- Ładnie - przyznał chłopak nieśmiało.
- Dziękuję. Ty też wybierasz się na pierwszy rok do Beauxbatons? - zapytała, starając się podtrzymać konwersację.
- Chyba jak my wszyscy - wydawał się nieco już rozluźniony. - Ałaa.. - jęknął w pewnej chwili masując sobie tyłek.
- Na pewno nic ci nie jest? - upewniała się Mai
- Dam radę.
W tej właśnie chwili, kiedy Eric był już niemal przekonany, że zyska sympatię nowej koleżanki, ni stąd, ni zowąd pojawił się jego ojciec z długim pakunkiem pod pachą. Przywitał dziewczynę, ukłonił się przed nią staromagicznym zwyczajem i, o zgrozo, zaczął nawijać Ericowi o zakupionej miotle, nie zważając na towarzyszkę syna, która uważając zapewne, że nie jest już potrzebna, oddaliła się w kierunku poprzedniego rozmówcy.
Jedynym pocieszeniem zawiedzionego takim obrotem akcji chłopaka był fakt, że jego ojciec zakupił mu całkiem niezły sprzęt do Quidditcha, w którego zresztą uwielbiał grać - miotłę Nimbus 2002.
Późnym popołudniem, kiedy dokonano reszty zakupów i męska część rodziny kierowała się ku domowi, Eric zauważył Mai siedzącą na ławce z pewnym starszym człowiekiem. Mógł być to jej ojciec lub opiekun. Przezwyciężając nieśmiałość postanowił podejść do niej i... coś powiedzieć. Im bliżej był ławki, tym bardziej zwalniał, ale dziewczyna w pewnej chwili sama go zauważyła, szepnęła coś towarzyszowi i zbliżyła się do poznanego kilka godzin wcześniej chłopca.
- Witaj, Eric.
Pamięta moje imię! - przemknęło mu przez myśl, jednak chciał sprawiać wrażenie wyluzowanego i ucieszonego z "przypadkowego" spotkania (wcale przecież nie rozglądał się za nią chodząc po Placu). Pragnął powiedzieć coś miłego, ale jednocześnie obojętnego. Zamiast tego wydukał:
- Mai.
"Mai?! Głupi jesteś?! Uzna mnie za gbura..." - zganił się w myślach, jednak koleżanka nie wyglądała na zrażoną.
- Miło, że pamiętasz. Może byśmy się gdzieś przeszli? Chyba, że masz coś przeciwko...
- Tak! Znaczy się nie! Chętnie gdzieś z tobą pójdę...
- Jest tu niedaleko dobra lodziarnia.
Eric bez słowa podążył za śliczną dziewczyną. Niezręczna cisza trwała dobrą chwilę.
- Interesujesz się może... Sztuką? - Mai znowu uratowała ich relację, zarzucając temat do rozmowy.
- Lubię muzykę. Instrumenty. Ale nie gram ani nie śpiewam najlepiej. A ty?
Mai?
- Dziękuję. Ty też wybierasz się na pierwszy rok do Beauxbatons? - zapytała, starając się podtrzymać konwersację.
- Chyba jak my wszyscy - wydawał się nieco już rozluźniony. - Ałaa.. - jęknął w pewnej chwili masując sobie tyłek.
- Na pewno nic ci nie jest? - upewniała się Mai
- Dam radę.
W tej właśnie chwili, kiedy Eric był już niemal przekonany, że zyska sympatię nowej koleżanki, ni stąd, ni zowąd pojawił się jego ojciec z długim pakunkiem pod pachą. Przywitał dziewczynę, ukłonił się przed nią staromagicznym zwyczajem i, o zgrozo, zaczął nawijać Ericowi o zakupionej miotle, nie zważając na towarzyszkę syna, która uważając zapewne, że nie jest już potrzebna, oddaliła się w kierunku poprzedniego rozmówcy.
Jedynym pocieszeniem zawiedzionego takim obrotem akcji chłopaka był fakt, że jego ojciec zakupił mu całkiem niezły sprzęt do Quidditcha, w którego zresztą uwielbiał grać - miotłę Nimbus 2002.
Późnym popołudniem, kiedy dokonano reszty zakupów i męska część rodziny kierowała się ku domowi, Eric zauważył Mai siedzącą na ławce z pewnym starszym człowiekiem. Mógł być to jej ojciec lub opiekun. Przezwyciężając nieśmiałość postanowił podejść do niej i... coś powiedzieć. Im bliżej był ławki, tym bardziej zwalniał, ale dziewczyna w pewnej chwili sama go zauważyła, szepnęła coś towarzyszowi i zbliżyła się do poznanego kilka godzin wcześniej chłopca.
- Witaj, Eric.
Pamięta moje imię! - przemknęło mu przez myśl, jednak chciał sprawiać wrażenie wyluzowanego i ucieszonego z "przypadkowego" spotkania (wcale przecież nie rozglądał się za nią chodząc po Placu). Pragnął powiedzieć coś miłego, ale jednocześnie obojętnego. Zamiast tego wydukał:
- Mai.
"Mai?! Głupi jesteś?! Uzna mnie za gbura..." - zganił się w myślach, jednak koleżanka nie wyglądała na zrażoną.
- Miło, że pamiętasz. Może byśmy się gdzieś przeszli? Chyba, że masz coś przeciwko...
- Tak! Znaczy się nie! Chętnie gdzieś z tobą pójdę...
- Jest tu niedaleko dobra lodziarnia.
Eric bez słowa podążył za śliczną dziewczyną. Niezręczna cisza trwała dobrą chwilę.
- Interesujesz się może... Sztuką? - Mai znowu uratowała ich relację, zarzucając temat do rozmowy.
- Lubię muzykę. Instrumenty. Ale nie gram ani nie śpiewam najlepiej. A ty?
Mai?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz