
- Staraj się bardziej bo z taką ścigającą o Pucharze Quiddicha możemy zapomnieć. Postaraj się chociaż o drugie miejsce. - usłyszałam szorstki głos.
- Nie martw się będziemy ostatni obroniłeś dzisiaj tylko 50% MOICH strzałów!
- Śnisz!
- Wiesz co obwiniaj mnie dalej za całe zło tego świata ale najpierw daj mi się napić hm?
- Traktujesz to tak hop-siup a myślisz, że dla mnie Rosalie nic nie znaczyła?!
- Och, to ty masz uczucia?
- A żebyś się kiedyś nie zdziwiła!
- Wiesz sądząc po tym jak potraktowałeś ją po tym jak jednak postanowiła nie rzucić ci się od razu w ramiona po... - przełknęłam głośno ślinę - zaistniałej sytuacji to... TAK. Nie masz uczuć. - warknęłam.
Adam? Hahah moda na sukces (ja dalej nalegam na złamany nos)
Papillonlisse: Od Jane-c.d. Petty'ego (Opo o różku :3 )
Skinęłam głową. Jednorożec podniósł łeb. Spojrzał na Petty'ego. Zarżał niezbyt przyjaźnie w jego stronę i odwrócił się do niego zadem. Wybuchłam nagłym śmiechem.
-Co mu zrobiłeś że strzela focha? -spytałam nadal się śmiejąc
-On nie ma na mnie focha -fochnął się Petty -On się po prostu obrócił do mnie... No dobra on strzelił na mnie focha ale ja nie wiem co mu zrobiłem.
Jednorożec zarżał jak by właśnie mu odpowiedział. Po chwili jednak spojrzał na mnie. Podszedł powoli i trącił pyskiem kieszeń gdzie miałam kostki cukru. Wyciągnęłam je i z płaskiej dłoni podarowałam mu.
-A mnie jakoś lubi -powiedziałam i niczym 3 letnie dziecko wystawiłam mu język.
-No bo ty mu nic nie zrobiłaś i ja mu też... Chyba -powiedział i próbował do mnie podejść.
Ogier jednak wyczuł to i ogonem jak biczem trzasnął go po rękach. Znów zaczęłam się śmiać.
-Siwe też wredne -mruknął pod nosem a ogier podniósł łeb i wydał z siebie odgłos przypominający śmiech.
-No ale przynajmniej znaleźliśmy jego lub ją -powiedziałam
-Jego -powiedział Petty.
-Ekspert się znalazł -prychnęłam po czym dodałam -Gdzie ty się patrzysz koniowi.
Ogier znów wydał z siebie śmiech po czym odwrócił się do chłopaka. Podszedł do niego tak że stali twarzą w twarz a raczej pysk bądź mordkę. Po czym uderzył go z bańki i niczym źrebak od kłusował na parę metrów i wrócił do mnie. Petty zaczął masować miejsce gdzie stukną go z dyńki różek.
-Jakiś taki zabawowy ten twój przyjaciel -powiedział
-No wiem bo mój -taka skromność -A tak naprawdę, chyba wreszcie się odfochał.
-Nie jestem pewny... -różek spojrzał na niego maślanymi oczkami jak by domagał się marchewki albo jeszcze kostek cukru albo też jabłuszka.
-Będzie się nazywał... Hermes -powiedziałam a ogier przytaknął -No bo taki żywiołowy i ogólnie przyjacielski... Może da mi na siebie wsiąść.
-Nie radzę... -nie dokończył bo podeszłam Hermesa i na niego wsiadłam. -Czy ty kiedykolwiek mnie posłuchasz?
-Jasne -uśmiechnęłam się -A teraz wsiadaj. Hermes nie lubi jak na kogoś czeka.
Petty? Chodź patatajaj na jednorożcu xP
-Co mu zrobiłeś że strzela focha? -spytałam nadal się śmiejąc
-On nie ma na mnie focha -fochnął się Petty -On się po prostu obrócił do mnie... No dobra on strzelił na mnie focha ale ja nie wiem co mu zrobiłem.
Jednorożec zarżał jak by właśnie mu odpowiedział. Po chwili jednak spojrzał na mnie. Podszedł powoli i trącił pyskiem kieszeń gdzie miałam kostki cukru. Wyciągnęłam je i z płaskiej dłoni podarowałam mu.
-A mnie jakoś lubi -powiedziałam i niczym 3 letnie dziecko wystawiłam mu język.
-No bo ty mu nic nie zrobiłaś i ja mu też... Chyba -powiedział i próbował do mnie podejść.
Ogier jednak wyczuł to i ogonem jak biczem trzasnął go po rękach. Znów zaczęłam się śmiać.
-Siwe też wredne -mruknął pod nosem a ogier podniósł łeb i wydał z siebie odgłos przypominający śmiech.
-No ale przynajmniej znaleźliśmy jego lub ją -powiedziałam
-Jego -powiedział Petty.
-Ekspert się znalazł -prychnęłam po czym dodałam -Gdzie ty się patrzysz koniowi.
Ogier znów wydał z siebie śmiech po czym odwrócił się do chłopaka. Podszedł do niego tak że stali twarzą w twarz a raczej pysk bądź mordkę. Po czym uderzył go z bańki i niczym źrebak od kłusował na parę metrów i wrócił do mnie. Petty zaczął masować miejsce gdzie stukną go z dyńki różek.
-Jakiś taki zabawowy ten twój przyjaciel -powiedział
-No wiem bo mój -taka skromność -A tak naprawdę, chyba wreszcie się odfochał.
-Nie jestem pewny... -różek spojrzał na niego maślanymi oczkami jak by domagał się marchewki albo jeszcze kostek cukru albo też jabłuszka.
-Będzie się nazywał... Hermes -powiedziałam a ogier przytaknął -No bo taki żywiołowy i ogólnie przyjacielski... Może da mi na siebie wsiąść.
-Nie radzę... -nie dokończył bo podeszłam Hermesa i na niego wsiadłam. -Czy ty kiedykolwiek mnie posłuchasz?
-Jasne -uśmiechnęłam się -A teraz wsiadaj. Hermes nie lubi jak na kogoś czeka.
Petty? Chodź patatajaj na jednorożcu xP
Ombrelune: Od Avalon cd. Daniela
-Jasne ale pod jednym warunkiem -uśmiechnęłam się promiennie -Wybieram się z moimi rodzicami na 2 tygodnie na Karaiby i też o dziwo mogę zabrać jedną osobę.
-I ja przyszedłem ci do głowy? -spytał wyszczerzając białe jak śnieg zęby.
-Tak... Tylko jest mały, tyci problem -powiedziałam -Jedzie ze mną kuzynka a ta wiesz... Zazwyczaj zadaje niezręczne pytania... A i dodatkowo jest mugolem więc myśli że moje włosy to efekt czegoś tam-machnęłam ręką -Jakiegoś genu czy coś w tym rodzaju.
-Ale nie żartujesz? Na Karaiby? -spytał jeszcze raz
-Tak. Willa tuż nad morzem więc nie trzeba daleko chodzić -uśmiechnęłam się do niego -To jak? Ty lecisz ze mną, ja idę do ciebie na obiad.
-Tyle że ja nie chcę się naprzykrzać -powiedział ale słychać że aż nie chciał tego mówić. Był zadowolony, bo kto by się nie cieszył z Karaibów?
-Ale jak nie polecisz bilet pójdzie na marne -zrobiłam podkówkę -A wylatujemy do Guadeloupe 5 lipca. Więc masz czas.
-A co jeśli moi rodzice się nie zgodzą? -spytał
-Rzucaj wszelkimi argumentami, nawet po części kłam jeśli na prawdę chcesz -powiedziałam z uśmiechem po czym dokończyłam lody. -Ale jeśli nie chcesz. Rozumiem a ja i tak wpadnę na ten obiad.
Chłopak uśmiechnął się promiennie. Spojrzałam przez okno. Widok był oszołamiający. Jedna dziewczyna machała chyba do mnie. I wskazała mnie palcem. Podniosłam brew i sama wskazałam siebie czy jednak o mnie chodzi. Dziewczyna przytaknęła i zaczęła wymachiwać listem. Wstałam od stołu.
-Gdzie idziesz? -spytał Daniel
-Nigdzie. Za chwilę wracam -powiedziałam z uśmiechem
Wyszłam z kawiarni i podeszłam do dziewczyny. Podała mi kopertę.
-Nie szła bym ci ją dać ale to ważne -powiedziała i poprawiła sobie grzywkę -Twoja sowa ciągle dziubała mnie w ucho.
Skinęłam głową po czym bez głośnie odpowiedziałam dziękuję.Nie miałam pojęcia od kogo jest. Wróciłam do chłopaka i usiadłam na swoje miejsce.
-Coś się stało? -spytał
-Nie nic -potrząsnęłam przecząco głową lecz czułam że go okłamuje. Coś bardzo ważnego było w tej kopercie ale nie miałam odwagi jej otworzyć,
Daniel? to jak z tym Karaibami c:
-I ja przyszedłem ci do głowy? -spytał wyszczerzając białe jak śnieg zęby.
-Tak... Tylko jest mały, tyci problem -powiedziałam -Jedzie ze mną kuzynka a ta wiesz... Zazwyczaj zadaje niezręczne pytania... A i dodatkowo jest mugolem więc myśli że moje włosy to efekt czegoś tam-machnęłam ręką -Jakiegoś genu czy coś w tym rodzaju.
-Ale nie żartujesz? Na Karaiby? -spytał jeszcze raz
-Tak. Willa tuż nad morzem więc nie trzeba daleko chodzić -uśmiechnęłam się do niego -To jak? Ty lecisz ze mną, ja idę do ciebie na obiad.
-Tyle że ja nie chcę się naprzykrzać -powiedział ale słychać że aż nie chciał tego mówić. Był zadowolony, bo kto by się nie cieszył z Karaibów?
-Ale jak nie polecisz bilet pójdzie na marne -zrobiłam podkówkę -A wylatujemy do Guadeloupe 5 lipca. Więc masz czas.
-A co jeśli moi rodzice się nie zgodzą? -spytał
-Rzucaj wszelkimi argumentami, nawet po części kłam jeśli na prawdę chcesz -powiedziałam z uśmiechem po czym dokończyłam lody. -Ale jeśli nie chcesz. Rozumiem a ja i tak wpadnę na ten obiad.
Chłopak uśmiechnął się promiennie. Spojrzałam przez okno. Widok był oszołamiający. Jedna dziewczyna machała chyba do mnie. I wskazała mnie palcem. Podniosłam brew i sama wskazałam siebie czy jednak o mnie chodzi. Dziewczyna przytaknęła i zaczęła wymachiwać listem. Wstałam od stołu.
-Gdzie idziesz? -spytał Daniel
-Nigdzie. Za chwilę wracam -powiedziałam z uśmiechem
Wyszłam z kawiarni i podeszłam do dziewczyny. Podała mi kopertę.
-Nie szła bym ci ją dać ale to ważne -powiedziała i poprawiła sobie grzywkę -Twoja sowa ciągle dziubała mnie w ucho.
Skinęłam głową po czym bez głośnie odpowiedziałam dziękuję.Nie miałam pojęcia od kogo jest. Wróciłam do chłopaka i usiadłam na swoje miejsce.
-Coś się stało? -spytał
-Nie nic -potrząsnęłam przecząco głową lecz czułam że go okłamuje. Coś bardzo ważnego było w tej kopercie ale nie miałam odwagi jej otworzyć,
Daniel? to jak z tym Karaibami c:
poniedziałek, 24 marca 2014
Héroiqueors: Od Petty'ego C.D. Jane [O Jednorożcu ^^]
- Już Ci skarbie przeszło? - Zapytałem po chwili
- Oczywiście, ... - Trzepocząc rzęsami i uśmiechając się słodko - ... że NIE!
Wykrzyknęła ostatnie słowo mi do ucha aż się za nie złapałem..
- Masz natychmiast mi przyprowadzić tą Klacz! Natychmiast!
- Oj-Joj... Skarbie nooooo... - Jęknąłem
- Żadne Skarbie, Per Panie! A jeżeli za sekundę nie będzie go TU! To z CIEBIE
zrobię Jednorożca... - Powiedziała a ja spojrzałem na nią przerażony - No i co
się tak patrzysz? Aż tak chcesz żeby wyrósł ci zaraz ogon? I...
- Ja co miesiąc mam ogon skarbie. - Zacmokałem przerywając jej.
- Ale rogu oraz siodła i uzdy chyba jeszcze na sobie nie miałeś co? Bo wiesz
zawsze możesz mieć! - Powiedział
- Oj już... - Mruknąłem i zacząłem się kierować do lasu. A za mną krok w krok
Wiewióreczka - Kobiety... Zawsze wiedziałem że rude jest wredne.... - mruknąłem
po czym poczułem ból w żebrach
- Ty! Żebyś nie pożałował tego co mówisz - Zagroziła mi palcem - Bo to się może
źle skończyć... - chwilowa pałza - Oczywiście dla ciebie kotku. - Uśmiechnęła się
,,słodko''
- Jak już musisz to wilczku, albo piesku - mruknąłem a ona poczochrała mi włosy.
Po 10 minutach chodzenia po lesie i naszym jakże miłej rozmowie znaleźliśmy się
przy małym oświetlonym promieniami słońca (w końcu dookoła jest pół-mrok) jeziorka
a przy nim piękna klacz jednorożca.
- Proszę skarbie twój konik - Powiedziałem uśmiechając się do niej
Jane? ;D
- Oczywiście, ... - Trzepocząc rzęsami i uśmiechając się słodko - ... że NIE!
Wykrzyknęła ostatnie słowo mi do ucha aż się za nie złapałem..
- Masz natychmiast mi przyprowadzić tą Klacz! Natychmiast!
- Oj-Joj... Skarbie nooooo... - Jęknąłem
- Żadne Skarbie, Per Panie! A jeżeli za sekundę nie będzie go TU! To z CIEBIE
zrobię Jednorożca... - Powiedziała a ja spojrzałem na nią przerażony - No i co
się tak patrzysz? Aż tak chcesz żeby wyrósł ci zaraz ogon? I...
- Ja co miesiąc mam ogon skarbie. - Zacmokałem przerywając jej.
- Ale rogu oraz siodła i uzdy chyba jeszcze na sobie nie miałeś co? Bo wiesz
zawsze możesz mieć! - Powiedział
- Oj już... - Mruknąłem i zacząłem się kierować do lasu. A za mną krok w krok
Wiewióreczka - Kobiety... Zawsze wiedziałem że rude jest wredne.... - mruknąłem
po czym poczułem ból w żebrach
- Ty! Żebyś nie pożałował tego co mówisz - Zagroziła mi palcem - Bo to się może
źle skończyć... - chwilowa pałza - Oczywiście dla ciebie kotku. - Uśmiechnęła się
,,słodko''
- Jak już musisz to wilczku, albo piesku - mruknąłem a ona poczochrała mi włosy.
Po 10 minutach chodzenia po lesie i naszym jakże miłej rozmowie znaleźliśmy się
przy małym oświetlonym promieniami słońca (w końcu dookoła jest pół-mrok) jeziorka
a przy nim piękna klacz jednorożca.
- Proszę skarbie twój konik - Powiedziałem uśmiechając się do niej
Jane? ;D
Heroiqueours: Od Natalii do Adama.
Od czasu przybycia Natalii Aleksiejewny do tej szkoły minęło już kilka miesięcy. Przez ten czas dziewczyna zdążyła się zaprzyjaźnić z wieloma osobami, zdobyć sobie niejedno serce swoim urokiem, jak również i narobić sobie wrogów, którzy z zawiścią obserwowali ją na lekcjach oraz przerwach czy też wyprawach do Ecuelle. Tak się złożyło, że tej pięknej soboty Natalia również miała zamiar tam się wyprawić w celach konsumpcyjno-zakupowych. Przypadek jednak sprawił, iż po drodze spotkała madame de Maupassant. Dokładniej mówiąc, nieumyślnie na nią wpadła po drodze na dół.
- Przepraszam, madame la professeur! - Natalia jak zwykle wykazała się przytomnością umysłu, zwracając się do nauczycielki zaklęć w jej ukochanym języku. Ta rozpromieniła się jak słonecznik, słysząc francuską mowę w ustach młodziutkiej Rosjanki.
- Nic się nie stało, ma cherie. - obdarzyła skonsternowaną brunetkę ciepłym uśmiechem. - Właściwie to dobrze, że na mnie wpadłaś. Proszę Cię bowiem, byś przekazała tę oto kopertę z jego ocenami i z listem ode mnie monsieur Adamowi Brooks z Ombrelune. Moja sowa jest chora, toteż nie mogę wykorzystać tego środka, a sama muszę za chwilkę iść na zebranie do madame Maxime.
Tsaa, tsaa. Trudno przypuścić, by łaskawa madame Maupassant była zbyt leniwa na pofatygowanie się do dormitorium Ombrelune, mając je pod samym nosem. Chętniej Natalia założyłaby, że Narcisse - miłośniczka romansów wszelkiej maści - wysyła ją do Adama celem ożywienia i tak już bardzo gorącej atmosfery w szkole. Westchnęła ustępliwie i wzięła papier z rąk kobiety.
- Oui, madame la professeur, przekażę. Au revoir. - dziewczyna pożegnała się pospiesznie, nim nauczycielka zaczęła wygłaszać peany pochwalne co do osoby Adama Brooksa, i "skierowała swe stopy" ku Wielkiej Sali. Z tego, co pamiętała, to Ombrelune zazwyczaj wychodziło ostatnie ze śniadania z racji niebywałego lenistwa prefektów/kłótni Adama z Ellie/innych niezrealizowanych czynników.
Spostrzegła przy stole wysokiego bruneta. Ładna sztuka, ale ona sama jest już zajęta i nie będzie sobie ostrzyć zębów na cudzej własności. Podeszła wolnym, wystudiowanym krokiem do Brooksa.
- Cześć, Adam. Możemy pogadać przez chwilę? - spytała z wyraźnym rosyjskim akcentem.
(Adaś ? Mało ambitne, ale zawsze coś. )
- Przepraszam, madame la professeur! - Natalia jak zwykle wykazała się przytomnością umysłu, zwracając się do nauczycielki zaklęć w jej ukochanym języku. Ta rozpromieniła się jak słonecznik, słysząc francuską mowę w ustach młodziutkiej Rosjanki.
- Nic się nie stało, ma cherie. - obdarzyła skonsternowaną brunetkę ciepłym uśmiechem. - Właściwie to dobrze, że na mnie wpadłaś. Proszę Cię bowiem, byś przekazała tę oto kopertę z jego ocenami i z listem ode mnie monsieur Adamowi Brooks z Ombrelune. Moja sowa jest chora, toteż nie mogę wykorzystać tego środka, a sama muszę za chwilkę iść na zebranie do madame Maxime.
Tsaa, tsaa. Trudno przypuścić, by łaskawa madame Maupassant była zbyt leniwa na pofatygowanie się do dormitorium Ombrelune, mając je pod samym nosem. Chętniej Natalia założyłaby, że Narcisse - miłośniczka romansów wszelkiej maści - wysyła ją do Adama celem ożywienia i tak już bardzo gorącej atmosfery w szkole. Westchnęła ustępliwie i wzięła papier z rąk kobiety.
- Oui, madame la professeur, przekażę. Au revoir. - dziewczyna pożegnała się pospiesznie, nim nauczycielka zaczęła wygłaszać peany pochwalne co do osoby Adama Brooksa, i "skierowała swe stopy" ku Wielkiej Sali. Z tego, co pamiętała, to Ombrelune zazwyczaj wychodziło ostatnie ze śniadania z racji niebywałego lenistwa prefektów/kłótni Adama z Ellie/innych niezrealizowanych czynników.
Spostrzegła przy stole wysokiego bruneta. Ładna sztuka, ale ona sama jest już zajęta i nie będzie sobie ostrzyć zębów na cudzej własności. Podeszła wolnym, wystudiowanym krokiem do Brooksa.
- Cześć, Adam. Możemy pogadać przez chwilę? - spytała z wyraźnym rosyjskim akcentem.
(Adaś ? Mało ambitne, ale zawsze coś. )
Ombrelune: Od Rosalie CD Lilianne
Zastanawiałam się, czy ona sobie ze mnie żartuje, czy na serio nie wie. Cała akademia już o tym słyszała i wszyscy o tym gadają.
- To nie wiesz? - zacisnęłam zęby.
- O czym? - zapytała.
Westchnęłam. Gdy miałam już powoli zapominać, ona przypomniała mi o Adamie.
- Nie ważne. - odparłam niechętnie i pobiegłam w stronę dormitorium, zaciskając pięści. Po chwili zorientowałam się, że i tak muszę wrócić.
Zapomniałam książek. Pobiegłam płacząc w stronę miejsca, w którym została Lilianne.
- Zostawiłaś coś. - uniosła rękę.
- Taaak. I ty Felix. Chodź. - warknęłam do kota bawiącego się w najlepsze z czarnym kocurem A...Ada....Adama.
Złapałam mojego pupila i równie szybko jak się pojawiłam, znikłam.
Odłożyłam kota, książki, i sięgnęłam na półkę z książkami.
- Nieee...nie...nie...nie...nieeeeeee... - mruczałam do siebie.
Wreszcie mój wzrok, utkwił na jednej z książek.
- Idealnie... - mruknęłam.
Książka była tak wciągając, że nawet nie zauważyłam, kiedy wkroczyłam w rozdział XII. Usłyszałam za sobą, coś w rodzaju cichego miauczenia. Był to mój kot. Spojrzałam na zegarek.
- Zajęcia! - wrzasnęłam. - Dzięki Felix!
Pobiegłam w stronę klasy, w której miały odbywać się zajęcia z Eliksirów. Wszyscy już tam byli, a Lilianne, zajęła mi miejsce. Usiadłam obok i wypakowałam książki.
Lilanne?
- To nie wiesz? - zacisnęłam zęby.
- O czym? - zapytała.
Westchnęłam. Gdy miałam już powoli zapominać, ona przypomniała mi o Adamie.
- Nie ważne. - odparłam niechętnie i pobiegłam w stronę dormitorium, zaciskając pięści. Po chwili zorientowałam się, że i tak muszę wrócić.
Zapomniałam książek. Pobiegłam płacząc w stronę miejsca, w którym została Lilianne.
- Zostawiłaś coś. - uniosła rękę.
- Taaak. I ty Felix. Chodź. - warknęłam do kota bawiącego się w najlepsze z czarnym kocurem A...Ada....Adama.
Złapałam mojego pupila i równie szybko jak się pojawiłam, znikłam.
Odłożyłam kota, książki, i sięgnęłam na półkę z książkami.
- Nieee...nie...nie...nie...nieeeeeee... - mruczałam do siebie.
Wreszcie mój wzrok, utkwił na jednej z książek.
- Idealnie... - mruknęłam.
Książka była tak wciągając, że nawet nie zauważyłam, kiedy wkroczyłam w rozdział XII. Usłyszałam za sobą, coś w rodzaju cichego miauczenia. Był to mój kot. Spojrzałam na zegarek.
- Zajęcia! - wrzasnęłam. - Dzięki Felix!
Pobiegłam w stronę klasy, w której miały odbywać się zajęcia z Eliksirów. Wszyscy już tam byli, a Lilianne, zajęła mi miejsce. Usiadłam obok i wypakowałam książki.
Lilanne?
Ombrelune: Od Rosalie CD Adama
- Dobra. Już sobie idę. - usłyszałam głos za drzwiami. - Nie będę więcej przeszkadzał. Nikomu. Może w ogóle wyjadę, żeby nikt już przeze mnie nie płakał, co?
- Świetnie!
- Świetnie!
Usłyszałam, że wychodzi. A ja nadal płakałam. Nie z powodu Adama. Z powodu takiego, że już zawsze tak miałam. Najpierw dają mi nadzieję, a potem odchodzą. Dopiero teraz zauważyłam swój błąd. Po prostu wiążę się z nieodpowiednimi osobami. Adam też taki był. Jeśli wiesz, że nic z tego nie będzie, to po co ku*wa dajesz nadzieję?!
~następnego dna~
Tuż, po transmutacji, nadal czułam się przygnębiona. Ell ciągle próbowała mnie pocieszyć, ale ja jej wmawiałam, że wszystko jest dobrze. Nie tylko jej to próbowałam udowodnić. Sama też chciałam być silna, ale nie potrafiłam. To, co się stało było dla mnie zbyt dużym problemem. Nie potrafiłam o tym zapomnieć, chociaż tak bardzo się starałam. Było to jak zaklęcie niewybaczalne, spoczywające na mnie od wieków. Czułam się jak ostatnia idiotka, chociaż wiem, iż to Adam powinien się tak czuć. Miewałam koszmary nocne, i ciągle śnił mi się nasz pocałunek, wtedy, w Ecuuelle. Każdej nocy to samo. Było to nie tylko dziwne, ale i smutne. Nie potrafiłam tak po prostu zapomnieć i wciąż cieszyć się życiem, jak gdyby nigdy nic takiego się nie wydarzyło. Zawsze gdy tylko widziałam jakąś parę trzymającą się za rękę, płakałam. Myślałam, że top wszystko stało się przeze mnie, co było nieprawdą. Właściwie mogło nią być. Gdy pewnego wieczora, siedziałam w PW, nagle przez drzwi wszedł Adam. Ruszyłam w stronę dormitorium.
- Zaczekaj. - powiedział.
Zatrzymałam się.
Adam? ;33
- Świetnie!
- Świetnie!
Usłyszałam, że wychodzi. A ja nadal płakałam. Nie z powodu Adama. Z powodu takiego, że już zawsze tak miałam. Najpierw dają mi nadzieję, a potem odchodzą. Dopiero teraz zauważyłam swój błąd. Po prostu wiążę się z nieodpowiednimi osobami. Adam też taki był. Jeśli wiesz, że nic z tego nie będzie, to po co ku*wa dajesz nadzieję?!
~następnego dna~
Tuż, po transmutacji, nadal czułam się przygnębiona. Ell ciągle próbowała mnie pocieszyć, ale ja jej wmawiałam, że wszystko jest dobrze. Nie tylko jej to próbowałam udowodnić. Sama też chciałam być silna, ale nie potrafiłam. To, co się stało było dla mnie zbyt dużym problemem. Nie potrafiłam o tym zapomnieć, chociaż tak bardzo się starałam. Było to jak zaklęcie niewybaczalne, spoczywające na mnie od wieków. Czułam się jak ostatnia idiotka, chociaż wiem, iż to Adam powinien się tak czuć. Miewałam koszmary nocne, i ciągle śnił mi się nasz pocałunek, wtedy, w Ecuuelle. Każdej nocy to samo. Było to nie tylko dziwne, ale i smutne. Nie potrafiłam tak po prostu zapomnieć i wciąż cieszyć się życiem, jak gdyby nigdy nic takiego się nie wydarzyło. Zawsze gdy tylko widziałam jakąś parę trzymającą się za rękę, płakałam. Myślałam, że top wszystko stało się przeze mnie, co było nieprawdą. Właściwie mogło nią być. Gdy pewnego wieczora, siedziałam w PW, nagle przez drzwi wszedł Adam. Ruszyłam w stronę dormitorium.
- Zaczekaj. - powiedział.
Zatrzymałam się.
Adam? ;33
Ombrelune: Od Rosalie CD Ell
Pobiegłam na numerologię. Znowu, nuda jak nic. Gdy było już po męczarniach, szłam zadowolona korytarzem. Natknęłam się na Ell.
- I co, lepiej? - spytała.
- Dziwne, ale tak. - spojrzałam na nią nerwowo, modląc się aby uwierzyła.
Zrobiła dziwną minę " Wiem, że coś cię trapi", pociągnęła mnie za rękę do swojego dormitorium.
- Adam, to jełop. - powiedziała.
Zmusiłam się podnieść kąciki ust, w delikatnym uśmiechu.
- Tak. I nie zamierzam teraz o nim myśleć. Niedługo wypracowania. - teraz już nie było się z czego śmiać. - Niestety, z Eliksirów.
- Ja z ONMS. - odparła smutno. - A wracając do tematu .. Chyba już jesteśmy całkowicie pogodzone, prawda?
- Z tobą tak, ale Adamowi nigdy nie wybaczę. - zaśmiałam się.
Chwilę jeszcze pogadałyśmy, a potem wyszłam z dormitorium. Ruszyłam w stronę swojego, ale w połowie drogi stwierdziłam, że pójdę jeszcze do PW. Gdy weszłam, nikogo nie było. Wreszcie chwila ciszy, spokoju i... czekolady. Zachwycona wyjęłam z torby tabliczkę czekolady z orzechami, i odłamałam jedno okienko. Zamknęłam oczy. Usłyszałam skrzyp drzwi, prowadzących do dormitoriów. Otworzyłam oczy, a przede mną stała Ellie, trzymająca książkę w dłoniach.
- Chciałam mieć spokój... - zdenerwowała się.
- Ja też. - uśmiechnęłam się.
Ell?
- I co, lepiej? - spytała.
- Dziwne, ale tak. - spojrzałam na nią nerwowo, modląc się aby uwierzyła.
Zrobiła dziwną minę " Wiem, że coś cię trapi", pociągnęła mnie za rękę do swojego dormitorium.
- Adam, to jełop. - powiedziała.
Zmusiłam się podnieść kąciki ust, w delikatnym uśmiechu.
- Tak. I nie zamierzam teraz o nim myśleć. Niedługo wypracowania. - teraz już nie było się z czego śmiać. - Niestety, z Eliksirów.
- Ja z ONMS. - odparła smutno. - A wracając do tematu .. Chyba już jesteśmy całkowicie pogodzone, prawda?
- Z tobą tak, ale Adamowi nigdy nie wybaczę. - zaśmiałam się.
Chwilę jeszcze pogadałyśmy, a potem wyszłam z dormitorium. Ruszyłam w stronę swojego, ale w połowie drogi stwierdziłam, że pójdę jeszcze do PW. Gdy weszłam, nikogo nie było. Wreszcie chwila ciszy, spokoju i... czekolady. Zachwycona wyjęłam z torby tabliczkę czekolady z orzechami, i odłamałam jedno okienko. Zamknęłam oczy. Usłyszałam skrzyp drzwi, prowadzących do dormitoriów. Otworzyłam oczy, a przede mną stała Ellie, trzymająca książkę w dłoniach.
- Chciałam mieć spokój... - zdenerwowała się.
- Ja też. - uśmiechnęłam się.
Ell?
sobota, 22 marca 2014
Bellefeuille: od Lilianne CD Rosalie
-Nie przesadzaj.-powiedziałam podnosząc i oglądając egzemplarz "Uroków dla zauroczonych"
-Nie, serio nie trudź się.
-Nie przesadzaj-powtórzyłam podając ostatnią książkę. Nagle o jej nogi otarł się sfinks.
-Ale fajny.-uśmiechnęłam się-To twój?
-Tak-kiwnęła głową Rosalie, po czym się zmarszczyła. Dopiero potem się zorientowałam, że z powodu czarnego kocura, który tu przyszedł za sfinksem.
-Lucyfer!-krzyknęłam głaszcząc kota po grzebiecie.
-Ty go znasz?-spojrzała na zwierzę z odrazą.
-No tak. To kot A...
-Wymów jego imię a osobiście cie oskalpuję!-ostrzegła. Zacisnęłam usta.
-Dlaczego?-spytałam łagodnie.
-NIE DRĄŻ.
-No OK-powiedziałam urażonym głosem
Rosalie?
-Nie, serio nie trudź się.
-Nie przesadzaj-powtórzyłam podając ostatnią książkę. Nagle o jej nogi otarł się sfinks.
-Ale fajny.-uśmiechnęłam się-To twój?
-Tak-kiwnęła głową Rosalie, po czym się zmarszczyła. Dopiero potem się zorientowałam, że z powodu czarnego kocura, który tu przyszedł za sfinksem.
-Lucyfer!-krzyknęłam głaszcząc kota po grzebiecie.
-Ty go znasz?-spojrzała na zwierzę z odrazą.
-No tak. To kot A...
-Wymów jego imię a osobiście cie oskalpuję!-ostrzegła. Zacisnęłam usta.
-Dlaczego?-spytałam łagodnie.
-NIE DRĄŻ.
-No OK-powiedziałam urażonym głosem
Rosalie?
piątek, 21 marca 2014
Ombrelune: Od Rosalie CD Lilianne
- Nic się nie stało. - mrugnęłam - Też mam kota, i też często się gubi... Wiem, po prostu jak to jest.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Jestem Rosalie. Możesz mówić Rej. - powiedziałam, lekko zdenerwowana, ponieważ niedługo miały być zajęcia z transmutacji, a ja właściwie się nie uczyłam. Na poprzedniej lekcji, profesor, musiał prawie wszystkim pomagać, ponieważ tylko kilkoro z uczniów umiało dokonać transmutacji żuka w guzik. Mi się to nie udało, ale mam nadzieję, że dziś będzie dobrze. Chciaż to tylko nadzieja, bo jak już wspominałam, w ogóle się nie uczyłam.
- Ok. Ale muszę lecieć... spotkamy się na lekcji... - powiedziała i pobiegła do swojego stołu.
Ja, w mojej szacie w barwach domu Ombrelune, zmierzałam ku swojemu. O dziwo, ostatnio przy naszym stole nie było wrzasków i krzyków. I nagle przypomniało mi się, że przed transmutacją, mam jeszcze Eliksiry. Szybko zjadłam śniadanie i popędziłam do dormitorium, a potem do klasy.
Niedługo trzeba napisać wypracowanie, więc musiałam wyjątkowo uważać na lekcji, żeby cokolwiek wiedzieć. Było to moje pierwsze wypracowanie w tej szkole, ale chciałabym, aby wyszło mi dobrze.
Wybiegłam z klasy. Potknęłam się i książki rozsypały się na podłogę. Woźny, wyraźnie niezainteresowany, przeszedł obok, nawet nie patrząc w moją stronę.
- Może pomóc? - usłyszałam głos za plecami.
Była to Lilianne, ta którą poznałam dziś na śniadaniu.
- Nie, nie... - powiedziłam przez zęby, ale dziewczyna już zaczęła zbierać książki.
Lilianne?
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Jestem Rosalie. Możesz mówić Rej. - powiedziałam, lekko zdenerwowana, ponieważ niedługo miały być zajęcia z transmutacji, a ja właściwie się nie uczyłam. Na poprzedniej lekcji, profesor, musiał prawie wszystkim pomagać, ponieważ tylko kilkoro z uczniów umiało dokonać transmutacji żuka w guzik. Mi się to nie udało, ale mam nadzieję, że dziś będzie dobrze. Chciaż to tylko nadzieja, bo jak już wspominałam, w ogóle się nie uczyłam.
- Ok. Ale muszę lecieć... spotkamy się na lekcji... - powiedziała i pobiegła do swojego stołu.
Ja, w mojej szacie w barwach domu Ombrelune, zmierzałam ku swojemu. O dziwo, ostatnio przy naszym stole nie było wrzasków i krzyków. I nagle przypomniało mi się, że przed transmutacją, mam jeszcze Eliksiry. Szybko zjadłam śniadanie i popędziłam do dormitorium, a potem do klasy.
Niedługo trzeba napisać wypracowanie, więc musiałam wyjątkowo uważać na lekcji, żeby cokolwiek wiedzieć. Było to moje pierwsze wypracowanie w tej szkole, ale chciałabym, aby wyszło mi dobrze.
Wybiegłam z klasy. Potknęłam się i książki rozsypały się na podłogę. Woźny, wyraźnie niezainteresowany, przeszedł obok, nawet nie patrząc w moją stronę.
- Może pomóc? - usłyszałam głos za plecami.
Była to Lilianne, ta którą poznałam dziś na śniadaniu.
- Nie, nie... - powiedziłam przez zęby, ale dziewczyna już zaczęła zbierać książki.
Lilianne?
Ombrelune: Od Adama cd. Davida
- Ze mną - najwspanialszym, najprzystojniejszym i zarazem najinteligentniejszym uczniem akademii Beauxbatons, który okazał się na tyle wspaniałomyślny, by kolegować się z... tobą - przy tym ostatnim David wykrzywił się w dziwnym grymasie - mieszance odrazy i powątpiewania.
- Panie mądry i wspaniały, pan by jednego dnia beze mnie nie przeżył!
- Serio? Ja chociaż umiem używać zaklęcia Wingardium Leviosa - powiedział pobłażliwie.
- Ja umiem! Tylko udaję. To zamierzone. Sama Per Królowa Piekieł zaproponowała mi korepetycje - pochwaliłem się, po czym zrobiłem minę pt. "Wiesz O Co Chodzi". David uśmiechnął się znacząco.
- Nawet nieźle to wymyśliłeś, jak na osobę o ograniczonych możliwościach.
- Ba!
- Ale zapomniałeś o jednym istotnym szczególe - zrobiłem pytającą minę. - Panna La Rue jest ostatnią, która oddałaby ci się dobrowolnie i na trzeźwo - powiedział z rozbawieniem.
- A Ell?
David udał, że się zastanawia.
- Taak... Uznajmy, że są ex aequo.
Udaliśmy się w kierunku, z którego niedawno przyszliśmy (David i jego jakże inteligentne pomysły) i po chwili znów znaleźliśmy się Pod Trzema Różdżkami. Stanęliśmy pod oknem i próbowaliśmy dojrzeć, kto siedzi w środku. Był wielki tłok. Nie mogliśmy ryzykować, że zobaczy nas jakiś nauczyciel. Jak na złość nic nie było widać...
- No, Diable! To twoja wielka chwila! Idź tam i zobacz, czy droga wolna.
- Zara, zara, zara! Dlaczego ja?
- Po pierwsze dlatego, że ja trzymam nasz prowiant. Po drugie - w momencie, w którym wszedłbym do pubu, otoczyłyby mnie ciasnym wianuszkiem wszystkie znajdujące się tam laski, co nie pozwoliłoby mi skupić się na zadaniu - tu wyszczerzył się z satysfakcją, a ja popukałem się w czoło. - Po trzecie, bo ja ci każę. Po czwarte, bo jeśli ja ci coś każę, ty to robisz. I po piąte - jeśli ja ci coś każę, a ty tego nie robisz, tłukę cię. Proste.
Ledwo powstrzymałem się przed wybuchem śmiechu.
- Ty? Ty mnie tłuczesz? Śmieeeszneee.
- Pamiętaj, że mam nad tobą pewną przewagę - wyciągnął z kieszeni różdżkę. Tu mnie miał. Kiedy on wyciągał różdżkę, ja nie miałem szansy się obronić.
- Idę - zdecydowałem natychmiast. - ale jako dobry argument przyjmuję tylko pierwszą pozycję.
Pchnąłem opatrzone mozaiką, drewniane drzwi i znalazłem się w średniej izbie z drewnianą podłogą, stołami i krzesłami. Na ścianach wisiały obrazy i wypchane głowy zwierząt. Na belce pod dachem stały do ozdoby butelki po winach, wódce, szampanie i innych wymyślnych trunkach. Za dużym, wyeksponowanym barem stał mężczyzna w średnim wieku z czarnymi wąsami i w bordowym fartuchu. Ten sam, który godzinę wcześniej sprzedał Markowi alkohol dla nas. Po jego lewej stronie znajdowało się wąskie przejście. Było w nim ciemno. Domyśliłem się jednak, że prowadzi na korytarz, o który nam chodziło. Rozejrzałem się po lokalu. Ludzie. Dużo ludzi. Przy jednym ze stolików w kącie nad półlitrowymi kuflami kremowego piwa gadało kilku chłopaków ze starszej klasy. Śmiali się i żywo gestykulowali. Całkiem blisko mnie zajmowały miejsce pierwszaczki - Harpie. Pożerały mnie spojrzeniem i chichotały, co chwilę szepcząc między sobą. Skinąłem na nie głową i mrugnąłem łobuzersko, co tylko nasiliło podniecenie. Pod oknem siedziała Ksenja Garwiłow - belferka od muzykologii - i, popijając koniak, prowadziła ożywioną dyskusję z siedzącym po jej prawej profesorem Craxim.
Bosko, pomyślałem. Jeszcze tylko dyrektorki brakowało na przyczepkę. Starając się nie wzbudzać podejrzeń, pi razy oko określiłem odległość psorskiego stolika od głównego wejścia, od baru oraz oceniłem, jak wielka jest szansa, że zostaniemy zauważeni, po czym wyszedłem na zewnątrz.
- I jak? - spytał David.
- 2 sztuki - chłopak zaklął pod nosem.
- Był Petty?
- Nie widziałem.
- Chociaż coś...
- Siema, matołki - nagle jak spod ziemi wyrósł obok nas Pett. Wymieniliśmy znaczące spojrzenia. Smoku jakby od niechcenia schował trzymaną torbę za siebie.
- Co tu robisz, kuzynku? - starał się brzmieć naturalnie.
- Szukałem Jane. Umówiliśmy się już 15 minut temu i nigdzie jej tu nie widzę. Pomyślałem, że wejdę Pod Trzy Różdżki i na nią poczekam...
- Nie!!! - krzyknęliśmy jednocześnie. Rua zmarszczył brwi.
- Czemu?
- Bo wiesz... - zaczął Dave.
- Przed chwilą tam byliśmy. Nie ma jej tam - wtrąciłem się.
- No, dokładnie. A jak tam wejdziesz, to ona cię nie zauważy. Lepiej stój w jakimś widocznym miejscu... O, na przykład tam, po drugiej stronie ulicy!
Serce waliło mi jak oszalałe. Nie słyszałem, ale byłem pewien, że David ma w tej chwili to samo.
- Może i macie rację... - zawahał się. - Ta, chyba tak zrobię. Dzięki Martines! - zawołał i się oddalił. - Aha! - przystanął na chwilę. Zamarłem. - Jak zobaczycie Wiewiórę, mówcie jej, że jej szukam - poprosił, zmierzył nas wzrokiem, zatrzymując go podejrzanie długo na naszej torbie, po czym odszedł. Odetchnęliśmy z ulgą.
- Mało brakowało - wysapałem.
- Mnie to mówisz?
- To co, idziemy?
- Do odważnych świat należy.
Powtórnie przekroczyłem próg pubu. David podążył za mną. Poprowadziłem go do jedynego wolnego stolika. Na całe szczęście znajdował się z dala od stolika nauczycieli. Zresztą i tak nie patrzyli w naszym kierunku.
- Peniasz? - spytał mnie przyjaciel z satysfakcją.
- Ja?! Nigdy!
- To idź pierwszy.
- Teraz?
- Nie, ku*wa, jutro! - zniecierpliwił się. - a mówią, że to blondyni są głupi...
- Przegiąłeś - warknąłem. Gwałtownie podniosłem się z miejsca, złapałem Davida za szatę lewą ręką, natomiast prawą dłoń złożyłem w pięść i uniosłem w geście wymierzenia ciosu.
- Puść mnie - syknął.
- A co, peniasz? - przedrzeźniałem go kpiącym głosem.
- Nie. Po prostu nie chcę zwracać na nas uwagi, mule!
Rzeczywiście rozmowy jakby ucichły. Kątem oka dostrzegłem, że obserwuje nas tłum gapiów, na czele z Craxim, który gotów był interweniować. Powoli wypuściłem powietrze i rozluźniłem uścisk lewej dłoni, jednocześnie opuszczając prawą kończynę. W milczeniu zająłem swoje miejsce. Spojrzałem na czubki swoich butów, które wydały mi się w tej chwili nader interesujące. Debil ze mnie. Teraz nie będzie mowy o wymknięciu.
- No, już trudno - szepnął do mnie David, nachylając się nad stołem. - Zawsze to trochę więcej adrenaliny, nie? Poczekaj, aż wszyscy znowu zaczną gadać, i chodź za mną - skinąłem głową.
Za kilka minut nikt w pomieszczeniu zdawał się nie pamiętać o incydencie sprzed chwili. Rozejrzeliśmy się jeszcze w celu upewnienia, że jesteśmy obdarzeni zainteresowaniem równym zainteresowaniu udzielanemu kłębkowi kurzu leżącemu jak gdyby nigdy nic na świeżo wyszorowanej podłodze. Blondasek mrugnął porozumiewawczo i spokojnie podniósł się z miejsca, łapiąc za uszy nasz pakunek. Butelki zadzwoniły groźnie. Z ulgą jednak stwierdziłem, że w całym harmidrze panującym wokół, nikt tego nie usłyszał.
- Gdzie idziecie? - zatrzymał nas przysadzisty barman, gdy zmierzaliśmy do korytarza prowadzącego do części hotelowej.
- Do łazienki - odparł David z niewinną miną.
- We dwóch?
- A co, nie wolno?
Barman obdarzył nas nieżyczliwym spojrzeniem.
- Co macie w tej torbie?
- Piwo kremowe - wzruszyłem ramionami.
- Pokażcie.
- Nie ma pan prawa - warknął David.
- Na pewno jakiś auror będzie miał - mężczyzna uśmiechnął się chytrze.
Serce podskoczyło mi do gardła. Zgubieni jak nic. "Spokojnie" - odczytałem z ruchu warg Davida. Czyżby miał plan?
- Patrzy pan - przyjaciel odpiął wierzchnią szatę i ukazał odznakę. - Może się mylę, ale profesor Craxi nie wybrałby na prefekta kłamcy i łgarza.
Facet spojrzał na nas zaskoczony. Przez chwilę nic nie mówił. Po twarzy przebiegł mi uśmieszek. Damy radę.
- Profesorze Craxi! - zawołał nagle i skinął na nauczyciela. No nie...
Craxi zmarszczył czoło, powiedział coś do siedzącej obok kobiety i powoli ruszył w naszym kierunku, wytwornie ciągnąc za sobą liczne fałdy rozległej szaty.
- Coś się stało? - spytał bezbarwnym tonem, spoglądając na nas nieżyczliwie.
- Profesorze, chciałem się tylko od pana dowiedzieć, czy to są na pewno pańscy prefekci... - rzucił głupkowato zmieszany barman. Craxi spojrzał na niego jak na debila.
- Tak, to moi prefekci. Uczniowie drugiego roku w Beauxbatons. Dom Ombrelune. Ma pan z nimi jakiś problem? - znów przeżyłem chwilę grozy, kiedy nauczyciel spuścił wzrok na naszą torbę.
- Oczywiście, że nie! Ja chciałem... Nie byłem pewien... Wie pan, jak to jest z tą młodzieżą...
Płaszcząc się przed nim, wąsacz oddalił się wraz z profesorem do stolika. Spojrzeliśmy po sobie, wzruszyliśmy ramionami i prędko weszliśmy w boczne przejście.
Pokój numer 13 znajdował się na samej górze. Bardzo wolno szło nam wspinanie się, gdyż stare schody skrzypiały niemiłosiernie, a przecież nie wolno nam było tu być. Wreszcie stanęliśmy przed drzwiami na poddaszu. Tkwił na nich błyszczący, mosiężny numerek.
- To tutaj - wysapał David i nacisnął metalową, bogato zdobioną klamkę. - Ku*wa!
- Co?
- Zamknięte.
- Popatrzyłem na niego z politowaniem. Wyjąłem z kieszeni różdżkę. Olśniło go. Wyciągnął swoją.
- Alohomora - wskazał na zamek, który wydał odgłos odsuwania zasuwy.
Weszliśmy do pustego pokoju pełnego kurzu i pajęczyn. Jedyne, co się tam znajdowało, to stare łóżko z pożółkłą pierzyną i mały, okrągły stolik z lampką naftową.
- No i gdzie to twoje tajne przejście?
Dave?
PS. Tylko już skończ . bym napisała do końca ale już długie jest
Ombrelune: Od Adama cd. Rosalie
"Zdradziłeś, ku*wo, mnie, pistolet sobie kupię, ale nie zastrzelę się, bo ku*wa mam cię głęboko w d*pie" - głosił napis na kartce, którą Rosalie oddała mi przez szparę pod drzwiami.
- Ładny wierszyk - mruknąłem. Złożyłem papier na cztery i wetknąłem do kieszeni szkolnej szaty. Usiadłem obok drzwi. Czułem, że to potrwa.
- Nie zdradziłem cię - powiedziałem na tyle głośno, by Ray mnie usłyszała. Odpowiedziała mi jednak cisza. - Ja z Ell nic ten teges. Ja i ona? Śmieszne...
- To po ch*j ją całowałeś?! - usłyszałem wyraźnie żeński głos zza ściany. Najwyraźniej dziewczyna też znajdowała się gdzieś blisko drzwi.
- Nie wiem.
- Pewnie ona całuje lepiej niż ja, co?! Nie wystarczałam ci?
Zastanowiłem się. Tak. Tak, Ellie całowała o niebo lepiej niż Ryu. Niż jakakolwiek laska na świecie. Zrobiło mi się przyjemnie na wspomnienie jej namiętnych ust. Postanowiłem jednak zachować tą uwagę dla siebie.
- Traktujesz tą szkołę jak darmowy burdel, a nas jak prostytutki, które ci się oddadzą za ten kretyński uśmieszek i bojler na brzuchu! - warknęła rozjuszona Rosalie.
- Ciągnie swój do swego.
- To ty mnie pocałowałeś, nie ja ciebie! Ty... Idioto! Seksoholiku! Byłam głupia... - usłyszałem cichutki szloch. Coś mnie tknęło. Nie miałem jednak zamiaru pozwolić, by mnie obrażano.
- Ha! Nie wmawiaj mi, że ci się nie podobało - prychnąłem. - Całuj dalej, Adam - zacząłem ją przedrzeźniać.
- Zamknij się!
- Boże, tyle szumu o głupi pocałunek. Laski są takie sentymentalne. Przelizałem się z Elliezabeth. Wielkie mi co.
- No i widzisz?! Taki k*rwa jesteś!
- Jaki?
- Pusty!
- Lecz się dziewczyno!
- Ze mną wszystko w porządku.
Byłem zły jak osa. Najchętniej wlazłbym jej tam do pokoju i wy*ebał w coś z całej siły. Ku*wa. Wstałem i kopnąłem w drzwi. Spostrzegłem, że Rej wsunęła przez szparę drugą karteczkę.
Macie w d*pie miłość, chłopcy, miłość ma was w d*pie - trudno.
- Czyli co?
- Mięso, ku*wa.
- Koniec? - spytałem. Nie usłyszałem jednak odpowiedzi. - No?
- Idź sobie do Ell. Albo do Clarr. Do Cleo, do Izabelle... Nawet do Davida. Po prostu idź. Wypie*dalaj i mnie zostaw. Zostaw mnie w spokoju.
Teraz już byłem pewien, że dziewczyna beczy. Przewróciłem oczami.
PS. To macie w ykhem itd daj kursywą i na środek że w sensie napis xd
- Ładny wierszyk - mruknąłem. Złożyłem papier na cztery i wetknąłem do kieszeni szkolnej szaty. Usiadłem obok drzwi. Czułem, że to potrwa.
- Nie zdradziłem cię - powiedziałem na tyle głośno, by Ray mnie usłyszała. Odpowiedziała mi jednak cisza. - Ja z Ell nic ten teges. Ja i ona? Śmieszne...
- To po ch*j ją całowałeś?! - usłyszałem wyraźnie żeński głos zza ściany. Najwyraźniej dziewczyna też znajdowała się gdzieś blisko drzwi.
- Nie wiem.
- Pewnie ona całuje lepiej niż ja, co?! Nie wystarczałam ci?
Zastanowiłem się. Tak. Tak, Ellie całowała o niebo lepiej niż Ryu. Niż jakakolwiek laska na świecie. Zrobiło mi się przyjemnie na wspomnienie jej namiętnych ust. Postanowiłem jednak zachować tą uwagę dla siebie.
- Traktujesz tą szkołę jak darmowy burdel, a nas jak prostytutki, które ci się oddadzą za ten kretyński uśmieszek i bojler na brzuchu! - warknęła rozjuszona Rosalie.
- Ciągnie swój do swego.
- To ty mnie pocałowałeś, nie ja ciebie! Ty... Idioto! Seksoholiku! Byłam głupia... - usłyszałem cichutki szloch. Coś mnie tknęło. Nie miałem jednak zamiaru pozwolić, by mnie obrażano.
- Ha! Nie wmawiaj mi, że ci się nie podobało - prychnąłem. - Całuj dalej, Adam - zacząłem ją przedrzeźniać.
- Zamknij się!
- Boże, tyle szumu o głupi pocałunek. Laski są takie sentymentalne. Przelizałem się z Elliezabeth. Wielkie mi co.
- No i widzisz?! Taki k*rwa jesteś!
- Jaki?
- Pusty!
- Lecz się dziewczyno!
- Ze mną wszystko w porządku.
Byłem zły jak osa. Najchętniej wlazłbym jej tam do pokoju i wy*ebał w coś z całej siły. Ku*wa. Wstałem i kopnąłem w drzwi. Spostrzegłem, że Rej wsunęła przez szparę drugą karteczkę.
Macie w d*pie miłość, chłopcy, miłość ma was w d*pie - trudno.
- Czyli co?
- Mięso, ku*wa.
- Koniec? - spytałem. Nie usłyszałem jednak odpowiedzi. - No?
- Idź sobie do Ell. Albo do Clarr. Do Cleo, do Izabelle... Nawet do Davida. Po prostu idź. Wypie*dalaj i mnie zostaw. Zostaw mnie w spokoju.
Teraz już byłem pewien, że dziewczyna beczy. Przewróciłem oczami.
PS. To macie w ykhem itd daj kursywą i na środek że w sensie napis xd
Ombrelune: Od Ell cd Rosalie
- Mówiłam, że tak będzie... - westchnęłam - Od samego początku wiedziałam...
- Już się nie wymądrzaj - powiedziała ale po chwili również westchnęła.
- No cóż jakoś sobie poradzimy - uśmiechnęłam się smutno
- Jakoś na pewno - przytaknęła.
- Oczywiście z Davidem będę rozmawiać jak zwykle...
- Ja też nie zamierzam rezygnować z przyjaźni - powiedziała.
Kilkanaście minut później pożegnałyśmy się, a ja wróciłam do skrzydła szpitalnego. Następnego dnia odwiedził mnie David.
- Nagrabiłaś sobie - powiedział i usiadł na łóżku.
- Już wiesz? - jęknęłam.
- Ta szkoła ma uczy - zaśmiał się - Chyba ktoś usłyszał twoją kłótnię z Adamem a ktoś inny jego kłótnię z Ray i wyszło na to, że z Rosalie uczestniczycie w spisku żeby zniszczyć Adama uwodząc a druga strona szkoły uważa, ze to jego wina...
Jęknęłam i upadłam ciężko na poduszki.
Postanowiłam zmienić temat.
- Patrz ręka mi się zrosła - powiedziałam i poruszałam Davidowi palcami przed oczami.
- Super - rozpromienił się - Kiedy wracasz?
- Jeśli pójdzie dobrze to pojutrze - zachichotałam - wraca Ell wraca dobro na świecie.
- Już się boję. - powiedział a ja udałam, że się obrażam.
Przekomarzaliśmy się chwilę i David zakończył odwiedziny.
Następnego dnia faktycznie mogłam iść już na lekcje. Osłabiona bo osłabiona ale zawsze można już zacząć nadrabiać. Na śniadaniu siadłam obok Rosalie.
- Fajnie, że już wróciłaś - powiedziała.
- Dzięki - powiedziałam i uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
Po śniadaniu podeszłam do Davida. Jak na przyjaciela przystało obok niego stał Adam.
- Hej David - powiedziałam z szerokim uśmiechem.
- Cześć Ell, cześć Ray - uśmiechnął się niepewnie.
Widziałam, że Rosalie jest ciężko ale co w końcu... niech ten cały Adam nie uważa się za pępek świata! Gadaliśmy chwilę i rozdzieliliśmy się. Ja szłam na OPCM a Rosalie chyba na numerologię.
Na następnej przerwie również się spotkałyśmy.
Rosalie? :33
- Już się nie wymądrzaj - powiedziała ale po chwili również westchnęła.
- No cóż jakoś sobie poradzimy - uśmiechnęłam się smutno
- Jakoś na pewno - przytaknęła.
- Oczywiście z Davidem będę rozmawiać jak zwykle...
- Ja też nie zamierzam rezygnować z przyjaźni - powiedziała.
Kilkanaście minut później pożegnałyśmy się, a ja wróciłam do skrzydła szpitalnego. Następnego dnia odwiedził mnie David.
- Nagrabiłaś sobie - powiedział i usiadł na łóżku.
- Już wiesz? - jęknęłam.
- Ta szkoła ma uczy - zaśmiał się - Chyba ktoś usłyszał twoją kłótnię z Adamem a ktoś inny jego kłótnię z Ray i wyszło na to, że z Rosalie uczestniczycie w spisku żeby zniszczyć Adama uwodząc a druga strona szkoły uważa, ze to jego wina...
Jęknęłam i upadłam ciężko na poduszki.
Postanowiłam zmienić temat.
- Patrz ręka mi się zrosła - powiedziałam i poruszałam Davidowi palcami przed oczami.
- Super - rozpromienił się - Kiedy wracasz?
- Jeśli pójdzie dobrze to pojutrze - zachichotałam - wraca Ell wraca dobro na świecie.
- Już się boję. - powiedział a ja udałam, że się obrażam.
Przekomarzaliśmy się chwilę i David zakończył odwiedziny.
Następnego dnia faktycznie mogłam iść już na lekcje. Osłabiona bo osłabiona ale zawsze można już zacząć nadrabiać. Na śniadaniu siadłam obok Rosalie.
- Fajnie, że już wróciłaś - powiedziała.
- Dzięki - powiedziałam i uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
Po śniadaniu podeszłam do Davida. Jak na przyjaciela przystało obok niego stał Adam.
- Hej David - powiedziałam z szerokim uśmiechem.
- Cześć Ell, cześć Ray - uśmiechnął się niepewnie.
Widziałam, że Rosalie jest ciężko ale co w końcu... niech ten cały Adam nie uważa się za pępek świata! Gadaliśmy chwilę i rozdzieliliśmy się. Ja szłam na OPCM a Rosalie chyba na numerologię.
Na następnej przerwie również się spotkałyśmy.
Rosalie? :33
czwartek, 20 marca 2014
Bellefeuille:od Lilianne CD Rosalie
-Słuchaj, mam pytanie: nie widziałaś kotki syjamskiej? Uciekła mi i nie mogę jej znaleźć.
-Eeeee....
-O tu jesteś!-wykrzyknęłam na widok ciemnych łapek w pucharze dziewczyny. Skubana, schowała się w kielichu jakiejś Luniaczki!
Wyciągnęłam kotkę z naczynia, na które dziewczyna właśnie się gapiła. Najwyraźniej zamierzała wypić sok do końca. Niestety, resztka napoju już wsiąknęła w futerko Shanti.
-No wiesz co! Takie coś!-skarciłam ją trzepnięciem(lekkim) po łapce. Kotka siadła na stole, uniosła wzrok i zaczęła miarowo uderzać czubkiem ogonka w blat. Westchnęłam z uśmiechem, schowałam zachwycone zwierzątko do kieszeni i zwróciłam się do niebieskowłosej:
-Wybacz, za to wszystko. Jestem Lilianne, Bellefeuille.
Ryjku?
-Eeeee....
-O tu jesteś!-wykrzyknęłam na widok ciemnych łapek w pucharze dziewczyny. Skubana, schowała się w kielichu jakiejś Luniaczki!
Wyciągnęłam kotkę z naczynia, na które dziewczyna właśnie się gapiła. Najwyraźniej zamierzała wypić sok do końca. Niestety, resztka napoju już wsiąknęła w futerko Shanti.
-No wiesz co! Takie coś!-skarciłam ją trzepnięciem(lekkim) po łapce. Kotka siadła na stole, uniosła wzrok i zaczęła miarowo uderzać czubkiem ogonka w blat. Westchnęłam z uśmiechem, schowałam zachwycone zwierzątko do kieszeni i zwróciłam się do niebieskowłosej:
-Wybacz, za to wszystko. Jestem Lilianne, Bellefeuille.
Ryjku?
Papillonlisse: od Daniela CD Avalon
-I tak wyszło na moje-wyszczerzyłem się, cmoknąłem Amy w policzek i weszliśmy do kawiarni "Magiczne Smaki".
-Witaj, Daniel. Dla ciebie to co zwykle?-spytała madame Abigale, kobieta około czterdziestki.
-Tak, tylko tym razem razy dwa-poprosiłem wskazując na dziewczynę.
-W takim razie siadaj. Trzymałam dla ciebie to miejsce, bo wiedziałam, że przyjdziesz-puściła oko i wskazała stolik z widokiem na praktycznie całe Ecuelle(kawiarnia stała na pagórku)
-Ładnie tu-zauważyła Amy kiedy już usiadła i spojrzała przez okno-Powinnam tu częsciej przychodzić.
Już miałem odpowiedzieć, kiedy zbliżyła się madame Abigale z dwoma pucharkami lodów waniliowych w polewie czekoladowej. Do tego doniosła dwie małe miseczki z bitą śmietaną, żeby sobie ponakładać i ze spodeczkiem posypki.
-Smacznego-ukazała zęby w uśmiechu i odeszła. Zabraliśmy się do jedzenia
-Faktycznie dobre-pokiwała głową Avalon gdy przełknęła pierwszą porcję.
-Mówiłem-uśmiechnąłem się-Słuchaj, Amy mam propozycję
-Zamieniam się w słuch-podparła brodę na łokciu.
-Moi rodzice powiedzieli, że w wakację mogę zaprosić kogoś ze szkoły na obiad. Byłaś pierwszą osobą, jaka mi przyszła do głowy. Chciałabyś?
Amy? Haha, w maju cie pytam
-Witaj, Daniel. Dla ciebie to co zwykle?-spytała madame Abigale, kobieta około czterdziestki.
-Tak, tylko tym razem razy dwa-poprosiłem wskazując na dziewczynę.
-W takim razie siadaj. Trzymałam dla ciebie to miejsce, bo wiedziałam, że przyjdziesz-puściła oko i wskazała stolik z widokiem na praktycznie całe Ecuelle(kawiarnia stała na pagórku)
-Ładnie tu-zauważyła Amy kiedy już usiadła i spojrzała przez okno-Powinnam tu częsciej przychodzić.
Już miałem odpowiedzieć, kiedy zbliżyła się madame Abigale z dwoma pucharkami lodów waniliowych w polewie czekoladowej. Do tego doniosła dwie małe miseczki z bitą śmietaną, żeby sobie ponakładać i ze spodeczkiem posypki.
-Smacznego-ukazała zęby w uśmiechu i odeszła. Zabraliśmy się do jedzenia
-Faktycznie dobre-pokiwała głową Avalon gdy przełknęła pierwszą porcję.
-Mówiłem-uśmiechnąłem się-Słuchaj, Amy mam propozycję
-Zamieniam się w słuch-podparła brodę na łokciu.
-Moi rodzice powiedzieli, że w wakację mogę zaprosić kogoś ze szkoły na obiad. Byłaś pierwszą osobą, jaka mi przyszła do głowy. Chciałabyś?
Amy? Haha, w maju cie pytam
środa, 19 marca 2014
Papillonlisse: Od Lindsey do Adama lub Davida
Od czasu mojego dołączenia do szkoły, bardzo często rozmawiam z Mikaylą. Prawdę mówiąc zawsze ze sobą rozmawiamy. Pewnej przerwy zauważyłam że zadaje się ona także z Ombrelune, co wcale mnie nie zdziwiło, bo biorąc pod uwagę jej ciemną stronę charakteru sama powinna tam należeć. Mikayla nawet zdradziła mi swoją tejemnicę o swoich zdolnościach magicznych.
Szłam z kuzynką na błoniach na pewną ławkę. Ale gdy tylko usiadłyśmy, zobaczyłam jakiegoś blondyna i bruneta o brązowych oczach, zmierzających do nas. Momentalnie chciałam wstać z ławki i odejść, ale Mikayla ściągnęła mnie z powrotem.
-Hej.-przywitał blondyn moją kuzynkę. Odpowiedziała z uśmiechem.
Chłopcy usiedli na trawie naprzeciwko ławki.
-To jest Lindsey.-powiedziała Mikayla widząc ich wzrok.-Moja kuzynka z Papillonlisse.
<David? Adam? xd >
Szłam z kuzynką na błoniach na pewną ławkę. Ale gdy tylko usiadłyśmy, zobaczyłam jakiegoś blondyna i bruneta o brązowych oczach, zmierzających do nas. Momentalnie chciałam wstać z ławki i odejść, ale Mikayla ściągnęła mnie z powrotem.
-Hej.-przywitał blondyn moją kuzynkę. Odpowiedziała z uśmiechem.
Chłopcy usiedli na trawie naprzeciwko ławki.
-To jest Lindsey.-powiedziała Mikayla widząc ich wzrok.-Moja kuzynka z Papillonlisse.
<David? Adam? xd >
Ombrelune: Od Avalon cd. Daniela
Zaczęliśmy iść w stronę Ecuelle już wyobrażam sobie co mogą teraz gadać. Nagle minęła nas moja kolejna współlokatorka która o dziwo miała mózg i była na serio spoko osobą. Pomachałam jej a ta uśmiechnęła się ale ruszyła dalej.
-Może masz ochotę na taki mini mini zakładzik -powiedział z uśmiechem
Spojrzałam na niego.
-No dobra ale o co chodzi? -spytałam
-Kto pierwszy do biegnie do kawiarenki wygrywa. -powiedział
Zamyśliłam się na chwile czułam że gdzieś jest haczyk.
-Ok. Co dostaje wygrany a co musi zrobić przegrany? -spytałam
-Jeśli wygrasz dam ci buziaka jeśli przegrasz to ty mi go dać -uśmiechnął się promiennie.
-Wygląda na to że cały zakładzik jest na twoją korzyść... -powiedziałam po czym spojrzałam w niebo -Ale zgoda.
-No to na 3. Raz...Dwa...
-Trzy!-krzyknęłam i zaczęłam biec
Chłopak dopiero ogarnął że jestem już około 3 metry przed nim i zaczął biec. Bardzo szybko mnie dogonił. Biegliśmy łeb w łeb. Nie sprawiało mi to żadnego problemu. Zawsze byłam dobra z biegów. Niestety Daniel już zwolnił a cel był tak blisko. Biegłam przed siebie i wtedy zauważyłam że chłopak stanął. Także zwolniłam. Stał w jednym miejscu że było to aż dziwne. Wzniosłam oczy ku niebu po czym podeszłam do chłopaka. Ten spojrzał na mnie z uśmiechem. Od razu ruszył biegiem. To był podstęp! Biegłam za nim. Nie mogłam nadążyć. Był coraz dalej a było tak bardzo blisko celu. Nie pozwoliłam aby wygrał. Próbowałam go dogonić. Musiałam go także złapać na podstęp tak samo jak i on mnie. Wiedziałam że przypłacę sobie brudną szatą ale trzeba było spróbować. Specjalnie potknęłam się i upadłam na ziemię. Nie było tak źle. Daniel od razu do mnie podbiegł. Gdy kucnął koło mnie.Otworzyłam oczy i zerwałam się na równe nogi. Jak mawia przysłowie "jak ty komu tak on tobie". Teraz to ja prowadziłam i to ja dobiegłam jako pierwsza do wyznaczonego wcześniej celu. Chłopak dobiegł parę sekund po mnie.
-Co tak długo? -zaśmiałam się
<Daniel?>
-Może masz ochotę na taki mini mini zakładzik -powiedział z uśmiechem
Spojrzałam na niego.
-No dobra ale o co chodzi? -spytałam
-Kto pierwszy do biegnie do kawiarenki wygrywa. -powiedział
Zamyśliłam się na chwile czułam że gdzieś jest haczyk.
-Ok. Co dostaje wygrany a co musi zrobić przegrany? -spytałam
-Jeśli wygrasz dam ci buziaka jeśli przegrasz to ty mi go dać -uśmiechnął się promiennie.
-Wygląda na to że cały zakładzik jest na twoją korzyść... -powiedziałam po czym spojrzałam w niebo -Ale zgoda.
-No to na 3. Raz...Dwa...
-Trzy!-krzyknęłam i zaczęłam biec
Chłopak dopiero ogarnął że jestem już około 3 metry przed nim i zaczął biec. Bardzo szybko mnie dogonił. Biegliśmy łeb w łeb. Nie sprawiało mi to żadnego problemu. Zawsze byłam dobra z biegów. Niestety Daniel już zwolnił a cel był tak blisko. Biegłam przed siebie i wtedy zauważyłam że chłopak stanął. Także zwolniłam. Stał w jednym miejscu że było to aż dziwne. Wzniosłam oczy ku niebu po czym podeszłam do chłopaka. Ten spojrzał na mnie z uśmiechem. Od razu ruszył biegiem. To był podstęp! Biegłam za nim. Nie mogłam nadążyć. Był coraz dalej a było tak bardzo blisko celu. Nie pozwoliłam aby wygrał. Próbowałam go dogonić. Musiałam go także złapać na podstęp tak samo jak i on mnie. Wiedziałam że przypłacę sobie brudną szatą ale trzeba było spróbować. Specjalnie potknęłam się i upadłam na ziemię. Nie było tak źle. Daniel od razu do mnie podbiegł. Gdy kucnął koło mnie.Otworzyłam oczy i zerwałam się na równe nogi. Jak mawia przysłowie "jak ty komu tak on tobie". Teraz to ja prowadziłam i to ja dobiegłam jako pierwsza do wyznaczonego wcześniej celu. Chłopak dobiegł parę sekund po mnie.
-Co tak długo? -zaśmiałam się
<Daniel?>
Ombrelune: Od Rosalie CD Elisabeth
- Ale... nic z tego nie rozumiem... - mówiłam niewyraźnie, ponieważ twarz miałam nadal zakrytą w dłoniach.
- Ja z twojego bełkotu nic nie rozumiem...- warknęła.
Zakłopotana Avalon, wyszła. Już po raz setny została niechcący wplątana w czyjeś sprawy i chciała być od nich jak najdalej. Wiele bym dała, żeby tak po prostu sobie wyjść i o wszystkim zapomnieć.
- Straciłam Adama, a teraz pewnie stracę i ciebie... - bąknęłam, oddzielając dłonie od twarzy.
Byłam zapewne cała czerwona, mimo, że nie płakałam. Byłam jedynie zła na moją "przyjaciółkę".
- Nie., Rosalie. Ja też chciałabym stąd iść... - mówiła jakby czytała w moich myślach. - Ale jeśli mi przebaczysz, to...
- NIGDY ! - wrzasnęłam, wypychając ja z pokoju, co mogło być złym pomysłem, bo nie była w pełni zdrowa.
Przez chwilę, rozmyślałam... I wymyśliłam coś mądrego. Zdałam sobie sprawę, że to nie jest tylko i wyłącznie mój problem, że Ell też może nie jest zachwycona tym wszystkim, a Adam nie chciał mnie zranić. Podeszłam do drzwi.
- Jesteś tu jeszcze? Ellie? - zapytałam uchylając drzwi.
- Już myślałam, że nigdy nie otworzysz. - zaśmiała się.
Zaśmiała się w takiej sytuacji. Ja bym tak nie potrafiła. Z podkreśleniem, na to, że ja mam zupełnie inny punkt widzenia na to wszystko.
- Przepraszam. Zachowałam się jak dwuletnie dziecko, z resztą jak zwykle. Pewnie nie zasługuję nawet na to, żeby się do ciebie odezwać, ale przepraszam. - wyjąkałam.
Byłam taka ciekawa jak zareaguje...
- Ellie, proszę... - powiedziałam cicho.
Raczej nie usłyszała, co powiedziałam, ale mogła się domyśleć.
- Ja też przepraszam. Nie chcę się z nikim kłócić... - odparła, a łza jej się zakręciła w oku.
Po chwili siedziałyśmy już na łóżku, przytulając się. Chyba obie sobie uświadomiłyśmy, że nie umiemy się na siebie gniewać.
Ellie? Zaleciało modą na sukces, oj tak .
- Ja z twojego bełkotu nic nie rozumiem...- warknęła.
Zakłopotana Avalon, wyszła. Już po raz setny została niechcący wplątana w czyjeś sprawy i chciała być od nich jak najdalej. Wiele bym dała, żeby tak po prostu sobie wyjść i o wszystkim zapomnieć.
- Straciłam Adama, a teraz pewnie stracę i ciebie... - bąknęłam, oddzielając dłonie od twarzy.
Byłam zapewne cała czerwona, mimo, że nie płakałam. Byłam jedynie zła na moją "przyjaciółkę".
- Nie., Rosalie. Ja też chciałabym stąd iść... - mówiła jakby czytała w moich myślach. - Ale jeśli mi przebaczysz, to...
- NIGDY ! - wrzasnęłam, wypychając ja z pokoju, co mogło być złym pomysłem, bo nie była w pełni zdrowa.
Przez chwilę, rozmyślałam... I wymyśliłam coś mądrego. Zdałam sobie sprawę, że to nie jest tylko i wyłącznie mój problem, że Ell też może nie jest zachwycona tym wszystkim, a Adam nie chciał mnie zranić. Podeszłam do drzwi.
- Jesteś tu jeszcze? Ellie? - zapytałam uchylając drzwi.
- Już myślałam, że nigdy nie otworzysz. - zaśmiała się.
Zaśmiała się w takiej sytuacji. Ja bym tak nie potrafiła. Z podkreśleniem, na to, że ja mam zupełnie inny punkt widzenia na to wszystko.
- Przepraszam. Zachowałam się jak dwuletnie dziecko, z resztą jak zwykle. Pewnie nie zasługuję nawet na to, żeby się do ciebie odezwać, ale przepraszam. - wyjąkałam.
Byłam taka ciekawa jak zareaguje...
- Ellie, proszę... - powiedziałam cicho.
Raczej nie usłyszała, co powiedziałam, ale mogła się domyśleć.
- Ja też przepraszam. Nie chcę się z nikim kłócić... - odparła, a łza jej się zakręciła w oku.
Po chwili siedziałyśmy już na łóżku, przytulając się. Chyba obie sobie uświadomiłyśmy, że nie umiemy się na siebie gniewać.
Ellie? Zaleciało modą na sukces, oj tak .
WAŻNE!
Wróciłam!
Od pewnego czasu z mojego konta [z bloggera]
wstawiała opowiadania Livkaaa [Adam, Eric]
Za co bardzo jej dziękuję! ;****
Miałam problemy z internetem dlatego, mimo iż
opowiadania nadal przysyłaliście do mnie to kto inny [czt. Livkaaa]
je wstawiała dlatego mam zamiar dać ją jako autora
by wstawiała swoje opowiadania sama,
[reszta dalej do mnie wysyła opowiadania].
Proszę Cię Liv, byś tylko wysłała mi swój e-mail [możesz tu w kom.^^]
Noooo To tyle!
Właśnie nie było zmieniania pór [w końcu mnie nie było]
ani dodawania punktów więc już dziś to nadrobię!
A jeśli chodzi o czas trwania... to ze wyżej wymienionego powodu
przyśpiesze i dam Jesień [miesiąc Maj] po 2 tygodniach miesiąc zmienię
na Czerwiec a po Tygodniu dam już wam wakacje i Następny rok xD
może być? ;3
wtorek, 18 marca 2014
Ombrelune: Od Ell do Rosalie
- NIE MA MOWY! - wrzeszczała pielęgniarka.
- Idę i tyle! - odpowiedziałam niemniej miło.
- Weź chociaż kulę - powiedziała piguła.
- Mam złamaną rękę a nie nogę - oznajmiłam ostro. Dzięki jakiemuś tam eliksirowi i tak mi się zrosła...
Wyszłam szybko i chociaż było mi ciężko zmusiłam się do biegu. Podeszłam do dormitoriów pierwszoroczniaczek... Westchnęłam i... Zapukałam.
Otworzyła mi Avalon.
- Przyszła druga połówka twojego problemu, Ray - krzyknęła i popatrzyła na mnie wrogo. - Wpuścić?
Bez czekania na odpowiedź wtargnęłam do pokoju.
- Adam był milszy - powiedziała beznamiętnie - Zgaduję, że powiesz "To jego wina, wybacz ".
- Nie, nic takiego nie powiem. Powiem za to, że to nasza wspólna zasługa. W sensie moja i Adama.
- Myślałam, ze jesteśmy przyjaciółkami! - wrzasnęła - Przyszłam do szkoły a ty się mną zajęłaś i zaczęłaś mnie odganiać od Adama....
- ... ŻEBY UNIKNĄĆ WŁAŚNIE TAKICH SYTUACJI! Nie sądziłam, że napatoczę się na to akurat ja, ale wiedziałam, że prędzej czy później taka sytuacja będzie miała miejsce!
Westchnęła ciężko i ukryła twarz w dłoniach. Nie płakała raczej... Myślała...
- Idę i tyle! - odpowiedziałam niemniej miło.
- Weź chociaż kulę - powiedziała piguła.
- Mam złamaną rękę a nie nogę - oznajmiłam ostro. Dzięki jakiemuś tam eliksirowi i tak mi się zrosła...
Wyszłam szybko i chociaż było mi ciężko zmusiłam się do biegu. Podeszłam do dormitoriów pierwszoroczniaczek... Westchnęłam i... Zapukałam.
Otworzyła mi Avalon.
- Przyszła druga połówka twojego problemu, Ray - krzyknęła i popatrzyła na mnie wrogo. - Wpuścić?
Bez czekania na odpowiedź wtargnęłam do pokoju.
- Adam był milszy - powiedziała beznamiętnie - Zgaduję, że powiesz "To jego wina, wybacz ".
- Nie, nic takiego nie powiem. Powiem za to, że to nasza wspólna zasługa. W sensie moja i Adama.
- Myślałam, ze jesteśmy przyjaciółkami! - wrzasnęła - Przyszłam do szkoły a ty się mną zajęłaś i zaczęłaś mnie odganiać od Adama....
- ... ŻEBY UNIKNĄĆ WŁAŚNIE TAKICH SYTUACJI! Nie sądziłam, że napatoczę się na to akurat ja, ale wiedziałam, że prędzej czy później taka sytuacja będzie miała miejsce!
Westchnęła ciężko i ukryła twarz w dłoniach. Nie płakała raczej... Myślała...
Rose? Ale się gunwo porobiło nie? xD
Ombrelune: Od Rosalie do Lilianne
Poniedziałek. Znów zaczyna się nauka.
Zapakowałam książki do torby, razem z różdżką, i przyborami do
eliksirów. Dziś aż dwie lekcje z wymagającym nauczycielem i jednocześnie
opiekunem mojego domu.
Na razie zostawiłam ją w dormitorium, ponieważ musiałam na początek zejść na śnadanie. Było jakoś inaczej:
Siadłam jak najdalej od Adama, a moje miejsce z chęcią przejęła Cleo, nikt się nie kłócił, nie wrzeszczał, nie krzyczał, jedzenie nie latało w powietrzu, nie leciały wyzwiska, typu "szlama". Po prostu panowała głucha cisza, którą przerywały czasem ciche beknięcia. Nagle podeszła dziewczyna, napewno nie z naszego domu, ponieważ jej szaty nie były zielone.
- Cześć. - przywitała się.
Ponieważ nikt nie odpowiadał, a ja chciałam kogoś nowego poznać, odpowiedziałam.
- Cześć. - uśmiechnęłam się.
Lilianne?
Na razie zostawiłam ją w dormitorium, ponieważ musiałam na początek zejść na śnadanie. Było jakoś inaczej:
Siadłam jak najdalej od Adama, a moje miejsce z chęcią przejęła Cleo, nikt się nie kłócił, nie wrzeszczał, nie krzyczał, jedzenie nie latało w powietrzu, nie leciały wyzwiska, typu "szlama". Po prostu panowała głucha cisza, którą przerywały czasem ciche beknięcia. Nagle podeszła dziewczyna, napewno nie z naszego domu, ponieważ jej szaty nie były zielone.
- Cześć. - przywitała się.
Ponieważ nikt nie odpowiadał, a ja chciałam kogoś nowego poznać, odpowiedziałam.
- Cześć. - uśmiechnęłam się.
Lilianne?
poniedziałek, 17 marca 2014
Papillonlisse: od Daniela CD Avalon
-Cześć, syrenko-odwzajemniłem uśmiech. Szturchnęła mnie w ramię.
-Idziemy gdzieś?-spytałem z wyszczerzonymi zębami-Co powiesz na Ecuelle?
-Niech będzie. Może być zabawnie.-zgodziła się.
Wyszliśmy z zamku. Było słonecznie i ciepło. Szlismy przez błonia, a trawa, odżywiona przez ostatnie deszcze, prostowała się natychmiast po przejściu. Gdy doszliśmy do miasteczka, Amy spytała:
-Gdzie idziemy?
-Znam taką fajną kafejkę. Raczej "nieużywana" ale tym lepiej, nie ma tłumów. Za to obsługę i lody mają świetne. Nawet...-Amy położyła mi palec na usta.
-Zapłacili ci za reklamę!?-zapytała ze śmiechem.
-Możliwe-puściłem oko, kiedy dziewczyna opuściła palec. Wywróciła oczami i dalej poszliśmy w ciszy. Ale to nie była ta nieprzyjemna, niezręczna cisza, jaka zwykle zapada. To była nasza cisza. Tylko nasza. I wcale nie była zła. Powiedziałbym nawet, że z Amy lepiej mi się milczy.
Nagle dobiegły nas głosy. Wszystki nienaturalnie wysokie i wyraźnie podniecone.
-O nie.-szepnęła Avalon i pociągnęła mnie za róg budynku, w ciemną uliczkę. Sekundę później, w miejscu, gdzie przed chwilą sobie milczeliśmy stała grupka rozchichotanych dziewcząt, jak się domyśliłem "przyjaciółek" syrenki obok mnie. Stały na tyle blisko, że mogliśmy usłyszeć ich rozmowę:
-No gdzie ona zniknęła? Ostatnio zamiast z nami się włóczyć gdzieś łazi sama!-oburzyła się blondi, wyglądająca na swego rodzaju przewodniczkę.
-A ta sytuacja rano!?-zawtórowała jej nienaturalnie ruda-Mówię wam, ona specjalnie wszystko pochowała, żeby potem móc się wywyższać!
Ruda zmieniła nagle swoją twarz w twarz Amy(metamorfomag) i zrobiła minę, o jaką Avalon nigdy bym nie posądził i zaskrzeczała głosem ropuchy:
-Cześć, jestem Avalon Nelisse, mam dzianych rodziców i udaję wielką boginię, mądrzejszą od reszty dziewczyn, bo mam kiepski makijaż!
Tego dla Amy było za wiele. Wyszła zza węgła i przykleiła do twarzy sztuczny uśmieszek.
-Hejka, Rox, Riven! Moje kochane, powiem wam coś: ja bardzo cenią szczerość i jeśli macie mi coś do powiedzenia, śmiało, wyrzućcie to z siebie.
Na widok min reszty wybuchłem śmiechem(nadal ukryty za węgłem) i zsunąłem się po ścienie na dół. Usmiełem się, było fajnie, ale co za dużo to niezdrowo. Przewróciłem się wypadając z kryjówki. Na sam środek ulicy. Tuż przed oczy tapetusi.
-A więc to dlatego znikasz!-pisnęła podekscytowana dziewczyna o włosach tak blond, że aż siwych-Szwędasz się z chłopakiem!
Gdy zobaczyłem spojrzenie Amy, poczułem się zobowiązany uratować sytuację. Udałem, że jeszcze się zbieram po napadzie, wstałem, otrzepałem się i powiedziałem głosem angielskiego lorda:
-Ależ, drogie panie, ja tu jestem całkiem przejazdem. Poznałem tą panią dzisiaj, a tak bardzo rozbawiła mnie transformacja tej rudej-wskazałem na dziewczynę, która już powróciła do zwykłego wyglądu- A teraz, jeśli pozwolicie, mam do omówienia z panną Nelisse kilka spraw czysto biznesowych...
Nastolatki zmarszczyły się niezadowolone(Były na tyle głupie, żeby sobie nie przypomnieć, że jeszcze wczoraj mnie podrywały) i odeszły. Kiedy już zniknęły, podszedłem do Amy i dokończyłem wcześniej zawieszone zdabie:
-...czysto biznesowych, to jest ja stawiam lody.
Uśmiechnęła się
-To chodźmy.
Amy? ;)
-Idziemy gdzieś?-spytałem z wyszczerzonymi zębami-Co powiesz na Ecuelle?
-Niech będzie. Może być zabawnie.-zgodziła się.
Wyszliśmy z zamku. Było słonecznie i ciepło. Szlismy przez błonia, a trawa, odżywiona przez ostatnie deszcze, prostowała się natychmiast po przejściu. Gdy doszliśmy do miasteczka, Amy spytała:
-Gdzie idziemy?
-Znam taką fajną kafejkę. Raczej "nieużywana" ale tym lepiej, nie ma tłumów. Za to obsługę i lody mają świetne. Nawet...-Amy położyła mi palec na usta.
-Zapłacili ci za reklamę!?-zapytała ze śmiechem.
-Możliwe-puściłem oko, kiedy dziewczyna opuściła palec. Wywróciła oczami i dalej poszliśmy w ciszy. Ale to nie była ta nieprzyjemna, niezręczna cisza, jaka zwykle zapada. To była nasza cisza. Tylko nasza. I wcale nie była zła. Powiedziałbym nawet, że z Amy lepiej mi się milczy.
Nagle dobiegły nas głosy. Wszystki nienaturalnie wysokie i wyraźnie podniecone.
-O nie.-szepnęła Avalon i pociągnęła mnie za róg budynku, w ciemną uliczkę. Sekundę później, w miejscu, gdzie przed chwilą sobie milczeliśmy stała grupka rozchichotanych dziewcząt, jak się domyśliłem "przyjaciółek" syrenki obok mnie. Stały na tyle blisko, że mogliśmy usłyszeć ich rozmowę:
-No gdzie ona zniknęła? Ostatnio zamiast z nami się włóczyć gdzieś łazi sama!-oburzyła się blondi, wyglądająca na swego rodzaju przewodniczkę.
-A ta sytuacja rano!?-zawtórowała jej nienaturalnie ruda-Mówię wam, ona specjalnie wszystko pochowała, żeby potem móc się wywyższać!
Ruda zmieniła nagle swoją twarz w twarz Amy(metamorfomag) i zrobiła minę, o jaką Avalon nigdy bym nie posądził i zaskrzeczała głosem ropuchy:
-Cześć, jestem Avalon Nelisse, mam dzianych rodziców i udaję wielką boginię, mądrzejszą od reszty dziewczyn, bo mam kiepski makijaż!
Tego dla Amy było za wiele. Wyszła zza węgła i przykleiła do twarzy sztuczny uśmieszek.
-Hejka, Rox, Riven! Moje kochane, powiem wam coś: ja bardzo cenią szczerość i jeśli macie mi coś do powiedzenia, śmiało, wyrzućcie to z siebie.
Na widok min reszty wybuchłem śmiechem(nadal ukryty za węgłem) i zsunąłem się po ścienie na dół. Usmiełem się, było fajnie, ale co za dużo to niezdrowo. Przewróciłem się wypadając z kryjówki. Na sam środek ulicy. Tuż przed oczy tapetusi.
-A więc to dlatego znikasz!-pisnęła podekscytowana dziewczyna o włosach tak blond, że aż siwych-Szwędasz się z chłopakiem!
Gdy zobaczyłem spojrzenie Amy, poczułem się zobowiązany uratować sytuację. Udałem, że jeszcze się zbieram po napadzie, wstałem, otrzepałem się i powiedziałem głosem angielskiego lorda:
-Ależ, drogie panie, ja tu jestem całkiem przejazdem. Poznałem tą panią dzisiaj, a tak bardzo rozbawiła mnie transformacja tej rudej-wskazałem na dziewczynę, która już powróciła do zwykłego wyglądu- A teraz, jeśli pozwolicie, mam do omówienia z panną Nelisse kilka spraw czysto biznesowych...
Nastolatki zmarszczyły się niezadowolone(Były na tyle głupie, żeby sobie nie przypomnieć, że jeszcze wczoraj mnie podrywały) i odeszły. Kiedy już zniknęły, podszedłem do Amy i dokończyłem wcześniej zawieszone zdabie:
-...czysto biznesowych, to jest ja stawiam lody.
Uśmiechnęła się
-To chodźmy.
Amy? ;)
Ombrelune: Od Rosalie CD Adama
Nie wiedziałam co powiedzieć. Chciało mi
się ryczeć i jednocześnie go uderzyć. Chyba nic by się nie stało, gdybym
potraktowała go jakimś drobnym zaklęciem. Myśląc drobnym miałam na
myśli coś w rodzaju zaklęcia niewybaczalnego.
- Wyjdź. - powiedziałam natychmiast.
Chłopak posłusznie wyszedł, a raczej został wypchnięty na zewnątrz.
- Wszystko dobrze? - spytała Av.
- Tak, oczywiście. - powiedziałam prawie płacząc.
I w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Avalon otworzyła, i jej oczom ukazał się Adam. Zatrzasnęła drzwi.
- Wpuścić go? - zapytała.
Chciałam powiedzieć, że nie, ale musiał mi to wszystko wytłumaczyć.
- Ta. - powiedziałam smutnym, przygnębionym głosem.
Otworzyła drzwi, a chłopak wszedł do środka.
- Rosalie, słuchaj... - zaczął.
- Nie wiem, czy mam ochotę słuchać twojego bełkotu. - wycedziłam.
Wzięłam książkę i zaczęłam go ignorować.
"To nie tak jak myślisz" - spodziewałam się usłyszeć.
- Może ja pójdę, nie będę przeszkadzała. - stwierdziła zakłopotana Avalon.
- Nie, Av. Zostań. Pomożesz mi go zabić jakby co. - zaśmiałam się.
Dziewczyna usiadła, a Adam wyglądał jakby był w podstawówce, a nauczycielka kazała mu wyrecytować wierszyk, którego się wcale nie nauczył.
- To przez Ell. - zaczął obojętnie. - Ona najpierw mnie pocałowała, a potem jeszcze walnęła mnie w ryj. Ryjku.
Jasne, i ja mam w to uwierzyć, a potem będziemy sobie żyć długo i szczęśliwie w naszym zamku.
Westchnęłam.
- Jeśli chcesz coś jeszcze powiedzieć, to wal, a jak nie to wypie*dalaj. - machnęłam ręką w stronę drzwi, dając po sobie poznać, że jestem wkurzona.
Avalon zaśmiała się w stylu "brawo, zaczęłaś używać wulgaryzmów", a Adam ponownie został wypchnięty na zewnątrz.
- Szkoda mi cię Ray. - powiedziała. - Może małe piwo kremowe poprawi ci humor?
- Mam dobry humor. - uśmiechnęłam się, ale w duchu byłam strasznie zła.
- Ok. Aż strach pomyśleć co byłoby z biednym Adasiem, gdybyś naprawdę się wkurzyła.
Znowu rozległo się pukanie.
- Jeśli to Adam, to WYNOCHA! - krzyknęłam. - Jeśli nie, to zapraszam. - powiedziałam słodkim głosikiem.
- To ja. - jęknął ktoś za drzwiami.
"To ja zabójca!" czy "To ja przyjaciel!". Bo mała różnica jest.
- To znaczy...? - pociągnęła Av.
- Adam. - zaskrzeczał głos.
- Dziękuję za zainteresowanie moją osobą, i okazanie wyrazów współczucia! - wrzasnęłam.
Nagle przez drzwi ktoś wsunął karteczkę z napisem "Przepraszam". Wpadłam na pomysł. Na odwrocie napisałam "Zdradziłeś ku*wo mnie, pistolet sobie kupię, ale nie zastrzelę się, bo ku*wa mam cię głęboko w dupie!" i wsunęłam pod drzwi.
Adam?
- Wyjdź. - powiedziałam natychmiast.
Chłopak posłusznie wyszedł, a raczej został wypchnięty na zewnątrz.
- Wszystko dobrze? - spytała Av.
- Tak, oczywiście. - powiedziałam prawie płacząc.
I w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Avalon otworzyła, i jej oczom ukazał się Adam. Zatrzasnęła drzwi.
- Wpuścić go? - zapytała.
Chciałam powiedzieć, że nie, ale musiał mi to wszystko wytłumaczyć.
- Ta. - powiedziałam smutnym, przygnębionym głosem.
Otworzyła drzwi, a chłopak wszedł do środka.
- Rosalie, słuchaj... - zaczął.
- Nie wiem, czy mam ochotę słuchać twojego bełkotu. - wycedziłam.
Wzięłam książkę i zaczęłam go ignorować.
"To nie tak jak myślisz" - spodziewałam się usłyszeć.
- Może ja pójdę, nie będę przeszkadzała. - stwierdziła zakłopotana Avalon.
- Nie, Av. Zostań. Pomożesz mi go zabić jakby co. - zaśmiałam się.
Dziewczyna usiadła, a Adam wyglądał jakby był w podstawówce, a nauczycielka kazała mu wyrecytować wierszyk, którego się wcale nie nauczył.
- To przez Ell. - zaczął obojętnie. - Ona najpierw mnie pocałowała, a potem jeszcze walnęła mnie w ryj. Ryjku.
Jasne, i ja mam w to uwierzyć, a potem będziemy sobie żyć długo i szczęśliwie w naszym zamku.
Westchnęłam.
- Jeśli chcesz coś jeszcze powiedzieć, to wal, a jak nie to wypie*dalaj. - machnęłam ręką w stronę drzwi, dając po sobie poznać, że jestem wkurzona.
Avalon zaśmiała się w stylu "brawo, zaczęłaś używać wulgaryzmów", a Adam ponownie został wypchnięty na zewnątrz.
- Szkoda mi cię Ray. - powiedziała. - Może małe piwo kremowe poprawi ci humor?
- Mam dobry humor. - uśmiechnęłam się, ale w duchu byłam strasznie zła.
- Ok. Aż strach pomyśleć co byłoby z biednym Adasiem, gdybyś naprawdę się wkurzyła.
Znowu rozległo się pukanie.
- Jeśli to Adam, to WYNOCHA! - krzyknęłam. - Jeśli nie, to zapraszam. - powiedziałam słodkim głosikiem.
- To ja. - jęknął ktoś za drzwiami.
"To ja zabójca!" czy "To ja przyjaciel!". Bo mała różnica jest.
- To znaczy...? - pociągnęła Av.
- Adam. - zaskrzeczał głos.
- Dziękuję za zainteresowanie moją osobą, i okazanie wyrazów współczucia! - wrzasnęłam.
Nagle przez drzwi ktoś wsunął karteczkę z napisem "Przepraszam". Wpadłam na pomysł. Na odwrocie napisałam "Zdradziłeś ku*wo mnie, pistolet sobie kupię, ale nie zastrzelę się, bo ku*wa mam cię głęboko w dupie!" i wsunęłam pod drzwi.
Adam?
niedziela, 16 marca 2014
Ombrelune: Od Adama cd. Ell [do Rosalie]
- Pewnie. Dla ciebie wszystko - uśmiechnąłem się, po czym chwyciłem stojący na nocnej szafce dzbanek z wodą i napełniłem znajdującą się obok niego szklankę. Podałem ją Ell.
- Dziękuję - pisnęła, po czym wypiła duszkiem całą zawartość szkła.
- Chyba lubisz to miejsce, co? - zażartowałem, siadając na skraju jej łóżka.
- Bardzo. Mogę sobie od was odpocząć.
- Hm. Skoro tak, to sobie pójdę...
- Siedź - rozkazała.
- Kobiety... - mruknąłem. - W ogóle przepraszam za tą sytuację na treningu. Miałaś... eee... tego... No rację miałaś, no...
Przez twarz Ell przemknął triumfalny uśmiech.
- Ja też cię przepraszam. Nawrzeszczałam na ciebie i to przy twoim potencjalnym nabytku...
- Należało mi się...
- Tak, wiem.
- Ej! Powinnaś powiedzieć, że nie!
- Po co mam kłamać? - wzruszyła ramionami. - Co mi się w ogóle stało? Pamiętam tłuczka, krew i ból...
- Tsa, pierdolnął w ciebie z całej siły. Akurat wtedy patrzyłem na twoją akcję... Pałkarze zorientowali się zbyt późno i nie zdążyli do ciebie dolecieć. Dostałaś prosto w głowę. Zachwiałaś się na miotle i zaczęłaś lecieć w dół. Belferka od zaklęć coś tam wymamrotała i cudem masz cały kręgosłup, ale i tak gruchnęłaś ręką o glebę. Na głowie masz guza wielkości smoczego jaja i wielkie rozcięcie na skroni. Cała byłaś umazana krwią. Historyczka prawie zemdlała. Od razu do ciebie zleciałem i Hattori strzeliła mi bramkę...
- Ty idioto!
- Co?!
- Było mnie zostawić i bronić! - westchnęła. - Wygraliśmy?
- Craxi zażądał unieważnienia meczu z powodu strategicznego i moralnego osłabienia drużyny Ombrelune...
- Więc moje piękne akcje poszły na marne? - spytała z rozczarowaniem.
- Chyba tak... Ale przyznaję, byłaś niezła.
Nastała chwila milczenia.
- Powiedziałam dzisiaj Davidowi coś niezbyt miłego o tobie i teraz żałuję...
- Tak, mówił mi to.
- A gdzie on teraz jest?
- Naprawia ci miotłę...
- Moją Błyskawicę?! Co się z nią stało?!
- W dwóch kawałkach... Ale to się da naprawić - dodałem szybko, widząc jej smutną minę.
- Adam...
- Ta?
- Popraw mi podusię - jęknęła.
Pospiesznie podniosłem tyłek i delikatnie uniósłszy głowę Ell, napuszyłem jej poduszkę, która samoistnie zjechała w dół w wyniku opierania. Nadal nachylając się nad dziewczyną, przeniosłem dłoń spod nieuporządkowanej burzy różowych włosów na policzek. Posłała mi niepewny uśmiech.
Nawet nie wiem, jak to się stało, ale kilka sekund później nasze wargi znalazły się niebezpiecznie blisko siebie i polecieliśmy w ślinę. Tak namiętnego pocałunku nie przeżyłem jeszcze z żadną laską. Elliezabeth całowała wspaniale. Przymknąłem oczy. Już zaczynało mi się podobać, kiedy poczułem uderzenie na lewym policzku. Odskoczyłem jak oparzony, instynktownie łapiąc się za bolące miejsce.
- Oszalałaś?!
- JA?! Co ty wyprawiasz?
- To ty mnie pocałowałaś!
- Chyba śnisz!
- No szczyt wszystkiego! Chociaż się przyznaj!
- Adam!... Ja muszę powiedzieć to Rosalie.
- Rosa... CO?!
- Muszę - powtórzyła z naciskiem. - Jesteście chyba parą, nie? Nie chcę, żebyś ją ranił.
- Nie ranię jej.
- Pocałowałeś mnie.
- Puknij się w łeb!
W ciszy mierzyliśmy się gniewnymi spojrzeniami. Patrzyła na mnie jak na gnoja, a przecież sama wepchnęła mi język do gardła! Z wyrazu jej twarzy odczytałem pogardę.
- Wyjdź - powiedziała, siląc się na spokój.
- Żebyś wiedziała, że wyjdę - syknąłem i ruszyłem w stronę drzwi.
- Nie życzę sobie, żeby cała szkoła dowiedziała się, że się ze mną przelizałeś! - zawołała za mną. Przystałem i odwróciłem się w jej kierunku.
- Dowie się tylko, że najpierw mnie pocałowałaś, a potem uderzyłaś i odwróciłaś kota ogonem - powiedziałem i wyszedłem, umykając przed lecącą ku mnie poduszką. Oczywiście nie miałem zamiaru nikomu tego mówić, ale musiałem jej się jakoś odgryźć.
Za chwilę stałem już przed dormitorium pierwszorocznych Luniaczek. Nadal byłem zły, a policzek ciągle piekł, ale wolałem powiedzieć Rej całą prawdę, zanim dowie się jej z innego źródła.
Podniosłem dłoń, by zapukać, jednak się zawahałem. Mówić? Po co komplikować... Nie mówić? Ell powie i jeszcze obróci wszystko na moją niekorzyść. Ale mogę się wyprzeć. Powiem, że uderzenie pomieszało jej w głowie, że musiało jej się coś przyśnić... Nie mówię. Żeby drugi raz dostać w mordę? Ale...
Nagle drzwi się otworzyły i stanąłem oko w oko z Avalon. Zmierzyła mnie wzrokiem, ale spytała życzliwie:
- Przyszedłeś do Ray?
- No... No.
- Wchodź - zaprosiła mnie gestem ręki, po czym sama wyszła z pokoju.
Rosalie leżała na łóżku i chyba się z czegoś uczyła. Usłyszawszy mój głos, odłożyła książkę na szafkę.
- Hej, Ryjku...
- Miałeś mnie tak nie nazywać - powiedziała ze sztuczną pretensją w głosie, po czym podeszła i zarzuciła mi ręce na szyję. Złapałem ją w biodrach, po czym bez wahania schyliłem się i obdarzyłem ją długim pocałunkiem.
- Chciałeś coś ode mnie, czy tylko tak przyszedłeś? - spytała, chwytając moją dłoń i prowadząc mnie na łóżko.
- Eee... - nerwowo podrapałem się po karku. Mówić? Nie mówić?
- Adam? Stało się coś?
- Nic - odpowiedziałem szybko.
- Przecież widzę!
- Yyy... - Mówić? Nie mówić? Ryzyk-fizyk. - Całowałem się z Ell - wyrzuciłem z siebie jednym tchem.
- Żartujesz? - spytała poważnie, gapiąc się na mnie okrągłymi oczyma. Pokręciłem głową.
Rosalie? Le Adam wreszcie się zachowuje tak, jak powinien ^^
- Dziękuję - pisnęła, po czym wypiła duszkiem całą zawartość szkła.
- Chyba lubisz to miejsce, co? - zażartowałem, siadając na skraju jej łóżka.
- Bardzo. Mogę sobie od was odpocząć.
- Hm. Skoro tak, to sobie pójdę...
- Siedź - rozkazała.
- Kobiety... - mruknąłem. - W ogóle przepraszam za tą sytuację na treningu. Miałaś... eee... tego... No rację miałaś, no...
Przez twarz Ell przemknął triumfalny uśmiech.
- Ja też cię przepraszam. Nawrzeszczałam na ciebie i to przy twoim potencjalnym nabytku...
- Należało mi się...
- Tak, wiem.
- Ej! Powinnaś powiedzieć, że nie!
- Po co mam kłamać? - wzruszyła ramionami. - Co mi się w ogóle stało? Pamiętam tłuczka, krew i ból...
- Tsa, pierdolnął w ciebie z całej siły. Akurat wtedy patrzyłem na twoją akcję... Pałkarze zorientowali się zbyt późno i nie zdążyli do ciebie dolecieć. Dostałaś prosto w głowę. Zachwiałaś się na miotle i zaczęłaś lecieć w dół. Belferka od zaklęć coś tam wymamrotała i cudem masz cały kręgosłup, ale i tak gruchnęłaś ręką o glebę. Na głowie masz guza wielkości smoczego jaja i wielkie rozcięcie na skroni. Cała byłaś umazana krwią. Historyczka prawie zemdlała. Od razu do ciebie zleciałem i Hattori strzeliła mi bramkę...
- Ty idioto!
- Co?!
- Było mnie zostawić i bronić! - westchnęła. - Wygraliśmy?
- Craxi zażądał unieważnienia meczu z powodu strategicznego i moralnego osłabienia drużyny Ombrelune...
- Więc moje piękne akcje poszły na marne? - spytała z rozczarowaniem.
- Chyba tak... Ale przyznaję, byłaś niezła.
Nastała chwila milczenia.
- Powiedziałam dzisiaj Davidowi coś niezbyt miłego o tobie i teraz żałuję...
- Tak, mówił mi to.
- A gdzie on teraz jest?
- Naprawia ci miotłę...
- Moją Błyskawicę?! Co się z nią stało?!
- W dwóch kawałkach... Ale to się da naprawić - dodałem szybko, widząc jej smutną minę.
- Adam...
- Ta?
- Popraw mi podusię - jęknęła.
Pospiesznie podniosłem tyłek i delikatnie uniósłszy głowę Ell, napuszyłem jej poduszkę, która samoistnie zjechała w dół w wyniku opierania. Nadal nachylając się nad dziewczyną, przeniosłem dłoń spod nieuporządkowanej burzy różowych włosów na policzek. Posłała mi niepewny uśmiech.
Nawet nie wiem, jak to się stało, ale kilka sekund później nasze wargi znalazły się niebezpiecznie blisko siebie i polecieliśmy w ślinę. Tak namiętnego pocałunku nie przeżyłem jeszcze z żadną laską. Elliezabeth całowała wspaniale. Przymknąłem oczy. Już zaczynało mi się podobać, kiedy poczułem uderzenie na lewym policzku. Odskoczyłem jak oparzony, instynktownie łapiąc się za bolące miejsce.
- Oszalałaś?!
- JA?! Co ty wyprawiasz?
- To ty mnie pocałowałaś!
- Chyba śnisz!
- No szczyt wszystkiego! Chociaż się przyznaj!
- Adam!... Ja muszę powiedzieć to Rosalie.
- Rosa... CO?!
- Muszę - powtórzyła z naciskiem. - Jesteście chyba parą, nie? Nie chcę, żebyś ją ranił.
- Nie ranię jej.
- Pocałowałeś mnie.
- Puknij się w łeb!
W ciszy mierzyliśmy się gniewnymi spojrzeniami. Patrzyła na mnie jak na gnoja, a przecież sama wepchnęła mi język do gardła! Z wyrazu jej twarzy odczytałem pogardę.
- Wyjdź - powiedziała, siląc się na spokój.
- Żebyś wiedziała, że wyjdę - syknąłem i ruszyłem w stronę drzwi.
- Nie życzę sobie, żeby cała szkoła dowiedziała się, że się ze mną przelizałeś! - zawołała za mną. Przystałem i odwróciłem się w jej kierunku.
- Dowie się tylko, że najpierw mnie pocałowałaś, a potem uderzyłaś i odwróciłaś kota ogonem - powiedziałem i wyszedłem, umykając przed lecącą ku mnie poduszką. Oczywiście nie miałem zamiaru nikomu tego mówić, ale musiałem jej się jakoś odgryźć.
Za chwilę stałem już przed dormitorium pierwszorocznych Luniaczek. Nadal byłem zły, a policzek ciągle piekł, ale wolałem powiedzieć Rej całą prawdę, zanim dowie się jej z innego źródła.
Podniosłem dłoń, by zapukać, jednak się zawahałem. Mówić? Po co komplikować... Nie mówić? Ell powie i jeszcze obróci wszystko na moją niekorzyść. Ale mogę się wyprzeć. Powiem, że uderzenie pomieszało jej w głowie, że musiało jej się coś przyśnić... Nie mówię. Żeby drugi raz dostać w mordę? Ale...
Nagle drzwi się otworzyły i stanąłem oko w oko z Avalon. Zmierzyła mnie wzrokiem, ale spytała życzliwie:
- Przyszedłeś do Ray?
- No... No.
- Wchodź - zaprosiła mnie gestem ręki, po czym sama wyszła z pokoju.
Rosalie leżała na łóżku i chyba się z czegoś uczyła. Usłyszawszy mój głos, odłożyła książkę na szafkę.
- Hej, Ryjku...
- Miałeś mnie tak nie nazywać - powiedziała ze sztuczną pretensją w głosie, po czym podeszła i zarzuciła mi ręce na szyję. Złapałem ją w biodrach, po czym bez wahania schyliłem się i obdarzyłem ją długim pocałunkiem.
- Chciałeś coś ode mnie, czy tylko tak przyszedłeś? - spytała, chwytając moją dłoń i prowadząc mnie na łóżko.
- Eee... - nerwowo podrapałem się po karku. Mówić? Nie mówić?
- Adam? Stało się coś?
- Nic - odpowiedziałem szybko.
- Przecież widzę!
- Yyy... - Mówić? Nie mówić? Ryzyk-fizyk. - Całowałem się z Ell - wyrzuciłem z siebie jednym tchem.
- Żartujesz? - spytała poważnie, gapiąc się na mnie okrągłymi oczyma. Pokręciłem głową.
Rosalie? Le Adam wreszcie się zachowuje tak, jak powinien ^^
Ombrelune: Od Avalon cd. Daniela
Był to piękny dzień. Weekend. Słoneczko świeciło na dworze ale oczywiście nie odbyło się bez tego...
-Gdzie mój błyszczyk! -Roxi wydarła się na całe dormitorium i podeszła do Laury- Ty go masz prawda?
-Nie -warknęła i zatrzepotała rzęsami -Ej a wiecie gdzie mój lakier do paznokci?
-A mój tusz do rzęs?
-Moja tunika?
-Moje buty?
Tak właśnie. Wszystkie w jednym momencie spoglądają na mnie. No bo oczywiście ja jestem tym złodziejem *sarkazm*. Roxi wyszła jako pierwsza z ogniem w oczach.
-Gdzie mój błyszczyk? -warknęła
-Z tego co pamiętam jest w łazience obok lakieru Laury. A co do twojego tuszu Gabi ostatnio bo miałaś w szacie. Twoja tunika Riven leży w szafie obok torby a twoje buty Kalipso leżą tuż obok łóżka Riven.
Dziewczyny łypały na mnie spod łba. Wzruszyłam ramionami.Jako ostatnia mogłam dzisiaj wejść do łazienki bo Roxi wymyśliła grafik i oczywiście ona jest na pierwszym miejscu bo jakże inaczej. Kolejka szybko jakoś minęła. Przebrałam się w szaty. I wyszłam z dormitorium Luniaków. Szłam przed siebie korytarzem gdy spotkałam Daniela.
-Hej -uśmiechnęłam się do niego
<Daniel?>
-Gdzie mój błyszczyk! -Roxi wydarła się na całe dormitorium i podeszła do Laury- Ty go masz prawda?
-Nie -warknęła i zatrzepotała rzęsami -Ej a wiecie gdzie mój lakier do paznokci?
-A mój tusz do rzęs?
-Moja tunika?
-Moje buty?
Tak właśnie. Wszystkie w jednym momencie spoglądają na mnie. No bo oczywiście ja jestem tym złodziejem *sarkazm*. Roxi wyszła jako pierwsza z ogniem w oczach.
-Gdzie mój błyszczyk? -warknęła
-Z tego co pamiętam jest w łazience obok lakieru Laury. A co do twojego tuszu Gabi ostatnio bo miałaś w szacie. Twoja tunika Riven leży w szafie obok torby a twoje buty Kalipso leżą tuż obok łóżka Riven.
Dziewczyny łypały na mnie spod łba. Wzruszyłam ramionami.Jako ostatnia mogłam dzisiaj wejść do łazienki bo Roxi wymyśliła grafik i oczywiście ona jest na pierwszym miejscu bo jakże inaczej. Kolejka szybko jakoś minęła. Przebrałam się w szaty. I wyszłam z dormitorium Luniaków. Szłam przed siebie korytarzem gdy spotkałam Daniela.
-Hej -uśmiechnęłam się do niego
<Daniel?>
sobota, 15 marca 2014
Papillonlisse:od Daniela CD Avalon
Stałem patrząc jej w oczy i nic nie rozumiejąc. Jeszcze wczoraj twierdziła, że jesteśmy przyjaciółmi. Spuściła oczy.
-Teraz to do ciebie dotarło?-spytałem powoli.
-Tak-szepnęła
-To ja ci coś pwiem-ty mi się podobałaś od samego początku, Amy.
-Serio?-uniosła wzrok. Ująłem jej dłoń i spojrzałem jej w oczy.
-Serio. Teraz idź, bo się spóźnisz, nie chcę żebyś miała kłopoty!-powiedziałem odpychając ją lekko od siebie w kierunku klasy, do której pobiegły syreny. Odwróciła się jeszcze raz i pobiegła do klasy. Dopiero, kiedy zniknęła mi z oczu odreagowałem wcześniejszy szok. Wyskoczyłem w górę:
-Jest!
Po czym jak gdyby nigdy nic, a jeśli coś to nie ja pustym korytarzem skierowałem się do klasy OPCM. Szczęśliwszego dnia w życiu nie miałem.
THE END :) Amy, jak ędziesz chciała,wnów krespondencję :D
-Teraz to do ciebie dotarło?-spytałem powoli.
-Tak-szepnęła
-To ja ci coś pwiem-ty mi się podobałaś od samego początku, Amy.
-Serio?-uniosła wzrok. Ująłem jej dłoń i spojrzałem jej w oczy.
-Serio. Teraz idź, bo się spóźnisz, nie chcę żebyś miała kłopoty!-powiedziałem odpychając ją lekko od siebie w kierunku klasy, do której pobiegły syreny. Odwróciła się jeszcze raz i pobiegła do klasy. Dopiero, kiedy zniknęła mi z oczu odreagowałem wcześniejszy szok. Wyskoczyłem w górę:
-Jest!
Po czym jak gdyby nigdy nic, a jeśli coś to nie ja pustym korytarzem skierowałem się do klasy OPCM. Szczęśliwszego dnia w życiu nie miałem.
THE END :) Amy, jak ędziesz chciała,wnów krespondencję :D
Ombrelune: Od Ell do Adama
Ufff. Weekend! Z ulgą wyłączyłam budzik nastawiony na wpół do piątej rano (nawet nie wiem dlaczego, przecież zawsze jest na szóstą...) jakaś akcja charytatywna? Nie. Wcześniejsze śniadanie? Skąd! Więc włączając godzinną drzemkę zakopałam się w ciepłą pierzynkę i znów usnęłam. Wpół do szóstej budzik znów zadzwonił a ja powoli zaczęłam się przebierać. I wtedy zobaczyłam komunikat, który ustawiłam "Mecz - trening". Stanęłam jak wryta. JAK TO DZIŚ?! Przecież to miało być w sobo.... Sprintem wzięłam szatę do Quiddicha, kurtkę i w jeansach oraz bluzce od piżamy pobiegłam na boisko. Moja drużyna już latała. A dziś był mecz z Bellefuille. Założyłam kurtę i szatę, żeby nie widzieli w jakim jestem stanie w później wzięłam miotłę i podleciałam nieśmiało do Davida.
- ELLIEZABETH HEAP! Mogę wiedzieć gdzie byłaś?! Ćwiczymy już od pół godziny a ty nawet nie jesteś rozgrzana.
- Już szybko się rozgrzeję - zapewniłam.
Kiedy robiłam rozgrzewkę z góry zleciał do mnie Adam. Oczywiście z tym swoim "uśmieszkiem".
- Wzorowa uczennica zaspała? Nie ładnie.
- A dajże mi spokój - powiedziałam ale nie potrafiłam się nie uśmiechnąć.
- A o meczu pamiętała?
- Pamiętała - powiedziałam - dlatego tak szybko się zerwała z łóżka.
- Przynajmniej ty jako jedyna będziesz wyspana - ziewnął przeciągle.
- Takie zalety przysypiania - powiedziałam robiąc skłony w przód. - Idź broń tych bramek bo nadeszła najlepsza ścigająca wszech czasów... Która jest najzajebistrza i wysportowana i piękna i fajna i ma dobre serducho - zachichotałam.
- Nie no ty znów zaczynasz...?
- Tak bo właśnie odkryłam moje powołanie życiowe wiesz?
Podniósł jedną brew a ja wyszczerzyłam zęby
- Mianowicie? - zapytał widząc, że chcę mu to bardzo zdradzić.
- Uprzykrzanie ci życia - powiedziałam i zabierając kafla z dużej odległości rzuciłam do bramki. - 1:0 dla Ell! - krzyknęłam do kolegi na dole.
- Już niedługo!
Trening był bardzo przyjemny. I długi. Tak baaaaaaaardzo długi.
na trybunach zauważyłam tą... Izabelle. Kolejną "dziewczynę Adasia" myślałam, że po sytuacji z Rose przestanie się uganiać za innymi. Gdzie tam dalej podrywa na miotłę! Zleciał do niej.
- Ellie!! - David przywołał mnie ręką.
- Czego? - wyszczerzyłam zęby w złośliwym uśmiechu.
- Poleć po niego.
- Może lepiej Rose? Będzie miała większy wpływ. - popatrzyłam krytycznym okiem jak Diabeł podnosi dziewczynę na ręce a ona wrzeszcząc i śmiejąc się wymachuje rękoma na wszystkie strony. - Ale debil.
- Zazdrosna?!
Popatrzyłam na Davida morderczym wzrokiem.
- Dobra dobra cofam - zaśmiał się.
Zleciałam na dół i zeskoczywszy z miotły podeszłam do Adama.
- Chodź kasanowo - powiedziałam.
- Zabronisz? - wyszczerzył się bezczelnie.
- Tak, zabronię. No dawaj Smoku cię woła.
- Jeszcze chwilę...
- ADAM!
- CO?!
Spiorunowałam go wzrokiem i pokazałam bramki.
- Smoku cię woła - wycedziłam - to nie jest mój jakiś chory wymysł. Mamy wygrać ten mecz. Poza tym z tego co pamiętam to masz dziewczynę.
- Masz dziewczynę?! - zapytała Izabelle.
Adam zignorował jej pytanie i patrzył na mnie wrogo.
- Wracaj do gry. Wszyscy czekają TYLKO I WYŁĄCZNIE NA CIEBIE!
- Właśnie zamierzałem się zbierać.
- Ohoo nie wątpię. Więc przestań zachowywać się jak idiota. Ooo sory ty nim jesteś i wyrywać wszystkie w promieniu tysiąca kilometrów ok?
- To ja może pójdę.... - powiedziała cicho Izz.
- Idź, idź nie chcesz widzieć jaki nasz kochany Adaś jest na prawdę - syknęłam.
- Co poradzę, że wszystkie na mnie lecą?! - kontynuował chłopak.
- Wszystkie?! Dość tego wracasz do gry.
- Masz jakiś problem? Ahaa od zawsze chciałaś ze mną być. Od pierwszego naszego spotkania!
Wiem, że tylko się ze mną drażnił ale tego było już stanowczo za wiele.
- KONIEC! JESTEŚ SAMOLUBNYM IDIOTĄ ale teraz idź i zrób to o co prosi cię KAPITAN naszej drużyny, którym nie jesteś tym razem ty i dobrze! - wrzasnęłam.
- A ty co? Zachowujesz się jak księżniczka, musimy wokół ciebie z Davidem latać bo nie dość, że jesteś obrażalska, to zbyt dumna, by przeprosić!
- Ja zbyt dumna? Kto przeprosił jako pierwszy na początku szkoły? Serio można tolerować to, że podrywasz ale nie możesz zaniedbywać przez to swoich obowiązków!
- Jesteś.... Jesteś..
- ... Zwykłą kurwą tak? Gdzieś to już słyszałam - warknęłam.
Obróciłam sie na pięcie i podleciałam do Davida.
- Idź po niego - powiedziałam wściekłym tonem. - Mnie nigdy nie słucha. I nie posłucha. Od dzisiaj mam tylko jednego przyjaciela nie dwóch.
- Oj Ell przesadzasz ostatnio też tak mówiłaś pamiętasz? A później wszystko było ok.
- Po prostu po niego idź - pisnęłam - ja już nie mam siły.
Podczas treningu swoją złość wyładowywałam na kaflu. Adam też przez co ja rzucałam z całej siły a on odbijał z całej siły prze co rozwalił nos pałkarzowi.
- Brawo! Najlepszy pałkarz idzie do skrzydła szpitalnego! dzięki tobie!
- A ty lepsza? Rzucasz gorzej niż można się tego spodziewać! - odgryzł się.
Zacisnęłam ręce w pięści ale nic nie odpowiedziałam. Trzeba skupić się na treningu.
~MECZ~
Wzlecieliśmy na miotłach i utworzyliśmy w powietrzu literę "O" jak Ombrelune. To samo tylko z literą "B" zrobili Bellefuille.
- Tylko się postaraj - syknął Adam.
Zajęłam swoją pozycję z dumną miną. Ohoo postaram się i to jak.
Po krótkiej chwili wygrywaliśmy 30:0. Właśnie strzeliłam kolejnego gola kiedy zauważyłam dwóch pałkarzy mknących w moją stronę. I od tego momentu wszystko działo się wręcz za szybko. Odwróciłam głowę i zobaczyłam czarną piłeczkę mknącą ku mnie z zawrotną prędkością. Nawet nie zdążyłam zrobić uniku, bo trwało to zaledwie ułamek sekundy. Po chwili nie czułam już pod sobą miotły a cały świat wirował. Ktoś chyba rzucił czar dzięki któremu mój upadek został złagodzony. Niestety nic już nie zobaczyłam bo szkarłatny płyn, (pewnie krew) zalał mi oczy a głowa bolała niemiłosiernie. Zemdlałam.
Chwilę później (a tak mi się przynajmniej wydawało) obudziłam się w jakimś białym pomieszczeniu. Jedną rękę miałam w gipsie, a głowę z tego co czułam owiniętą bandażami. Usłyszałam kroki i od razu padłam na poduszki. Przymkniętymi na maksa oczami zauważyłam męskie buty wchodzące do pokoju. Niestety właściciela nie zidentyfikowałam ale był to zapewne David. Adam pewnie właśnie świętuje to, że nie będzie mnie przez jakiś czas w szkole.
Zamknęłam oczy całkowicie. Może zacznie gadać sam do siebie coś typu "Przepraszam Ellie" Albo "Mogłem być dla ciebie lepszy i milszy" a ja wyskoczę z czymś typu "Ależ nie musisz przepraszać!".
- Elliezabeth... - zaczął. Ugh... Adam - Nie udawaj, uśmiechasz sie to widać.
Otworzyłam powoli jedno oko a później drugie.
- Cześć Adaś... - powiedziałam. - Skoro już mnie zdemaskowałeś to masz ochotę mi przynieść szklankę czegoś do picia?
Adasiu?? :3
- ELLIEZABETH HEAP! Mogę wiedzieć gdzie byłaś?! Ćwiczymy już od pół godziny a ty nawet nie jesteś rozgrzana.
- Już szybko się rozgrzeję - zapewniłam.
Kiedy robiłam rozgrzewkę z góry zleciał do mnie Adam. Oczywiście z tym swoim "uśmieszkiem".
- Wzorowa uczennica zaspała? Nie ładnie.
- A dajże mi spokój - powiedziałam ale nie potrafiłam się nie uśmiechnąć.
- A o meczu pamiętała?
- Pamiętała - powiedziałam - dlatego tak szybko się zerwała z łóżka.
- Przynajmniej ty jako jedyna będziesz wyspana - ziewnął przeciągle.
- Takie zalety przysypiania - powiedziałam robiąc skłony w przód. - Idź broń tych bramek bo nadeszła najlepsza ścigająca wszech czasów... Która jest najzajebistrza i wysportowana i piękna i fajna i ma dobre serducho - zachichotałam.
- Nie no ty znów zaczynasz...?
- Tak bo właśnie odkryłam moje powołanie życiowe wiesz?
Podniósł jedną brew a ja wyszczerzyłam zęby
- Mianowicie? - zapytał widząc, że chcę mu to bardzo zdradzić.
- Uprzykrzanie ci życia - powiedziałam i zabierając kafla z dużej odległości rzuciłam do bramki. - 1:0 dla Ell! - krzyknęłam do kolegi na dole.
- Już niedługo!
Trening był bardzo przyjemny. I długi. Tak baaaaaaaardzo długi.
na trybunach zauważyłam tą... Izabelle. Kolejną "dziewczynę Adasia" myślałam, że po sytuacji z Rose przestanie się uganiać za innymi. Gdzie tam dalej podrywa na miotłę! Zleciał do niej.
- Ellie!! - David przywołał mnie ręką.
- Czego? - wyszczerzyłam zęby w złośliwym uśmiechu.
- Poleć po niego.
- Może lepiej Rose? Będzie miała większy wpływ. - popatrzyłam krytycznym okiem jak Diabeł podnosi dziewczynę na ręce a ona wrzeszcząc i śmiejąc się wymachuje rękoma na wszystkie strony. - Ale debil.
- Zazdrosna?!
Popatrzyłam na Davida morderczym wzrokiem.
- Dobra dobra cofam - zaśmiał się.
Zleciałam na dół i zeskoczywszy z miotły podeszłam do Adama.
- Chodź kasanowo - powiedziałam.
- Zabronisz? - wyszczerzył się bezczelnie.
- Tak, zabronię. No dawaj Smoku cię woła.
- Jeszcze chwilę...
- ADAM!
- CO?!
Spiorunowałam go wzrokiem i pokazałam bramki.
- Smoku cię woła - wycedziłam - to nie jest mój jakiś chory wymysł. Mamy wygrać ten mecz. Poza tym z tego co pamiętam to masz dziewczynę.
- Masz dziewczynę?! - zapytała Izabelle.
Adam zignorował jej pytanie i patrzył na mnie wrogo.
- Wracaj do gry. Wszyscy czekają TYLKO I WYŁĄCZNIE NA CIEBIE!
- Właśnie zamierzałem się zbierać.
- Ohoo nie wątpię. Więc przestań zachowywać się jak idiota. Ooo sory ty nim jesteś i wyrywać wszystkie w promieniu tysiąca kilometrów ok?
- To ja może pójdę.... - powiedziała cicho Izz.
- Idź, idź nie chcesz widzieć jaki nasz kochany Adaś jest na prawdę - syknęłam.
- Co poradzę, że wszystkie na mnie lecą?! - kontynuował chłopak.
- Wszystkie?! Dość tego wracasz do gry.
- Masz jakiś problem? Ahaa od zawsze chciałaś ze mną być. Od pierwszego naszego spotkania!
Wiem, że tylko się ze mną drażnił ale tego było już stanowczo za wiele.
- KONIEC! JESTEŚ SAMOLUBNYM IDIOTĄ ale teraz idź i zrób to o co prosi cię KAPITAN naszej drużyny, którym nie jesteś tym razem ty i dobrze! - wrzasnęłam.
- A ty co? Zachowujesz się jak księżniczka, musimy wokół ciebie z Davidem latać bo nie dość, że jesteś obrażalska, to zbyt dumna, by przeprosić!
- Ja zbyt dumna? Kto przeprosił jako pierwszy na początku szkoły? Serio można tolerować to, że podrywasz ale nie możesz zaniedbywać przez to swoich obowiązków!
- Jesteś.... Jesteś..
- ... Zwykłą kurwą tak? Gdzieś to już słyszałam - warknęłam.
Obróciłam sie na pięcie i podleciałam do Davida.
- Idź po niego - powiedziałam wściekłym tonem. - Mnie nigdy nie słucha. I nie posłucha. Od dzisiaj mam tylko jednego przyjaciela nie dwóch.
- Oj Ell przesadzasz ostatnio też tak mówiłaś pamiętasz? A później wszystko było ok.
- Po prostu po niego idź - pisnęłam - ja już nie mam siły.
Podczas treningu swoją złość wyładowywałam na kaflu. Adam też przez co ja rzucałam z całej siły a on odbijał z całej siły prze co rozwalił nos pałkarzowi.
- Brawo! Najlepszy pałkarz idzie do skrzydła szpitalnego! dzięki tobie!
- A ty lepsza? Rzucasz gorzej niż można się tego spodziewać! - odgryzł się.
Zacisnęłam ręce w pięści ale nic nie odpowiedziałam. Trzeba skupić się na treningu.
~MECZ~
Wzlecieliśmy na miotłach i utworzyliśmy w powietrzu literę "O" jak Ombrelune. To samo tylko z literą "B" zrobili Bellefuille.
- Tylko się postaraj - syknął Adam.
Zajęłam swoją pozycję z dumną miną. Ohoo postaram się i to jak.
Po krótkiej chwili wygrywaliśmy 30:0. Właśnie strzeliłam kolejnego gola kiedy zauważyłam dwóch pałkarzy mknących w moją stronę. I od tego momentu wszystko działo się wręcz za szybko. Odwróciłam głowę i zobaczyłam czarną piłeczkę mknącą ku mnie z zawrotną prędkością. Nawet nie zdążyłam zrobić uniku, bo trwało to zaledwie ułamek sekundy. Po chwili nie czułam już pod sobą miotły a cały świat wirował. Ktoś chyba rzucił czar dzięki któremu mój upadek został złagodzony. Niestety nic już nie zobaczyłam bo szkarłatny płyn, (pewnie krew) zalał mi oczy a głowa bolała niemiłosiernie. Zemdlałam.
Chwilę później (a tak mi się przynajmniej wydawało) obudziłam się w jakimś białym pomieszczeniu. Jedną rękę miałam w gipsie, a głowę z tego co czułam owiniętą bandażami. Usłyszałam kroki i od razu padłam na poduszki. Przymkniętymi na maksa oczami zauważyłam męskie buty wchodzące do pokoju. Niestety właściciela nie zidentyfikowałam ale był to zapewne David. Adam pewnie właśnie świętuje to, że nie będzie mnie przez jakiś czas w szkole.
Zamknęłam oczy całkowicie. Może zacznie gadać sam do siebie coś typu "Przepraszam Ellie" Albo "Mogłem być dla ciebie lepszy i milszy" a ja wyskoczę z czymś typu "Ależ nie musisz przepraszać!".
- Elliezabeth... - zaczął. Ugh... Adam - Nie udawaj, uśmiechasz sie to widać.
Otworzyłam powoli jedno oko a później drugie.
- Cześć Adaś... - powiedziałam. - Skoro już mnie zdemaskowałeś to masz ochotę mi przynieść szklankę czegoś do picia?
Adasiu?? :3
piątek, 14 marca 2014
Ombrelune: Od Avalon cd. Daniela
-Naprawdę? - nie byłam zbytnio zdziwiona wczoraj zniknęłam mu.
Chłopak przytaknął. Spojrzałam na dziewczyny które pożerały go wzrokiem. Wzniosłam oczy ku niebu ale mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Przykro mi dziewczęta ale on jest mój -powiedziałam z uśmiechem pokazując ząbki.
Roxi ,tak ta dziewczyna która przed chwilą go podrywała westchnęła cicho. Niektóre dziewczęta poruszały ustami jak by mówiąc "Napisz do mnie". Zaśmiałam się pod nosem. Blondi ruszyła z całą hałastrą w stronę klasy do "historii magi". Spojrzałam na chłopaka.
-A dziękuję gdzie jest? -zaśmiałam się -Gdy nie ja pożarły by cie żywcem.
-Coś jakoś ci nie wierzę -powiedział
-One są jak syreny. Piękne na zewnątrz. Ale gdy zbliżysz się za blisko. Jest z ciebie martwy trup -wzruszyłam ramionami
-Ty też jesteś taką syreną? -spytał z uśmiechem
-Tak. Wyjątkiem. Syreną która jako jedyna pokochała naprawdę -powiedziałam i odwróciłam wzrok.
Zaczęłam iść przed siebie. Tak naprawdę coś do niego czułam. Nie tylko przyjaźń to było coś więcej. To samo co on czół do mnie. Chłopak dogonił mnie w mgnieniu oka. Spojrzałam na niego kątem oka. Przyśpieszyłam i za zakrętem zmieniłam kolor włosów na błękitny. Może jednak już przestał czuć to co ja dopiero zrozumiałam. Nie podnosiłam wzroku. Miałam teraz mieś Historie Magi. Chyba najbardziej nudną lekcje. Chciałam zaszyć się gdzieś i wtedy chłopak znów mnie znalazł.
-Av -dotknął mojego ramienia a ja spojrzałam prosto w jego błękine piękne oczy. -Czy ty...
-Tak. Wreszcie to zrozumiałam. Nie jesteś dla mnie tylko zwykłym przyjacielem.Podobasz mi się -powiedziałam
<Daniel?>
środa, 12 marca 2014
Ombrelune: Od Adama cd.Izz
- Luz - uśmiechnąłem się do dziewczyny. - Idziesz to odnieść? - wskazałem na trzymany w ręku łuk
- Nie, chyba nie...
- Ja jeszcze muszę po miotłę skoczyć...
- To idę - oznajmiła szybko.
Skierowaliśmy się w stronę szkolnego gmachu, rozmawiając... w sumie - o niczym. Rozmawiając o niczym. Kiedy weszliśmy na parter, rozdzieliliśmy się. Ja zszedłem do lochów, natomiast ona poszła do góry, do domu Héroiqueours. Szybko znalazłem się w moim dormitorium. Chwyciłem pod pachę Błyskawicę. Tak dawno na niej nie latałem...
- O, nie za zimno na trening? - wychodząc, wpadłem prosto na Ell.
- Nie idę trenować...
- Oj, ty biedaku! Znów musisz podrywać dziewczynę na miotłę, bo inaczej na ciebie nie spojrzy? - spytała współczująco. - Która to już?... Lilianne, Avalon...
- Milcz - spojrzałem na nią spode łba, co tylko sprawiło jej satysfakcję.
- No mów żesz z kim idziesz? Rosalie?
- Z nikim - burknąłem.
- W takim razie mogę się przyłączyć?
- Nie! - prawie krzyknąłem. Wyraźnie miała ubaw z wkurwiania mnie.
- Nie martw się, nie miałam nawet zamiaru stawać na drodze do waszego szczęścia. Idę do Davida.
- Nie ma go.
- A gdzie jest?
Wzruszyłem ramionami. Nie było go. Znowu. Jak na mój gust on coś kombinuje...
- To muszę znaleźć coś innego do roboty - westchnęła Ellie.
Weszliśmy razem na parter, gdzie czekała już Izabelle. Spostrzegłszy Ell, zmierzyła ją wzrokiem. Przyjaciółka oczywiście nie przejęła się tym. Skrzyżowała ręce na piersi i czekała na rozwój wypadków. No, standardowe pytanie za trzy... dwa...
- Masz dziewczynę?! - ... jeden.
- Nie! - zaprzeczyłem stanowczo, chórem z Ell.
- Ellie to przyjaciółka.
- Adam to kumpel z drużyny...
- Ehe - mruknęła Izz. - Izabelle Lesteh. Héroiqueours.
- Elliezabeth Heap. Ombrelune. Nie chcę wam przeszkadzać - zwróciła się do mnie. - Idę poszukać Smoka. Pa.
- Pa, Jeleniu - wytknąłem jej język i ruszyliśmy z Izabelle na zewnątrz.
- Macie tu smoka?
- Nie - zaśmiałem się. - Smoku to mój kumpel.
- Smok, Jeleń... A ty? - spytała z rozbawieniem.
- Diabeł.
- Czemu?
- Bo mam kota Lucyfera.
- A czemu Smok?
- Bo lubi smoki.
- A Jeleń?
- A musisz wszystko wiedzieć? - spytałem przekornie.
- Muszę!
- Dostała na uro bluzę z jeleniem.
- Ok.
Zorientowałem się, że jesteśmy już na błoniach. Zatrzymałem się. Spojrzała na mnie pytająco.
- No, latamy, nie?
Izabelle?
- Nie, chyba nie...
- Ja jeszcze muszę po miotłę skoczyć...
- To idę - oznajmiła szybko.
Skierowaliśmy się w stronę szkolnego gmachu, rozmawiając... w sumie - o niczym. Rozmawiając o niczym. Kiedy weszliśmy na parter, rozdzieliliśmy się. Ja zszedłem do lochów, natomiast ona poszła do góry, do domu Héroiqueours. Szybko znalazłem się w moim dormitorium. Chwyciłem pod pachę Błyskawicę. Tak dawno na niej nie latałem...
- O, nie za zimno na trening? - wychodząc, wpadłem prosto na Ell.
- Nie idę trenować...
- Oj, ty biedaku! Znów musisz podrywać dziewczynę na miotłę, bo inaczej na ciebie nie spojrzy? - spytała współczująco. - Która to już?... Lilianne, Avalon...
- Milcz - spojrzałem na nią spode łba, co tylko sprawiło jej satysfakcję.
- No mów żesz z kim idziesz? Rosalie?
- Z nikim - burknąłem.
- W takim razie mogę się przyłączyć?
- Nie! - prawie krzyknąłem. Wyraźnie miała ubaw z wkurwiania mnie.
- Nie martw się, nie miałam nawet zamiaru stawać na drodze do waszego szczęścia. Idę do Davida.
- Nie ma go.
- A gdzie jest?
Wzruszyłem ramionami. Nie było go. Znowu. Jak na mój gust on coś kombinuje...
- To muszę znaleźć coś innego do roboty - westchnęła Ellie.
Weszliśmy razem na parter, gdzie czekała już Izabelle. Spostrzegłszy Ell, zmierzyła ją wzrokiem. Przyjaciółka oczywiście nie przejęła się tym. Skrzyżowała ręce na piersi i czekała na rozwój wypadków. No, standardowe pytanie za trzy... dwa...
- Masz dziewczynę?! - ... jeden.
- Nie! - zaprzeczyłem stanowczo, chórem z Ell.
- Ellie to przyjaciółka.
- Adam to kumpel z drużyny...
- Ehe - mruknęła Izz. - Izabelle Lesteh. Héroiqueours.
- Elliezabeth Heap. Ombrelune. Nie chcę wam przeszkadzać - zwróciła się do mnie. - Idę poszukać Smoka. Pa.
- Pa, Jeleniu - wytknąłem jej język i ruszyliśmy z Izabelle na zewnątrz.
- Macie tu smoka?
- Nie - zaśmiałem się. - Smoku to mój kumpel.
- Smok, Jeleń... A ty? - spytała z rozbawieniem.
- Diabeł.
- Czemu?
- Bo mam kota Lucyfera.
- A czemu Smok?
- Bo lubi smoki.
- A Jeleń?
- A musisz wszystko wiedzieć? - spytałem przekornie.
- Muszę!
- Dostała na uro bluzę z jeleniem.
- Ok.
Zorientowałem się, że jesteśmy już na błoniach. Zatrzymałem się. Spojrzała na mnie pytająco.
- No, latamy, nie?
Izabelle?
Ombrelune: Od Davida cd. Clarisse
- aha...
- A ty? Skąd znasz Hiszpański.?
- Ah... Mój ojciec i dziadek są Hiszpanami.. Ogólnie mój ród.. Martines'owie
to ród Hiszpański..
- Serio? - Zapytała zaskoczona a ja pokiwałem głową
- Tak. A ród mojej Matki jak i ona sama jest z Grecji ale moja babka i jej ród
jest z Włoch.
- Tak? A potrafisz mówić po grecku i włosku?
- Oczywiście! Czasem robię tak że mieszam te języki np. mówię pierwsze kilka
słów po hiszpańsku poźniej zmieniam na język grecki i dalej mówię a pod
koniec zdania, wypowiedzi mówię już po włosku... Gdybyś widziała mojego
ojca gdy mu tak nawijam i dodaje do tego oczywiście Francuzkiego oraz
Niemiecki i Ruski... a on nie zna ani włoskiego ani Greckiego... i się gubi..
Ma wtedy śmieszną minę... - Zaśmiałem się
- A skąd Niemiecki i Ruski? - Zapytała
- Mój ojciec wychowywał się w Niemczech przez pierwsze 10 lat.. bo rok gdy
się urodził to spędził w Hiszpani oczywiście...
- A Ruski?
- Ah.. przyjaźnił się z takim ruskiem który jest w jego wieku i na uczył go
a ja od niego się nauczyłem... Chodź nie... Ruskiego nauczył mnie właśnie
przyjaciel mojego ojca a mój chrzestny...
Clarr?
- A ty? Skąd znasz Hiszpański.?
- Ah... Mój ojciec i dziadek są Hiszpanami.. Ogólnie mój ród.. Martines'owie
to ród Hiszpański..
- Serio? - Zapytała zaskoczona a ja pokiwałem głową
- Tak. A ród mojej Matki jak i ona sama jest z Grecji ale moja babka i jej ród
jest z Włoch.
- Tak? A potrafisz mówić po grecku i włosku?
- Oczywiście! Czasem robię tak że mieszam te języki np. mówię pierwsze kilka
słów po hiszpańsku poźniej zmieniam na język grecki i dalej mówię a pod
koniec zdania, wypowiedzi mówię już po włosku... Gdybyś widziała mojego
ojca gdy mu tak nawijam i dodaje do tego oczywiście Francuzkiego oraz
Niemiecki i Ruski... a on nie zna ani włoskiego ani Greckiego... i się gubi..
Ma wtedy śmieszną minę... - Zaśmiałem się
- A skąd Niemiecki i Ruski? - Zapytała
- Mój ojciec wychowywał się w Niemczech przez pierwsze 10 lat.. bo rok gdy
się urodził to spędził w Hiszpani oczywiście...
- A Ruski?
- Ah.. przyjaźnił się z takim ruskiem który jest w jego wieku i na uczył go
a ja od niego się nauczyłem... Chodź nie... Ruskiego nauczył mnie właśnie
przyjaciel mojego ojca a mój chrzestny...
Clarr?
Ombrelune: Od Clary cd. Davida
-Rhaid i mi fynd i'r siop Scrivenshafta ar ôl rhai pethau, ac yna gallwn fynd am cwrw neu rywbeth- powiedziałam , a mój towarzysz zrobił oczy jak dwie złote monety...
-Co....co ty właściwie ...
- Eh… Może kiedyś ci wytłumaczę, no to choć do Pubu , ok?- ruszyłam przed siebie. Pamiętam jeszcze, jak w domu używano tego języka, a już w szczególności matka jak jej coś upadło. Szłam szybkim krokiem żeby się nie rozglądać, żeby nie otwierać rany starych wspomnień. Mówią, że czas leczy rany, ale to nie oznacza, że znika przyczyna smutku. A u mnie rana jest codziennie świeższa. Czasami mam wrażenie że cały świat próbuje mi przywalić. oddał za mnie życie, poświęcił się żeby mnie ratować. To brzemię jest dla mnie jak trucizna, którą ktoś faszeruje mnie codziennie...
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- Spytał się David-Czy obchodzi Cię w ogóle, dokąd idziemy?-spytał. -Co byś zrobiła, gdybyśmy ze szli do piekła?
-Zawsze chciałam zobaczyć piekło.-odpowiedziałam mu spokojnie. -A Ty nie chciałeś? Facilis descensus Averno; Noctes atque dies patet atri ianua Ditis; Sed revocare gradum superasque evader ad auras, Hoc opus, hic labor est.
-Co?
-Łacina- Łatwe jest zejście do piekieł; Bramy jego są otwarte dniem i nocą; Lecz żeby zawrócić i wejść do nieba, to jest trudne, to jest wysiłek.-Wergiliusz "Eneida".
-Czy ty całe dni spędzasz w bibliotece?
-Zazwyczaj. Rzadko stamtąd wychodzę jeśli o to pytasz.
- Nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak ekscytował się książkami. Można by pomyśleć, że to diamenty.
- Przecież są diamentami, nie uważasz? -'Przez książki czułam, że nie jestem zupełnie samotna. Mogły być ze mną szczere, ja z nimi też.'-lecz to już zatrzymałam dla siebie. Nagle poczułam się smutna, a on to chyba zauważył, czasami niektórych emocji nie jestem w stanie ukryć.
-Jesteś smutna, czemu?
-Zwykle jestem bardzo pogodna. Sprawdź innego dnia, który nie kończy się na 'a' albo 'k'.-powiedziałam Sobie pod nosem, wręcz entuzjastycznie, na ile mógł sobie pozwolić człowiek w rozterce..
- słyszałem-powiedział z uśmiechem patrząc przed siebie. A ja tylko w odpowiedzi przeklinałam po walijsku. Postanowiłam zmienić temat.
- Skąd znasz hiszpański?
- A ty w jakim języku mówisz?
-Nie cierpię kiedy ktoś odpowiada pytaniem na pytanie - co by teraz powiedział Percy-'nie, uważasz to za czarujące'. On i jego pozytywne nastawienie do mojej osoby i świata. Dla niego zawsze szklanka była do połowy pełna, nawet po śmierci rodziców był zawsze radosny. Ja nie potrafiłam taka być... Nie wiedziałam dlaczego...
-Pierwsza zadałam ci pytanie, więc bądź łaskaw na nie odpowiedzieć- siliłam się na spokojny ton głosu. choć tak w głębi duszy krzyczałam i płakałam jak dziecko, któremu odebrano zabawkę.- chociaż jak nie chcesz to nie musisz. Ten język o który pytasz to Walijski.
- Skąd ty znasz Walijski? - Był zdziwiony, że można znać taki dziwny język.
-Moja babcia jest Walijką i moja matka też nią jest, choć też ma francuskie korzenie...
David? wyjawisz mi skąd znasz to słowo czy nie?
-Co....co ty właściwie ...
- Eh… Może kiedyś ci wytłumaczę, no to choć do Pubu , ok?- ruszyłam przed siebie. Pamiętam jeszcze, jak w domu używano tego języka, a już w szczególności matka jak jej coś upadło. Szłam szybkim krokiem żeby się nie rozglądać, żeby nie otwierać rany starych wspomnień. Mówią, że czas leczy rany, ale to nie oznacza, że znika przyczyna smutku. A u mnie rana jest codziennie świeższa. Czasami mam wrażenie że cały świat próbuje mi przywalić. oddał za mnie życie, poświęcił się żeby mnie ratować. To brzemię jest dla mnie jak trucizna, którą ktoś faszeruje mnie codziennie...
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- Spytał się David-Czy obchodzi Cię w ogóle, dokąd idziemy?-spytał. -Co byś zrobiła, gdybyśmy ze szli do piekła?
-Zawsze chciałam zobaczyć piekło.-odpowiedziałam mu spokojnie. -A Ty nie chciałeś? Facilis descensus Averno; Noctes atque dies patet atri ianua Ditis; Sed revocare gradum superasque evader ad auras, Hoc opus, hic labor est.
-Co?
-Łacina- Łatwe jest zejście do piekieł; Bramy jego są otwarte dniem i nocą; Lecz żeby zawrócić i wejść do nieba, to jest trudne, to jest wysiłek.-Wergiliusz "Eneida".
-Czy ty całe dni spędzasz w bibliotece?
-Zazwyczaj. Rzadko stamtąd wychodzę jeśli o to pytasz.
- Nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak ekscytował się książkami. Można by pomyśleć, że to diamenty.
- Przecież są diamentami, nie uważasz? -'Przez książki czułam, że nie jestem zupełnie samotna. Mogły być ze mną szczere, ja z nimi też.'-lecz to już zatrzymałam dla siebie. Nagle poczułam się smutna, a on to chyba zauważył, czasami niektórych emocji nie jestem w stanie ukryć.
-Jesteś smutna, czemu?
-Zwykle jestem bardzo pogodna. Sprawdź innego dnia, który nie kończy się na 'a' albo 'k'.-powiedziałam Sobie pod nosem, wręcz entuzjastycznie, na ile mógł sobie pozwolić człowiek w rozterce..
- słyszałem-powiedział z uśmiechem patrząc przed siebie. A ja tylko w odpowiedzi przeklinałam po walijsku. Postanowiłam zmienić temat.
- Skąd znasz hiszpański?
- A ty w jakim języku mówisz?
-Nie cierpię kiedy ktoś odpowiada pytaniem na pytanie - co by teraz powiedział Percy-'nie, uważasz to za czarujące'. On i jego pozytywne nastawienie do mojej osoby i świata. Dla niego zawsze szklanka była do połowy pełna, nawet po śmierci rodziców był zawsze radosny. Ja nie potrafiłam taka być... Nie wiedziałam dlaczego...
-Pierwsza zadałam ci pytanie, więc bądź łaskaw na nie odpowiedzieć- siliłam się na spokojny ton głosu. choć tak w głębi duszy krzyczałam i płakałam jak dziecko, któremu odebrano zabawkę.- chociaż jak nie chcesz to nie musisz. Ten język o który pytasz to Walijski.
- Skąd ty znasz Walijski? - Był zdziwiony, że można znać taki dziwny język.
-Moja babcia jest Walijką i moja matka też nią jest, choć też ma francuskie korzenie...
David? wyjawisz mi skąd znasz to słowo czy nie?
Papillonlisse: Od Daniela cd. Avalon
Otworzyłem oczy, jednak dziewczyny już przede mną nie było. Rozejrzałem się. Kilka razy zawołałem ją po imieniu. Nie odpowiedziała. Z trudem odnalazłem drzwi i wróciłem do dormitorium prawie nie zauważając kiedy leżałem w łóżku gapiąc się w sufit. Było po lekcjach, miałem czas na rozmyślanie. Czy ja się jej podobałem? A może to było tak na odczep się? A może z zupełnie innego powodu?
-Kobiety...-mruknąłem pod nosem. Nagle do chłopięcego wbiegła Nata-miła, w sumie fajna dziewczyna.
-Daniel, czy chcesz być moim chłopakiem?-zapytała jadnym tchem. Wyprostowałrm się patrząc na nią. Dyszała ciężko patrząc mi w oczy.
-Nie żarujesz?-upweniłem się. Pokręciła głową.
-Wiesz...Nata naprawdę fajna jesteś, ale...mi się podoba kto inny. Nie pogniewasz się, nie? Fajna jesteś, serio, ale nie w moim typie.
-Nie no spoko-w jej kasztanowych oczętach pojawiły się łzy po czym wybiegła. Z pokoju wspólnego słyszałem jej łkanie i podniecone głosy jej przyjhaciółek.
-Kobiety-jęknąłem ponownie opadając na poduszkę. No ludzie.
***********
Następnego dnia na korytarzu szukałem grupy rozchichotanych Luniaczek. W końcu znalazłem. Podszedłem do nich.
-Hej, jest Avalon?-spytałem. Zachichotały. Jedna z nich, wyjątkowa tapetka podeszła bliżej.
-Nie, nie ma jej. Ale za to jestem ja.-zatrzepotała rzęsami.
-Daniel?-usłyszałem za sobą. Stała tam Amy. Uśmiechnąłem się szeroko na widok znajomej twarzy.
-Amy! Szukałem cię.
Avalon?
-Kobiety...-mruknąłem pod nosem. Nagle do chłopięcego wbiegła Nata-miła, w sumie fajna dziewczyna.
-Daniel, czy chcesz być moim chłopakiem?-zapytała jadnym tchem. Wyprostowałrm się patrząc na nią. Dyszała ciężko patrząc mi w oczy.
-Nie żarujesz?-upweniłem się. Pokręciła głową.
-Wiesz...Nata naprawdę fajna jesteś, ale...mi się podoba kto inny. Nie pogniewasz się, nie? Fajna jesteś, serio, ale nie w moim typie.
-Nie no spoko-w jej kasztanowych oczętach pojawiły się łzy po czym wybiegła. Z pokoju wspólnego słyszałem jej łkanie i podniecone głosy jej przyjhaciółek.
-Kobiety-jęknąłem ponownie opadając na poduszkę. No ludzie.
***********
Następnego dnia na korytarzu szukałem grupy rozchichotanych Luniaczek. W końcu znalazłem. Podszedłem do nich.
-Hej, jest Avalon?-spytałem. Zachichotały. Jedna z nich, wyjątkowa tapetka podeszła bliżej.
-Nie, nie ma jej. Ale za to jestem ja.-zatrzepotała rzęsami.
-Daniel?-usłyszałem za sobą. Stała tam Amy. Uśmiechnąłem się szeroko na widok znajomej twarzy.
-Amy! Szukałem cię.
Avalon?
poniedziałek, 10 marca 2014
Papillonlisse: Od Jane –c.d. Petty’ego
-Jasne –powiedziałam z uśmiechem –Tylko tym razem spróbuj mnie nie podeptać.
Chłopak zaśmiał się i podał mi dłoń. Muzyka zmieniła się na skoczną. Tym razem naprawdę bałam się o własne stopy, ale co mi tam. Chwyciłam dłoń a chłopak wyciągnął mnie na prawie środek parkietu. Uśmiechnęłam się, czyli nie interesowało go, że na środku będą się wszyscy gapić na niego i na jego taniec. Zaczął mnie obracać i o dziwo mnie nie podeptał. Zaczęłam się śmiać parę rudych kosmyków spadło mi na twarz. Po piosence szybkiej nastała wolna. Przytuliłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu.Chłopak uśmiechnął się, ale po chwili uśmiech ustąpiło coś innego troska, zmartwienie. Nie zwracałam zbytnio na to uwagi.
-A jeszcze rok temu się nawet nie znaliśmy a czuję jak bym cię znała od zawsze-powiedziałam czule
Spojrzałam mu w oczy, w których odbijała się kula disco. Nie miałam pojęcia skąd ją wytrząsnęli, ale nieźle wyglądała. Pocałowałam go czule. Nie wiem, czemu ale parę łez poleciało mi po policzkach. Ach te wzruszenia z niewiadomo, jakiego powodu. Tak to właśnie jestem ja. Chłopak spojrzał na mnie. Na szczęście użyłam wodoodpornego tuszu, więc nie mogłam źle wyglądać… Chyba.
-Czemu płaczesz? –spytał.
-Po części ze szczęścia a po drugiej części nie mam pojęcia –powiedziałam z uśmiechem, po czym dodałam-Kocham cię Petty
-A ja ciebie –powiedział chłopak
-Jesteś dla mnie całym światem i nie chciałabym cię stracić –powiedziałam cicho opuszczając wzrok
Chłopak lekko się zdziwił moimi słowami. Pewni nigdy nie ogarnie dziewczyna, ale to są przecież chłopcy.
-A, dlaczego miałabyś mnie stracić? –spytał
-Na przykład, dlatego że masz ten futerkowy problem-powiedziałam –Boję się, że ty się będziesz o mnie bał i odejdziesz…
Pociągnęłam nosem. Ale po chwili ogarnęłam się. Muzyka nadal grała przymulone utworki, co wcale a wcale mi nie pomagało. Wreszcie zaczęli grać coś szybszego. Pomału ustąpiło ze mnie to coś, ten dołek i zaczęłam po części żałować tego, co powiedziałam. W jednej chwili chłopak musiał iść.
-Odprowadzę cię –powiedziałam szybko
Chłopak uśmiechnął się, ale potrząsnął głową. Zasmuciłam się lekko.
Peety? Możesz ba musisz wrócić do tego jednorożca xp
Chłopak zaśmiał się i podał mi dłoń. Muzyka zmieniła się na skoczną. Tym razem naprawdę bałam się o własne stopy, ale co mi tam. Chwyciłam dłoń a chłopak wyciągnął mnie na prawie środek parkietu. Uśmiechnęłam się, czyli nie interesowało go, że na środku będą się wszyscy gapić na niego i na jego taniec. Zaczął mnie obracać i o dziwo mnie nie podeptał. Zaczęłam się śmiać parę rudych kosmyków spadło mi na twarz. Po piosence szybkiej nastała wolna. Przytuliłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu.Chłopak uśmiechnął się, ale po chwili uśmiech ustąpiło coś innego troska, zmartwienie. Nie zwracałam zbytnio na to uwagi.
-A jeszcze rok temu się nawet nie znaliśmy a czuję jak bym cię znała od zawsze-powiedziałam czule
Spojrzałam mu w oczy, w których odbijała się kula disco. Nie miałam pojęcia skąd ją wytrząsnęli, ale nieźle wyglądała. Pocałowałam go czule. Nie wiem, czemu ale parę łez poleciało mi po policzkach. Ach te wzruszenia z niewiadomo, jakiego powodu. Tak to właśnie jestem ja. Chłopak spojrzał na mnie. Na szczęście użyłam wodoodpornego tuszu, więc nie mogłam źle wyglądać… Chyba.
-Czemu płaczesz? –spytał.
-Po części ze szczęścia a po drugiej części nie mam pojęcia –powiedziałam z uśmiechem, po czym dodałam-Kocham cię Petty
-A ja ciebie –powiedział chłopak
-Jesteś dla mnie całym światem i nie chciałabym cię stracić –powiedziałam cicho opuszczając wzrok
Chłopak lekko się zdziwił moimi słowami. Pewni nigdy nie ogarnie dziewczyna, ale to są przecież chłopcy.
-A, dlaczego miałabyś mnie stracić? –spytał
-Na przykład, dlatego że masz ten futerkowy problem-powiedziałam –Boję się, że ty się będziesz o mnie bał i odejdziesz…
Pociągnęłam nosem. Ale po chwili ogarnęłam się. Muzyka nadal grała przymulone utworki, co wcale a wcale mi nie pomagało. Wreszcie zaczęli grać coś szybszego. Pomału ustąpiło ze mnie to coś, ten dołek i zaczęłam po części żałować tego, co powiedziałam. W jednej chwili chłopak musiał iść.
-Odprowadzę cię –powiedziałam szybko
Chłopak uśmiechnął się, ale potrząsnął głową. Zasmuciłam się lekko.
Peety? Możesz ba musisz wrócić do tego jednorożca xp
Ombrelune: Od Avalon cd. Daniela
Nauczyciel posłał nam mrożące krew w żyłach spojrzenia. Wbiłam wzrok w książkę i zaczęłam przygotowywać eliksir. Podczas gdy skupiałam się na zadaniu mogłam pomyśleć. Czy ja coś do niego czuję. W jednym momencie prawie, że pomyliłam składniki, gdy wreszcie to do mnie dotarło. Przygryzłam wargę i robiłam dalej eliksir. Gdy go skończyłam a nauczyciel skinął głową, że dobrze wzięłam jakiś pognieciony zwitek czystego pergaminu i napisałam „ Spotkajmy się po lekcjach w pokoju życzeń, muszę ci coś powiedzieć”. Posunęłam karteczkę w jego stronę. Ten przeczytał ją i podniósł brew. Zachichotałam, bo dość komicznie to wyglądało. Zmarszczył brwi a ja zrozumiałam, że muł potraktować tą karteczkę jak głupi żart. Przewróciłam oczami. Po lekcji były następne lekcje i tak aż do końca. Po ostatniej tak jak mówiłam czekałam przy pokoju życzeń. Nie było go. Zaklęłam pod nosem i zaczęłam burczeć dość obraźliwe słowa pod nosem. Jednak po chwili doszedł do mnie i spojrzał na mnie z podniesioną brwią. Podałam mu dłoń by ją chwycił. Pomyślałam o miejscu ze wszystkim. Drzwi pojawiły się przed nami. Otworzyłam je a w środku było pełno starych jak i nowych gratów, książek nawet dojrzałam rower. Zdziwienie chłopaka nie schodziło mu z twarzy. Zaczęłam go ciągnąć przez korytarze zawalone przez rzeczy.
-Zamknij oczy –powiedziałam – I nie podglądaj.
Chłopak zamknął oczu. Pomachałam ręką przed nimi. Nic. Przełknęłam ślinę teraz albo nigdy.
Podeszłam do niego i pocałowałam, po czym pomału się wycofałam i schowałam.
<Daniel?>
-Zamknij oczy –powiedziałam – I nie podglądaj.
Chłopak zamknął oczu. Pomachałam ręką przed nimi. Nic. Przełknęłam ślinę teraz albo nigdy.
Podeszłam do niego i pocałowałam, po czym pomału się wycofałam i schowałam.
<Daniel?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)