- Daj mi to - warknąłem i wyrwałem fiolkę z ręki dziewczyny. Rzuciłem okiem na tablicę. Wypisane były na niej instrukcje do zrobienia eliksiru.
- Chyba zapomniałeś, że nie umiesz czytać - prychnęła Ell.
- Chyba jednak umiem, skoro doskonale widzę ten brak polotu wypisany na twoim czole - uśmiechnąłem się pod nosem.
Delikatnie przechyliłem szkło i w skupieniu liczyłem, ile kropel krwi nietoperza kapie do naszego kociołka.
- STOP! - krzyknęła Ell tak gwałtownie, że fiolka wypadła mi z ręki i z chlupotem wpadła do eliksiru, który natychmiast zmienił barwę na rubinową czerwień.
- I co zrobiłeś, jełopie?!
- Było się na mnie nie wydzierać!
- Było robić, jak trzeba!
Przez moment prowadziliśmy niemą walkę na spojrzenia.
- No, takaś mądra, to teraz to napraw - rzuciłem.
- Sam to zepsułeś!
- Ja psuję - ty naprawiasz. Proste?
Ellie wymamrotała coś pod nosem i zaczęła wertować podręcznik.
- Brooks, Heap - nad nami stanął profesor Craxi. - Mieliście chyba... wypadek z waszym eliksirem - stwierdził, przyglądając się krwistej substancji.
- Tak, panie psorze, ten debil... - nie dokończyła, gdyż dostała z łokcia w żebra.
- Trochę przesadziliśmy z krwią nietoperza - wyjaśniłem.
- Właśnie widzę - mruknął Craxi. - No nic, róbcie dalej.
Nie mam pojęcia, jak to zrobił, ale w jednej chwili kryształowa buteleczka wyfrunęła z eliksiru, a potem zaczęła się napełniać wyfruwającą krwią. Nauczyciel bez słowa odszedł do następnej ławki, skąd doszedł do nas jego mściwy głos:
- Lotario, Hattori! Uważacie TO za eliksir?! Cud, że nie wylecieliśmy przez was w powietrze! Bellefeuille traci po 20 punktów za głupotę każdego z was!
Ha! To było naturalne zachowanie u Craxiego. Krótko przed zakończeniem roku szkolnego szukał tylko okazji, by udupić inne domy. Podobno od czasu, gdy został opiekunem Ombrelune, rok rocznie Luniacy zdobywają puchar.
Ostatecznie zrobiliśmy z Ell bezbłędny wywar. Nie obyło się bez dogryzania, ale jeśli już musiałem pracować z jej jakże ograniczoną osobą... Bynajmniej Craxi był z nas zadowolony, kiedy po dzwonku postawiliśmy na jego biurku fiolkę z eliksirem.
Powoli budziłem się i odzyskiwałem resztki utraconej w momencie zaśnięcia świadomości. Na dworze słońce świeciło już pełnym blaskiem.
- Zaspałem!
Szybko wyskoczyłem z łóżka i rozejrzałem się po pokoju, nagle zdając sobie sprawę o czym zapomniałem. Mamy wakacje! Jestem w moim olbrzymim pokoju, w olbrzymim domu przy Rue du Renard 112, w świecie mugoli, nie muszę nic robić, nigdzie chodzić i niczego się uczyć. Skoro tak, nie muszę też wstawać! Wlazłem z powrotem na łóżko. Podłożyłem ręce pod głowę i rozkoszowałem się myślą, że właściwie mógłbym leżeć tak cały dzień bez najmniejszych konsekwencji.
Ten ostatni miesiąc dzielący nas do zakończenia roku szkolnego minął niezwykle szybko. Ani się obejrzeliśmy, już musieliśmy się pakować, już zjawiliśmy się na kolacji pożegnalnej... Ombrelune miażdżącą przewagą wygrało Puchar Domu. Jak co roku! Podróż Expressem minęła nam jak z bicza trzasnął, szczególnie mi i Smokowi, gdyż jako prefekci musieliśmy co jakiś czas patrolować przedziały.
Właściwie już się wyspałem. Coś bym za to zjadł.
- FRYTKUUUUU - zawyłem. Od razu z cichym trzaśnięciem pojawił się przy moim łóżku domowy skrzat.
- Oui, garçon Adam? - spytał, kłaniając się nisko.
- Śniadanie?
- Oczywiście, czego panicz sobie życzy?
- Croissant z dżemem brzoskwiniowym. I białe winogrono.
- Już, zaraz - Frytek ponownie się ukłonił i zniknął, z towarzyszącym mu tym samym trzaśnięciem.
Westchnąłem. Znowu zaczną się nudy. Ciekawe, czy David znów zaprosi nas do domku letniego na ognisko. Było naprawdę godnie.
"Napiszę do Ell!" - postanowiłem. Wstałem i już miałem szukać czystego kawałka pergaminu, gdy uświadomiłem sobie, że przecież jesteśmy pokłóceni... Może ją przeproszę? Nie, Adam Brooks nie przeprasza. Zresztą nie mam za co przepraszać! To ona mnie pocałowała...
- Chyba zapomniałeś, że nie umiesz czytać - prychnęła Ell.
- Chyba jednak umiem, skoro doskonale widzę ten brak polotu wypisany na twoim czole - uśmiechnąłem się pod nosem.
Delikatnie przechyliłem szkło i w skupieniu liczyłem, ile kropel krwi nietoperza kapie do naszego kociołka.
- STOP! - krzyknęła Ell tak gwałtownie, że fiolka wypadła mi z ręki i z chlupotem wpadła do eliksiru, który natychmiast zmienił barwę na rubinową czerwień.
- I co zrobiłeś, jełopie?!
- Było się na mnie nie wydzierać!
- Było robić, jak trzeba!
Przez moment prowadziliśmy niemą walkę na spojrzenia.
- No, takaś mądra, to teraz to napraw - rzuciłem.
- Sam to zepsułeś!
- Ja psuję - ty naprawiasz. Proste?
Ellie wymamrotała coś pod nosem i zaczęła wertować podręcznik.
- Brooks, Heap - nad nami stanął profesor Craxi. - Mieliście chyba... wypadek z waszym eliksirem - stwierdził, przyglądając się krwistej substancji.
- Tak, panie psorze, ten debil... - nie dokończyła, gdyż dostała z łokcia w żebra.
- Trochę przesadziliśmy z krwią nietoperza - wyjaśniłem.
- Właśnie widzę - mruknął Craxi. - No nic, róbcie dalej.
Nie mam pojęcia, jak to zrobił, ale w jednej chwili kryształowa buteleczka wyfrunęła z eliksiru, a potem zaczęła się napełniać wyfruwającą krwią. Nauczyciel bez słowa odszedł do następnej ławki, skąd doszedł do nas jego mściwy głos:
- Lotario, Hattori! Uważacie TO za eliksir?! Cud, że nie wylecieliśmy przez was w powietrze! Bellefeuille traci po 20 punktów za głupotę każdego z was!
Ha! To było naturalne zachowanie u Craxiego. Krótko przed zakończeniem roku szkolnego szukał tylko okazji, by udupić inne domy. Podobno od czasu, gdy został opiekunem Ombrelune, rok rocznie Luniacy zdobywają puchar.
Ostatecznie zrobiliśmy z Ell bezbłędny wywar. Nie obyło się bez dogryzania, ale jeśli już musiałem pracować z jej jakże ograniczoną osobą... Bynajmniej Craxi był z nas zadowolony, kiedy po dzwonku postawiliśmy na jego biurku fiolkę z eliksirem.
Powoli budziłem się i odzyskiwałem resztki utraconej w momencie zaśnięcia świadomości. Na dworze słońce świeciło już pełnym blaskiem.
- Zaspałem!
Szybko wyskoczyłem z łóżka i rozejrzałem się po pokoju, nagle zdając sobie sprawę o czym zapomniałem. Mamy wakacje! Jestem w moim olbrzymim pokoju, w olbrzymim domu przy Rue du Renard 112, w świecie mugoli, nie muszę nic robić, nigdzie chodzić i niczego się uczyć. Skoro tak, nie muszę też wstawać! Wlazłem z powrotem na łóżko. Podłożyłem ręce pod głowę i rozkoszowałem się myślą, że właściwie mógłbym leżeć tak cały dzień bez najmniejszych konsekwencji.
Ten ostatni miesiąc dzielący nas do zakończenia roku szkolnego minął niezwykle szybko. Ani się obejrzeliśmy, już musieliśmy się pakować, już zjawiliśmy się na kolacji pożegnalnej... Ombrelune miażdżącą przewagą wygrało Puchar Domu. Jak co roku! Podróż Expressem minęła nam jak z bicza trzasnął, szczególnie mi i Smokowi, gdyż jako prefekci musieliśmy co jakiś czas patrolować przedziały.
Właściwie już się wyspałem. Coś bym za to zjadł.
- FRYTKUUUUU - zawyłem. Od razu z cichym trzaśnięciem pojawił się przy moim łóżku domowy skrzat.
- Oui, garçon Adam? - spytał, kłaniając się nisko.
- Śniadanie?
- Oczywiście, czego panicz sobie życzy?
- Croissant z dżemem brzoskwiniowym. I białe winogrono.
- Już, zaraz - Frytek ponownie się ukłonił i zniknął, z towarzyszącym mu tym samym trzaśnięciem.
Westchnąłem. Znowu zaczną się nudy. Ciekawe, czy David znów zaprosi nas do domku letniego na ognisko. Było naprawdę godnie.
"Napiszę do Ell!" - postanowiłem. Wstałem i już miałem szukać czystego kawałka pergaminu, gdy uświadomiłem sobie, że przecież jesteśmy pokłóceni... Może ją przeproszę? Nie, Adam Brooks nie przeprasza. Zresztą nie mam za co przepraszać! To ona mnie pocałowała...
Cześć, Ell,
nadal uważam, że to ty mnie pocałowałaś,
ale nudzi mi się, więc postanowiłem wysłać
Ci sowę i spytać, co tam u Ciebie.
Nie fochaj się ciągle jak dziecko.
Adam
ale nudzi mi się, więc postanowiłem wysłać
Ci sowę i spytać, co tam u Ciebie.
Nie fochaj się ciągle jak dziecko.
Adam
Przeczytałem tą wiadomość kilka razy. Porażka, no nie? Zmiąłem karteczkę i rzuciłem w kąt. Chwyciłem pióro i zacząłem pisać od nowa.
Hej, Ellie,
zdziwko jebło, co? Bywa. Nie chcę
się z tobą kłócić, przecież PODOBNO się
przyjaźnimy, czy tak?
się z tobą kłócić, przecież PODOBNO się
przyjaźnimy, czy tak?
Jeśli jesteś w stanie zapomnieć o tym,
co raczej ci się teraz przypomniało, odpisz.
Adam.
co raczej ci się teraz przypomniało, odpisz.
Adam.
No, już lepiej. I nie użyłem słowa "przepraszam". Zadowolony z efektu zszedłem do salonu i z klatki dla sów wyjąłem dużą płomykówkę. Podszedłem z nią do parapetu i zawiązałem liścik u jej nóżki.
- Leć do Ell. Elliezabeth Heap - poleciłem, otwierając okno na oścież. Ptak posłusznie wyleciał przez okno i po kilku sekundach straciłem go z oczu. Wróciłem na górę, by poczekać na śniadanie.
Ell?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz