Mieliśmy megafarta, że David znał tą lalunię. Byłem przekonany, że gdyby nie to, po prostu by mnie zbyła. Nie zraziłem się jednak tym faktem. Uśmiechnąłem się do nowej znajomej, ta jednak nie wyglądała na specjalnie mną zauroczoną.
Trochę żeśmy jechali. Dla mnie 8 godzin w pociągu to mordęga, kara i totalna pomyłka zarazem. W drugiej połowie podróży nie mogłem już wytrzymać. Na szczęście miałem ze sobą kilka gadżetów ze sklepu Magiczne Dowcipy.
- Hej, Blondasku! Orient! - rzuciłem w David'a jakimś losowo wybranym cukierkiem (wszystkie rodzaje zmieszałem sobie razem - efekt będzie bardziej zaskakujący). Trafiło go w nos. Oddał mi. A ja jemu. Po chwili rozpoczęła się prawdziwa bitwa. Nie mogąc się właściwie osłonić na swoim miejscu, zaczęliśmy skakać po całym przedziale. Clarisse też dostało się parę razy. Delikatnie mówiąc, nie była zadowolona. W końcu wyciągnąłem z torby Davida jakiś podręcznik z zaklęciami, chwyciłem różdżkę i posłałem w jego kierunku pierwsze lepsze zaklęcie. Mój kamrat w jednej sekundzie... Zamienił się w świnię. Miałem taki ubaw, że nie mogłem się powstrzymać, by nie wybuchnąć rechoczącym śmiechem. Sielanka jednak się skończyła kiedy do przedziału weszła jakaś dorosła babka. Nie powiedziałbym, żeby zachwyciło ją to, co zobaczyła. Odczarowała David'a i zagroziła, że jeśli przyjdzie tu za parę minut i nie będziemy grzecznie siedzieć na swoich miejscach, to w te pędy wrócimy do domu.
- Ogarnij się już - pouczył mnie kolega, gdy wyszła. Widać było, że jej ostrzeżenie zrobiło na nim wrażenie. Taka jest między nami różnica. Oboje jesteśmy pewni siebie, tyle że on za pomocą tego chce zostać wspaniałym czarodziejem, a mnie wszystko jedno.
* Beauxbatons *
Wreszcie dojechaliśmy. Z radością rozprostowałem kości i zrzedła mi mina, gdy wpakowali nas do powozów. Wracamy do punktu wyjścia. Na szczęście ta część trasy minęła szybko i po półgodzinie wszyscy uczniowie stanęli przed gmachem Beauxbatons.
David, Clarisse?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz