Zagubionych Dusz

Punktacja - Info

* Domów

~*~~*~~*~
120 Pkt. ~~ 105Pkt. ~~ 200Pkt. ~~ 425 Pkt.


Papillonlisse - 0 Pkt.
Bellefeuille - 0 Pkt.
Ombrelune - 0 Pkt.
Héroiqueors - 0 Pkt.

Puchar Domu; 1. Kliknij, 2. Kliknij,

UWAGA

Blog przeniesiony!

Link w poście poniżej!




wtorek, 6 sierpnia 2013

Bellefeuille: Od Mai Do David'a

Piąta rano. Paryż. Siedziałam na dachu domu mojego opiekuna, Aarona. Właśnie wschodziło słońce. Piękny widok. Podobno jestem doroślejsza, niż wskazuje na to mój wiek. Nie lubię różu, jednorożców, tęczy i lalek. Nigdy nie lubiłam. Wolę smutne, poważne piosenki i obserwowanie Paryża, kiedy budzi się do życia. To uczucie, kiedy widzisz, że ludzie wszędzie się spieszą, a ty obserwujesz ich z góry. Nieopisane. Objęłam kolana ramionami. Niczym magia...
- Mai! - usłyszałam krzyk Aarona z dołu. - Mai, gdzie jesteś?
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że zaraz mnie znajdzie.
Jak na zawołanie, jego głowa pojawiła się w oknie na dachu, przez które na niego wchodziłam.
- O, tu się podziałaś! Przyszła do ciebie sowa. Chodź szybko! - powiedział podekscytowany. Z kamienną twarzą wskoczyłam do swojego pokoju. Zeszłam na dół, do kuchni, gdzie na stole siedział wielki puchacz z kopertą w dziobie. Podeszłam do ptaka i wyjęłam list. Ten nastroszył pióra i wyleciał przez otwarte okno. Otworzyłam kopertę, a Aaron czytał mi przez ramię.
- Gratuluję, Mai!Dostałaś się do Akademii Magii Beauxbatons! Będziesz prawdziwą czarodziejką! - powiedział.
Ja wczytywałam się w list. Wiedziałam, że w końcu przyjdzie. Nie powiem, ulżyło mi, że to jednak prawda. Że magia istnieje. Mimo że stykałam się z nią na co dzień, ciężko w coś takiego uwierzyć.
- Hm. - mruknęłam cicho.
- Po południu pójdziemy na Plac Horkruksów, by kupić wszystkie potrzebne rzeczy.

* * *
Po południu
* * *

Szliśmy przez zalany słońcem plac. Mieliśmy już większość rzeczy z listy, został towarzysz, szata i różdżka. Aaron uparł się, że kupi mi towarzysza, więc poszłam po szatę. W środku było pusto. Weszłam, a dzwoneczek oświadczył, że przyszedł kolejny klient. Jakaś kobieta podeszła do mnie z szerokim uśmiechem.
- Witaj, Beauxbatons, prawda? Mamy ostatnio mnóstwo zamówień. Proszę, stań tutaj - powiedziała wskazując mi podest. Bez słowa
- Rozłóż ręce, o tak. - zaczęła mnie mierzyć, a potem zarzuciła na mnie fałdu niebieskiego materiału i zaczęła zaznaczać igłami.
- Teraz, proszę, nie ruszaj się, bym cie nie pokłuła. - mruknęła przez zaciśnięte usta, w których trzymała szpilki.
Przymiarka trwała dwadzieścia minut. Potem kazała mi przyjść za pół godziny po gotową szatę. Zapłaciłam jej i wyszłam. Na zewnątrz czekał już na mnie Aaron ze śliczną płomykówką w klatce. Uśmiechnęłam się lekko i pocałowałam go w policzek, co było swoistym podziękowaniem. Aaron uśmiechnął się szeroko. Przyzwyczaił się już do mojego zachowania.
- Cieszę się, że ci się podoba. To co, teraz po różdżkę? - spytał podekscytowany. Kiwnęłam głową i ruszyliśmy w kierunku Olivandera. Po drodze zahaczyliśmy o lodziarnie. Zanim jeszcze dotarliśmy do sklepu, lody już zniknęły, a ja zaczęłam się niepokoić. Ten mały, drewniany patyczek miał zmienić moje życie na zawsze. Westchnęłam i pchnęłam drzwi sklepu. Aaron czekał na zewnątrz. W środku był już pewien chłopak, który testował podawane przez mężczyznę w średnim wieku różdżki. Kiedy zadzwonił dzwoneczek, podniósł wzrok.
- Witam, witam. Pierwsza różdżka, jak mniemam? - spytał od razu podchodząc z miarką. Kiwnęłam głową. Bez zbędnych ceregieli, od razu zaczął mnie mierzyć. Nie wiem, po co był mu mój obwód głowy lub pasa, ale siedziałam cicho. Mrucząc coś do siebie, zniknął za wielkimi półkami zapełnionymi podłużnymi pudełkami. Chłopak obok mnie machał kolejnymi różdżkami, czasem coś pękło, coś się ruszyło lub spadło, ale najwyraźniej nie tego szukał. Nagle na mnie spojrzał. Nie odwróciłam wzroku. Chyba widziałam do niedaleko sklepu Madame Malkin...


<David, dokończysz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy