Spojrzałysmy na przyjaciółkę, potem na siebie i wybuchłyśmy śmiechem, jednak nie aż tak histerycznym.
-Weźże ją, uspokój ja nie dam rady!-wykrztusiła przez łzy Vija.
-Taaa....mój rycerzu-mruknęłam i przystąpiłam do uspokajania biednej, chorej Pianki.
Zaczęłam od leczenia epilepsji. Czas na rekonwalescencję psychiczną jeszcze nie nadszedł. Leczenie epilepsji przybrało postać dzikiego rzucania się na plecy Dragonusa Padaczkusa i tluczenia biednym Narwalem po plugawym łbie.
Kiedy w końcu gadzina się ogarnęła, a rycerz w lśniących glanach ogarnął atak mogłyśmy przystąpić do opowiadania o wakacjch, a raczej słuchania opowieści Pianki o Vegas. I jednej mojej:
-Hej, Lil?-zagadnęła Vija.
-Hm?
-W liście napisałaś, że z kotem i koniem się nie da pod kołdrami biegać i że próbowałaś. Serio?
-Ach, to-zachichotałam-Owszem. Wprowadziłam Issuny przez tylne wejście, zakosiłam kołdrę od rodziców, przykryłam nią Issuny, serwetką przykryłam Shanti a sama się ukryłam pod moją. Długo nie pobiegałyśmy, bo Issuny się zaplątała, Shanti w ataku strachu uczepiła sie sufitu, a moi rodzice mieli atak. Smiechu. O, właśnie taki-wskazałam na Piankę, która znowu zwijała się na podłodze ocierając łzy rogiem Narwala, którego od momentu potknięcia nie spuszczała z oka.
-Ocalem ciem, księżniczko!-wykrzyknęła Vija wymachując solonym paluszkiem jak mieczem-Zatkam dziób bestii tym oto słonym orężem!
I już rzuciła się z paluszkiem w stronę paszczy smoczydła, gdy się nagle zatrzymała.
-Albo nie. Szkoda paluszka, niech bestia umrzy z głodu.
I skruszyła miecz Ekskaligłód od Pani Coli z Guaraną w swoich brudnych zębiskach średniowiecznych.
Rycerzu mój? Smoku plugawy?
-Weźże ją, uspokój ja nie dam rady!-wykrztusiła przez łzy Vija.
-Taaa....mój rycerzu-mruknęłam i przystąpiłam do uspokajania biednej, chorej Pianki.
Zaczęłam od leczenia epilepsji. Czas na rekonwalescencję psychiczną jeszcze nie nadszedł. Leczenie epilepsji przybrało postać dzikiego rzucania się na plecy Dragonusa Padaczkusa i tluczenia biednym Narwalem po plugawym łbie.
Kiedy w końcu gadzina się ogarnęła, a rycerz w lśniących glanach ogarnął atak mogłyśmy przystąpić do opowiadania o wakacjch, a raczej słuchania opowieści Pianki o Vegas. I jednej mojej:
-Hej, Lil?-zagadnęła Vija.
-Hm?
-W liście napisałaś, że z kotem i koniem się nie da pod kołdrami biegać i że próbowałaś. Serio?
-Ach, to-zachichotałam-Owszem. Wprowadziłam Issuny przez tylne wejście, zakosiłam kołdrę od rodziców, przykryłam nią Issuny, serwetką przykryłam Shanti a sama się ukryłam pod moją. Długo nie pobiegałyśmy, bo Issuny się zaplątała, Shanti w ataku strachu uczepiła sie sufitu, a moi rodzice mieli atak. Smiechu. O, właśnie taki-wskazałam na Piankę, która znowu zwijała się na podłodze ocierając łzy rogiem Narwala, którego od momentu potknięcia nie spuszczała z oka.
-Ocalem ciem, księżniczko!-wykrzyknęła Vija wymachując solonym paluszkiem jak mieczem-Zatkam dziób bestii tym oto słonym orężem!
I już rzuciła się z paluszkiem w stronę paszczy smoczydła, gdy się nagle zatrzymała.
-Albo nie. Szkoda paluszka, niech bestia umrzy z głodu.
I skruszyła miecz Ekskaligłód od Pani Coli z Guaraną w swoich brudnych zębiskach średniowiecznych.
Rycerzu mój? Smoku plugawy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz