Zagubionych Dusz

Punktacja - Info

* Domów

~*~~*~~*~
120 Pkt. ~~ 105Pkt. ~~ 200Pkt. ~~ 425 Pkt.


Papillonlisse - 0 Pkt.
Bellefeuille - 0 Pkt.
Ombrelune - 0 Pkt.
Héroiqueors - 0 Pkt.

Puchar Domu; 1. Kliknij, 2. Kliknij,

UWAGA

Blog przeniesiony!

Link w poście poniżej!




środa, 2 kwietnia 2014

Od Avalon cd. Daniela

Pobiegłam do Madame i wszystko wytłumaczyłam. Spojrzała na mnie z zaczerwienionymi oczami i skinęła głową.
-Amy możesz już do końca tam siedzieć w końcu i tak za niedługo wakacje -powiedziała
Uśmiechnęłam się i przytuliłam się do niej. Wybiegłam szybko potykając się o własne nogi do dormitorium. Dziewczęta spojrzały na mnie dziwnie a ja zaczęłam się pakować w tempie expres. Już po paru minutach moja walizka była spakowana, sowa była w klatce a kicia szła tuż obok mojej nogi. I nagle takie wróć! Czym my się dostaniemy? Zaczęłam biec z walizką,z sową i kotem do Madame i znów wszystko wyjaśniłam.
-Zawiozą was specjalnym samochodem -powiedziała -Bądź naszą kochaną bryczką.
-Moja rodzina to mugole i Daniela też -powiedziałam
-Czyli samochód -powiedziała -Zawiezie was Valentin. Bo on jest wychowawcą domu pana Daniela i do tego ma dziś mniej lekcji niż zazwyczaj.
Skinęłam głową. Znów obładowana zaczęłam iść dalej. Lecz nagle coś do mnie dotarło. Nie lubiłam tego robić ale zatrzepotałam rzęsami w stronę jakiegoś szatyna i wskazałam na walizki ze smutną minką. Chłopak podbiegł i wziął walizkę oraz sowę a ja mogłam wziąć na ręce koteczkę. Zeszedł ze mną do sali wejściowej i postawił na ziemi walizkę i sowę. Daniel już stał.
-I jak? -spytałam go
-Rodzice się zgodzili abym z tobą pojechał -uśmiechnął się -A od Madame dowiedziałem się że już nie muszę wracać -wskazał podbródkiem walizki.
Uśmiechnęłam się. Nauczyciel transmutacji pan Valentine zaprowadził nas do samochodów a grupka goryli zaniosła nam walizki. Usiedliśmy na tyłach samochodu.
-Uczniowie pewnie będą zasmuceni że nie ma pana -powiedział Dan
-Coaspartoux nie grab sobie i tak napiszesz zaległy sprawdzian -powiedział -Na samym początku następnego roku szkolnego ale dziś daję ci spokój
-100 lat? -odezwałam się nie pewnie a chłopakowi opadła szczęka - teraz musisz jechać na te Karaiby to prezent!
-No dobra -uśmiechnął się
Samochód ruszył przed siebie a profesor włączył radio. Leciały przeboje... Ubiegłego wieku xd i dodatkowo opera! Jeszcze brakowało mi marszy żałobnego i bym się totalnie załamała. Moja Evelym zamruczała przyjaźnie i zwinęła się w kulkę na kolanach chłopaka.
***
Podjechaliśmy z rodzicami pod sam szpital. Spojrzałam na chłopaka.
-Alzheimer -powiedziałam -To jeszcze ta choroba oprócz raka którą ma mój dziadek.
-Rozumiem -powiedział i skinął głową
-Amy jeśli chcesz wziąć swojego przyjaciela -powiedziała mama- To mów dziadkowi że to twój chłopak. Będzie szczęśliwy z twojego szczęścia i szczęśliwy odejdzie a na tym nam zależy...
Skinęliśmy głowami i wyszliśmy z samochodu rodziców pod szpital.
-Pamiętajcie 5 piętro pokój 195 -powiedział mój tato
-A wy nie idziecie z nami? -spytałam
-Idziemy słońce -powiedziała mama -Tylko że za chwilę...
Weszliśmy do szpitala i windą wjechaliśmy na 5 piętro. Podeszłam żwawym krokiem do recepcji.
-My do Petera Nelisse -powiedziałam
-Ktoś z rodziny? -spytała i niechętnie uniosła na mnie wzrok
-Tak wnuczka -powiedziałam
Recepcjonistka skinęła głową. Weszliśmy do pokoju o którym mówiła mama. Dziadek leżał jak by spał lecz oczy miał otwarte. Odwrócił głowę i wyszeptał moje imię. Podbiegłam do niego. Po policzkach znów zaczęły mi ściekać łzy.
-Jestem dziadku już jestem -głos mi się łamał.
Chwycił mnie dłońmi i przycisnął do siebie. Zaczął raz po raz powtarzać moje imię Avalone, Avalone. Lecz w jednym momencie ucichł,puścił mnie i powiedział coś innego.
-Kto to za młody mężczyzna? -spytał
-Mój... Chłopak -przyznałam i zarumieniłam się delikatnie
Dziadek uśmiechnął się do mnie lecz jego oczy były jak by zamglone. Czułam niewidzialną dłoń na moim ramieniu która odepchnęła mnie od niego. Wiedziałam że jego czas nadszedł. Spojrzał w sufit uśmiechnął się a po jego policzku także spłynęła łza. Wszystko ucichło. Było tak cicho że słyszałam swoje bijące serce lecz jego już nie. Jego klatka piersiowa nie poruszała się a oczy nie mrugały. Odszedł z uśmiechem na twarzy. Teraz wiedziałam co musiało mnie odciągnąć, książę na białym koniu który każdego zabierze do swojego pałacu. Śmierć. Do pokoju wbiegli rodzice. Zobaczyli mnie klęczącą przy jego nieruchomej już chłodnej dłoni. Mój ojciec nie wytrzymał tego i wyszedł tak samo jak moja mama. Zaczęłam cicho łkać. Nie odchodziłam od niego. Nie wiedziałam że to może być naprawdę nasze ostatnie spotkanie. Daniel próbował mnie odciągnąć gdyż przyszli ci z kostnicy którzy mieli jego ciało zabrać do "lodówki" wy z niej zabrać go do domu pogrzebowego. Wstałam i odwróciłam się do niego.
-Przepraszam że musiałeś to widzieć -powiedziałam i wybuchłam histerycznym płaczem -Przepraszam...
Daniel? tak trosze smutaśnie ;c

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy