- Ja chcę lody włoskie - powiedziałam do pani - pół czekoladowe pół waniliowe i jeszcze polewa toffi.
Sprzedawczyni podała cenę a ja już chciałam zapłacić tylko David mnie wyprzedził.
- Zwariowałeś?! - zapytałam go kiedy wychodziliśmy z lodziarni.
- Nie, tylko nie jestem sknerą - oznajmił.
- Nie byłbyś. - powiedziałam. - masz coś jeszcze do kupienia?
- Tak, książki... Tylko z lodem mnie nie wpuszczą.
- Kto by się spodziewał - zadrwiłam.
- A ty musisz coś jeszcze kupić?
- Nie, tato wziął wszystko a ja wracam do domu siecią fiu. - powiedziałam wyjmując z kieszeni szortów mały srebrny woreczek.
Chwilę tak rozmawialiśmy a kiedy zjedliśmy lody udaliśmy się do Esów i Floresów.
- Daj mi ta miotłę i resztę a sam idź szukaj książek - powiedziałam wystawiając ręce po rzeczy.
- Weź miotłę, jest w miarę lekka a resztę wezmę ja. - powiedział.
- Okej. - wzięłam miotłę i koszyk na książki.
David tylko westchnął i poszedł przed siebie.
<David? Sorry, że tak krótko... i nie dokańczaj jak nie chcesz bo widzę jaki jesteś zawalony opowiadaniami ;p>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz