Delektowałem się obiadem składającym się z półkrwistego steku, ziemniaków i ciemnego sosu, leżąc sobie w najlepsze na łóżku. Od wysłania sowy do Ell i powrotu tutaj nie ruszyłem z niego tyłka ani na sekundę. W końcu miałem wakacje! I prawo do tego, by chociaż przez pierwszy ich miesiąc poleżeć i zregenerować siły po długiej męczarni w szkole. Nie zadałem sobie nawet trudu, żeby przebrać piżamę na jakiś odpowiedniejszy strój.
- FISTAAASZKU - zawołałem, kiedy skończyłem jeść. Natychmiast z cichym trzaskiem zmaterializował się przy mnie domowy skrzat w poszewce na poduszkę.
- Oui, monsieur?
- Weź ten talerz - wskazałem głową na naczynia i sztućce leżące na kołdrze. Skrzat natychmiast zebrał je swoimi chudymi, długimi rękoma.
- Coś jeszcze, garçon?
Zastanowiłem się chwilę.
- Deser. Coś sugerujesz?
- Oui... Krem brulee, tarte tatin...
- A mus czekoladowy z bitą śmietaną? - jęknąłem. Skrzat spojrzał na mnie urażonym wzrokiem, jakby nie mógł pojąć, że zamiast tak wyrafinowanych dań, z których znana jest francuska kuchnia i które są specjałami skrzatów w tym domu, wybieram coś prostego i nadzwyczaj przeciętnego, jednak odpowiedział, że za chwilę przyrządzi dużą porcję, po czym aportował się z trzaskiem. Uśmiechnąłem się sam do siebie. To jest życie! Poprawiłem sobie poduszkę. Ale mi dobrze... Jak starorzymskiemu Cezarowi, któremu wszystko podtykali pod nos, a on leżał sobie w jedwabiach i rozkminiał budowanie mu kolejnych pomników... Zaraz, zaraz... Skąd ja to w ogóle wiem?! Za dużo przebywania z Clarisse...
Clarisse. Ciekawe co robi... Pewnie gra na fortepianie. Ładnie gra. I nosi fajne kiecki. Fajne ma nogi. I dupę. Dupę też ma fajną. A kota... Kota nie ma fajnego. Podrapał mnie. Z milion razy. Aua. Krew mi leciała. Krew. Czerwony. Jak barwy Papillonlisse. Boże, szlamy... Szlachetny dom się znalazł. Dom niedźwiedzia, tak? Niedźwiedź. Misiu. Heh. Ej! Jak byłem mały, miałem takiego pluszowego misia. Strzelałem w niego z wiatrówki. Ciekawe gdzie on jest. Może na strychu. Dawno tam nie byłem. Może jest tam coś ciekawego. Jedna owca... Druga owca... Drzewo... Express... Szkoła... Różdżka... Skrzydło szpitalne... Eee Makarena... Co tak długo?!
Zerwałem się z łóżka i zacząłem krążyć po pokoju jak lew w klatce.
- FISTASZKUUUUUU!!!
- Oui? - skrzat pojawił się w pokoju.
- Gdzie ten mus?!
- Już prawie gotowy, garçon - nie czekając na moją odpowiedź, służący aportował się.
Jak można, mając do dyspozycji magię, tak długo robić cokolwiek?! Boże... Kiedy ja se włożę... Rękę do kieszeni...
Usłyszałem pukanie w szybę. Na parapecie siedziała wysłana do Ell płomykówka i Leah - śnieżna sowa Ellie. Przewróciłem oczami. "Ell to... Ell" - pomyślałem, po czym otworzyłem ptakom okno.
- FISTAAASZKU - zawołałem, kiedy skończyłem jeść. Natychmiast z cichym trzaskiem zmaterializował się przy mnie domowy skrzat w poszewce na poduszkę.
- Oui, monsieur?
- Weź ten talerz - wskazałem głową na naczynia i sztućce leżące na kołdrze. Skrzat natychmiast zebrał je swoimi chudymi, długimi rękoma.
- Coś jeszcze, garçon?
Zastanowiłem się chwilę.
- Deser. Coś sugerujesz?
- Oui... Krem brulee, tarte tatin...
- A mus czekoladowy z bitą śmietaną? - jęknąłem. Skrzat spojrzał na mnie urażonym wzrokiem, jakby nie mógł pojąć, że zamiast tak wyrafinowanych dań, z których znana jest francuska kuchnia i które są specjałami skrzatów w tym domu, wybieram coś prostego i nadzwyczaj przeciętnego, jednak odpowiedział, że za chwilę przyrządzi dużą porcję, po czym aportował się z trzaskiem. Uśmiechnąłem się sam do siebie. To jest życie! Poprawiłem sobie poduszkę. Ale mi dobrze... Jak starorzymskiemu Cezarowi, któremu wszystko podtykali pod nos, a on leżał sobie w jedwabiach i rozkminiał budowanie mu kolejnych pomników... Zaraz, zaraz... Skąd ja to w ogóle wiem?! Za dużo przebywania z Clarisse...
Clarisse. Ciekawe co robi... Pewnie gra na fortepianie. Ładnie gra. I nosi fajne kiecki. Fajne ma nogi. I dupę. Dupę też ma fajną. A kota... Kota nie ma fajnego. Podrapał mnie. Z milion razy. Aua. Krew mi leciała. Krew. Czerwony. Jak barwy Papillonlisse. Boże, szlamy... Szlachetny dom się znalazł. Dom niedźwiedzia, tak? Niedźwiedź. Misiu. Heh. Ej! Jak byłem mały, miałem takiego pluszowego misia. Strzelałem w niego z wiatrówki. Ciekawe gdzie on jest. Może na strychu. Dawno tam nie byłem. Może jest tam coś ciekawego. Jedna owca... Druga owca... Drzewo... Express... Szkoła... Różdżka... Skrzydło szpitalne... Eee Makarena... Co tak długo?!
Zerwałem się z łóżka i zacząłem krążyć po pokoju jak lew w klatce.
- FISTASZKUUUUUU!!!
- Oui? - skrzat pojawił się w pokoju.
- Gdzie ten mus?!
- Już prawie gotowy, garçon - nie czekając na moją odpowiedź, służący aportował się.
Jak można, mając do dyspozycji magię, tak długo robić cokolwiek?! Boże... Kiedy ja se włożę... Rękę do kieszeni...
Usłyszałem pukanie w szybę. Na parapecie siedziała wysłana do Ell płomykówka i Leah - śnieżna sowa Ellie. Przewróciłem oczami. "Ell to... Ell" - pomyślałem, po czym otworzyłem ptakom okno.
Wow, wielki Adam napisał pierwszy.... Tak ZDZIWKO JEBŁO.
I serio musiałeś mi przypominać...?
Mniejsza.... Zgoda?
Może faktycznie warto zapomnieć, bo to wszystko zaczyna przypominać tandetne mugolskie seriale.
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Ellie. Stara dobra Ellie. Ile my się w sumie znamy? Dwa lata? Jakoś tak... Poznaliśmy się na boisku do quidditcha. Trenowaliśmy razem. I zaproponowała spotkanie na następny dzień. I pokłóciliśmy się wtedy. Parsknąłem. David oczekuje od nas, że nie będziemy się kłócić? Od początku znajomości się kłóciliśmy. Znak rozpoznawczy.
Pewnie, że zgoda, mała.
Miałbym się gniewać na przyjaciółkę?
Brooks też ma jakieś tam uczucia,
ale cudów od niego nie oczekuj...
Wpadniesz do mnie? Nudzi mi się jak chuj.
Tylko pomnij, że jestem w piżamie.
Rue du Renard 112
Adam
Miałbym się gniewać na przyjaciółkę?
Brooks też ma jakieś tam uczucia,
ale cudów od niego nie oczekuj...
Wpadniesz do mnie? Nudzi mi się jak chuj.
Tylko pomnij, że jestem w piżamie.
Rue du Renard 112
Adam
Napisałem wiadomość na nowym kawałku pergaminu i przyczepiłem do nóżki Leah.
- Wracaj do pani - powiedziałem. Sowa posłusznie wyleciała przez okno.
Ell?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz