Coś o mnie. Jestem młodą dziewczyną o zacnym imieniu Elliezabeth. Mam jakże inteligentnego brata i mnóstwo wolnego czasu. Pewnego dnia..
- Elliezabeth! - zawył ojciec - pozwól tu!
- Idę... - mruknęłam zsuwając się z łóżka.
- To biegnij! - wrzasnął podekscytowany tato
- Biegnę... - ziewnęłam przeciągając się.
W końcu zeszłam do kuchni. Przy stole siedziała cała moja rodzinka.
- No, Ell, w końcu - powiedziała mama
- O zo chozi...? - spytałam jeszcze na wpół przytomna.
- Przyszedł list! - pisnęła mama machając mi przed oczami kartką papieru.
- Od...? - zapytałam dalej nie kumając - jestem w tej dziurze Hogwart?
- Nie, skarbie - szczebiotała matka - jesteś w prestiżowej Akademii Magii Beauxbatons!!
- Że co? Serio?! - skakałam razem z mamą.
- Nie - powiedział ponuro tato
- Co? Że wam nie wstyd tak mnie na...
- Żartowałem, a teraz idź ubierz się i czekaj na mnie przed wyjściem. Idziemy na plac Horkruksów! - krzyknął tato.
Skoczyłam na górę. Ubrałam Biały T-Shirt i narzuciłam kraciastą koszulę. Potem na omacku wyszukałam jakieś rurki, a kreację zakończyłam czarnymi Conversami. Byle jak rozczesałam włosy i już stałam przy drzwiach.
Chwilę później zszedł tato.
Pojechaliśmy na Plac Horkruksów gdzie podobno mieliśmy znaleźć wszystko co potrzebne.
- Ell. Jesteś odpowiedzialną osobą. Masz tu pieniądze. Idź kup szatę i różdżkę. Nie zgub ani sykla.
- Dobrze tato - pocałowałam go w policzek i pobiegłam do Madame Maklin. Kiedy weszłam do sklepu usłyszałam dźwięk dzwoneczka przy drzwiach i podeszła do mnie jakaś pani. Nie była to Madame Maklin ale cóż. Potem usiadłam na krześle. Odkryłam również, że mam sąsiada. Był to dość przystojny blondyn.
- Beauxbatons? - zagaiłam.
- Tak. - odwrócił ale potem syknął.
- Złotko, mówiłam ci żebyś się nie odwracał! - powiedziała Madame Maklin, ktora szyła mu szatę.
- Jestem Ell a ty?
- David. - przedstawił się.
<David?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz