Eric wysłuchawszy opowieści ojca o sprzęcie do Quidditcha, zaczął rozglądać się za piękną Mai. Ta jednak rozmawiała w najlepsze z tym blondynem... Chłopak miał właśnie wybrać się do sklepu z szatami dla czarodziei, kiedy wpadła na niego rudowłosa dziewczyna z nosem w książce.
- Przepraszam - odezwała się grzecznie.
- To nic - wydukał chłopak. Nie lubił rozmawiać z ludźmi, a tym bardziej z płcią przeciwną. Nie to, że nie lubił ludzi... Po prostu był nieśmiałym chłopakiem. Chciał zręcznie wyminąć dziewczynę, zanim zrobi z siebie totalne pośmiewisko, jednak ta zagadnęła:
- Pierwszy rok w Beauxbatons?
- No...
- Ja też. Właśnie robię zakupy z tatą i bratem.
- Mhm... - mruknął chłopak. Nie chciał zrażać do siebie nikogo, zwłaszcza przyszłej koleżanki z klasy, ale po prostu nie potrafił inaczej. Ta jednak nie wyglądała na zniechęconą, przynajmniej starała się tego nie okazywać. Wyręczyła nawet nowego znajomego w pytaniu:
- Wybierzesz się może ze mną do Madame Malkins?
- Tak. Chodźmy. - Eric ruszył z miejsca. W głowie układał sobie, o czym by tu porozmawiać z koleżanką. Wreszcie uświadomił sobie, że nadal nie wie, jak owy rudzielec ma na imię.
- Jak ci na imię? - nieznajoma znów czytała w jego myślach.
- Eric. A tobie?
- Jestem Jane - uśmiechnęła się ślicznie.
Ani się obejrzeli, jak stanęli przed sklepem, do którego zmierzali. Weszli do środka, a dzwoneczek u drzwi ogłosił, że nadchodzi nowy klient.
I co się tam działo, Jane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz