Zagubionych Dusz

Punktacja - Info

* Domów

~*~~*~~*~
120 Pkt. ~~ 105Pkt. ~~ 200Pkt. ~~ 425 Pkt.


Papillonlisse - 0 Pkt.
Bellefeuille - 0 Pkt.
Ombrelune - 0 Pkt.
Héroiqueors - 0 Pkt.

Puchar Domu; 1. Kliknij, 2. Kliknij,

UWAGA

Blog przeniesiony!

Link w poście poniżej!




czwartek, 3 kwietnia 2014

Od Adama cd. Rosalie

- Garçon Brooks! Pana zachowanie jest niedopuszczalne! Zdaje sobie pan sprawę, że używanie zaklęć w nieuzasadnionych sytuacjach jest zabronione?
- Tak jest, pani profesor.
- I że mógł pan zrobić krzywdę tej dziewczynie?
- Tak jest, pani profesor.
- Wie pan, że mógłby pan zostać za to wydalony z Akademii w trybie natychmiastowym?
- Oczywiście, pani profesor.
- Zdaje pan sobie sprawę, że czeka pana szlaban?
- Tak jest, pani profesor.
- Ombrelune traci 50 punktów, panie Brooks. Proszę zgłosić się w sprawie szlabanu do monsieur Tricha. W przeciwnym wypadku zajmę się panem osobiście.
Madame de Maxime uznała widocznie dyskusję za zakończoną, gdyż wstała zza swojego biurka i, nie przejmując się mną, zaczęła szperać na jednej z półek z książkami. Rozejrzałem się po jej gabinecie. Pierwszy raz mogłem przyjrzeć się temu pomieszczeniu tak dokładnie. Wyposażone było w meble z ciemnego orzecha, nieco staromodne, jednak wprowadzające interesujący, mroczny nastrój. Na ścianach wisiały olbrzymie, ręcznie tkane gobeliny. Postaci na nich - czego nietrudno spodziewać się po szkole magii - cały czas się ruszały, a nawet rozmawiały. Widać było, że gabinet należy do oczytanej osoby. Regały na książki były dosłownie wszędzie. Co więcej jedna ze ścian sama w sobie była regałem; na całej szerokości przymocowano do niej półki. Obok stała drabina, służąca do przeglądania dzieł znajdujących się najwyżej, choć nie mam pojęcia po co, gdyż Maxime była półolbrzymką.
Dyrektor chwyciła jedną z ksiąg i odwróciła się w moją stronę. Spostrzegłszy mnie lekko podskoczyła, jakby przestraszyła się moim widokiem.
- Jeszcze tu jesteś, Brooks?
- Nie kazała mi się pani oddalić - wzruszyłem ramionami. Ku mojemu zdziwieniu, na twarzy kobiety pojawił się powstrzymywany lekko uśmiech.
- Jesteś zupełnie jak twój ojciec. Tak... On też zawsze świecił oczami i posłuszny był wtedy, kiedy nie powinien... Ciągle powtarzałam, że przez nich całkiem osiwieję...
- Jakich nich? - spytałem szybko. Ojciec nie opowiadał mi zbyt wiele o swoich szkolnych latach. Właściwie on w ogóle ze mną nie rozmawiał, czego więc mogłem się spodziewać? Miał mnie gdzieś, tak samo jak matka. Jedyne, co wiedziałem o Akademii przed przyjazdem to to, że muszę dostać się do Ombrelune i że trafiając do domu Bellefeuille przyniosę wstyd całej rodzinie.
- Och, twój ojciec przyjaźnił się z młodym Sébastienem La Rue. Na czymkolwiek zostałby przyłapany, La Rue był zawsze z nim. Byli niezłymi łobuzami - Maxime pokręciła głową ze śmiechem, jakby opowiadała o najwspanialszym wspomnieniu ze swojego życia.
- Mój ojciec przyjaźnił się z ojcem Clarr?
- Chodzi ci o Clarisse? Tak, tak właśnie było.
"Wow" - pomyślałem. Nawet przez myśl by mi nie przeszło...
- No, chłopcze, chyba pora byś poszedł na lekcje. I nie zapomnij przeprosić tej dziewczyny!
- Tak jest - przytaknąłem, i, żegnając się, wyszedłem z gabinetu.

Jakoś nie spieszyło mi się na zielarstwo, toteż postanowiłem iść do skrzydła szpitalnego i wydukać te przeprosiny dla Rej. Serio skręcało mnie na samą myśl, ale, nie daj Bóg, Maxime poszłaby tam i spytała, czy przeprosiłem, a w momencie, gdy usłyszałaby, że nie, różowo by nie było.
Wszedłem bez pukania do wielkiej, białej sali. Zauważyłem, że coś - albo raczej ktoś - leży na posadzce. Rosalie... No pięknie, jeszcze będzie na mnie!
- Rayan? - trąciłem ją niedelikatnie ręką.
- A... Adam? - wyszeptała, z trudem otwierając oczy. - Co ty tu do cholery robisz?
- Budzę cię, bo zasnęłaś w bardzo niecodziennym miejscu - parsknąłem.
- Takie śmieszne, że aż zapomniałam się śmiać - skrzywiła się i spróbowała podnieść, jednak coś jej nie wychodziło - zaklęcie musiało bardzo ją osłabić. Nie wiedziałem, że jestem taki dobry z obrony.
- Pomógłbym ci, ale jakoś nie mam czasu - wyszczerzyłem się, obserwując jej nieudolne starania. - A tak w ogóle, przyszedłem cię... ten... prze... przeprosić?
- Ha! - głos dziewczyny, mimo osłabienia organizmu, zabrzmiał dość donośnie. - Przyszedłeś przepraszać za coś, co zrobiłeś celowo?
- Nie zrobiłem tego celowo. Nie moja wina, że jesteś cienka i załatwiło cię małe zaklęcie rozbrajające - prychnąłem. Podałem dziewczynie rękę i pociągnąłem ją tak mocno, że ustała na nogi.
- Idiota - syknęła i powoli doszła do łóżka, w którym natychmiast się położyła.
- Jakoś nie uważałaś tak, kiedy mnie całowałaś - zadrwiłem. - W każdym bądź razie wykonałem swoje zadanie. Przeprosiłem? Przeprosiłem. I pomogłem ci wstać, za co powinnaś mnie po stopach całować, bo sama byś się do wyra nie doczłapała. Idę na lekcje. Cześć.
Nie czekając na odpowiedź dziewczyny, wyszedłem z sali i skierowałem się na dół. Moja klasa była już dawno w szklarni i zaczęła lekcję zielarstwa.

FIN :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy